Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33 - „Kto tak naprawdę jest winny?"

Poprzednio:
Katia nie potrafiła zrozumieć jak tak łatwo jest kłamać ślizgonowi, dlaczego on tak się zmienił? Pamięta go jako tego wystraszonego chłopaka z Malfoy Manor a nie jako zabójcę, który kombinuje i wymyśla jakieś dziwne intrygi. Nie poznawała go.. czy to dalej był ten Levi w którym się zakochała? Ten przy, którym czuła się bezpiecznie? Kiedy coś się zmieniło i dlaczego nie zauważyła tego wcześniej.

Levi gubił się już w tych wszystkich intrygach i planach. To było tak trudne, męczące i nie potrzebne. Co daje mu wrabianie blondyna? Przecież on na to nie zasłużył, prawda? Chłopak czuł się źle, czuł się źle z tym, że musi kłamać. Powinien się przyznać i to zakończyć? Bał się konsekwencji, bał się samego siebie, dlaczego mu się to podobało. Czy to jest ten „zły czyn", który sprowadzi go na złą drogę?

****

— Profesorze, co mamy teraz zrobić? — zapytała zakłopotana przez kłamstwa Leviego.

— Pójdziecie ze mną, ale teraz oddajcie mi wasze różdżki.

Myślała, że zaraz stanie jej serce, przecież jeszcze nie wymyślili co z różdżką chłopaka.

— Jest połamana — wyjął z kieszeni bluzy zniszczony przedmiot, połamał ją przed wejściem o czym nie wspomniał Kati.

— C-co... — popatrzyła z niedowierzaniem na ręce przyjaciela.

— Co się stało? — spojrzał krytycznie na przedmiot — jak to się stało? — dopytał.

— Jack ją połamał — skłamał.

— Z kim pan Wood bił się w toalecie? — podszedł bliżej chłopaka.

— Z Malfoy'em — popatrzył w bok i poczuł okropny stres, nie okazał tego, chyba jednak czegoś się nauczył od blondyna.

— Draco Malfoy? — zdziwił się oskarżeniami, które zostały rzucone na ślizgona.

— Tak mi się wydaje, napewno był to blondyn — mieszał się w tym wszystkim

— Możesz to potwierdzić? — odwrócił się do Kati — Smith?

— Nie widziałam z kim się bił Jack, ale wierze Leviemu — spojrzała kątem oka na ślizgona.

— Ja nie mam podstaw wierzyć Panu Parker'owi. Muszę w takim razie o wszystkim powiedzieć Dumbledorowi, idziecie ze mną do jego gabinetu — wskazał im drzwi.

Chłopak szedł przy dziewczynie, ta się do niego nie odezwała ani słowem, nie przyjęli żadnej taktyki, niczego nie omówili. Ich ręce były cały czas ściśnięte, dodawali sobie otuchy, okazywali jakieś wsparcie? Levi nie rozumiał Kati, tego co robi, tego, że jest dalej przy nim i się od niego nie odwróciła. Czy dla niej ten pocałunek też nic nie znaczył? Co jeśli nie i myśli teraz, że mogą być kimś więcej. On nie rozumiał tego, dlaczego teraz czuł się tak inaczej, gorzej? Nie koniecznie, nie potrafił przestać, przyznać się do błędu i wziąć winy na siebie. Właśnie wchodzili bo biura Dumbledora. Malfoy już tam czekał.

— Już są — podszedł do dyrektora i zostawił 3 uczniów przed jego biurkiem.

— Więc... — wyglądał na zdenerwowanego — który z was to zrobił?! — uniósł się i wstał opierając się o blat.

— Malfoy.

— Nie wiem.

— Co zrobił?

Te odpowiedzi zdziwiły dyrektora, nie spodziewał się tego po uczniach swojej szkoły. Który z nich kłamał? Jak było naprawdę i co wydarzyło się w łazience, jak to się stało, że Jack Wood nie żyje. Levi denerwował się coraz bardziej, widok Draco, jego niewinnego Draco, który nie zrobił nic złego. W pewnym sensie, który nie zrobił tego o co go oskarży. Złamał mu serce, ale czy to nie przesada? Nie powinien tego przemyśleć? Może się jednak przyznać. Było coraz gorzej, muszą załatwić to szybko, czuł, że sam chce udaremnić swój plan.

— Który to! — wydarł się w stronę uczniów.

— Ale o co chodzi? Nikt mi nic nie powiedział tylko kazaliście tu przyjść — wywrócił oczami.

— Zabiłeś go — ledwo wydał z siebie jakiś głos.

— Słucham? — zdziwili się słowami bruneta.

Czas zacząć ten cały „plan", czas na to, by kłamać jak na zawołanie i modlić się o powodzenie. Czy oni się na to nabiorą? Wybrał Malfoy'a nie tylko dlatego, że ma słabą opinie jeżeli chodzi o empatię, ale też dlatego, ponieważ chciał w jakiś sposób go pogrążyć za to co mu zrobił. Te zwodzenie przez cały rok? Musiał dostać nauczkę ale czy azkaban to nie za dużo? Jest za młody napewno go tam nie wezmą. W takim razie co stanie się z Draco, gdyby jednak plan się udał? Czy zostanie wydalony ze szkoły? A co jeżeli nie skończy się tylko na tym...

— Czyli twierdzisz, że ten chłopak, którego widziałeś to był Pan Malfoy, tak? — zirytował się całą sytuacją.

— Jakie widziałeś? Wytłumaczy mi ktoś o czym mówicie?! — denerwował się coraz bardziej.

— Dajcie swoje różdżki — powiedział ostrym tonem podchodząc do Severusa i Malfoy'a zabierając przedmioty.

— Co z twoją różdżką Parker? — blondyn wykrzywił brwi patrząc na odebrane rzeczy.

— Jack ją połamał, gdy się biliście — powiedział zdecydowany.

— Chwila co? Jakie biliśmy? O co wam chodzi?! Jaki Jack? Wood? Przecież ja się z nim nawet dzisiaj nie widziałem — nie rozumiał co się dzieje.

— Rzuciłeś secrumsempre podczas bójki z Panem Wood'em? — podszedł bliżej Draco.

— Ale, że co?! Oszaleliście?! My się nawet nie znamy! On nie żyje? Co... — dostał za dużo informacji na raz — ja niczego nie zrobiłem, jestem niewinny i pewnie ktoś chce mnie wrobić! — wypierał się oskarżeń.

— Niech Pan sprawdzi różdżki — Katia podsunęła pomysł starszemu czarodziejowi.

— W taki razie, zaraz to sprawdzimy — wypowiedział jakieś słowa po czym na różdżce pojawiło się ostatnio używane zaklęcie.

— Smith, jesteś czysta... masz tu tylko lumos — zdjął swoje okulary i przetarł palcami powieki.

— Możecie skończyć? To nie jest zabawne — zaczął obawiać się, dlaczego oni myślą, że zrobił coś temu puchonowi.

— Parker... nie zobaczymy zaklęcia z twojej różdżki, ponieważ jest zepsuta — popatrzył na zniszczony przedmiot — ale to cię nie skreśla z listy podejrzanych, więc dopóki nie znajdziemy winnego musimy mieć cię na oku.

— Zdaje sobie z tego sprawę — przyznał.

— Malfoy... Sectumsempra?— ścisnął mocniej swoją różdżkę.

— To nie możliwe, pokaż mi to Albusie — podszedł do dyrektora i otworzył szerzej oczy — czyli to ty...

— Ale, że wy chyba nie myślicie, że ja to zrobiłem — zmieszał się — to moja różdżka fakt, ale ja nie rzucałem tego zaklęcia. Ledwo go znam, poza tym dzisiaj zniknęła mi różdżka... nie dopilnowałem jej przez swoją głupotę. To wszystko to jedno wielkie nie porozumienie i nie dam wam z siebie robić idioty! — zirytował się.

Severusa w jakimś znaczeniu oświeciło. Połączył wszystkie fakty i stwierdził winę Leviego. Nie odezwał się ani słowem o swoich wnioskach. Na rękę było mu, by to Draco miał kłopoty, nie Parker. Pamiętał, jak tamten był na ostatnim spotkaniu „naznaczonym", zdziwił się wtedy, ponieważ, gdy zobaczy go pierwszy raz nigdy, by nie pomyślał, iż chłopak będzie zdolny do rzucania takich zaklęć i zostania śmierciożercą. Pamiętał jak Bellatrix pochwaliła po wszystkim kilka osób, których sprawdzała tamtego dnia. Wspominała coś o Parkerze, ale żeby miała racje? Dla Snape'a to nie było nic nowego, śmierć, którą widzi bardzo często, chociażby gdy Voldemort się nudzi i wtedy potrafi zabić przynajmniej 4 więźniów.

— Draconie Malfoyu, pójdziesz z nimi — przez drzwi weszło kilka starszych mężczyzn — konfiskuje to — położył różdżkę na biurko.

— Ale czy wy jesteście normalni?! Ja niczego takiego nie zrobiłem, Parker widzieliśmy się dzisiaj, ta twoja dziewczyna też mnie widziała, Smith racja? Powiedzcie jak było... chwila — spojrzał zestresowany w stronę bruneta — przecież ona została sama w naszym dormitorium... — popatrzył wkurzony na Katie — ukradłaś moją różdżkę?!

— Nie będę cię krył Draco — bał się co stanie się z nim, bal się, że zaraz wszystkie kłamstwa się posypią i pójdą na nic.

— Co ty wymyślasz — zestresowała się. Malfoy nie jest głupi, domyślił się.

— Parker! Ja niczego nie zrobiłem! Musicie mi uwierzyć, ktoś chcę mnie wrobić! — jakiś czarodziej złapał ślizgona i rzucił w jego stronę fulgari, po czym jego ręce zostały brutalnie spętane świecącymi sznurami — zostaw mnie! — szarpał się.

— Co z nim będzie... — Katia dopytała, przerażał ją taki widok Malfoy'a, pomyśleć, że na jego miejscu powinien być jej przyjaciel.

— Będziemy musieli zbadać dokładniej sprawę... do tego czasu nie odzyskacie różdżek — podał je Snape'owi — musicie być na przesłuchaniu.

— Kurwa nic nie zrobiłem! Puszczaj! Wrabiają mnie! Zginęła mi różdżka to nie ja rzucałem to zaklęcie! Nawet go nie znam! — próbował się wydostać.

— Zabierzemy go już — jeden z nich otworzył drzwi do wyjścia i siłą wynieśli blondyna z pomieszczenia.

— Parker! — ostatnie co zdążył powiedzieć, gdy drzwi się zatrzasnęły.

— D-Draco... — poczuł się okropnie. Co on zrobił... co on sobie myślał, dlaczego on to zrobił.

— O co chodziło — popatrzył na nich podejrzliwie.

— On kłamał nie widzieliśmy się z nim dzisiaj — skłamała.

— Katia ma racje, ja widziałem go dzisiaj tylko raz, w łazience — czuł narastająca gule w gardle.

— Idźcie już, ale macie zakaz opuszczania terenu hogwartu — pokazał im wyjście.

Katia pociągła chłopaka za rękę i wyszli z biura dyrektora. Nie wierzyła w to co właśnie zrobili. Wrobili niewinnego człowieka, czy to wyszło i jest już po sprawie? Oczywiście, że nie, oni się domyślą prawdy, wtedy ona musi być już daleko tak samo, jak Levi. Muszą uciec, on musi. Zacznie się zamieszanie w hogwarcie. Wieści o morderstwie pewnie rozniosą się z prędkością światła. Oskarżony ślizgon i skrzywdzony gryfon, który stracił brata i chcę się zemścić na winowajcy. Levi nie rozumiał sam siebie, tego co robi w obecnym momencie. Mówił, że nie jest „złym" człowiekiem, a teraz co? Sam widzi, że Katia miała racje? Może to nie ona mu wmawia, iż się zmienił. Tak było, nie czuł się tak samo od momentu zostania śmierciożercą... od momentu zabicia Wood'a. Pamiętał, że istnieje takie coś jak zmieniacz czasu, dlaczego nie chcieli go uczyć? Severus i Dumbledore nie są głupi, szczególnie Snape, on się nie domyślił? Łyknął te kłamstwa? A co, jak już zna prawdę? Dlaczego nic, by nie powiedział?...

— Merlinie... Co myśmy zrobili — złapała się za głowę.

— To co było konieczne — przyznał.

— Konieczne... nie usprawiedliwiaj nas, jesteśmy okropni, jak ja mogłam — żałowała.

— Przepraszam za to, że musisz kłamać... za tamto, przy ścianie — spojrzał na wejście do slytherinu.

— Czemu? No chyba... to nic dla ciebie nie znaczyło?! — zdenerwowała się.

— Mm... jasne, że znaczyło — skłamał — Kocham cię Katia, ale ciężko mi o tym myśleć w obecnej sytuacji.

— Kochasz, ale nie tak, jak ja ciebie — zauważyła, nie była głupia — wiem kiedy kłamiesz.

— Posłuchaj... mi dalej zależy na Draco i nie potrafię, nie chce... — popatrzył w bok.

— Skończ — uderzyła go w policzek — nie baw się moimi uczuciami Parker, nie pozwalam ci na to. Rozumiesz?

— Nie chciałem, naprawdę — dotknął ręką czerwony policzek, przez co przypomniał mu się ojciec.

— Chciałeś, ale ja nie jestem tak głupia, jak myślisz — otarła zaszklone oczy o swój sweter — nie kłam mnie. Gdyby nie to, że tak cholernie mi na robię zależy już dawno bym cię wydała.

— Jestem ci za to wdzięczny... — czuł się okropnie przez słowa przyjaciółki.

— Twoja wdzięczność nigdy mi nie wynagrodzi tylu kłamstw i tego co zrobiłeś Levi... tego co ja musiałam zrobić — przypomniała sobie o Jacku.

— Chcę się przyznać — powiedział sam do siebie pod nosem, ale Katia to usłyszała.

— Co? — nie była pewna tego co powiedział chłopak.

— Muszę go uratować, to nie jego wina... to ja tam powinnienem być...

— Levi... nie po to robiliśmy to wszystko, wiesz, że teraz będzie jeszcze gorzej? — zdziwiło ją wyznanie przyjaciela.

— Nie obchodzi mnie to, nie potrafię obojętnie patrzeć na to wszystko. Katia, wiesz co jest najgorsze?

— Może być coś jeszcze gorszego? — zmartwiła się.

— Ja tego nie żałuje, mi się to podobało... — poczuł się dziwnie, głowa znowu zaczęła go boleć.

— Powiedz, że żartujesz — przeraziła się — to nie prawda Levi... wmawiasz sobie.

— Myślałem nad tym długo, dobrze, że ten kretyn nigdy już cię nie dotknie — przyznał zgodnie z prawą — nigdy cię nie skrzywdzi.

— On by mnie nie skrzywdził Levi, ja wiedziałam o tym zakładzie — przetarła swoje ramię.

— Chwila co — zmienił ton głosu — ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to wszystko... ty wiedziałaś?!

— Tak... razem z Dianą i Cedrikiem się domyśliłyśmy... miałam ci o tym powiedzieć, ale wpadłam wtedy na taki pomysł — mówiła coraz ciszej.

— Jaki — powiedział chłodno w stronę brunetki.

— To nie jest ważne... znaczy dla mnie było. Myślałam, że ten jego zakład i te zbliżenie do mnie pomoże mi w pewnej sprawie. Ale mniejsza, Levi tu chodzi o ciebie nie zmieniaj tematu.

— Nie zmieniam, to ty zaczęłaś — zaciekawiła go sprawa o której mówiła krukonka.

— Levi? — przeszedł obok uczniów razem z Hermioną.

— Harry? Granger? — wrócił do miłego tonu — co wy tu robicie?

— Idziemy do Dumbledore'a — przyznał — Ma jakąś ważną sprawę... mamy mu jakoś pomóc, ale nie wiem o co dokładniej chodzi.

— Pewnie nic takiego — spojrzała na okularnika.

— Oby... słyszałem o jakiejś bójce, ale co by było w niej aż tak ważnego? Przecież chyba nikt nie umarł — zaśmiał się.

— Nawet sobie tak nie żartuj Harry — zniesmaczył ją żart przyjaciela.

— Mhm. — poczuł się dziwnie z tym, że znał prawdę.

— Jack nie żyje — nie wytrzymała.

— Co?

— Katia...

— Jack Wood nie żyje, Malfoy go zabił — powiedziała patrząc z jednego chłopaka na drugiego.

— Chyba nie mówisz poważnie... to po to miałam zabrać zmieniacz czasu — dotknęła wisiorka na swojej szyi.

— Chwila co... to by wyjaśniało te zamieszanie przy skrzydle szpitalnym... — połączył fakty — Malfoy?! Nie to napewno nie on, jest zły, ale nie byłby zdolny kogoś zabić. Bez przesady — zdziwiły go oskarżenia.

— Najwidoczniej go nie znasz — zdenerwował go ten pewny głos gryfona.

— Spotkamy się później. Muszę iść — wyminął ich i poszedł w stronę biura dyrektora.

Hermiona zabrała zmieniacz czasu. Uratują go? Czy nie dadzą rady? Jego problemy tak czy inaczej się nie skończą, jego zmartwychwstanie nic tu nie pomoże, pogorszy sytuacje. Niby rzucił na niego Obliviate, ale co jeżeli nie zadziałało i on jednak wszystko pamięta? Co powinien teraz zrobić? Ratować Malfoya, czy postarać się o nim zapomnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro