Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39 - „Zwierzenia"

Poprzednio:
Para nastolatków dotarła do szkoły, nie odzywali się do siebie. Katia czuła, że jest zła a jednocześnie wdzięczna blondynowi. Gdyby nie on nie wiadomo co zrobiłby jej jeden z tych aurorów. Nie myślała już o Levim, zaczęła przejmować się konsekwencjami ich ucieczki. Może nikt nie zauważył i wszystko będzie dobrze?

Levi stał w Malfoy Manor, jak wmurowany, do czasu gdy Voldemort opuścił pomieszczenie. Gdy to zrobił chłopakowi zrobiło się słabo. Zaczął myśleć jak może pomóc swojej przyjaciółce i Draco, ale nie miał pojęcia co ma zrobić. Ostrzec ich? Nie to był głupi pomysł, wtedy sam poniesie karę za zdradę. W takim razie ma patrzeć na to i nic z tym nie zrobić? Ma patrzeć na ich krzywdę i nie ruszyć nawet palcem, żeby ich uratować? Zamyślił się tak na tym wszystkim i nie zauważył, że w pomieszczeniu został tylko on i czarnowłosy chłopak.

— Levi? — złapał go za ramię.

— T-tak? — odwrócił się do osoby — o to ty Ivan — lekko się podirytował, bo nie przepadał za chłopakiem.

— Nie myśl o tym — wydawał się być zaniepokojony stanem Parker'a.

— Nie potrafię... myśle o nich... o niej. Nie mogę pozwolić żeby spotkała ich ta kara — jego głos lekko się łamał.

— Nic na to nie poradzisz, myśle, że skończy się na kilku crucio i wszystko będzie po staremu — starał się brzmieć pewnie, ale gdy wyobrażał sobie ból Kati, czuł wielką obawę o dziewczynę.

— On ich nie dotknie... — otrząsnął się — nie pozwolę mu na to.

— Chodź — pociągnął go za nadgarstek w stronę jednej z komnat i zamknął za nimi drzwi.

— Po co mnie tu zabrałeś? — rozejrzał się po pomieszczeniu.

— Żebyśmy o tym zapomnieli — wyjął z szafki butelkę rumu.

— Normalnie nie pije... ale daj mi to — zabrał od niego jeden kieliszek i wypił jego zawartość na raz.

— Spokojnie — zdziwił się zachowaniem bruneta — nikt cię nie goni.

— Chce zapomnieć... — wypił kolejny.

Ivanowi podobał się taki obrót spraw, nie przeszkadzało mu, że chłopak przesadza z alkoholem. Będzie miał lepszą możliwość do skompromitowania go w oczach Kati. Nie lubił bruneta, odrazu, gdy zobaczył, jak dziewczyna na niego patrzy, poczuł się zazdrosny i wymieniony na „lepszy model" Zachowanie chłopaka go irytowało, widział przecież, że dla Kati to nie jest tylko przyjaźń, skąd wiedział? Podczas ich związku zaobserwował u niej drobne gesty, które wskazywały na to jak się czuje. Odsuwanie pasemek włosów do tyłu świadczyło o jej zakłopotaniu lub zawstydzeniu. Przygryza dolną wargę, gdy nie wie co powiedzieć. Wygina palce z tylu, gdy się stresuje. Patrzy w bok, gdy chce skłamać. Nie odstępuje kogoś kiedy jej na nim zależy...

Było już godzinę później, cała butelka Leviego była pusta. Ivan pił, ale z umiarem, nie chciał pozwolić sobie na bycie pijanym w takim miejscu. Nie zapominał, że to nie jego dom w, którym może robić wszystko co tylko zapragnie. Śmieszył go stan bruneta. Przypominał mu jego idiotyczną siostrę Pansy, która nie radziła sobie z taką dawką alkoholu, nie miała mocnej głowy i zawsze kończyło się na tym, iż dziewczyna usypiała.

— Wiesz co Ivan? Ty to jednak dobry kolega jesteś — patrzył w sufit.

— Tak? — śmieszył go stan „kolegi".

— Może nauczysz Malfoy'a, jak być tak dobrym kolegom, on nie potrafi i jest tylko wrednym dupkiem — uśmiechnął się do czarnowłosego.

— Chyba wypiłeś za dużo — nie wytrzymał i się zaśmiał.

— Może... Ale Katia mnie kocha i nie wiem co mam zrobić — zasmucił się.

— Uwierz mi, nie kocha cię. Okazuje ci litość bo jest jej ciebie szkoda — wiedział, że kłamie, ale dalej brnął w te zaplanowane kłamstwo. Może przez to będzie chciał skończyć jej temat, który tak drażnił chłopaka.

— Co masz na myśli? Podobno tak, sam widzę, jak na mnie patrzy — starał się ogarnąć po takiej dawcę alkoholu, ale było to trudne.

— Posłuchaj... — podszedł bliżej chłopaka.

— Ciebie zawsze — zrobił do niego maślane oczka — co cię trapi?

— Kochasz Katie? — szybko spytał.

— Nie, to tylko przyjaciółka — zdziwił się swoim wyznaniem, ale poczuł, że jest prawdą.

— Całe szczęście — upadł na fotel, ulżyło mu — jednak to był dobry pomysł.

— He? — nie wiedział o co chodzi szatynowi więc nie kontynuował. Zostawił już butelkę, czuł, że nie jest z nim najlepiej.

Ivanowi ulżyło, Parker nie kochał Kati. Miał teraz wszystko czarno na białym, był prawie pewny, że chłopak mówił prawdę bo wypił Veritaserum zmieszane z trunkiem. Ivan nie był pewny czy eliksir zadziała po zmieszaniu go z alkoholem, ale jednak mu się udało i teraz wiedział, że Levi mu nie zagraża. Postanowił ciągnąć temat dalej póki młodszy chłopak nie rozumiał co się dzieje.

— Potrafiłbyś kogoś torturować? — nie patrzył w jego stronę tylko chował alkohol do szafki.

— Chyba tak... tak — odpowiedział po chwili namysłu.

— A zabić? — szybko dodał, sam nie wiedział dlaczego o to spytał.

— Tak — odpowiedział szybko — potrafiłbym, czasami mam wrażenie, że już kiedyś coś komuś zrobiłem, ale ta osoba żyje i jest w dobrym stanie. Nie rozumiem czemu czuje się karany przez własne myśli — naprawdę starał się zrozumieć o co chodzi Ivanowi.

— Wiesz, że to nie najlepiej, gdy ktoś cały czas myśli o tym czy napewno nie jest mordercą? — zainteresowały go myśli bruneta.

— Czuje, że te wydarzenia — spojrzał w bok — mógłby się spełnić, gdyby nie Katia i Potter...

— Czekaj... chcesz mi powiedzieć, że miałeś sytuacje w której prawie kogoś zabiłeś? — zdziwił się własnym słowami.

— T-Tak — pokiwał głową w jego stronę.

— Opowiesz mi o tym? — dosiadł się bliżej chłopaka.

— W tym śnie... — dalej mówił przymuszony przez Veritaserum — byliśmy w łazience... była to kontynuacja tej bójki z Jackiem. Ja w pewnym momencie rzuciłem w niego sectumsempre, a on zaczął się wykrwawiać. Nie chciałem mu pomóc, w tym śnie nie było tam Harrego tylko przerażona Katia. Patrzyłem na jego ciało, które traciło coraz więcej krwi. Rzuciłem na niego obliviate, żeby napewno nie pamiętał, dlaczego leży teraz na ziemi i się wykrwawia. Ten jego widok... — ucichł

— Co z nim? — dopytał, był zafascynowany wyobraźnią chłopaka.

— On mnie cieszył? — spytał sam siebie — on mnie naprawdę cieszył, jego ból sprawiał mi przyjemność, ale sam nie wiem dlaczego.

— To tylko twoja wyobraźnia — wstał odsuwając się od niego, czuł, że zaczyna czuć obawę przed chłopakiem.

— Masz racje... to tylko moja chora wyobraźnia — oparł głowę o fotel.

****

Katia nie poszła do siebie, razem z blondynem udali się do jego dormitorium. Parker'a tam nie było więc byli sami. Nie odzywali się do siebie i stali tak w ciszy. Dziewczyna nie wytrzymała w tym stanie długo.

— Po co mnie uratowałeś? — opierała się o jego biurko.

— Nie mogłem pozwolić, by ten auror cię skrzywdził... — odpowiedział nie patrząc na dziewczynę.

— Najprawdopodobniej gdyby nie ty ja bym już... — bała się dokończyć.

— Nie mów tego — podszedł bliżej niej — nie musisz kończyć, bo wszystko jest dobrze — lekko się do niej uśmiechnął.

— Draco... posłuchaj — popatrzyła mu w oczy — Levi się zmienił, on po waszym zerwaniu jest inny... ty mu złamałeś serce — spuściła wzrok z chłopaka.

— Udawanie tego uczucia między nami zmieniło i mnie, myślałem, że czuje coś do Potter'a, ale, gdy droga była wolna i mogłem działać... nie chciałem. On nie był taki, jak Parker — zamyślił się — a to mnie tak cholernie denerwowało.

— Czekaj, nie rozumiem... — powoli się od niego odsunęła.

— Ja go chyba kochałem... kocham — powiedział bardziej do siebie niż do dziewczyny, ale tak żeby usłyszała.

— Nie rań go znowu... — starała się zrozumieć czy Malfoy kłamie czy mówi poważnie.

— To, jak on mnie ignoruje, ta cisza między nami... to dla mnie męczarnia porównywalna do tortur — uśmiech zszedł mu z twarzy.

— Zapomnij o nim... tak będzie lepiej dla was obu — zdziwiło ją wyznanie blondyna.

— Nie chce go skrzywdzić jeszcze bardziej... dlatego jestem tak wredny. By mnie znienawidził.

— Rozumiem... — nie rozumiała.

— Może ci się wydawać to głupie, ale wolę żeby mnie znienawidził niż zapomniał — przyznał.

— Wszystko się ułoży... — przypomniała sobie o Levim — zostawiliśmy go...

— Katia... my nie możemy tam wrócić... nie teraz — szybko odpowiedział dziewczynie.

— Boje się konsekwencji — powiedziała zgodnie z prawdą.

— Spokojnie... jeżeli przyjdzie co do czego — chwile nie odpowiadał — zwal winę na mnie, wtedy zostawią cię w spokoju — sam nie wierzył w to co mówi.

— D-dlaczego?

— Bo jesteś osobą na której zależy Leviemu... jeżeli tobie się coś stanie nigdy sobie tego nie wybaczę. Tylko ty sprawiasz, że na jego twarzy widać chociażby cień uśmiechu. Myślisz, że nie wiem, jak go zniszczyłem?... te chwilę, które z nim spędziłem... tak cholernie za nim tęsknie — powiedział to wszystko co leżało mu na sercu.

— Nie miałam pojęcia... myślałam, że ty masz gdzieś to, jak go zraniłeś... że był tylko pionkiem w twojej grze — popatrzyła na niego z uwagą.

— Wtedy owszem... ale teraz, gdy już mija kolejny miesiąc, dzień za dniem. Czuje, że brakuje mi go coraz bardziej. Staram się go zdenerwować, by chociaż usłyszeć ten głos. Chcę by na mnie nakrzyczał i pokazał jak go zraniłem. Żeby się do mnie odezwał i przerwał te ciszę.

Katia nie wiedziała co ma powiedzieć, zaniemówiła po wyznaniu blondyna. Cholera czyli on go jednak kochał? Nie nie ważne... Nie pozwoli mu znowu skrzywdzić jej przyjaciela. Jak to jest zakochać się w kimś... zostać odrzuconym, a na koniec dowiedzieć się, że ta osoba jednak cię kochała. Starała się nie patrzeć w jego kierunku. Było jej go szkoda, ale z każdym słowem nienawidziła go jeszcze bardziej. Przecież gdyby Levi wiedział... załamał, by się... bardziej niż teraz. Czy tak się w ogóle da? Musi go zostawić w spokoju... przecież widać, że chłopak już nikomu nie zaufa i nie pokocha żadnej osoby tak samo, jak blondyna. Musi sobie odpuścić... Zapomnieć o uczuciach do niego i trzymać się na dystans.

— Draco, jak chcesz, uniknąć kolejnego spotkania? —dopytała.

— Nie mam pojęcia... myśle czy nie powinniśmy iść do Dumbledore'a — powiedział na głos to co myślał.

— Skoro już dla nich i tak jesteśmy zdrajcami... —uświadomiła coś sobie — a nie powiemy mu o...

— Nie. Nie powiemy mu o Levim — szybko dokończył za nią.

— Widzę, że żałujesz — popatrzyła na niego ze współczuciem.

— Najbardziej na świecie... — spuścił głowę.

— Chodź — przytuliła go, ale tym razem nie był to niezręczny uścisk. Draco potrzebował czyjejś bliskości. Jego ciało drżało, a głos był załamany. Bał się co teraz. Zawiódł swoją rodzine i nie wykonał powierzonego mu zadania. Miał już dość życia w strachu i bycia zmuszanym do tego wszystkiego.

— Idziemy do Dumbledore'a — popatrzył na nią.

— Teraz? — zdziwiła ją nagła decyzja blondyna.

— Teraz albo nigdy — złapał jej rękę i wyszli z dormitorium.

Szli w ciszy. Draco myślał nad tym czy dobrze robi. Czy powinni to zrobić? Wyda swoich rodziców... czy dowie się też o Levim? Dyrektor nie jest głupi może chcieć podać im Veritaserum. Ale przecież Parker nie jest tam z własnej woli, tylko przez ojca. Chyba, że coś się zmieniło od ich ostatniego spotkania. Katia czuła się okropnie, była szczęśliwa, że to po wszystkim i gdy powiedzą o tym starszemu czarodziejowi będą bezpieczni. Ale, gdy przypominała sobie, że nie ma z nimi Leviego i najprawdopodobniej siedzi tam teraz w Malfoy Manor. Sam przy tych wszystkich zawodowych mordercach, którym ból sprawiał radość a krzyki innych i błagalne słowa o oszczędzaniu życia przyjemność... poczuła obawę o przyjaciela. Dotarli pod gabinet, Draco zebrał w sobie wszystkie resztki siły jakie mu zostały i powoli zapukał w drzwi.

— Proszę! — powiedział miłym tonem dyrektor patrząc na ślizgona i krukonke.

— Dyrektorze, musimy o czymś powiedzieć — stał na przeciwko biurka starca.

— Słucham? — spojrzał na nich zdziwionym spojrzeniem, jakby bał się co chcą mu przekazać jego uczniowie.

— Jesteśmy śmierciożercami — powiedział zdecydowanym głosem.

Harry siedział na wieży astronomicznej i spoglądał na niebo. Nie miał pojęcia co ma myśleć o całej sytuacji. Przez to wszystko jego kontakt z przyjaciółmi pogorszył się. Zadręczał się tym. Usprawiedliwiał czyny bruneta chociaż sam nie wierzył w to, że można bronić mordercy. Myślał czy powiedzieć o wszystkim dyrektorowi, ale nie potrafił zapomnieć o jego zachowaniu w innym czasie. Był taki agresywny to nie było do niego podobne. Dlaczego sami się nie przyznają i nie okażą skruchy? Przecież wtedy Dumbledore byłby łagodniejszy i im pomógł. Dlaczego nie mogli się poddać i zmienić strony?

****

Tymczasem Levi i Ivan wydobrzeli już po alkoholu. Minęło trochę czasu od momentu ich zwierzeń. Czarnowłosy obudził się pierwszy i rozejrzał dookoła. Był tam sam. Chłopaka już dawno nie było. Nie miał pojęcia co się stało i gdzie jest brunet, myślał nad tym wszystkim, gdy usłyszał krzyki. Wybiegł z pokoju, dobrze znał ten głos. W biegu wyjął swoją różdżkę. Dotarł na miejsce to co ujrzał przyprawiło go o dreszcze, a łzy zebrały się w jego oczach. Nie potrafił wydusić z siebie ani słowa, a widok jaki ujrzał na zawsze pozostanie w jego pamięci. Jego oczy spotkały przerażone spojrzenie Kati, która leżała na ziemi, a nad nią stał dobrze znany mu brunet, który uśmiechał się widząc ból dziewczyny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro