Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ CZTERNASTY


                Jakub Miller nie został miło powitany w Avonlea.

Domyślił się, że Billy Andrews powiedział wszystkim o jego orientacji, a plotki szybko się rozeszły. Wiedział to po tym, jak ludzie posyłali mu pełne obrzydzenia spojrzenia. Jakub poczuł ciężar na piersi. Zawsze był przez wszystkich lubiany. To z nim prowadzili dyskusje, to jemu posyłali uprzejme uśmiechy. Nigdy nie zachowywali się w taki sposób.

Diana, Ania i Cole wrócili w powozie rodziny Barry. Jakub nie był tam mile widziany. Gilbert Blythe czekał na peronie ze wściekłą miną.

– Dlaczego powiedziano mi, że nie mogę już się przyjaźnić z Dianą? – zapytał Jakub, wsiadając na grzbiet konia.

– Wszyscy w Avonlea wiedzą, że podobają ci się chłopcy – odparł powoli brunet. – Nie akceptują tego.

A serce Jakuba stanęło.

– Och.

Tylko tyle był w stanie z siebie wykrztusić. Co miał powiedzieć? Nigdy wcześniej nie znalazł się w takiej sytuacji. Miał w głowie mnóstwo myśli, a jego serce mocno waliło o żebra. Nie wiedział, co powinien zrobić. Co było dobre, a co było łatwe?

– Jakubie, wszystko dobrze?

– Tak. – Kiwnął głową. – Wszystko dobrze.

Nic się nie działo, dopóki nie dotarli do domu w tym samym czasie co listonosz. Podał Gilbertowi listy, po czym posłał Jakubowi ostre spojrzenie.

– Jesteś obrzydliwy.

Wtedy Jakub poczuł ślinę mężczyzny na swojej twarzy.

– Ej, to było bardzo niegrzeczne – sprzeciwił się Gilbert. – I niepotrzebne. Powinno być panu wstyd, że potraktował pan w taki sposób piętnastoletniego chłopaka.

Dorosły jedynie prychnął, odjeżdżając na swoim koniu. Blythe szybko odwrócił się do swojego przyjaciela i otarł jego twarz wyciągniętą z kieszeni ściereczką.

– Jakub, ja...

– To nic – szepnął szatyn łamiącym się głosem. – Nic mi nie jest.

Gilbert przez chwilę stał bez ruchu, zanim przyciągnął Jakuba do uścisku. Ten zamknął oczy, również obejmując go ramionami. Nagle wszystko stało się zbyt trudne do zniesienia, a on zaczął płakać. Brunet również przymknął powieki, gładząc go po plecach.

– Tak mi przykro – powiedział cicho, opierając podbródek na jego głowie. – Nie zasługujesz na to.

Drugi chłopak nie odpowiedział, ponieważ nadal płakał. Nawet nie wiedział, jak długo tam stali. Wiedział tylko, że Gilbert bez wahania trwał u jego boku, dopóki nie poczuł się lepiej.

Jednak Jakub nie wiedział, czy kiedykolwiek poczuje się lepiej.





                – Opowiedz to jeszcze raz!

Cole przewrócił oczami na słowa dziewczyny idącej obok niego. Janka Andrews bardzo cieszyła się, że Cole i Jakub w końcu wyznali sobie, co do siebie czują, a w dodatku się całowali.

– Opowiadałem to już pięć razy. To nic takiego.

– O nie. – Sapnęła brunetka. – Cole, to robi ogromną różnicę. Pokazujesz ludziom, że dobrze jest być innym. Że to okej, jeśli nie są hetero.

– Źle mnie zrozumiałaś. To Jakub.

– Oj, ucisz się. – Splotła ze sobą ich palce i oparła się o jego ramię. – Zmieniacie świat i nawet o tym nie wiecie.

– Czy ktoś już ci powiedział, że jesteś cudowna?

– Właściwie to kilka osób. Między innymi twój chłopak.

– Nie jest moim chłopakiem.

Janka kiwnęła głową.

– Najpierw muszę ci coś powiedzieć. Chodzi o Jakuba i nasze miasteczko.





                Jakub stał przed budynkiem szkoły, jego dłonie były spocone, a serce mocno biło.

Dobrze czy łatwo? Dobrze czy łatwo? No dalej, Jakubie, nie możesz zapomnieć, kim jesteś.

Wziął głęboki oddech, wchodząc po schodkach i otwierając drzwi. Zawiesił płaszcz na wieszaku, nim wszedł do klasy. Odetchnął z ulgą, kiedy Janka Andrews rzuciła mu się w ramiona.

– Tak bardzo cię kocham, Jakubie. Proszę, nie przestawaj przychodzić do szkoły.

Chłopak delikatnie się uśmiechnął i również ją przytulił.

– Kto mówił, że nie przyjdę?

– Moja mama powiedziała, że to byłoby szokujące, gdybyś wrócił po tym, jak mieszkańcy zareagowali – wytłumaczyła. – Nie pochwala tego, ale ja mam inne zdanie. Jesteś sobą i to cudownie.

– Mówiłem ci już, jak bardzo cię kocham? Bo ty, Janko Andrews, jesteś prawdziwym błogosławieństwem.

Uniosła kąciki ust, po czym złapała go pod ramię i weszła razem z nim do klasy, jednak po drodze zatrzymał ich jej brat.

– Billy, nie – ostrzegła go.

– Janko, odejdź od niego. Jest dziwakiem.

– Jest moim przyjacielem. I jest dla mnie milszy niż ty, więc nie.

Blondyn posłał jej spojrzenie, po czym chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą. Jakub zamknął oczy, biorąc głęboki oddech.

– Puść mnie! – pisnęła, próbując wyrwać się swojemu bratu. On jednak nadal mocno ją trzymał.

– Trzymaj się od niego z daleka, Janko.

– Puść mnie!

Jakub zrobił krok do przodu i zmierzył Billy'ego wzrokiem.

– Proponuję, żebyś wrócił na swoje miejsce, zanim zostaniesz pobity przez ho... – Kolejny krok. – Mo... – I kolejny, ale tym razem popchnął chłopaka. – Seksualistę.

Wziął głęboki oddech, a następnie usiadł, krzyżując ramiona na piersi. Obserwował, jak Andrews popycha Cole'a, który przez to jęknął. Wszyscy uczniowie zamilkli, a Jakub ponownie wstał, otrzymując ostrzegawcze spojrzenie od Janki.

– Ostrożnie, kumplu.

Na te słowa Jakub zacisnął szczękę. Cole podparł się na kolanie i pełnym bólu spojrzeniem popatrzył na swoje ramię.

– Dobrze się goi? – zapytał zmartwiony Gilbert.

– Powoli. Dzięki – odparł powoli Cole, po czym wyjął glinę i zaczął ją ściskać. Jakub zajął miejsce obok niego.

– Cole – wydusił, opierając dłoń na jego ramieniu.

On jednak wstał i odszedł. Jakub obserwował go ze zbolałą miną, czując, jak jego serce się łamie.

– Hej – odezwał się Blythe. – Możesz dzisiaj siedzieć ze mną, okej?

Szatyn kiwnął głową, zbierając swoje rzeczy i stawiając je na odpowiedniej ławce. Następnie usiadł, wypuszczając drżący oddech.

– Wszystko będzie dobrze – zapewnił go przyjaciel.





                – Wzór na pole to połowa sumy obu podstaw pomnożona przez wysokość. To łatwe. Zaczynajcie – polecił pan Phillips.

Jakub zaczął wykonywać zadanie, obserwując, jak jego kreda sunie po tablicy.

– Uczeń, który skończy jako ostatni... – Nauczyciel na chwilę ucichł, dlatego Jakub przeniósł na niego wzrok. Ten już na niego patrzył, przez co szatyn od razu wrócił do pracy. – Pożałuje, że dzisiaj nie został w domu.

Nagle drzwi się otworzyły i wszyscy popatrzyli w ich stronę.

– Bash?!

– Sebastian!

– Dzień dobry. Bardzo przepraszam, muszę porozmawiać z Gilbertem i Jakubem.

Mężczyzna zrobił krok do przodu, lecz pan Phillips go zatrzymał.

– Proszę zostać w szatni.

– Matko, dorośnij. – Jakub pokręcił głową, udając się za Gilbertem w stronę Basha, który patrzył na nich skołowany.

– Sebastianie, co tutaj robisz?

– Wyglądasz okropnie – wtrącił Jakub.

– Jakiś ty miły, Jakubie.

– Nie jesteś tu mile widziany – odezwał się Billy, przez co wszyscy przenieśli na niego wzrok.

– Billy – ostrzegła go Janka.

– Próbował mnie zabić podczas świątecznego występu.

– Szkoda, że mu się nie udało – wymamrotał Miller pod nosem, a Gilbert szturchnął go łokciem.

– Jeżeli ktoś w tej klasie jest zagrożeniem, to jesteś nim ty, Billy – zauważyła Ania, wywołując u przyjaciela uśmiech.

– Nie opowiadałeś mi o Bagnie. Czy tam będę mógł pójść do lekarza?

Jakub zmarszczył brwi.

– Um, usiądź, zanim upadniesz – polecił mu Gilbert. – Raczej nie chciałbyś tam iść.

Mówiąc to, przyłożył mu dłoń do głowy.

– Masz gorączkę, Bash.

– Nie ma tu dla mnie lekarza. Tak powiedział ten mężczyzna.

Dwaj chłopcy przez chwilę milczeli, zanim w końcu go zrozumieli.

– Niewiarygodne.

– Znam lekarza w Charlottetown – przyznał Gilbert. – Od razu cię do niego zabiorę.

– Chcę iść do Bagna.

– Bash, to nie jest miejsce odpowiednie dla ciebie. Jest pozbawione praw, pełno tam biedoty i...

– I ludzi podobnych do mnie – dokończył za niego mężczyzna.

Jakub i Gilbert na niego popatrzyli, a pierwszy chłopak westchnął, przeczesując dłonią włosy.

– Przepraszam, zabiorę cię tam. Ale najpierw pojedźmy do lekarza, który ci pomoże.

Sebastian w końcu na to przystał.

– Nie marnujmy czasu. Jakubie, ty zostań, a ja się nim zajmę.

– Jak mam wrócić do domu? Sam widziałeś, jak traktowano mnie drodze do szkoły, mimo że byłeś obok. Co zrobią, kiedy będę sam?

– Niech Janka albo Ania cię odprowadzą. Muszę iść z Bashem.

Jakub powoli kiwnął głową, po czym wrócił na swoje miejsce. Czuł na sobie spojrzenia, które starał się ignorować. Normalnie sięgnąłby po rękę Cole'a, jednak on najwidoczniej był na niego zły.

Wziął głęboki oddech.

– Bądź odważny, Jakubie – wyszeptał cicho. – Bądź odważny...





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro