Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49 - „Mimo wszystko... Bardzo cię kochałem"

Przed użyciem przeczytaj ulotkę lub skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą gdyż kazdy przeczytany rozdział zagraża twojemu życiu lub zdrowiu

————————                —————————

„Uwaga radzę się przygotować emocjonalnie na ten rozdział. Nie odpowiadam za ubytki na waszej psychice - miłego czytania po raz ostatni..." - Julka

Poprzednio:
Wybraniec trafił do miejsca, które okazuje się stacją King's Cross. Spotkał tam Dumbledore'a, który mówi mu, że jest to „przejście" między światem żywych a światem zmarłych. Długo rozmawiali na temat przeszłości Dumbledora, misji Harrego, horkruksów i Insygniów Śmierci. Na końcu rozmowy Harry postanawia wrócić do świata żywych, aby kontynuować walkę z Voldemortem.

Harry obudził się w Zakazanym Lesie i słyszał jak Bellatrix próbuje pomóc Voldemortowi, który ze złością odtrącił ją. Narcyza Malfoy na polecenie Czarnego Pana sprawdziła, czy Harry żyje i okłamała Voldemorta, by ratować syna. Czarny Pan zaczął się znęcać nad Harrym, który udając martwego odkrył, że Voldemort nie jest w stanie zrobić mu krzywdy. Załamany Hagrid został zmuszony, by zanieść Harry'ego do Hogwartu. Po drodze spotykają Centaurów, którym Hagrid wypominał tchórzostwo, za niewstawienie się do walki.

Hogwart był w ruinie. Reszta uczniów chowała się za murami szkoły. Ron i Hermiona niecierpliwili się zniknięciem Harrego. Dużo z nich sprawdzało stan poszkodowanych z walki, która odbyła się w nocy. Ciała uczniów leżały na ziemi przykryte gruzem. Zgniecione lub torturowane. Neville wyszedł przed szkołę, by pozbierać to co im zostało, zauważył tiarę przydziału, którą podniósł. Otrzepał brudne nakrycie głowy po czym jego uwagę przykuło zbiorowisko ludzi idących w ich stronę. Nie pomylił się, jego oczy spotkały się ze spojrzeniem Voldemorta, któremu uśmiech  nie schodził z twarzy. Zauważył jak się zatrzymują a za nim nagle pojawiło się więcej uczniów i nauczycieli. Harry leżał nieprzytomny w ramionach Hagrida. Levi stał przy swoim ojcu, wypatrywał obojętnym spojrzeniem ucznia, który zajmował mu myśli.

— Neville kto to jest? Kogo niesie Hagrid? — Ginny powiedziała w stronę chłopaka załamującym się głosem.

— Harry Potter nie żyje! — oświadczył zadowolony Voldemort.

— Nie! — chciała pobiec w stronę wybrańca, ale Arthur ją zatrzymał.

— Cisza! Ty głupia dziewczyno — uśmiechnął się pokazując ostre zęby — Harry Potter nie żyje.

Draco poczuł, jak zaraz może stracić przytomność, zrobiło mu się słabo. Czy naprawdę wybraniec... ten silny i niezwyciężony złoty chłopiec gryffindoru zginął? Jak to możliwe... kto teraz pokona tego potwora. Czy będzie miał po tym wszystkim okazje porozmawiać z Levim i użyć Dificus?

— Czas się określić i wybrać strony. Możecie do mnie dołączyć lub umrzeć — wskazał na nich różdżką.

— Draco — Narcyza szepnęła do swojego syna — chodź Draco.

— Draco... chodź do nas — Lucjusz wystawił rękę w jego stronę.

Katia zauważyła, jak blondyna przechodzą dreszcze a on sam powstrzymuje łzy. Złapała go za rękę i zmusiła, by ten popatrzył w jej stronę. Widziała w jego oczach strach, czuła, że musi mu okazać wsparcie. Ku jej zdziwieniu chłopak się nie ruszył. Stał przy niej i tylko mocniej ścisnął jej rękę. Dzięki temu poczuł się lepiej. Zraz po tym spojrzał w stronę Leviego, na jego twarzy było widać niezadowolenie, zazdrość i gniew. Nie potrafił uwierzyć w to, że Malfoy nie dołączył do rodziców, nie pamiętał go dobrze, ale skoro był dla niego ważny wolał mieć go przy sobie.

— Zdrajca — Lucjusz wycofał się w tłum.

Neville zrobił krok do przodu zgłaszając się na kolejnego. Nie chciał dołączyć do Voldemorta za żadne skarby świata. Poczuł strach, ale nie wycofał się. Podszedł bliżej Czarnego Pana po czym opuścił rękę w której była tiara przydziału.

— Miałem nadzieje na kogoś lepszego — zaśmiał się a za nim cała reszta — A ty kim jesteś młodzieńcze?

— Neville Longbottom — znowu było słychać śmiech smierciozercow.

— Wiesz Neville napewno znajdzie się miejsce dla ciebie w naszych szeregach... — nie dokończył bo brunet mu przerwał.

— Chciałbym coś powiedzieć.

— Dobrze chłopcze, napewno wszyscy oczekujemy z niecierpliwością na to co masz nam do powiedzenia.

— Nie ważne, że Harry nie żyje.

— Wracaj Neville — wydarł się jeden z uczniów.

— Ludzie giną codziennie, przyjaciele, rodzina... tak straciliśmy Harrego, ale jest z nami... tutaj — wskazał na swoje serce — i Fred i Remus, Tonks i pozostali. Nikt o nich nie zapomni. O tobie tak — na twarzy Voldemorta było widać przerażający uśmiech — Bo się myślisz, serce Harrego biło dla nas, dla wszystkich... to jeszcze nie koniec! — wyjął miecz z czapki.

W tamtej chwili Harry zrzucił się z ramion Hagrida i wstał. Draco rzucił różdżka w jego stronę przez co miał czym się bronić. Użył confringo na nagini, ale niestety nic to nie dało więc zebrał się do ucieczki. Biegł tak szybko jak tylko mógł a za nim wybuchały kolejne zaklęcia. Śmierciozercy zaczęli uciekać. Levi zauważył ucieczkę Lucjusza i Narcyzy. Zostawili Draco samego na pewna śmierć. Jego ojciec został i pobiegł za innymi, by toczyć z nimi walkę. Parker nie zrobił tego co oni lecz dyskretnie podszedł w stronę Draco i Kati. Wszystko działo się nie po jego myśli, blondyn miał uciec z rodziną i być bezpieczny. Dlaczego on zawsze musiał wszystko utrudniać.

— Dlaczego zostałeś? — spytał prawie obojętnym tonem.

— Levi... — Katia nie dowierzała temu, że widzi go na swoje oczy po tak długiej przerwie.

— Uciekajcie stąd — wskazał na różdżkę.

— Nigdzie nie idę bez ciebie — złapała go za rękę.

— Będziesz musiała, muszę zostać. Nie chce zostawić ojca samego... — przypomniał sobie o Lisie.

— Razem damy radę, wiem, że mnie nie pamiętasz, ale możesz na mnie liczyć Levi — złapał go za ramie po czym odrazu się odsunął.

— Draco... — spojrzał w jego oczy w których było widać przerażenie — Chodźcie... pomóżcie innym ja znajdę ojca... — zagonił ich w stronę wejścia do szkoły.

Tak 3 przyjaciół rozdzieliła się i udała w inne strony. Katia pomagała Molly i Ginny przy Bellatrix, która jak to się można było domyśleć nie była łatwa do pokonania. Wszystko szło po ich myśli, ale wiedźma rzuciła w stronę rudowłosej crucio na co ta upadła na ziemie. Molly nie była długo dłużna i użyła tak potężnego zaklęcia, które zamieniło Bellatrix w proch. Krukonka była zaskoczona takim obrotem spraw i pomogła Weasley wstać. Levi szukał swojego ojca, ale niestety nigdzie go nie znalazł. Jak to możliwe, że nagle zniknął w powietrzu. Tak bardzo chciał zabić Harrego, co jeżeli... nie przecież nie przeciwstawił, by się Voldemortowi. Już nie był posiadaczem czarnej różdżki przez rozbrojenie. Bitwa ponownie wybuchła i przeniosła się do Wielkiej Sali. Skrzaty domowe prowadzone przez Stworka wyszły z kuchni i zaczęły walczyć. W końcu na nogach zostaje tylko Voldemort walczący z Minerwą, Horacym i Kingsleyem. Gdy Bellatriks została zabita przez Molly, Harry ujawnił swoją obecności i ogłosił, że chce samodzielnie walczyć z Voldemortem. Przed pojedynkiem krążyli wokół siebie, Harry wyjaśnił Czarnemu Panu, że to nie on jest prawowitym właścicielem Czarnej Różdżki i proponował, by zrezygnował. Voldemort odmówił i padł martwy zaraz po rzuceniu pierwszych zaklęć. Malfoy podszedł do Harrego, który nie miał siły wstać. Chciał mu pomóc, ale nie zauważył osoby za sobą.

— Nie! Ty zdrajco! — William skierował różdżkę na Draco — Avada Kedavra!

Poczuł dziwny impuls, który kazał mu to zrobić, stanął przed Draco i przyjął na siebie zaklęcie rzucone przez mężczyznę.

Draco spojrzał przed siebie, zdziwiło go dlaczego nie poczuł zaklęcia. Chwila jak on dalej myśli? Zauważył na ziemi postać. Wstał powoli odsuwając się od Harrego. Podszedł bliżej, jego serce szalało, kucnął obok chłopaka. Teraz już widział kto go uratował. Kto ocalił mu życie. Poczuł napływające łzy, złapał ciało chłopaka i spojrzał na jego buzie. Chciał krzyczeć, chciał zrobić coś, by mu pomóc. Ale jak pomoc komuś kto już nie żyje? Nie zdążył mu powiedzieć o swoich uczuciach...

— Draco?... — zauważył ciało chłopaka i rozemocjonowanego blondyna.

— On nie żyje... — ścisnął ciało Leviego.

— Przykro mi... — kucnął obok Draco i położył rękę na jego ramieniu.

— To nie może być prawda! To nie tak miało się skończyć! — wpadł w histerie — obudź się! Obudź! Przepraszam! Nie zostawiaj mnie!

— Dlaczego krzyczycie? Przecież wygraliśmy —uśmiechnęła się w ich stronę po czym zauważyła, że oboje kucają.

— Zabiłeś swojego własnego syna! — podbiegł do mężczyzny.

— Co... jak ty żyje- — nie dokończył bo rozszerzył oczy widząc ciało swojego dziecka — Synu! — chciał do niego podbiec, ale Harry go zatrzymał.

— Nie zblizaj się do niego — popatrzył z nienawiścią w oczy mężczyzny.

— Levi! — upadła na kolana, gdy zauważyła, że jej przyjaciel jest nieprzytomny.

— Katia... — chciał ją dotknąć, ale ta odepchnęła jego rękę.

— Szybko musimy mu pomóc! Do skrzydła szpitalnego! — łzy zaczęły spływać po jej policzkach.

— Katia... on nie żyje — powiedział siedząc obok niej — nie możemy mu pomóc... — złapał ją za nadgarstki i przytulił.

Krukonka długo próbowała się wyrwać, chciała jeszcze raz zobaczyć swojego przyjaciela. Miała mu tyle do powiedzenia. Wtuliła się w koszule Draco i zaczęła ją moczyć swoimi łzami. Dlaczego akurat Levi musiał się poświęcić? Dlaczego on. Nie zdarzyła mu powiedzieć co czuje. Jak tęskni i jak chce powrotu ich przyjaźni. Czy gdyby go zatrzymała wtedy w hogwarcie dalej podzieliłby taki los? Diana widząc nieprzytomnego Leviego wtuliła się w Olivera. Chłopak nie wiedział co ma zrobić, czuł się dziwnie. Nie znał za dobrze ślizgona, ale nie zasługiwał na to co go spotkało. Pogłaskał głowę Diany i pozwolił jej się wypłakać w jego tors. Jack poczuł, że świat jest niesprawiedliwy a Parker nie powinien umrzeć. Nie przepadał za nim a nawet się go bał, ale mimo wszystko wolałby żeby żył. Ivana bardzo zabolała śmierć Parkera, od kilku dni stał się dla niego naprawdę dobrym przyjacielem... a teraz. Już nigdy nim nie będzie.

Draco długo jeszcze siedział przy Levim, razem z Katią. Zaczęli rozmawiać o tym jak się czują. Draco cały czas patrzył na twarz Parkera. Jak to się stało? Dlaczego go uratował skoro go nienawidził? Czy jednak kłamał na temat swoich uczuć? Nigdy się nie dowie... nie zdarzył powiedzieć mu prawdy. Jak mógł to tak odwlekać. Głupia duma mu nie pozwalała, a teraz co? Teraz już nie będzie miał okazji. Przejechał dłonią po jego zimnym policzku i nachylił się, złączył ich usta w pocałunku ten ostatni raz... Podniósł chłopaka na ręce i zaniósł do środka budynku. Chciał jeszcze raz popatrzeć w jego oczy, ale wiedział, że już nigdy nie będzie miał takiej okazji.

****

Była noc tego dnia, Draco stał oparty o barierki na wieży astronomicznej. Zastanawiał się jak długo się spada i jak długo będzie czuł ból. Niebo było oświetlone przez blask księżyca. Przypomniał sobie o wszystkich chwilach z Parkerem. O ich pocałunkach, o tych głupich niezręcznych chwilach. O wszystkim, tak za nim tęsknił. Nie będzie miał już okazji powiedzieć mu co czuje, już nigdy nie będzie mógł mu o tym powiedzieć. Żałował tego, iż jest tchórzem. Nie chciał żyć bez niego, ale nie miał na tyle odwagi, by tak po prostu odejść z świata. Levi chciałby żeby on żył, żeby cieszył się każdym dniem, żeby znalazł sobie kogoś na resztę życia. By pokochał kogoś innego tak jak jego. To nie było wykonalne, skradł jego serce... ale blondyn sam się do tego nie chciał przyznać. Wyczuł czyjaś obecność obok siebie. To była Katia, czego ona znowu od niego chciała? Spojrzał w jej stronę, dziewczyna dalej była zapłakana i się trzęsła. Zauważył, że trzyma coś w ręce. Zaczął się zastanawiać co to może być.

— Draco... — podeszła bliżej i stanęła obok blondyna patrząc w niebo i ściskając mocniej kartkę.

— Tak? — spojrzał pytająco w jej stronę.

— Kochałeś go? — zrobiła przerwę — Kochałeś go tak szczerze? — zagłębiła się w jego spojrzeniu.

— Bardzo... — znowu poczuł łzy w swoich oczach.

— On ciebie też — ścisła jego ramię.

— Skąd to możesz wiedzieć, nie zdążyłem się go o to zapytać — posmutniał.

— P-przeczytaj to... — podała mu skrawek kartki, który trzymała.

— Co to jest? — zabrał od niej papier.

— Zostawić cię samego? — spojrzała jeszcze raz na przedmiot.

— Jakbyś mogła — wrócił wzrokiem na kartkę i zaczął ją otwierać.

— Wrócę później — wyszła zostawiajac go samego.

Katia zeszła na dół i spotkała przed wejściem Madison. Zdziwiła się obecnością swojej siostry, ale przez to jak się czuła zapomniała o żalu do niej. Przytuliła dziewczynę i znowu rozpłakała. Madison nie wyglądała wcale lepiej, miała duże oparzenia przez zaklęcie, które rzuciła w pokoju życzeń. Nie umiała się pogodzić ze śmiercią Leviego, był dla niej kimś ważnym. Żałowała tych gierek z chłopakiem. Pogłaskała delikatnie dłonią włosy brunetki i popatrzyła jej w oczy.

— Katia... ja przepraszam — powiedziała patrząc na zapłakaną siostrę.

— Już dobrze Madi, ja już nie chce się kłócić... wybaczam ci — mówiła bardzo cicho.

— Chodź tu... — było jej smutno przez to co czuje jej siostra i przez to co się stało, znowu objęła krukonkę w swoich ramionach a sama pozwoliła, by łzy spłynęły jej po policzkach.

****

Draco zastanawiał się co może być zapisane na kartce, którą dostał od Kati. Nie spodziewał się tego. Jego oczy znowu się zaszklily i poczuł gule w gardle. Kilka łez rozmazało atrament. Skupił się na tekście:

Blondyn... ten który zamieszkał w mojej głowie i skradł serce.
Pamiętam jak poznałem go pierwszy raz w pociągu, wydawał się być tak nieczuły. Później dostaliśmy dormitorium ze sobą.

Byłem szczęśliwy, czułem do niego coś więcej niż przyjaźń. Jakimś sposobem zostaliśmy parą, przez głupi wygłup Parkinson, za co byłem jej naprawdę wdzięczny.

Ten prawie rok u jego boku był najlepszym w moim życiu. Draco pomagał mi przeżyć te wszystkie okropne chwile. To dzięki wspomnieniom z nim potrafiłem wyczarować patronusa.

Gdy dowiedziałem się, że cały mój piękny sen był tylko zaplanowaną intrygą, znienawidziłem tego ślizgona. Każde jego spojrzenie było dla mnie torturą. Nie chciałem spojrzeć w jego oczy, odezwać się do niego.

Z biegiem czasu moja nienawiść malała, a w jej miejscu pojawiła się tęsknota. Nie potrafiłem pokochać kogoś innego tak samo jak tego chłopaka. Chciałbym mieć tyle odwagi, by porozmawiać z nim o tym wszystkim.

Jak mam mojemu ukochanemu wyznać uczucia? Tęsknota tak bardzo pochłania moje serce, nie widziałem Jego uśmiechu już od mięsięcy. Nie wyobrażam sobie jak przeżyję kolejny dzień bez Jego niebieskoszarych i głębokich jak ocean oczu.

Nawet polana usłana kwiatami nie jest w stanie zastapić mi choć jednego przychylnego spojrzenia z jego strony... Czułem się zagubiony, zatracony w tym wszystkim. Musiałem robić okropne rzeczy i nikt nie pytał mnie o moje zdanie. Oczekiwali ode mnie posłuszeństwa.

Bałem się zawieść ojca, zawieść Voldemorta. Czułem obawę przed nimi, co jak zechcą kiedyś skrzywdzić Draco?
Biję się z myślami, że całe życie przyjdzie mi spędzić bez niego. Ten wpis byłby moim pogrzebem, a kilka kolejnych dni powolną śmiercią. Jakże przyjemnie jest mieć przed sobą Jego zdjęcie i wpatrywać się w nie godzinami, a jeszcze przyjemniej byłoby mieć go.

Uprzedniego dnia, otworzyłem okno ujrzałem za nim Tego blondyna. Nie było tam nikogo, a moja wyobraźnie poczęła mi płatać takie nieznośne figle. To źle z Jego strony rozkochiwać mnie w sobie, a potem wystawiać na tak okrutne cierpienie.

Kilka dni u jego boku, kilka uścisków, a potem oczekiwanie aż powróci w moje ramiona.

Kochany mój, wróci kiedyś do mnie? Wróci i ogrzeje moje zlodowaciałe serce. Wróci, Ja ciągle będę oczekiwać. Nie odejdę z tego świata bez naszego ostatniego pocałunku.

Zagapił się w tekst. To wyglądało jak kartka z jakiegoś pamiętnika Leviego. Poczuł ten ból znowu, znowu widział, że go stracił. Mimo to lekko się uśmiechnął do papieru po czym spojrzał na nocny krajobraz. Szepnął „też cię kochałem" i pozwolił łzą wypłynąć ze swoich oczu. Smutek jest naturalną odpowiedzią na stratę. Jest to proces rozciągający się w czasie, w jego skład wchodzi cała gama różnych uczuć, myśli, zachowań i fizycznych wrażeń, smutek często odnosi się do emocjonalnej odpowiedzi na śmierci ukochanej osoby.
Smutek, żałoba, poczucie opuszczenia często wymienia się obok siebie, jednakże, ich znaczenia są nieco inne. Smutek jest odpowiedzią na doświadczenie utraty kogoś lub czegoś. Żałoba jest zewnętrznym okazaniem tego smutku. Żałoba jest również określana jako proces adaptowania się do straty i przyzwyczajania się do braku kogoś bardzo ważnego. Poczucie opuszczenia odnosi się do stanu cierpienia wynikłego ze straty i doświadczeń po śmierci ukochanej osoby.
Postanowił odpisać na jego notatke z tylu kartki, zabrał do ręki pióro i atrament i zaczął:

Levi, właśnie się uśmiechnąłem pisząc twoje imię. Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie w pociągu.

Wiesz może to teraz nieistotne, ale twoje zniknięcie dało mi wiele do myślenia.

Wtedy doszedłem do wniosku, że jestem niezwykle słaby. Bałem się wszystkiego, uczuć, ludzi, kolejnych dni.

Nie chciałem się przywiązywać, wiedząc, że pewnie coś zepsuje, lub jak zwykle stracę. Z tobą jednak mi nie wyszło.

Widziałem, że w przeciwieństwie do mnie, ty się martwiłeś. Przejmował cię mój los, chciałeś być obok nawet jeśli to ignorowałem.

Wybacz, że pokazałem się z tak złej strony i tak wykorzystałem twoje uczucia. Zaskoczyłeś mnie swoim wyznaniem, chodź w pewien sposób czułem podobnie.

Bałem się tylko to przyznać, nie chcąc cię skrzywdzić. Wiedziałem, że jestem beznadziejną partią i powinieneś znaleźć kogoś lepszego na moje miejsce.

Mimo wszystko bardzo cię kochałem...

Odejście bliskiej osoby to jedno z trudniejszych doświadczeń w naszym życiu. Nigdy na to nie jesteśmy przygotowani. To również takie doświadczenie, które wymyka się z naszego wpływu i kontroli. Być może w tym kontekście pojawia się poczucie winy, wyrzuty sumienia. To, że Chłopak płacze na wspomnienie ukochanego nie jest czymś czego powinien się wstydzić. Być może nawet gdyby ujawnił swoje uczucia na zewnątrz nikt nie traktowałby tego poważnie.

****

Ciemność. Czerń i strach, to wszystko co udało mu się zobaczyć. Musiał go uratować, musiał nie wybaczyłby sobie gdyby coś stało się blondynowi. Jak to ma teraz wyglądać? Co dzieje się po śmierci? Zobaczył światło w tunelu ciemności. Ludzie zawsze mówią nie idź w stronę światła, ale to był Levi, który był ciekawy wszystkiego. Poszedł w stronę jasności po czym nagle otworzył oczy. Rozejrzał się, jakim cudnem on żyje? Gdzie się znajduje? Zauważył żółte ściany i białe drzwi przed sobą. Spostrzegł gips na swojej nodze i brak czucia w ręce. Widział ramę łóżka. Czy on się znajdował w szpitalu? Ledwo mógł coś zobaczyć, czuł, że jego powieki są ciężkie. Chciał się podnieść, ale nie miał na to siły. Zagapił się w sufit analizując co się właśnie stało. Gdzie Draco, czy napewno jest bezpieczny? Czy zdoła go kiedyś jeszcze zobaczyć? Ile on by dał żeby zobaczyć teraz reakcje blondyna. Rozmyślał nad sytuacja w której się znalazł aż jego spokoju nie przerwał głośny huk otwierania drzwi. Nie zdążył zobaczyć jak i kto, ale już stała przy nim.

— Levi! Obudziłeś się — łzy szczęścia spłynęły po jej policzku.

— Kim jesteś... — złapał się za głowę — gdzie ja jestem?

— Lekarze mówili, że możesz mieć problemy z pamięcią — posmutniała — jestem Victoria, twoja dziewczyna — dotknęła swoją ręką policzka chłopaka.

— Nie rozumiem... a hogwart? Gdzie on jest? —wystraszył się.

— Hogwart? — zdziwiła się jego pytaniem.

—!Nie wiesz co to? — przeraziły go jej słowa.

— Kojarzę... to ta szkoła magi prawda? — uśmiechnęła się.

— Tak! Wiesz jak się tam dostanę? Muszę wrócić —ucieszył się.

— Levi... hogwart nie istnieje. Za dużo się naczytałeś Harrego Pottera czy jak? — zaśmiała się.

— C-co — uśmiech zszedł mu z twarzy i popatrzył pytającym wzrokiem na dziewczynę — Harrego Pottera?

— No tak, ta popularna książka o chłopaku z blizną — usiadła obok jego łóżka.

— Nie rozumiem... to wszystko to był tylko sen? —rozszerzył oczy.

— Już wszystko dobrze — złapała go za rękę —!Wpadłeś pod ciężarówkę; cudem przeżyłeś. Leżysz w śpiączce już od dobrych 2 miesięcy. Bałam się, że już nigdy się nie obudzisz.

— Masz te książki? — zmienił temat.

— Tak, mam — zaskoczyło ją jego pytanie.

— Przyniesiesz mi je? Nie mam co robić w skrzy- znaczy w szpitalu. Chciałbym je przeczytać — wymusił uśmiech.

— Pewnie, że ci je dam. Odpocznij sobie ja zawołam lekarza. Muszą cię zbadać — wstała i udała się do wyjścia. Zostawiajac Leviego samego z własnymi myślami.

To nie może być prawda. Hogwart nie istnieje? A co z Draco? Czy on też nigdy nie... nie chciał o tym myśleć. Może to wszystko to jedna wielka klątwa? Jak się z niej wydostać. Czy będzie mógł jeszcze kiedyś wrócić do hogwartu? Jakie książki... o czym ta dziewczyna mówiła. Dlaczego jej nie pamięta skoro są niby razem? To wszystko było podejrzane. Postanowił grać dobra minę do złej gry.

****

Wyszedł ze szpitala kilka dni później, miał skierowanie na badania i lekarz, ale się tym nie przejmował. Podczas tych dni przeczytał kilka części Harrego Pottera. Nie rozumiał jak, ale to było właśnie jego życie, życie za którym tęsknił. Po przeczytaniu zaczął szukać informacji w jak to mówili mugole „internecie" Jeszcze nie rozumiał dokładniej jak to działa. Podobno wpisujesz w „Google" frazę której szukasz i wyskakują ci wyniki. Wpisał pełno pytań.
Siedział w swoim pokoju, zastanawiało go to wszystko. Jego ojciec tutaj był taki miły, czuły i kochany. Nie porównywalny do Williama którego znał. Dowiedział się, że nie ma siostry. W takim razie gdzie jest Lisa? Leżał oparty o framugę łóżka przeglądając coś w laptopie. Nie ufał w nic co znalazł. Według internetu hogwart nie istniał. Był tylko wymyśloną szkołą przez pewną pisarkę. Jego świat się zawalił a on nie chciał uwierzyć w to co widzi. Po tym, gdy zapisał „Jak dostać się do hogwartu" wyskoczyła mu strona, na której ludzie proponują shifting.

— Shifting... — powiedział sam do siebie pod nosem.

— Levi... tak sobie pomyślałam, może wyjdziemy na chwilę na spacer? — dziewczyna stanęła w progu drzwi jego pokoju.

— Pewnie już idę — wstał z łóżka i przepuścił dziewczynę w drzwiach, cały czas myślał o tym co stało się, gdy był nieprzytomny.

Szli już jakiś czas w ciszy, chłopak nie chciał niczego mówić a blondynka to uszanowała nie pytając o więcej. Przed nimi zachodziło słońce i oświetlało ich twarze. Zatrzymali się na małym pomoście przy jeziorze. W wodzie było widać piękny odbity krajobraz. Levi poczuł się lepiej, to miejsce dawało mu dobrą energię i zdawało mu się, że je kojarzy. W głowie jednak nie potrafił pogodzić się z myślą iż całe jego życie w hogwarcie było nieprawdą, a Draco Malfoy nie istnieje. Oparł się rękami po bokach i odchylił głowę mocno do tylu. Dziewczyna położyła głowę na jego ramieniu i cicho wyszeptała mu do ucha.

— Cieszę się, że już wszystko z tobą dobrze — delikatnie się uśmiechnęła.

— Chyba miałaś racje, to była tylko moja głupia wyobraźnia — myślał na głos — nigdy się w nim nie zakochałem... — rzucił kamieniem w wodę, a ten wywołał duży plusk w tafli jeziora, ten kamień był jak jego „związek z Draco", chciał o nim zapomnieć i zostawić na dnie. Skupić się na „prawdziwym" życiu, którego nie pamięta. To była tylko miłość a odrzucił ją ślizgon którego kochał... chłopak, który nie istnieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro