Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35 - „Historia lubi się powtarzać"

Poprzednio:
Sceneria się zmienia, wszystko pogrąża się w ciemności a sam Harry, gdy otwiera oczy znajduje się w gabinecie Albusa. Dotyka ręką zmieniacza czasu, który wydaje z siebie dziwne odgłosy.

— Gdzie oni się podziali, mieli na mnie czekać... — rozgląda się po pomieszczeniu.

Harry rozglądał się po pomieszczeniu, był całkiem sam. Hermiona ani Dumbledore na niego nie czekali. Co jeśli mu się nie udało i Jack dalej nie żyje? Gdzie Levi i czy inni wiedzą już o całej sprawie. Jest jeden sposób, by to sprawdzić. Pośpiesznie wyszedł z gabinetu i udał się w stronę skrzydła szpitalnego. Nie zapukał, wszedł przez drzwi pewnym krokiem i próbował odszukać wzrokiem ciało Jacka. Nie znalazł. Pomfrey zaskoczyła go i podeszła obok.

— Coś się stało? Źle się czujesz? — spojrzała na niego dokładnie.

— Ym... nie wszystko jest dobrze. Był tu Jack Wood? — dopytał.

— Jack Wood? Brat Olivera Wood'a? Nie, nie widziałam tu dzisiaj tego młodzieńca — zdziwiła się pytaniem bliznowatego.

— A Levi Parker? — popatrzył na pielęgniarkę.

— Ah ten chłopak... był, ale już uleczyłam jego rany, Dumbledore zabrał go ze sobą. Długo ich już nie ma —popatrzyła na zegar.

— Wiesz gdzie ich znajdę?

— Potter to nie jest dobry pomysł, by im przeszkadzać, Severus Snape użył leglimencji i zobaczył wspomnienia Pana Parker'a. Zdawałeś sobie sprawę z tego, że to śmierciożerca?

— Odkryłem to dopiero dzisiaj... ale on powiedział, że nie miał innego wyjścia — zmartwił się.

— To nie ma dużego znaczenia w tej sytuacji. Dzięki jego wspomnieniom odkryliśmy innych zdrajców w tej szkole. Takich jak Katia Smith lub Draco Malfoy. Cała ta trójka służyła Czarnemu Panu.

— Nie wiedziałem... — popatrzył w bok.

— Sam zaprowadziłeś tego chłopaka do Dumbledore'a. Zaczęliście się kłócić, że on nie miał wyboru i jest po naszej stronie. Wtedy dołączył do was Pan Wood i zaczął opowiadać co wydarzyło się w łazience i o tym, że Pan Parker jest niebezpieczny i trzeba, jak najszybciej zamknąć go w Azkabanie — opowiedziała bliznowatemu.

— I co teraz z nim będzie? — popatrzył wystraszony w stronę Pomfrey.

— To zależy od tego co postanowi Dyrektor. Najpewniej zostanie wydalony ze szkoły, tak samo jak Malfoy i Smith — poprawiła poduszkę na łóżku obok.

— Ale to nie jest sprawiedliwe, muszę porozmawiać z Dumbledore'm. On zawsze widzi we wszystkich dobro.

— Albus był zdenerwowany, nie wiem czy i tym razem będzie tak obiektywny. Snape stara się coś zdziałać ale ślizgoni zostali podejrzanymi. Większość szkoły ma ich za winnych.

— Przecież to okropne — dotknął swojej głowy.

— Idź Harry, poczekaj na nich i wszystkiego się dowiesz — wskazała mu drzwi.

— Dowidzenia — wyszedł z pomieszczenia.

Harry nie rozumiał jeszcze co się stało, próbował poukładać sobie w głowie wszystkie wydarzenia i jak do nich doszło. To co stało się po wyjściu ich obojga z łazienki. Szedł korytarzem,  gdy trafił na pewną niższą dziewczynę.

— Przeprszam — popatrzył na rudowłosą.

— Harry? Gdzie idziesz? — uśmiechnęła się do niego.

— Ginny — zirytował się, że to akurat swoją „dziewczynę" spotkał — chciałem iść do gabinetu dyrektora.

— Odradzam, tam to się teraz dopiero dzieje — popatrzyła w bok.

— Co się dzieje? — dopytał.

— Używają Veritaserum na prawie wszystkich Ślizgonach, pojawiło się też kilka autorów. Wiedziałam, że z Malfoy'em i Parker'em jest coś nie tak.

— Są śmierciożercami — próbował opanować ton głosu — coś już wiadomo? Jaka czeka ich kara?

— Harry... ja myśle, że nie skończy się na wydaleniu ze szkoły — wróciła wzrokiem na okularnika.

— Muszę znaleźć Hermione — wpadł na inny pomysł.

— Mogę iść z tobą? Razem znajdziemy ją szybciej — złapała go za rękę.

— Ginny to ważne, porozmawiamy potem — puścił jej dłoń i poszedł szybkim krokiem do wieży gryffindoru.

****

Hermiona była w pokoju wspólnym razem z Ronem. Wokół nich siedzieli inni uczniowie, wszyscy o czymś dyskutowali. Ucichli, gdy Harry wszedł przez portret. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył, iż wszyscy się na niego patrzą.

— Hermiona, Ron, możemy porozmawiać? — podszedł bliżej przyjaciół.

— Jasne — wstała z kanapy i podeszła do bliznowatego ciągnąć za sobą Rona.

— O co chodzi? — byli w dormitorium chłopaków.

— Co jest stary... my właśnie omawiamy taktykę na tych zdrajców — wskazał na zgromadzenie przy kominku.

— Opanujcie się, nie wszyscy są zdrajcami — zirytował się.

— Do rzeczy, o czym chciałeś porozmawiać — zauważyła zmieniacz czasu na jego szyi — błagam powiedz, że nie majstrowałeś z czasem.

— No właśnie w tym problem... miałem coś naprawić, ale konsekwencje tego są jakieś nienormalne — zdjął łańcuch z szyi.

— Co miałeś naprawić? — dopytał patrząc na przyjaciela.

— Miałem... uratować Jacka — przyznał.

— Przed czym? Temu idiocie nic się nie stało, tylko kilka siniaków — założyła ręce na piersi.

— Dzięki mnie, tak to dawno, by leżał nieprzytomny na ziemi.

— Powiesz nam coś więcej? — zaciekawił go temat rozmowy.

— Namieszałem... co mam teraz zrobić? Zostawić to tak, jak jest? — poprawił okulary.

— Zostaw już ten zmieniacz — spojrzała krytycznie na przedmiot w ręce gryfona — to dobrze, że wyszło teraz kto jest po naszej stronie a nie, gdy będzie już za późno.

— Dobrze, że Dumbledore ukara tych ślizgonów. Może nie tylko ich... Ravenclaw też się nie popisał — przyznał.

— Coś o tym słyszałem... — przypomniał sobie, jak Pomfrey wspominała coś o Kati Smith — Mam nic nie zrobić i patrzeć, jak niewinne osoby trafiają do Azkabanu albo zostają wyrzucone ze szkoły? — przewrócił oczami.

— Nie masz wyboru Harry — ścisła jego ramię — możesz pomóc Parker'owi, ale z nim chyba jest najgorzej.

— Niby dlaczego? Da się być gorszym od Malfoy'a? —popatrzył na nią jak na wariatkę.

— Najwidoczniej... — zmartwiła się.

— Porozmawiam z Dumbledore'm, może dostaną łagodniejszą karę... — zamyślił się — wiecie dokładnie kogo już oskarżono o bycie śmierciożercą?

— Te krukonke Katie Smith, Malfoy'a, Parker'a i kilku innych, nie pamiętam nazwisk — poprawiła włosy za ucho.

— Rozumiem... — popatrzył w stronę przyjaciółki — pilnuj ich.

— Robię to cały czas... ale pan wielki obrońca Weasley nie chcę skończyć swoich głupich intryg, planów napadania uczniów slytherinu i sprawdzania siłą czy nie mają czasem mrocznego znaku.

— Zasłużyli na to, chcę mieć pewność, że jesteśmy bezpieczni — podsumował.

— Ron, musicie przestać. Takie zachowanie nie jest podobne do gryfonów, nie wsadzaj wszystkich do jednego wora — popatrzył z góry na przyjaciela.

— Idź go poszukaj, postaram się ich uspokoić — uśmiechnęła się do wybrańca.

— Genialnie — zostawił przyjaciół i wyszedł z pokoju wspólnego.

****

Levi i Katia stali obok siebie, Draco odrazu przy chłopaku. Wokół nich stało pełno osób, zaczynając od Dumbledora, kończąc na aurorach. Blondyn nie wydawał się być przejęty sytuacją, potrafił panować nad swoimi emocjami. Czego akurat Katia nie potrafiła. Wyobrażała już sobie co będzie, gdy to się skończy, trafią do Azkabanu? Zostaną wydaleni z Hogwartu? Czeka ich jakaś poważniejsza kara? Pewnie, że tak. Zdradzenie dobrej strony przyjmując mroczny znak to jednak coś czego łatwo się nie wybacza. Smith kątem oka patrzyła na swojego przyjaciela, Levi wpatrywał się z zainteresowaniem w rozmawiającego Severusa z Dyrektorem. Nie obchodziła go kara, żałował, że nie udało mu się skopać Jacka mocniej. Znienawidził go za to co powiedział o krukonce. Zapamiętał jego słowa o zemście, ale czy będzie miał okazje się odpłacić? Między dziewczyną i chłopakiem nie doszło do pocałunku, więc nie była zła na niego, nie złamał jej serca. Ich cały genialny plan nigdy się nie odbył, nigdy nie powstał. Stali tak nie wiedząc co zaraz się wydarzy.

— To twoja ostateczna decyzja? — powiedział zdenerwowany do starszego czarodzieja.

— Tak, Severusie przynieś więcej — wskazał mu drzwi.

— Popełniasz błąd Albusie, musisz na to popatrzeć z innej strony — wyszedł zdenerwowany z pomieszczenia.

— Skoro jesteście już po eliksirze prawdy, spytam was dokładniej — podszedł do Kati — kiedy dołączyliście do Czarnego Pana?

— Kilka miescięcy temu... — odpowiedziała zmuszona przez eliksir.

— Używałaś jakiś zaklęć niewybaczalnych? — patrzył wprost w jej zielone oczy.

— Crucio... — przytaknęła mu.

— Niech Pan ją zostawi — wtrącił się między ich rozmowę.

— Pan Parker, ma Pan czelność przeszkadzać? Skoro tak... użyłeś jakiś zaklęć niewybaczalnych? Twoja siostra ma coś wspólnego z Czarnym Panem? Znasz plany Voldemorta co do Harrego?... torturowałeś?... zabiłeś już kogoś? — poparzył na niego oceniając jego zachowanie. Widać było, że nie radzi sobie z opanowaniem gniewu.

— Tak, nie, Lisa nie jest w to zamieszana, nie znam, tak i nie jestem pewny — mówił przymuszony przez Veritaserum.

— Skoro już Pan wszystko wie, możemy to zakończyć? — Draco wywrócił oczami.

— Jak wam nie wstyd — odwrócił się do nich plecami.

— Jasne, najlepiej, by tylko na nas patrzeć z góry — Draco podszedł bliżej dyrektora — gdyby sławny Harry Potter posiadał znak patrzyłbyś na całą sytuacje inaczej! Starał się go usprawiedliwić. Ale skoro nie jesteśmy wybrańcami to należy się nam brak zrozumienia. Sprawiedliwie — stał centralnie za plecami dyrektora.

— Nie tym tonem Malfoy — jeden z autorów podszedł do Draco i odsunął go siłą w tył z daleka od Dumbledora.

— Wyciągniemy z was tyle informacji ile będziemy potrzebować. Wasz Czarny Pan nie będzie zadowolony — zaśmiał się jeden z zebranych.

— To poważna sprawa, zamilcz — uciszył głąba.

— Nigdy mi nie zależało na zadowoleniu go, na dołączeniu do niego — czuła się okropnie.

— To was nie usprawiedliwia, wyciągniemy z tego konsekwencje.

— Dyrektorze! — wszedł przez drzwi, odrazu spojrzał w stronę Leviego, Draco i Kati.

— Harry? — zmienił ton głosu.

— Profesorze tak nie można... oni nie mieli wyboru. Nie można ich za to winić. Przecież nie byli, by zdolni skrzywdzić kogokolwiek z tej szkoły — spojrzał na bruneta przypominając sobie, iż to on zabił Jacka.

— Konsekwencje ich nie ominą — podszedł bliżej bliznowatego — jeśli zgodzisz się zeznawać na ich korzyść, oczywiście po zażyciu Veritaserum... może uda ci się zmniejszyć ich karę.

— Dobrze — zamyślił się, jest jeszcze gorzej niż wcześniej. Jack nagadał głupot na temat Leviego i teraz mają więcej problemów.

Harry dotknął zmieniacza czasu, ten wydawał coraz głośniejsze dźwięki. Nagle rozbłysnął białym światłem, Wybraniec nie wiedział co właśnie się stało i gdzie przenosi go przedmiot. Otworzył oczy, znajdował się przed toaletą. Co on znowu tutaj robi? Czy zmieniacz czasu się popsuł? Ma okazję, może uda mu się udaremnić zdemaskowanie Leviego. Odrazu, gdy usłyszał krzyki wszedł do środka.

****

Chwila Jack co ty chcesz zrobić — Oliver popatrzył w stronę brata.

— Przecież mogę mieć problemy przez niego, Katia wcale nie jest zła może coś z tego być — bawił się różdżką w rękach.

— Nie żyjesz — wyrwał się z uścisku większych chłopaków i wymierzył różdżką w blondyna — Expelliarmus!

Jack nie spodziewał się tego, że Levi ma różdżkę ze sobą, myślał, że jako jedyny w hogwarcie nosi ją w bluzie. Był bezbronny jeśli chodzi o sprawy związane z magią, ponieważ ślizgon go obezwładnił.

— Okej... Levi już spokojnie — lekko się wystraszył brakiem broni.

— Teraz spokojnie tak? — użył zaklęcia, które oddzieliło jakąś niewidzialną barierą ich dwójkę i resztę drużyny — chyba mamy wyrównane szanse.

— Posłuchaj, nie o to mi chodziło — odsuwał się coraz dalej od bruneta.

— Haha — zaśmiał się sarkastyczne po czym w mgnieniu oka popchnął blondyna na ścianę — to ty lepiej mnie posłuchaj skurwysynie. Nie zbliżysz się już więcej nigdy do Kati — przyłożył mu różdżkę pod gardło — nawet na nią się spojrzysz, nic do niej nie powiesz. Rozumiemy się? — popatrzył z nienawiścią na zdezorientowanego chłopaka.

— Levi! — wydarł się w stronę bruneta.

— Harry? — rozkojarzył się i przestał wbijać swoją w gardło Jacka — co ty tu robisz?

— To nie jest ważne Levi, odsuń się od niego — wskazał na Jacka.

— Ale on... on chciał wykorzystać Katie — popatrzył na Jacka wzrokiem pełnym nienawiści.

— Słyszałeś Potter'a?! Masz mnie zostawić — popchnął Leviego i podleciał biegiem do swojej różdżki.

— Expelliarmus! — zaklęcie uderzyło w rękę Leviego, a jego różdżka wyładowała na ziemi.

— Potter! Coś ty zrobił?! — popatrzył zdenerwowany na bliznowatego.

— Nie zbliżaj się do mnie — wycelował przedmiot w stronę bruneta — nie boje się ciebie, jesteś bezbronny.

— Zabije cię — stał naprzeciwko różdżki Jacka.

— Levi odsuń się — popchnął go za siebie — Jack spokojnie... oddaj mi to — wystawił rękę w jego kierunku.

— Nie ma takiej opcji, Potter — szybkim ruchem zabrał z ziemi własność bruneta i połamał ją.

— Levi czemu tak długo ci to zajmuje — stanęła w progu do łazienki — Co wy robicie... — spojrzała na trójkę uczniów.

— Katia? — spojrzał zdezorientowany w stronę przyjaciółki — on... ten debil, on chciał cię wykorzystać.

— Nie, Levi to nie tak, jak myślisz — podeszła bliżej bruneta łapiąc go za rękę — ja też miałam w tym interes.

— C-co — zdziwił się wyznaniem krukonki — nic dla ciebie nie znaczył? — dopytał.

— Nic — ścisła jego dłoń.

— Wzruszające naprawdę — blondyn rzucił resztki różdżki chłopaka na ziemię.

— Zapomnijcie o tym, rozejdźmy się w pokoju — opuścił różdżkę wycelowaną w Jacka.

— Nie dam sobą tak pomiatać Parker, następnym razem, gdy bliznowatego i twojej dziewczyny nie będzie w pobliżu... załatwimy to inaczej — zagroził mu.

— Jesteś żałosny — brunet popatrzył z nienawiścią na chłopaka.

— Uspokójcie się — zwróciła się do nich — już po sprawie, Jack zapomnijmy o tym.

— Equigo — czarami zdjął niewidzialną barierę odgradzającą ich i brata chłopaka. (wymyślone zaklęcie — służy do zdejmowania barier magicznych)

— Oszaleliście?! Koniec tego rozumiecie? Mogliście się pozabijać! — podszedł bliżej brata.

— O tak, bo ja zawsze jestem od ciebie gorszy braciszku, zapomniałem — zirytował się.

— Nie o to mi chodziło... — spojrzał w bok.

— Chodźmy stąd — Bliznowaty wyczuł narastają kłótnie w powietrzu.

— Nawet twój brat twierdzi, że jesteś beznadziejny — zaśmiał się.

— Zamknij się, Parker — spojrzał na jego połamaną różdżkę — jesteś bezbronny, nie zapominaj z kim rozmawiasz.

— Z puchononem, który jest żałosny i nie potrafi sobie sam poradzić. Spokojnie wiem kto stoi naprzeciwko mnie — uśmiechnął się do niego wyzywająco.

— Cruc — rzucał już w stronę bruneta zaklęcie gdy jego różdżka wypadła z jego ręki, zobaczył kto stał za jego niepowodzeniem.

— On nie jest bezbronny — podeszła bliżej Leviego i stanęła przed nim, dokładnie naprzeciwko Jacka.

— Jaka dzielna, tak bronić swojego chłopaka — zaklaskał w ręce — a nie, jednak nie chłopaka.

— Skończ — jej różdżka wbijała się w brzuch puchona — masz 5 sekund żeby stąd wyjść — wskazała mu drzwi.

— Smith, nie udawaj świętej, przyznaj się po co poszłaś na ten zakład — uśmiechnął się do niej.

— Powiedziałam żebyś skończył — przywaliła mu w twarz — nigdy w swoim życiu nie pozwoliłabym ci na jakikolwiek bliższy kontakt ze mną.

— Wariatka! — wydarł się w stronę brunetki.

— Uważaj na słowa — ślizgon ścisnął pieści.

— Dosyć tego — rozdzielił ich — Chodź Jack, nie warto — popatrzył na Harrego.

Jack wyrwał różdżkę z rąk jednego z kolegów jego brata i wymierzył w stronę 3 uczniów
— Expelliarmus.

Różdżka Harrego wyładowała na ziemi, jedynymi, którzy jeszcze je posiadali był Jack, Katia i Oliver. Atmosfera gęstniała, wszyscy patrzyli na siebie w ciszy analizując co właśnie się stało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro