Rozdział XII
Dogoniłaś oddział za który byłaś odpowiedzialna. Ale nawet jeśli nie był to przypadek to po co dawał by ci lekarstwo? Na wszelki wypadek? Przezorność? A może kierował się czymś zupełnie innym? Z tych rozmyślań wyrwał cię głos młodego Hayakuyi
-Ej? Słuchasz mnie w ogóle?- spytał marszcząc brwi
- Huh? Wybacz zamyśliłam się- mruknęłaś spoglądając na niego kątem
-Coś często ci się to zdarza...powiedz. Ten idiota coś ci zrobił? A może powiedział?
-Nie, wszystko gra...
- Gdyby grało nie chodziłabyś z głową w chmurach
-Nie, po prostu myślę nad tym planem, nie jestem w stu procentach przekonana do niego. W szczególności, że mamy do czynienia ze szlachtą.- powiedziałaś trochę naciągając prawdę
- Martwisz się o to że zawalimy? Spokojnie! Wszystko będzie w porządku z resztą mamy tylko zbadać co jest w środku mam rację?
-I przy okazji załatwić wampiry, które nam przeszkodzą- dodałaś- prawdopodobnie będą bronić tego co jest w środku, więc nie chojrakuj i działaj w zespole. Czy wszystko jasne?
-Czemu tyko do mnie to było?
- Bo jesteś porywczy i jeszcze niecały miesiąc temu byłeś samotnym wilkiem- powiedziałaś wkładając dłonie do kieszeni. Yuu już nic ci nie odpowiedział i dobrze. Może w końcu zdał sobie sprawę z tego że jest to niebezpieczne i lekkomyślne? Po niecałych dziesięciu minutach marszu nareszcie podniosłaś dłoń na znak by wszyscy się zatrzymali. Zapadła kompletna cisza. Wychyliłaś się lekko zza gruzu. Odwróciłaś głowę i dałaś niemy znak by Tatsuya podszedł do ciebie. Zrobił to bezszelestnie. Szybko zorientował się po co go wezwałaś i dał ci to czego chciałaś a mianowicie lunetę. Przyłożyłaś ją do oka i chwilę łapałaś ostrość. Uniosłaś lekko brwi widząc dwóch arystokratów oraz inne słabsze wampiry. Skierowałaś lunetę trochę wyżej a mianowicie na jeden z opustoszałych budynków nieopodal. W zniszczonym wejściu widziałaś sylwetki swoich towarzyszy prowadzonych przez Gurena. Uśmiechnęłaś się lekko po czym podałaś lunetę blondynowi. Gdy tylko mu ją oddałaś warknęłaś cicho czując jak jasne światło cię oślepia. Zasłoniłaś oczy ręką i je zmrużyłaś. Mogłaś się tego po nim spodziewać. Guren specjalnie celował światłem w twoje oczy. Szybko wyciągnęłaś lusterko i odpowiedziałaś mu tym samym po czym wyskoczyłaś zza gruzu atakując. Reszta twojej grupy zrobiła to samo. Szybko otoczyliście przeciwnika. To samo zrobił Guren ze swoją grupą. Niektóre wampiry stawiały opór ale nie skończyło się to dla nich dobrze, gdyż za każdy niewłaściwy ruch zostawały ranione przeklętym orężem. Crowley opierał się o ciężarówkę z rękoma w górze za to Ferid zaklaskał w dłonie śmiejąc się dziwnie ciepło.
-Oh! Brawo! Jestem pod wrażeniem, że zdołaliście nas tak szybko pozbawić ucieczki- powiedział i zlustrował ciebie wzrokiem od stóp do głowy
-Milcz parszywy wampirze- syknęłaś przystawiając ostrze do jego szyi na co ten cofnął się o krok z rosnącym uśmiechem
-Oj, ktoś tu się chyba zdenerwował? Mam rację Crowley?
-Niestety muszę ci przyznać rację drogi przyjacielu- oznajmił wampir po czym opuścił ręce w z dłuż tułowia
-Miło, was widzieć w tak okazałym gronie, chociaż myślałem że będzie was troszeczkę....
-Milcz!- krzyknęłaś mierząc wampira morderczym spojrzeniem
-Mam dziwne wrażenie że ktoś tutaj nie lubi czekać- zaśmiał się po raz kolejny po czym spoważniał- trzy drużyny to za mało jak na taką liczbę ludzi- dodał po chwili i pstryknął palcami a dwa wampiry wyłoniły się zza gruzu by po chwili rzucić pod wasze stopy dwa nieruchome, zakrwawione ciała. Stałaś oniemiała. Wszelkie kolory schodziły ci z twarzy, z resztą nie tylko tobie innym też.
-Oj widzę, że ktoś tu wyszedł z wprawy podpułkowniku- powiedział Ferid i skinął głową. Crowley odebrał jasny sygnał i otworzył drzwi ciężarówki. Wszystkiego byś się spodziewała tylko nie kolejnych wampirów, które powoli zaczęły wychodzić z pojazdu. Ferid westchnął przeciągle i obrócił się wokół własnej osi. Stałaś i patrzyłaś na zbliżające się wampiry. Po raz pierwszy bałaś się. Zagryzłaś mocno dolną wargę a do twoich oczu napłynęły łzy. Byłaś teraz jednym z dowódców, musiałaś myśleć trzeźwo i podejmować racjonalne decyzje oraz dbać o to by informacje nie przedarły się w łapy wampirów, taka była twoja rola.
-Ogłaszam kod 284! - krzyknęłaś zamykając oczy. To była jedyna szansa na bezbolesną śmierć i dochowanie tajemnicy......
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro