Rozdział 46 - „Złamałeś mnie"
Uwaga rozdział może spowodować napad niekontrolowanych emocji - Julka
Poprzednio:
— Nie zrobiłeś tego — poczuł łzy w oczach, ale nie pozwolił im spłynąć.
— Jeszcze nie, chłopak jest dla mnie wart więcej niż ci się wydaje — odsunął się od niego.
— Dziękuje — odetchnął.
— Nie pozwala mi cię skrzywdzić, ale zostaniesz z nami jeszcze chwile prawda?
— Mogę odejść... — cofał się do drzwi ale Ivan złapał go za ręcę.
— Petrficus Totalus — rzucił zaklęciem w blondyna a ten stracił przytomność.
Draco obudził się w jakimś pokoju, nie rozpoznał go chociaż był w „swoim domu" Siedział na kanapie i próbował przypomnieć sobie co się stało. Ten idiota Ivan go oszukał... wcale nie chciał zaprowadzić go do chłopaka, tylko sprawić, by miał problemy. Wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu, nie było w nim nic więcej, niż kanapa, stolik i wielkie drzwi na wprost chłopaka. Zobaczył, jak się uchylają, więc spokojnie usiadł na swoje miejsce i czekał aż „tajemnicza osoba" sama wejdzie do środka. Madison oparła się o drzwi i zmierzyła ciekawskim wzrokiem blondyna na przeciwko siebie. Podeszła kilka kroków bliżej i stanęła tuż przed nim patrząc na niego z góry.
— Draco Malfoy — stwierdziła.
— Może ty się przedstaw z łaski swojej — był zirytowany.
— Przyszła Parker — zaśmiała się — Madison.
— Tak? Parker, by nawet na ciebie nie spojrzał, w co ty wierzysz — wywrócił oczami.
— Ah No tak, jesteś zazdrosny — usiadła obok.
— Nie jestem — skłamał.
— Zresztą nieważne, nie przyszłam tu na pogaduchy o Levisiu. Równie dobrze mogę do niego wrócić — spojrzała na blondyna.
— Nie ważne, chce z nim porozmawiać — powiedział siląc się na spokojny ton.
— Pewnie, jasne, że porozmawiacie — uśmiechnęła się.
— Tak? — zdziwił się.
— Tak głuptasie — poklepała go po głowie i wstała.
— Nie wierze ci — spojrzał na dziewczynę przed sobą.
— Słusznie — przejechała językiem po zębach — to byłby twój błąd.
— Chce już stąd wyjść... sam go znajdę — starał się brzmieć pewnie, ale zauważył, że zabrano mu różdżkę.
— Tego szukasz? — wyjęła jego własność zza pleców.
— Oddaj ją, jest moja! — uniósł się.
— Imperio! — rzuciła na ślizgona przed sobą — teraz możecie rozmawiać... — powiedziała pod nosem.
— Co mam zrobić... — czuł, jak traci kontrole nad własną świadomością.
— Znajdź Parker'a... porozmawiajcie — uniosła brwi i otworzyła drzwi przez, które Draco wyszedł.
Draco starał się opanować myśli, które zaczął nagle mieć, nie potrafił był słaby. Oddał całkowitą kontrole Madison. Podszedł do drzwi za którymi czekała osoba za, którą tak tęsknił. Otworzył je delikatnie i wszedł do środka. Ich spojrzenia się spotkały, Malfoy lekko się uśmiechnął, ale Parker miał obojętny wraz twarzy.
— Daruj sobie, Ivan — powiedział w przestrzeń.
— He? — spojrzał na niego dziwnie — Głupi jesteś? To ja Draco — podszedł bliżej niego.
— Jasne, myślisz, że znowu się nabiorę? Nie mało ci było crucio? — zakpił.
— Jakich crucio... — zmieszał się — Musiałem tu przyjść... przyjść mimo tej zdrady. Chciałem cię zobaczyć, Parker — powiedział cicho.
— Tak? — podszedł do niego i ruchem różdżki sprawdził czy to nie ktoś pod postacią eliksiru wielosokowego — to naprawdę ty... — ucichł po tych słowach i błądził wzrokiem po twarzy draco.
— No mówiłem ci to ty kretynie od samego początku —delikatnie się do niego uśmiechnął.
— Draco! — przytulił go nie pozwalając mu się odepchnąć — to naprawdę ty! — ucieszył się po czym jego oczy zaszły łzami, przypomniał sobie ich związek.
— Trochę za tobą tęskniłem, wiesz? — oderwał się od niego i złapał ręką jego szyje przyciągając jego twarz bliżej swojej —Nie płacz Levi... już dobrze.
Oparł głowę o jego ramie.
— Nie potrafię... ja czuje, że cię zawodzę. Nie zasługuje na ciebie... nie potrafię sprawić byś był szczęśliwy. Nie bez potrzeby mnie wtedy wykorzystałeś... chciałeś być z Harrym, bo w porównaniu do mnie on jest cudownym człowiekiem. Sprawiam ci problemy, nerwy... Przeze mnie masz dość... Nie umiem dać ci tego wsparcia. Nie umiem pokazać ci swoich uczuć... Zadręczam się we własnej głowie tym jakim to jestem idiotą... tym jak szybko tracę przyjaciół przez swoje głupie zachowanie... — dalej płakał — Chciałbym dać ci spokój... chciałbym byś miał normalne życie, życie bez takiego kłopotu jakim jestem ja... udany i szczęśliwy związek. Jestem agresywny i porywczy... boje się, że coś ci kiedyś zrobię. Że sobie zrobię, komuś zrobię.... naprawdę mam czasami już dość... nie wytrzymuje tego psychicznie. To mnie wykańcza — poczuł, jak ramie ślizgona jest mokre od jego łez.
— Nie wiedziałem... że tak się czujesz — bardzo go zasmucił widok płaczącego bruneta.
— Draco... ja nie umiem o tobie nie myśleć... cały czas zastanawiałem się co się z tobą dzieje i kiedy znowu się zobaczymy — pocałował delikatnie jego usta.
Oddał pocałunek równie delikatnie co Levi. Wyjął różdżkę zza pleców i skierował w chłopaka. Spojrzał na niego poważnym wzrokiem i odsunął od siebie.
— Naiwny, tak samo, jak wtedy.
— C-co? — stał trochę dalej od Draco patrząc na jego różdżkę — co ty robisz?...
— Crucio! — rzucił na Leviego.
— Draco? — oparł się o ścianę, czuł ból w każdej części ciała, nie krzyczał, bo wiedział, że to pogorszy sprawę. Czuł jednak jakby ktoś złamał mu serce po raz drugi, nie ktoś tylko ta sama osoba co wcześniej.
— Coś się nie podoba, Parker? — popatrzył na niego spojrzeniem nie wykazującym żadnych emocji.
— Proszę przestań... przestań — zsunął się po ścianie na ziemie, ciężko oddychał.
— Nie, zasłużyłeś na to — dalej nie zdejmował zaklęcia i z zadowoleniem patrzył na stan chłopaka przed sobą.
— T-to Boli... — czuł jak traci świadomość, czy to naprawdę się dzieje? Teraz on jest na miejscu Ivana, a Draco na jego?
— Krzycz, nie powstrzymuj krzyku. To nie zdrowo, Parker —ścisnął mocniej ręke na różdżce.
— Zostaw mnie... — ból stawał się nieznośny. Wiedział, że zaraz nie wytrzyma.
— Krzycz! — popatrzył na niego spojrzeniem pełnym nienawiści.
Wydarł się, nie umiał już powstrzymać krzyku, poczuł, jak ból przybrał na sile przez jego głupi ruch.
— Głośniej — uśmiechnął się pod nosem.
— Proszę przestań! — poczuł znowu łzy w oczach, nie wiedział czy same tortury są gorsze czy fakt, że złamał mu serce po raz drugi.
— Dobrze się bawię, widzisz? — pokazał na uśmiech na swojej twarzy.
— Kocham cię! Proszę... — jego głos się łamał.
— Tak? — podszedł bliżej chłopaka — szkoda, ja cię nigdy nie pokocham — wywrócił oczami i wstał.
— Nie wierze... znowu! Znowu to robisz! — pozwolił łzą spłynąć po policzkach.
— Co poradzić, ranienie twoich uczuć to tak ciekawe zajęcie — zdjął zaklęcie i tylko patrzył na jego reakcje.
— Jesteś żałosny — powiedział bardzo cicho.
— Jesteś naiwny, kiedy wreszcie zrozumiesz. Wszystko udawałem. Ten pocałunek na wieży, nasz związek... te wszystkie uczucia, one wszystkie były fałszywe — uśmiechnął się.
— Wyjdź stąd — pokazał mu ręką drzwi.
— Nie rozkazuj mi — popatrzył na niego z góry do dołu.
— To mnie zabij! — czuł, jak nie wytrzymuje tego „spotkania".
— Ah nie jestem mordercą jak ty, nie zrobię tego — schował różdżkę.
— Dlaczego mi to robisz! Dlaczego znowu łamiesz mi serce! — płakał, już nie chodziło o ból tylko o słowa Draco.
— Bo chce — oparł się o ścianę i czekał aż Levi wstanie z podłogi.
— Nienawidzę cię! Nienawidzę! — starał się wstać, ale nie miał na tyle siły.
— Jakby mnie to jeszcze obchodziło — podszedł do drzwi — A i Parker — spojrzał na niego ostatni raz — na przyszłość nie bądź taki głupi — zaśmiał się po czym wyszedł.
Był już po drugiej stronie drzwi, na chwile odzyskał kontrole nad własnym umysłem. Nie wiedział co właśnie zrobił i co stało się za drzwiami kilka minut wcześniej. Skierował się do pokoju, który był przed nim. Ujrzał Madison na parapecie, wszedł do środka i spokojnie do niej podszedł. Nie pamiętał o Imperio i ich wcześniejszej rozmowie.
Levi leżał na ziemi, nie chciał wstawać. Nie potrafił normalnie oddychać, a w głowie tylko miał słowa blondyna. Dlaczego... dlaczego on mu to zrobił. Czemu musi cały czas odrzucać jego miłość w tak brutalny sposób, czemu robi mu nadzieje po czym jednym słowem wszystko niszczy. Sprawia mu to przyjemność... nie potrafił zrozumieć czemu był taki naiwny i znowu mu w to uwierzył. Nie chciał się nawet bronić przed Draco, sam nie potrafiłby go zranić, wtedy. Teraz już sam nie wiedział czy go kocha czy nienawidzi. Jak można kogoś kochać i nienawidzić jednocześnie. Czemu przy Malfoyu czuje się taki słaby i bezbronny. Pozwala mu sobą pomiatać i nic z tym nie robi. Naprawdę blondyn do niego nic nie czuł? Jak to możliwe... jak tak dobrze potrafił grać te uczucia, gdy się całowali. Nie rozumiał swoich uczuć. Zauważył swoją różdżkę obok siebie, więc podniósł ją z ziemi bez większego zastanowienia. Przez myśl mu przeszło, by to wszystko zakończyć, by skończyć jego całe cierpienie i opaść z sił bezpowrotnie. Wypowiedzieć te dwa proste słowa i pozwolić sobie na chwile ukojenia w objęciach śmierci.
Był za słaby, nie potrafił skończyć swojego życia w ten sposób, wstał z podłogi i usiadł na łóżku. Dalej czuł na sobie klątwy rzucanie przez Draco w jego stronę. Im dłużej o tym myślał tym dłużej chciałby to się nie skończyło. Mimo iż go torturował to mógł wywołać tym uśmiech na jego twarzy. Podparł się plecami o oparcie łóżka i odchylił głowę mocno do tylu. Pozwolił sobie na chwilę słabości. W tamtej chwili chłopak postanowił już nigdy nie pokochać nikogo tak samo, jak tego głupiego ślizgona. Nie pozwolić nikomu się zranić. Nie wiedział co zrobić z przyjaźnią z Katią, Harrym, Blaise'm czy chociażby Dianą. Po dłuższym namyśle stwierdził, że przyjaźń jest zbędna. A więcej ludzi, których dąży się empatią problemem, ludzie za dużo razy zawodzą, by im tyle wybaczać.
****
— Idź już Draco, wracaj do hogwartu — pokazała mu drzwi.
— Nie, co mi zrobiłaś? — wiedział, że rzuciła na niego jakieś zaklęcie.
— Nic takiego, Malfoy... nic o czym byś chciał pamiętać —skierowała na niego różdżkę.
— Co znowu robisz! — zdenerwował się.
— Obliviate? — skierowała szybko różdżkę w inną stronę —ah wolę byś wiedział, jak go zraniłeś, widział jak go złamałeś — zaśmiała się.
— Co mu zrobiłem? — zdziwił się — nawet nie rozmawialiśmy...
— Pewnie, nie rozmawialiście — oblizała usta — w takim razie wszystko jest dobrze i nie musisz się przejmować.
— Już ci mówiłem raz, nie wierze ci — powtórzył swoje słowa.
— Sam to stwierdziłeś — popatrzyła na niego — więc sam sobie nie wierzysz — uniosła kącik ust.
-1 Idź do diabła, Smith — wyszedł z pokoju, miał dość tego całego dnia. Wrócił do hogwartu, nikt go nie zatrzymał co wydało mu się dziwne. Deportował się odrazu po wyjściu przed Malfoy Manor.
Madison była z siebie zadowolona, wykonała swoje zadanie tak samo dobrze, jak Ivan. Nalała sobie trunku do kieliszka i przechyliła wypijając zawartość. Spojrzała przed siebie, a w progu drzwi stał dobrze znany jej szatyn.
— Parkinson — spojrzała na drugi kieliszek po czym wzięła go do ręki i nalała alkoholu — przełączysz się?
— Myślałem, że nie zapytasz — uśmiechnął się prowokująco i usiadł obok brunetki popijając alkohol.
— Wszystko poszło po naszej myśli — wystawiła kieliszek w jego stronę — za złamanie Parker'a — puściła mu oczko.
Zbił z nią kieliszek i odsunął go znowu do swoich ust. Chciał zapomnieć o „zabawie z Levim".
— Spokojnie, dostał za swoje — przypomniała sobie co kazała zrobić Draco.
— Od swojego najdroższego „chłopaka" — wyśmiał to.
— Ich „wielka miłość" przecież przetrwa wszystko — również się zaśmiała.
— Oh Draco, jak ja cię kocham — zaczął udawać Leviego.
— Parker, ja tak żałuje tego wszystkiego. Też cię kocham! — wybuchła śmiechem.
— Zabawne — podsumował po czym spojrzał na usta dziewczyny.
— Parkinson, ty tylko o jednym — odłożyła kieliszek.
— No chyba nie powiesz, że było ci ze mną źle? —przypomniał sobie, jak zdradził Katie z Madison.
— Ciekawe co powiedziałaby Katia widząc nas całujących się — podeszła bliżej chłopaka.
— Czy ja wiem... pewnie coś typu „ah Ivan wykorzystałeś mnie!" — nie panował nad tym co mówi, był wstawiony.
— Może to ja cię wykorzystam? — pchnęła czarnowłosego chłopaka na oparcie kanapy i usiadła na nim nachylając się do jego twarzy.
— Tak bardzo jesteście inne z Katią — poczuł chwile wyrzuty sumienia, ale odrazu później złapał brunetkę za szyje i złączył ich usta w pocałunku.
— Wolnego — wstała z niego odrywając ich usta od siebie —Spokojnie, co ty sobie myślisz.
— Myślałem, że tego chcesz — zmieszał się.
Założyła krawat na jego szyje i pociągła do siebie, złączyła ich usta w namiętnym pocałunku. Z tylu głowy jednak myślała o tym co robi teraz ślizgon i jak bardzo wpłynęła na niego dzięki imperio.
****
Harry, Hermiona i Ron w tym czasie wybrali się w poszukiwania horkruksów, by je zniszczyć. Od śmierci Dumdledore'a nie byli w hogwarcie. Mieli misje do wykonania, bez ostrzeżenia nikogo trójka przyjaciół wybrała się na pewną śmierć.
(Wybaczcie ale nie będę tego opisywać w tej książce, bo to mało interesujące gdy wszyscy znamy bieg tych wydarzeń i szukania horkruksów)
****
Draco wrócił do hogwartu, coś kazało mu odejść stamtąd bez rozmowy z Levim. Nie żałował tego, chociaż nie wiedział co wydarzyło się w Malfoy Manor postanowił się tym nie przejmować. Spokojnie wrócił do swojego dormitorium. Otworzył drzwi a za nimi zobaczył Katie na łóżku Leviego. Zmartwił się trochę jej stanem, widział, że dziewczyna płacze. Miał do niej podchodzić, gdy z łazienki wyszedł Blaise. Trochę się zdenerwował, ale nie dał po sobie tego poznać. Opuścił dormitorium i skierował się do pokoju wspólnego. Chwilę po wyjściu Draco, Blaise wyszedł z pomieszczenia.
— Już jestem — usiadł obok Kati.
— Jestem okropną przyjaciółką — położyła się na jego kolana.
— Nie mów tak, też był moim przyjacielem — westchnął — a nie zauważałem tego co się dzieje — delikatnie pogłaskał ją po głowie.
— Chciałabym mu pomóc, zobaczyć się z nim... przeprosić za to co mówiłam — rozpłakała się.
— Hej, spokojnie — przejechał ręką po jej plecach przez co poczuła ciarki.
— Jestem beznadziejna — zasmucił go widok zrozpaczonej krukonki, więc podniósł ją i objął czule. Zdziwiła się jego zachowaniem, ale wtuliła bardziej w chłopaka, czuła, że tego potrzebuje. Oboje tego potrzebują.
****
Madison zostawiła śpiącego Ivana samego w pokoju a sama skierowała się do Leviego. Zastanawiała się, jak bardzo chłopak się załamał, delikatnie zapukała w jego drzwi, lecz, gdy nie otworzył sama to zrobiła. Spojrzała na jego łóżko, zasnął. Usiadła obok i delikatnie ręką odgarnęła jego włosy z czoła. Jeździła ręką po jego policzku nasłuchując oddechu ślizgona. Zbliżyła twarz trochę bliżej chłopaka i bardzo cicho wyszeptała „Już nie musisz się martwić, jest po wszystkim" po czym delikatnie pocałowała go w czoło i wyszła z pokoju zostawiajac go w samego.
— Ivan? — powiedziała bardzo cicho, by nie obudzić Leviego.
— Widać, że masz do niego słabość, jak siostra — prychnął.
— Ciszej kretynie, bo go obudzisz — pokazała palcem na łóżko.
-1 Niech wie co zrobiłaś z jego kochasiem — był pijany i zazdrosny.
— Cicho! — wydarła się na niego.
— Co zrobiłaś z kim?... —powoli podszedł do nich, przebudził się przez ich rozmowę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro