Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41 - „Dlaczego wypierasz te uczucie?"

Poprzednio:
— Nawet o tym nie myśl, powiedziałem, że nie wracamy do tego — popatrzył w jego oczy, tym razem z bezpiecznej odległości.

— Czy ja powiedziałem, że chce do tego wracać? To tylko niewinna gra spojrzeń Parker.

— Jasne, ty zawsze tylko grasz... jak mogłem zapomnieć — wywrócił oczami.

— Nie o to mi chodziło... — zdenerwowały go zarzuty bruneta.

— Tobie zawsze nie o to chodzi, zawsze wiesz lepiej —wstał i skierował się do wyjścia.

— Bo wiem lepiej — patrzył w jego stronę aż do momentu zamknięcia drzwi.

Draco poczuł się okropnie, gdy drzwi się zamknęły poderwał się na nogi i szybko je otworzył. Jego oczy napotkały rozgniewane spojrzenie ślizgona. Nie wiedział co ma robić, skierował swój wzrok na jego usta po czym szybko na twarz. Levi czuł się dziwnie, kłótnia z Katią była dla niego ciosem poniżej pasa, ale to co robił blondyn było bezczelne. Czy mu naprawdę ranienie go daje jakąś chorą satysfakcję?

— Kurwa, Parker — powiedział po chwili niezręcznej ciszy.

— Czego ty ode mnie chcesz, Draco?! — nie wytrzymywał już.

— ja... — Draco chciał coś powiedzieć, ale Levi mu przerwał.

— Co ty?! Znowu ty? myślisz tylko o sobie! — poczuł łzy w swoich oczach.

— Zamknij się — złączył ich usta w namiętnym pocałunku.

Musiał pokazać, że on tu rządzi. Czuł się, jak w dosłownym siódmym niebie. Ciepło jego ciała i ciągłe pogłębianie pocałunku doprowadzały chłopaka do szaleństwa. Levi go nie odepchnął, ale nie odwzajemnił gestu Malfoy'a. Stali tak w progu drzwi, gdy ktoś ich rozdzielił.

— Nie przeszkadzam? — dyrektor wyglądał na zaskoczonego.

— Absolutnie — szybko oderwał się od blondyna.

— Nie... — spojrzał lekko przerażony na Leviego.

— To świetnie — wskazał mu krzesło na przeciwko biurka.

— Ja już pójdę... — wytarł usta — D-dowidzenia — był oszołomiony po tym co zrobił Draco.

— Mhm — odprowadził wzrokiem bruneta.

— Gdzie Panna Smith? — spytał zauważając brak obecności krukonki.

— Poszła — „cholera Katia nie będę cię krył tak długo ty idiotko".

— Powinnismy ją znaleźć — podpowiedział Severus.

— Masz racje — podrapał się po brodzie.

— Może być w swoim dormitorium — dalej czuł na swoich wargach smak ust Leviego.

— Tam zacznijmy — wyszli razem z gabinetu.

****

Ivan i Katia leżeli przy sobie, znalazła ukojenie w chłopaku. Zapomniała na chwile o bólu i przyjacielu. Czarnowłosy zajął jej wszystkie myśli. Zapomniała o tym, iż musi wrócić do gabinetu. Zapomniała o tym, że jest śmieriożercą i najpewniej nie czeka ją dobre zakończenie. Cieszyła się tymi chwilami z nim, brakowało jej jego bliskości. Nie wiedziała czy dalej go kochała, lecz samo przebywanie przy nim było dla niej czymś za czym tęskniła. Było czymś czego potrzebowała.

— Katia... — bawił się lokami na jej włosach.

— T-tak? — jego głos wybił ją z zamyślenia.

— Nie lubię, jak płaczesz — przesunął rękę na jej policzek.

— Czasami robimy coś czego nie lubimy, Ivan, to nie jest z naszego wyboru — lekko się uśmiechnęła.

— Czy ja wam może nie przeszkadzam? — Diana była już zirytowana ich czułymi słówkami i sceną na balkonie. Od początku wejścia Kati ona była w ich dormitorium.

— Diana?! — szybko odsunęła się od Ivana.

— Nie, Snape — wywróciła oczami — na następny raz upewnijcie się, że jesteście sami.

— Miło poznać — podszedł do krukonki — Ivan Parkinson.

— Diana Lopez — popatrzyła na niego podejrzanie, nie umiała oderwać wzroku od jego pięknych turkusowych oczu.

— Diana? Wszystko dobrze? — Katia doszła do nich.

— Tak — spojrzała jeszcze raz na szatyna — mi również miło cię poznać, Ivan.

Mimo iż Diana była w związku. Musiała przyznać, Ivan był przystojny. Ta rozpięta koszula, gdy do niej podszedł wywołała w dziewczynie dziwne uczucie, takie, którego się wstydziła, ponieważ jest zajęta.

****

Levi czuł się roztargniony, nie rozumiał dlaczego Draco go pocałował. Nie trwało to długo, ale sam fakt poczucia warg blondyna był niezapomniany. Po tak długim czasie znowu mogli popatrzeć sobie w oczy bez tej cholernej nienawiści. Pewnie gdyby nie słowa Kati o tym, że blondyn dalej go nienawidzi, Levi odwzajemnił by pocałunek. Krukonka była jego najlepszą przyjaciółką i po tym, gdy wypowiedziała te słowa „on cię nigdy nie kocha i nie pokocha" stracił nadzieje. chłopak nie biegł, ale szedł szybkim krokiem jakby bał się, że ktoś go gonił. Wyszedł na wieże astronomiczną. Kiedy był na zewnątrz poczuł powiew wiatru na swojej twarzy. Było to uczucie jakiego potrzebował zaznać, uczucie wolności i spokoju. Wszystkie zmartwienia przestały na chwile istnieć. To uczucie było niesamowite, było czymś czego potrzebował, z dnia na dzień jego życie zmieniało się coraz bardziej. Czuł zmianę w swoim zachowaniu. Przypomniał sobie pocałunek z Katią, był wtedy zrozpaczony i dał jej niepotrzebnie nadzieje. Czy naprawdę cały czas ranił swoją przyjaciółkę?

— Często tu przychodzisz? — dziewczyna stanęła wprost za chłopakiem.

— Przychodzę tu, gdy muszę pomyśleć — odwrócił się w stronę głosu.

— Mam nadzieje, że nie za często — uśmiechnęła się do chłopaka.

— Nie, tak naprawdę jestem tu trzeci raz. Mam z tym miejscem tyle wspomnień — zapatrzył się w niebo — a ty co tu robisz? — spojrzał na dziewczynę.

— Musiałam pomyśleć, w moim dormitorium nie czuje się swobodnie. Szczególnie przez pewną dziewczynę i jak się okazało jej chłopaka.

— O kim mówisz Diana? — zauważył rozgoryczenie u ciemnowłosej.

— O Kati, nie wiem co jej strzeliło do głowy — spojrzała w tym kierunku co Levi.

— C-czy możemy o niej nie rozmawiać? Ostatnio między nami nie jest najlepiej... czuje, że ją tracę — smutno się uśmiechnął.

— Uwierz — zrobiła przerwę — ona już się pocieszyła — znowu przypomniała sobie o Ivanie.

— Wolę nie wiedzieć — szybko dodał po wypowiedzi krukonki.

— Szkoda, że ja nie dostałam takiego wyboru — cicho się zaśmiała patrząc w oczy bruneta.

— Posłuchaj... miałaś kiedyś tak, że czułaś się niepotrzebna?

— Nie — odpowiedziała zgodnie z prawda — moje życie jest takie jakie zawsze chciałam.

— Zazdroszczę — posmutniał.

— Levi... — dotknęła jego ramienia — Wiem o tobie i Malfoy'u, współczuje ci. Nie zasługujesz na ten ból.

— Nie wiedziałem, że umiesz pocieszać — spojrzał na dziewczynę.

— Nie umiem, ale mówię to co czuje — puściła go — chcesz zostać sam?

— Nie... Będę zaszczycony, jak dotrzymasz mi towarzystwa — pierwszy raz spojrzał na Diane inaczej niż na wredną współlokatorkę swojej przyjaciółki.

****

— Ivan! Ja miałam być w gabinecie 10 minut temu! — szybko ogarnęła włosy.

— Idź, poczekam — spojrzał na jej nieudanego koka — nie martw się, pięknie wyglądasz.

— Zawsze tak mówisz — lekko się do niego uśmiechnęła.

— Skończcie — Severus stanął na przeciwko pary.

— Profesorze Snape? Profesorze Dumbledore? — zdziwiła się ich obecnością — przepraszam... już miałam wracać, ale...

— Nie pogrążaj się — Draco spojrzał na Ivana — to przez niego miałem cię kryć? — zirytował się.

— To poważna sprawa, po tym co mi powiedzieliście postanowiliśmy, że nie możecie wyrzec się Voldemorta oficjalnie. Musicie spróbować dokładnie opowiedzieć nam co się tam stało — mówił poważnym tonem.

— Nie, Albusie nie dzisiaj — spojrzał karcąco na uczniów — jutro, wtedy wszystko opowiedzą.

— Mhm — Draco zdziwił się zachowaniem Snape'a, wiedział, że mężczyzna jest po ciemnej stronie. Nie ufał w nic co powiedział. Wiedział już, że nie będzie im łatwo.

****

Po wyjściu Profesorów Malfoy został jeszcze przez chwilę w pokoju Kati. Ivan już wyszedł. Spojrzał karcącym spojrzeniem na dziewczynę i jej szyje na której było dużo sinych śladów. Czyli to było tak? On ją krył a ta w najlepsze zabawiała się z innym chłopakiem? Jeszcze po kłótni z jak to sama powiedziała swoim wybrankiem życiowym?

— Masz szczęście — powiedział patrząc na krukonke.

— Daj mi się wytłumaczyć — szybko odpowiedziała.

— Mi? Nie masz z czego, to twoja decyzja komu pozwalasz wpychać język do swojej budzi — zirytował się.

— To nie tak, Ivan to tylko przyjaciel — spojrzała w bok.

— Mówisz, że tak kochasz Parker'a po czym zabawiasz się z innym.

— Wcale nie — znowu popatrzyła w jego szare oczy — już go nie kocham...

— Ty myślisz, że to tak działa? Powiesz „nie kocham go" i po sprawie? — zaśmiał się.

— Wiem, że nie ale... nie chce z nim rozmawiać — poprawiła włosy — nie potrafię spojrzeć mu w oczy po tym co powiedziałam.

— Nie obchodzi mnie to — przerwał jej — nie zasługujesz na niego — wyszedł.

Katia poczuła, jak jej złość sięga niemożliwej siły. Ten tleniony kretyn będzie mówił jej kogo jest warta a kogo nie?! To przecież on oszukiwał biednego chłopaka prawie rok! Nie ma prawa mówić jej takich rzeczy. Została w swoim dormitorium, minęło już sporo czasu od wyjścia Diany, ciekawe gdzie poszła. Położyła się na łóżku patrząc pustym spojrzeniem w sufit. Myślała o wszystkich tych miłych chwilach które spędziła z Levim. To bolało ją tak bardzo, Malfoy odwzajemniał uczucia bruneta, a ona nic mu nie powiedziała, a wręcz go okłamała znając prawdę. Była złą przyjaciółka? Nie, przecież ona chce tylko chronić Leviego przed kolejnym zranieniem, prawda?

****

Minęło już kilka dni od przyznania się do bycia śmierciozercami. Albus i Severus postanowili zabronić wychodzenia uczniom. Mieli już nigdy nie wracać do Malfoy Manor. Dla Draco było to trudne, ponieważ została tam jego rodzina. Dla Kati bolesne, bo zostawi tam swojego przyjaciela. Zgodzili się na postawione warunki i postanowili zmienić strony. Draco nie wiedział jeszcze, że w jego przypadku nie będzie tak łatwo.

Szedł korytarzem do swojego dormitorium, chciał porozmawiać z Parker'em o wszystkim, o tym pocałunku i o swoich uczuciach. Chciał, ale jak zwykle jego los przyszykował dla niego inne zadanie. Severus pchnął go do swojego biura i zamknął drzwi.

— Co? — spojrzał lekko wystraszony na Severusa.

— Co? Co?! Ty nieudaczniku zdradziłeś własną rodzine! Wiesz co zrobi Czarny Pan, gdy się o tym dowie?! — cały czas go szarpał.

— Zostaw mnie! — starał się wyrwać.

— Tchórz! Nie wstyd ci? Zostawiasz Matkę i Ojca na pewne cierpienie — jego głos był podwyższony.

— Nie myślałem o nich... przecież wiesz, że nie chce ich krzywdy — czuł się okropnie po tych słowach.

— Chcę ci tylko powiedzieć, że dla mnie jesteś zdrajcą — zmierzył go z góry do dołu — gdy przyjdzie co do czego, nie licz na moją pomoc. A teraz wyjdź — pokazał mu drzwi.

Draco nie powiedział nic więcej podszedł do drzwi i złapał ich klamkę. Wyszedł trzaskając nimi i szybkim krokiem poszedł w stronę dormitorium. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Zapomniał już o swoich planach o wyznaniu uczuć przez rozmowę z profesorem. Chciał się położyć na łóżku ale, gdy tylko to zrobił usłyszał obok siebie głos.

— Malfoy — spojrzał na niego z góry.

— Parker... nie mam ochoty na rozmowę — odwrócił się na drugi bok.

— Pocałunek — powiedział pod nosem.

— Co z nim? — znowu odwrócił się w jego stronę.

— Był nie potrzebny — skłamał — po co to zrobiłeś?

— Bo miałem ochotę — wywrócił oczami.

— Na następny raz, powstrzymaj te swoją ochotę. To było bezczelne nie sądzisz? — zdenerwował się.

— Bezczelne? — zdziwiły go słowa chłopaka.

— Co cię tak dziwi?

— Nie rozumiem — usiadł na łóżku.

— Po tym udawaniu myślisz, że jest to fair? Mój ból sprawia ci przyjemność? — powiedział to co leży mu na sercu.

— Nie — odpowiedział przez zaciśnięte zęby, bał się swoich uczuć.

— To powiedz o co chodzi — usiadł obok.

— Nienawidzę cię, pomyślałem, że przez ten pocałunek uda mi się, zniechęcić cię do mnie — skłamał.

— Ja już nic do ciebie nie czuje, te uczucia już wygasły — spojrzał w jego oczy.

— Nic? Czyli jestem ci obojętny! — uniósł się.

— Nie, ale już cię nie kocham — te kłamstwo było dla niego tak trudne.

— Świetnie, bo tak się składa, że ja ciebie też — położył się — a teraz daj mi spokój.

— Mhm — wstał z łóżka i poszedł na swoje. Czuł się źle po rozmowie z blondynem.

Draco nie spał tamtej nocy. Dlaczego nie potrafi przyznać, że kocha Leviego? A co jeżeli tylko mu się zdaje? Czy chłopak mówił prawdę? Naprawdę już mu na nim nie zależy? Nie, on tak, jak blondyn potrafił kłamać. Dlaczego tak ciężko wyznać swoje uczucia? Widział w jego oczach te niepewność. Czy jest jeszcze jakaś szansa, że będą żyć razem długo i szczęśliwie? Jasne, że nie są śmierciożercami. Takich nigdy nie czeka dobre zakończenie histori. Rozmyślał nad tym wszystkim, gdy nastał ranek. Spojrzał w stronę Leviego i jego łóżka. Nie było go. Ale jak? Kiedy wyszedł? Dlaczego on nic nie zauważył? Jak brunet opuścił to pomieszczenie bez zwrócenia jego uwagi.

****

Levi udał się do Malfoy Manor. Jego znak zaczął go boleć a dzięki wskazówką ojca wiedział, że dzieje się tak, gdy Czarny Pan wzywa ich do siebie. Wszedł dość niepewnym krokiem do środka a drzwi za nim się zatrzasnęły. W środku panowała ciemność, która tylko pogłębiła lęki chłopaka. Szedł przed siebie, nie użył lumos, ale próbował przyzwyczaić oczy do ciemności. Stanął przed czarnymi drzwiami, pchnął je lekko po czym te same się otworzyły. Przed sobą ujrzał wielki stół a przy nim postać. Osobę której bał się od pierwszego spotkania, wszedł zamykając za sobą drzwi i spojrzał w kierunku Voldemorta.

— Panie — lekko się ukłonił.

— Usiądź — wskazał różdżką miejsce naprzeciwko siebie.

— Panie, wybacz moja ciekawość, ale dlaczego mnie wezwałeś? — zauważył, że są sami.

— To ty go musisz zabić zamiast Dracona — powiedział swoim chłodnym głosem prosto w stronę bezbronnego chłopaka.

— K-kogo? — przeraził się słowami Czarnego Pana.

— Dumbledore'a — odpowiedział mu — to będzie twoje zadanie.

— Moje zadanie? — dziwiły go jego słowa.

— Wyraziłem się jasno. Albo wykonasz je za Malfoy'a, albo go ukaże — spojrzał jeszcze raz w jego stronę — to będzie za kilka dni, na wieży astronomicznej — uśmiechnął się pokazując swoje ostre zęby.

— A-Ale... — spojrzał przerażony w jego czerwone oczy, chciał zadać więcej pytań, ale wydusił z siebie tylko — Oczywiście.

— Masz potencjał, spisujesz się dobrze w roli śmierciożercy — bawił się różdżką w rękach.

— Dziękuje — nie wiedział co ma odpowiedzieć.

— Nie bądź tak skromny chłopcze, zabijanie sprawia ci przyjemność. Ból i cierpienie wywołują uśmiech na twojej twarzy — stanął za krzesłem Leviego.

— Możliwe... — czuł ciarki na swoim ciele.

— Możesz już iść, pamiętaj — odwrócił jego twarz w swoją stronę — nie zawiedź mnie.

Levi nie powiedział nic więcej, ukłonił się ostatni raz i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia. Dopiero, gdy zniknął za drzwiami mógł wziąć oddech. Przez całą rozmowę z Voldemortem analizował co powiedzieć. Bał się go, jak cholera, chwila skoro on widzi w nim potencjał to czy nie ma racji? Chłopak już nie czuł się aż tak źle z tym kim jest po tym, gdy uwolnili więźniów. Mógł powiedzieć, że Voldemort miał racje. W jakiś sposób cierpienie innych było dla niego przyjemnością, która pomagała mu zapomnieć o jego problemach i blondynie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro