Rozdział 38 - „Azkaban"
Uwaga dużo z wydarzeń przedstawionych w tym rozdziale nie zgadza się z tymi w książce czy filmie, tutaj Azkabanu pilnują dementorzy i aurorzy. A sama akcja odbicia więźniów dopiero się zaczyna. Mam nadzieję, że to nie wpłynie źle na odbiór rozdziału, miałam z nim duży problem, ale chyba dałam radę ~ Julka
Poprzednio:
— Cedrik zachowuje się inaczej... nie wiem o co mu chodzi, boje się, że on znowu chce mnie zostawić — wyglądała jakby miała zaraz się rozpłakać.
— Pewnie przesadzasz — wywróciła oczami, nie lubiła krukonki, ale było jej żal dziewczyny.
— Myśle, że nie masz racji... — schowała twarz w rękach i się rozpłakała.
— Nie przejmuj się — objęła ją w ramionach i pozwoliła jej położyć głowę na jej ramieniu.
— Cho możemy porozmawiać? — Cedrik wszedł przez drzwi.
— Cedrik? Co ty tu robisz? — zdziwiła się wizytą swojego chłopaka.
— Chciałem z tobą porozmawiać... — spojrzał w bok gdzie siedziała Katia — Cześć.
— Cześć — lekko się do niego uśmiechnęła.
— Zostawisz nas samych? — Cho popatrzyła zapłakana na brunetkę.
— Jasne... — wstała z łóżka i poszła w kierunku drzwi.
— Więc? — Cho upewniła się czy aby napewno współlokatorka opuściła pomieszczenie.
— To było za szybko — powiedział w stronę krukonki.
— C-Co? Możesz powtórzyć? Chyba mi się wydawało czy powiedziałeś... — otworzyła szeroko oczy — Powiedz, że mi się przesłyszało...
— Cho... zmieniłaś się, nie czuje już tego co wcześniej... Nie chcę udawać takich uczuć — był przygnębiony.
— Z kim — powiedziała ostro.
— Co? — przechylił głowę.
— Z kim mnie zdradzasz! Z jaką to dziwką No proszę! Słucham! — wydarła się w jego stronę, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
— Z nikim cię nie zdradziłem! Uspokój się, nie czuje już tego co wcześniej... to tyle — zaskoczył go wybuch złości u krukonki.
— Ze Smith? — popatrzyła na niego podejrzliwie — jasne, że z nią! Od początku się na jej widok ślinisz!
— Że niby co? Ja Katie znam kilka dni, jak miałbym cię z nią zdradzać? — wykrzywił brwi.
— Tobie wystarczy kilka dni, jedna dziewczyna w środę druga w czwartek, a trzecia na weekend — założyła ręce na piersi.
— Przesadziłaś — popatrzył na nią z pogardą — zrywam z tobą.
— No i dobrze! Idź sobie i nie wracaj zdradziecka szujo! — głos jej się łamał.
— Miałem nadzieje, że załatwimy to jak dojrzali ludzie — wywrócił oczami.
— Wynoś się! — uderzyła w niego poduszką.
Cedrik nie stał tam dłużej, odwrócił się od krukonki i udał w stronę drzwi. Było mu głupio z powodu zranienia dziewczyny, ale nie chciał jej oszukiwać. Miał nadzieje na zachowanie przyjacielskich relacji, lecz skoro Cho nie chce i robi wszystko, by utrudnić sprawę to po co ma się starać?
Katia stała przed drzwiami Ravenclaw. Słyszała dużo z rozmowy byłej pary. Zaciekawiło ją to dlaczego Cedrik postanowił zerwać. Długo nie musiała się zastanawiać, bo chwile później puchon wyszedł z pomieszczenia.
— Cedrik? — podeszła bliżej niego — wszystko dobrze?
— Mm... Jest stabilnie Katia, dzięki za troskę — lekko się do niej uśmiechnął — przepraszam za zamieszanie.
— Nie masz za co... — popatrzyła na niego z troską.
— Muszę już iść, złapiemy się później — pomachał jej i odszedł w stronę hufflepuff.
****
Levi myślał nad zachowaniem Jacka. Czemu nie chciał wszczynać kłótni ani bójek? Przestraszył się? Musi się obawiać planów z jego strony? Dlaczego ma takie sny... dlaczego nie żałuje tej bójki? Brunet już dawno zastanawiał się nad uczuciami do Kati. Stwierdził, że nie czuje do niej nic innego niż przyjaźń. Nie potrafił zapomnieć o Draco, mimo iż chłopak go skrzywdził dalej czuł do niego za dużo... Czuł, że nie potrafi go nienawidzić. Nie potrafił żyć bez niego, nawet jeżeli cisza między nimi była dla niego męczarnią porównywalną do tortur.
****
Minęło już kilka dni, nadchodził dzień w którym wszyscy mieli zebrać się przy Voldemorcie. Dzień zaplanowany był perfekcyjnie przez samego mistrza mrocznej magi. Parker deportował się z hogwartu razem z Katią. Nie rozmawiali ze sobą. Levi czuł, że krukonka jest na niego obrażona. Nie rozumiał czemu... chociaż podświadomie czuł, iż chodzi o te głupią zmowę z Wood'em. Nie czuł do niej nic więcej, nie potrafił. Nie chciał jej skrzywdzić, więc postanowił nie dawać jej sprzecznych sygnałów. Trzymać się na dystans.
Katia spoglądała co chwilę na ślizgona. Starała się zrozumieć te niezręczną cieszę między nimi. Zrozumieć swoje uczucia, zaakceptować je... lub dalej ignorować. Stresowała się tym dniem, nie chciała robić tego co rozkaże im Czarny Pan, bała się o siebie i swojego przyjaciela. Wężoustny przerażał dziewczynę, nie potrafiła zrozumieć jak z niewinnego chłopca wyrósł na tak pozbawionego uczuć potwora. Razem z Levim stała przy innych i czekała na rozkazy.
— Milczeć! Czarny Pan zaraz nas zaszczyci swoją obecnością — powiedział jeden z zebranych mężczyzn.
— Już idzie — Severus stał z Draco i jego rodzicami.
— Witam was, wiecie po co się tu dzisiaj zebraliśmy — usiadł na swoim krześle na uboczu stołu — Dzisiaj poszerzymy swoje szeregi, przenosimy się do Azkabanu.
Levi przełknął ślinę, wiedział z opisu książek jak wygląda owe miejsce — „magiczne więzienie, do którego wysyłani są czarodzieje i czarownice, łamiący prawa świata czarodziejów i zostają skazani na karę pozbawienia wolności lub śmierci, pilnowani przez dementorów i aurorów".
Wszyscy przenieśli się. Przed nimi znajdował się słynny AZKABAN o którym tyle słyszeli. Jest to trójkątna, wysoka, szara i nieco pusta w środku wieża, wybudowana bezpośrednio na dnie oceanu. Widok był przerażający, wyglądało jak forteca nie do zdobycia. Chłopak zaczął mieć dużo myśli na raz, zaczął analizować wszystkie wersje zdarzeń, które mogą się zdarzyć. Stał na samym skrawku skały, wokół nich była woda, głęboka i ciemna woda, otchłań w którą mogą wpaść w każdej chwili, moment nie uwagi zadecydowałby o ich losie.
— Wszyscy wiedzą co mają robić? — Dopytał wyższy mężczyzna.
— Działajcie — Voldemort stał przed nimi wszystkimi.
— Uważajcie na Dementorów — dodała kobieta.
— Do roboty, już! — Lucjusz wydarł się w ich stronę.
W mgnieniu oka większość z nich zniknęła zamieniając się w czarny dym. Młodsi śmierciożercy deportowali się na górę, nikt nie zauważył kiedy, ale w powietrzu zaczął się pojedynek na zaklęcia. W budowle trafiła wielka biała kula, rozwalając większą cześć. Z pod ruin zaczęły wyłaniać się osoby, skazańcy Azkabanu. Levi nie spuszczał Kati z oka i próbował zapewnić jej bezpieczeństwo. Nie potrafił, rozdzielili się przez toczącą się tam walkę. Zaklęcia i klątwy wylatywały z różdżek szybciej niż światło. Katia przeraziła się widząc nieżywe ciała pod nimi. Niektórzy nie przeżyli tego starcia. Avada Kedavra - słychać było powtarzająca się Formułę. Draco kątem oka spoglądał na pare przyjaciół, on się bał. Obawiał się końca całej akcji, niepowodzenia i rozczarowania wszystkich. Co jeżeli im się nie uda i Voldemort ich ukarze. Dlaczego w tak młodym wieku są zmuszani robić takie rzeczy? Nie mógł długo rozmyślać był zajęty walką, musiał się bronić odganiać dementorów. Stracił Katie z pola widzenia, tak samo jak Draco. Zauważył walkę swojego ojca z jakimś aurorem i uśmiechającego się voldemorta. Nie pomógł ani nie zareagował, sprawdzał ich wytrwałość? Wysłużył się nimi bo wie, iż ma nad nimi przewagę. Dziewczyna przejęła się, zgubiła ślizgona, nie zauważyła kiedy ktoś przyłożył jej różdżkę pod gardło. Wstrzymała oddech nie wiedząc co właśnie się stało. Poczuła ostry koniec różdżki, który wbijał się jej w kark.
— Crucio! — rzucił w stronę brunetki, trafił obok w jej napastnika, Katia nie potrafiła wydusić ani jednego słowa. Widząc kto jej pomógł zabrakło jej słów. Szybko odsunęła się od nieprzytomnego mężczyzny i podeszła do Draco.
— D-Dzięki — ledwo z siebie wydusiła.
— Nie dziękuj mi, gdzie jest Parker? — blondyn ściskał różdżkę w swojej ręce.
— Nie mam pojęcia, zgubiłam go — rozejrzała się dookoła.
— Musimy stąd uciekać — złapał ją za nadgarstek.
— Nie pójdę bez Leviego! — starała się wyrwać, ale Draco już ich deportował przed hogwart.
Levi nie uciekł, nie wiedział nawet o ucieczce swoich „przyjaciół" Był zajęty pomaganiem innym śmierciożercą. Oberwał kilka razy różnymi zaklęciami, raz nawet wycelowano w niego Avadą, ale dał radę odbić zaklęcie i ugodzić nim przeciwnika. Jego przerażenie zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Czerpał przyjemność z bólu. Zrozumiał już, że zmienił się przez przyjęcie mrocznego znaku. Widział obłąkanie i szaleństwo na twarzach uciekinierów.
****
Draco i Katia znaleźli się przed hogwartem. Blondyn puścił jej nadgarstek odrazu, gdy upewnił się, że są sami. Popatrzył w stronę krukonki, z jej miny mógł wyczytać, iż zaraz będzie chciała coś powiedzieć.
— Ty idioto! Natychmiast tam wracamy! — wydarła się w jego stronę.
— Uspokój się — zirytował go jej ton głosu — tu nic nam nie grozi.
— Zostawiliśmy go! — czuła narastającą obawę o przyjaciela.
— Nic mu nie będzie... — spojrzał w bok, sam w to nie wierzył i żałował, że lepiej nie pilnował jego położenia.
— Malfoy, muszę tam wrócić! — zaczęła uderzać go pięściami w klatkę piersiową.
— Zostajesz tutaj — złapał jej ręce, unieruchamiając jej ruchy — on sobie poradzi.
— Ale Levi... — oparła się głową o jego klatkę piersiową, a łzy zaczęły spływać z jej policzków.
Draco nie wiedział jak ma się zachować, przecież za nim nie przepadała, a nawet nienawidziła. On sam nie czuł do niej sympatii, ale poczuł obawę o dziewczynę, gdy ta została napadnięta przez jednego z aurorów. Pomógł jej, był świadkiem i nie chciał mieć na sumieniu smierć jakiegoś człowieka. Nie odepchnął jej, delikatnie objął ramionami jej ciało po czym szybko się odsunął. Poszli w stronę hogwartu, Blondyn zaczął zastanawiać się nad konsekwencjach ich ucieczki. Nad tym jak bardzo przyniósł wstyd swojemu ojcu. Nie chciał popatrzeć mu w oczy, nie potrafiłby. Sam nie rozumiał, dlaczego uciekł, dlaczego stchórzył.
****
Wszyscy pojawili się w Malfoy Manor. Levi był poobijany i zdyszany. Wróciło 2/4 osób. Wiele z nich poległo w przeprowadzanej akcji lub zostało aresztowanych. Zginęli w słusznej sprawie. Voldemort stał naprzeciwko ich wszystkich. Zauważył zdenerwowanie na twarzy Voldemorta. Nie chciał nic mówić, był przerażony, a jednocześnie podekscytowany, nowa różdżka, którą otrzymał po ojcu sprawowała się idealnie. W głębi duszy cieszył się z czynów Jacka. Nie zauważył nawet, gdy czerwony promień ugodził osobę obok niego. Czarny Pan był zły, nie spisali się tak, jak powinni.
— Rozczarowaliście mnie — powiedział głosem w którym łatwo było wyczuć pogardę.
— Przepraszamy Panie — mężczyzna wstał z podłogi.
— Nic mi po waszych przeprosinach. Nie zasługujecie na życie.
— Panie... Przemyśl to — Severus podszedł bliżej Voldemorta.
— Okazało się iż mamy zdrajców w naszych szeregach. Osoby które uciekły poczują na sobie mój gniew — popatrzył na swoją różdżkę.
W tym momencie Levi zauważył brak obecności swojej przyjaciółki i Dracona. Zaczął zastanawiać się kiedy stracił ich z pola widzenia. Przecież jeszcze kilka minut temu trzymał się blisko Kati.
— Brakuje Draco... — Narcyza szepnęła najciszej, jak mogła w stronę Lucjusza.
— Ucisz się — starał się uciszyć żonę.
— Spokojnie Narcyzo, wiem o braku obecności waszego syna. Nie tylko jego. Dużo z tych młodych uciekło — bawił się różdżką w rękach.
— On nie chciał — Narcyza starała się bronić syna, ale blondyn ją powstrzymał.
— Przykro mi Lucjuszu, ale twój syn będzie musiał ponieść karę.
Parker'owi zrobiło się gorąco i słabo jednocześnie. Draco uciekł? Ten okropny ślizgon, który potrafił oszukiwać go kilka dobrych miesięcy, nie potrafił poradzić sobie z zadaniem? Zaczął martwić się o blondyna. Szybko zrozumiał, iż Katia też zniknęła i opuściła pole bitwy. Czy ją też czeka kara? Jak ma ich ostrzec i czy powinien? Zasłużyli na karę wymierzoną przez Voldemorta? Tchórze powinni ponieść konsekwencje czyż nie?
Lucjusz był zły na swojego syna, ale jednocześnie czuł o niego obawę. Często był z niego niezadowolony i z jego poczynań lecz kochał go. Zależało mu na jego bezpieczeństwie. Sam nie był przychylny, gdy Draco miał przyjąć mroczny znak. Starał się uspokoić Narcyzę, która wyglądała jakby miała zaraz zemdleć.
Ivan w głębi duszy cieszył się z tego, że nie zareagował, gdy widział, jak Malfoy zabiera Katie. Przynajmniej nic się jej nie stało, postara się zrobić wszystko, by ochronić dziewczynę. Groźby Voldemorta brzmiały niepokojąco, wywnioskował, że Katia musi zniknąć na jakiś czas. Mimo, iż zerwali on dalej czuł, że jest dla niego ważna i byłby w stanie oddać za nią swoje życie.
****
Para nastolatków dotarła do szkoły, nie odzywali się do siebie. Katia czuła, że jest zła a jednocześnie wdzięczna blondynowi. Gdyby nie on nie wiadomo co zrobiłby jej jeden z tych aurorów. Nie myślała już o Levim, zaczęła przejmować się konsekwencjami ich ucieczki. Może nikt nie zauważył i wszystko będzie dobrze?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro