Rozdział 4 - „Jesteś o mnie zazdrosny"
Minął tydzień. Kolejnego dnia ślizgoni wstali wcześnie i na spokojnie przygotowali się do zajęć. Właśnie szli przez lochy do sali lekcyjnej. Gdy weszli Draco złapał Leviego za szatę i spojrzał mu w oczy. Nie wiedział czy powinien, ale w końcu się przemógł i skierował w jego stronę.
— Idź usiądź z Blaise'm. — oznajmił.
— C-co? — popatrzył zaskoczony na blondyna. Nie spodziewał się takiego „rozkazu" czy prośby z jego strony.
— Ja się poświęcę i usiądę z bliznowatym, No idź już. — pokazał na ławkę gdzie czekał jego kolega.
— No dobra... — niechętnie usiadł przy ciemnoskórym chłopaku, nie znał go za dobrze, a z Harrym miał już dobry kontakt, którego nie chciał psuć.
Draco zajął miejsce przy oknie i czekał aż zaczną się lekcje. Nie obchodziła go reakcja Gryfona. Ważne, że Levi już nie będzie z nim rozmawiać. Po około pięciu minutach do klasy zaczęli zbierać się uczniowie. Draco spojrzał na drzwi akurat wtedy, gdy Harry, Hermiona i Ron weszli do środka. Zauważył wzrok gryfonów na sobie i skierował swój gdzieś w bok. Nie zdążył nawet zauważyć, jak bliznowaty podszedł do „ich" ławki i oparł o nią swoje ręce.
— Malfoy, a tobie się miejsca nie pomyliły? Czy ja wyglądam, jak twój oślizgły kolega? — popatrzył zdziwiony na blondyna.
— Nie, nie pomylił, Potter. Teraz to ja tu siedzę. A ty łaskawie zajmij swoje miejsce, bo jeszcze złoty chłopiec gryffindoru dostanie minusowe punkty. — zaśmiał się ironicznie.
— Chyba ci na mózg padło! Nie będę z tobą siedzieć! — uniósł się zrzucając torbę obok ławki.
— Nie dramatyzuj. Parker mnie poprosił żebym się z nim zamienił, bo ma cię dość. — posłał mu chytry uśmieszek. — Ale ja go tam rozumiem. — bawił się piórem w ręce.
— C-co? Levi ci tak powiedział? — zmieszał się. Myślał, że się dogadywali.
— Dziwisz się? Jesteś irytujący, ale no już się poświęcę dla dobra kolegi. — dalej naśmiewał się pod nosem.
Harry nic więcej nie powiedział tylko usiadł obok platynowej czupryny Malfoy'a i oparł ręce pod brodę. Ślizgon był dumny z takiego obrotu zdarzeń. Levi usłyszał krzyki przy jego starej ławce, ale nie przejął się tym, przecież wiedział, że chłopcy za sobą nie przepadają.
****
Lekcja właśnie dobiegała końca i wszyscy zaczęli się pakować. Blondyn zgarnął szybko swoje rzeczy i podszedł do ławki Blaise'a, opierając się o nią.
— A ty co taki zadowolony? — Zabini zmierzył go wzrokiem. Nie często było widać u niego jakiekolwiek emocje.
— Właśnie, chyba dobry dzień co? — Levi szturchnął go w ramię.
— Zniszczenie humoru gryfogłupkowatemu wybrańcowi potrafi poprawić dzień. — uśmiechnął się do nich.
— Coś ty narobił Draco? — uniósł brew.
— Nie ważne, ale chyba już nie porozmawiacie, jak koledzy, — przeczesał palcami swoje jasne włosy.
— Draco to, że tobie z nim n-nie... — nie dokończył, bo blondyn zakrył mu usta swoją ręka.
— Cicho, Parker. — popatrzył na Zabiniego dając mu znak, że musi porozmawiać z Levim. Złapał go mocno za nadgarstek i wepchnął do składzika z rzeczami do przyrządzania eliksirów.
— Zabini nie wie? — dopytał opierając się o półkę z fiolkami.
— Nie. Tylko tobie powiedziałem. — blondyn popatrzył w ziemię. Nie chciał kłamać mu w oczy, a Blaise od dawna wiedział.
— Okej... przepraszam, ale to nie zmienia faktu, że nie mogę się zadawać z Potter'em. — nie rozumiał, czemu nie może.
— Zrób to dla mnie. — popatrzył w oczy niższego chłopaka. Postanowił grać na jego emocjach.
Levi patrząc w oczy Dracona zdał sobie sprawę, jak bardzo się w nich zatraca. Po tygodniu u boku blondyna zrozumiał, że nie chce kończyć ich relacji.
— Stawiasz mi ultimatum? — po dłuższej chwili zerwał kontakt wzrokowy.
— Nie, nie rozumiesz. Potter to gryfon i sam wiesz, jak było ze mną i nim. — chciał mu wytłumaczyć tak, by go zrozumiał, a tak właściwie zmanipulować go.
— Ale ja nie jestem tobą Draco, przecież on nie będzie dla mnie ważniejszy od ciebie. — rozszerzył oczy jakby go właśnie oświeciło. — Ty jesteś zazdrosny. — posłał mu chytry uśmieszek.
Blondyn jakby zamarł na chwile po czym potrząsnął głową.
— Zazdrosny? — roześmiał się. — proszę cię, Parker nie jesteś w moim typie. — prychnął pod nosem. — Jeżeli już to szukałbym kogoś przystojnego. — dogryzał mu.
Niższy chłopak zarumienił się i popatrzył na blondyna kpiącym wzrokiem.
— Siebie okłamujesz czy mnie? — uśmiechnął się do niego i zostawił samego w ciasnym pomieszczeniu.
Draco jeszcze długą chwile nie rozumiał co właśnie się stało i czy Levi nie ma czasem daru czytania w myślach. Chłopak miał racje, ale to nie chodziło o niego tylko o Potter'a, coś było w tym gryfonie. Te nieuczesane włosy, blizna na czole i okrągłe duże okulary, dodawały mu uroku. Draco widział o tym, że podobają mu się bardziej mężczyźni niż dziewczyny. Po swoich przeżyciach z Pansy odechciało mu się wszelkich kontaktów cielesnych z kobietami, za to Potter miał już dziewczynę w której, jak Draco myślał, Harry był zakochany.
Levi nie wiedział, że podobają mu się faceci. Tolerował osoby homoseksualne, ale sam nigdy nie miał zamiaru do nich należeć. Nie chciał dopuszczać do siebie takich myśli, ale przy Draco tracił swoje przekonania. Malfoy był bardzo przystojnym chłopakiem. Zawsze perfekcyjnie uczesane włosy podkreślały idealnie jego oblicze arystokraty. Musiał sam się przed sobą przyznać, podobali mu się również faceci...
Może tylko ci z platynowym odcieniem włosów?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro