Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17 - „Veritaserum"

Blaise i Levi szli w stronę chatki Hagrida tylko do momentu, gdy Severus Snape nie zniknął za rogiem. Gdy tak się stało zmienili kierunek na szkołę. Zdecydowali, że jeśli szybko pobiegną do klasy to być może będą mogli jakoś się wytłumaczyć. Tak też zrobili. Zajęcia trwały już dobre piętnaście minut, wbiegając szybko do sali zwrócili uwagę wszystkich, przy tym Panny Trelawney.

— Gdzie to się było chłopcy? — popatrzyła na nich spod swoich wielkich okularów.

— Musieliśmy pomóc Profesorowi Hagridowi z czymś... — zmyślił szybko Levi.

— To było bardzo ważne. Przepraszamy za spóźnienie — ciągnął dalej ciemnoskóry.

— No już dobrze... — odwróciła die od nich tyłem — Panie Parker i Panie Zabini zajmijcie swoje miejsca.

Blaise przeszedł jako pierwszy obok „stukniętej" nauczycielki. Levi dotrzymywał mu kroku, gdy nagle kobieta złapała jego rękę i mocno ją ścisnęła.

— Zło zbliża się wielkimi krokami, jedna zła decyzja sprowadzi cię na mroczą drogę — mówiła, jak opętana.

— Może mnie pani puścić? — głos mu drżał, a ręka zaczynała boleć przez wbijane paznokcie.

— Uważaj, bo spotka cię straszliwy koniec chłopcze! —skończyła i puściła chłopaka — Coś się stało Panie Parker? — popatrzyła na niego uśmiechając się.

— Co to... nie nic ważnego — popatrzył na rękę gdzie były ślady wbitych paznokci kobiety i krew, która spływała mu po ręce — ja już usiądę... — podszedł do Potter'a.

Cała klasa zamilkła po słowach kobiety. Levi był przerażony, wiedział, że kobieta nie ma do końca równo pod sufitem, ale żeby aż tak? Mówiła prawdę czy jakieś brednie. Wyglądała jak opętana... jeszcze ten jej uścisk. Zobaczył rękę Harrego, która złapała go za jego zakrwawioną.

— Chcesz iść do skrzydła szpitalnego? — popatrzył na niego ze współczuciem — nie słuchaj jej, mnie też tak straszyła.

— Ale to co mówiła ma sens... — zapomniał się — znaczy nie ma sensu... nie trzeba to nie boli — skłamał.

— Skoro tak uważasz — zauważył zdenerwowanie u chłopaka, ale postanowił nie drążyć tematu — widzimy się w nocy, tak? — dopytał.

— Tak, jak zaplanowaliśmy — lekko się do niego uśmiechnął.

Levi nie zauważył zmartwionego Blaise'a i Dracona, którzy siedzieli kilka ławek za nim. Blondyn zaczął się zastanawiać o co mogło chodzić tej wariatce i czy to co mówiła to może być prawda. Nie znał Parker'a przecież tak dobrze więc może nie wszystko o nim wie? Blaise polubił młodszego kolegę i nie wiedział co o tym myśleć. Chłopak ma problemy?

****

Minęło już trochę czasu od tego wydarzenia. Levi siedział z Draco w swoim pokoju i spędzali razem czas. On ciężko to znosił, teraz, gdy wiedział, że blondyn nie odwzajemnia jego uczuć to było tak trudne znosić te „udawane" uczucia z jego strony. Draco cały czas zastanawiał się nad tym co zadziało się na lekcji z profesor Trelawney.

— Levi — zaczął.

— Tak? — spytał zaciekawiony siadając na przeciwko blondyna.

— Wszystko dobrze? — zapytał zmartwiony.

— W jakim sensie? — zdziwił się.

— Czy z tobą wszystko dobrze... o co chodziło tej wariatce? Czy ja mam się o ciebie martwić? — dotknął jego ramienia.

— Nie wiem o co jej chodziło... — popatrzył na rękę — ale to raczej nie było normalne zachowanie.

— Posłuchaj... mówiła coś podobnego do Potter'a na trzecim roku i on później prawie zginął przez dementorów — ścisnął ramie chłopaka.

— Przesadza... mi nic nie grozi — zobaczył, jak rękaw koszuli Draco zsunął się z jego przedramienia, szybko złapał jego rękę swoją i podwinął cały rękaw — co to jest?...

— Zostaw! — szybko zsunął rękaw i zasłonił mroczny znak — nic ciekawego — zrobiło mu się słabo.

— Czy ty masz mroczny znak?! — otworzył szeroko oczy, wiedział, że rodzina Draco to śmierciożercy, ale żeby on.. To wydaje się logiczne gdyby dłużej o tym pomyśleć. Uspokoił się — od kiedy go masz?

— Parker — powiedział przez zęby, chłopak go zdenerwował. Nie miał o tym wiedzieć, nikt nie miał.

— No wytłumacz się... ja czekam — skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

— Od niedawna — odpowiedział spokojnie, nie da poznać po sobie zdenerwowania — uprzedzając twoje pytania, tak żałuje ale nie miałem wyboru.

— Draco... — znowu usiadł obok blondyna — rozumiem cię... czasami nie mamy innego wyjścia — chyba jednak sam tłumaczył to sobie, przecież ma przyjąć mroczny znak za kilka dni.

— Nie zdziwię się, gdy ze mną teraz zerwiesz... kto chciałby chłodzić z śmierciożercą — odszedł od swojego łóżka.

— Nie wygaduj takich głupot — spoważniał, tak trudno udawać dla kogoś kto ma cię gdzieś i chciał tylko wykorzystać.

— Stwierdzam fakty — odpowiedział chłodno.

— Draco, kocham cię i nic tego nie zmieni, nawet gdybyś był synem Czarnego Pana to bym się od ciebie nie odwrócił.

kocham, a zarazem nienawidzę i życzę ci jak najgorzej

— Zależy mi na tobie — odpowiedział jakby sam w to nie wierzył — „Ale nie w ten sposób jaki myślisz".

— Mogę zobaczyć ten znak? — zapytał przygryzając wargę od środka.

Draco położył swoje przed ramie na jego udzie i dał mu przyjrzeć się znakowi. Chłopak przejechał po nim zimną dłonią co wywołało ciarki u Malfoy'a. Blondyn chwile później zabrał rękę.

— Posłuchaj ja muszę coś załatwić. Wrócę za godzinę —wyszedł szybko z ich dormitorium.

— Będę czekał — popatrzył podejrzliwym wzrokiem na chłopaka — „co przede mną ukrywasz Parker".

Levi szybkim krokiem podszedł pod portret grubej damy, na szczęście gryfon już na niego czekał. Oboje poszli w kierunku sali Snape'a.

— Ty szukasz czy ja? — spytał skupiony.

— Nie mam pojęcia, jak wyglada Veritaserum... więc może lepiej ty szukaj — poprawił okulary — „dalej nie wiem po co ci ten eliksir".

— Zgoda. Ty stój na czatach — wszedł do klasy i zaczął się rozglądać.

— Pośpiesz się — szepnął do niego przez zamknięte drzwi.

— Staram się — szukał na różnych półkach.

— Szybciej Levi... w każdej chwili ktoś tu może przyjść — poganiał go.

— Zamknij się, Potter — chłopak go zdenerwował, „Snape gdzie byś ukrył tak ważny eliksir?" — spojrzał na biurko profesora.

Harry powoli nudził się czekając na kolegę.
Co on tam robi tak długo? Po co mu Veritaserum. Dlaczego on się zgodził?

— Tu jesteś... — złapał fiolkę z przezroczystym płynem.

— Ah! — uderzyły go otwierające się drzwi — mogłeś uprzedzić — popatrzył na rękę chłopaka w której trzymał fiolkę — to to?

— Tak — zmierzył wzrokiem naczynie — tak mi się zdaje... — nie był aż tak dobry z eliksirów ale coś wiedział.

— Ja ci nie pomogę... zawsze ledwo zdaje u nietoperza — uśmiechnął się.

— Zaufam swojemu przeczuciu... — schował fiolkę pod szatę — chodź szybko musimy wracać.

— Masz racje — poszedł za Levim.

Chłopak odprowadził gryfona pod portret, a sam udał się pod jego peleryną niewidką do lochów. Szedł tak szybko, że nie zauważył postaci przed sobą i na nią wpadł.

— Lumos — różdżka rozbłysła światłem — Kto tu jest — powiedział patrząc przed siebie — ah tak — szybkim ruchem zrzucił materiał z głowy Leviego. Teraz mógł go zobaczyć — Znowu ty, Parker — spojrzał krytycznie na młodego chłopaka.

— Przepraszam profesorze Snape... ja tylko — starał się szybko wymyślać jakąś wymówkę.

— Daruj sobie tych słabych tłumaczeń. Wszystko już wiem, Parker. Kłamstwo ci nie wychodzi — skierował światło z różdżki w stronę chłopaka.

— Ale... — zabrakło mu słów — nie mam wytłumaczenia. Przepraszam — popatrzył w dół.

— A może łaskawie mi powiesz co robisz tu sam o tak późnej godzinie — założył ręce na siebie.

— Nic ważnego... — szybko wymyślił wymówkę — wracam od dziewczyny. Wie profesor, jak to jest się zakochać. Wtedy nie myśli się o konsekwencjach swoich czynów — miał nadzieje, że mu uwierzy.

— Minus 20 punktów dla slytherinu. Nie obchodzą mnie twoje dziewczyny. Miłość zawsze cię zrani i zostaniesz sam — odwrócił się od niego i wskazał mu ścianę do pokoju ślizgonów — uciekaj stąd.

— Już się robi — szybko zabrał pelerynę i wszedł przez portret.

Severus wiedział, jak to jest się zakochać. Gdy był młody kochał się w Lily, ale Potter musiał wszystko zepsuć. Nie drążył tematu „tajemniczej dziewczyny", bo znowu pogrążył się w rozpaczy po ukochanej osobie. Tylko Evans kochał tak bardzo i mógł dla niej zrobić wszystko.

****

Teraz tylko wystarczy poczekać na te imprezę. Wszystko już prawie gotowe, wszystko zaplanowane. Ale on dalej czuł się nie przekonany do tego planu. Katia miała racje, blondyn musi dostać nauczkę, ale żeby aż taką? Coraz bardziej zastanawiał się nad zrezygnowaniem z „zemsty", zrani jego uczucia, Potter'a i najpewniej swoje. Może Trelawney ma racje i to właśnie te wydarzenie sprowadzi go na „złą drogę"?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro