Rozdział 32 - „Jak mamy zatrzeć ślady?"
Poprzednio:
— Muszę coś zrobić... napewno będą sprawdzać różdżki — popatrzył na swoją.
— Co takiego? — zdziwiło ją zachowanie bruneta.
— Muszę znaleźć Draco — spojrzał w stronę lochów.
Brunet wytłumaczył Kati swój pomysł, dziewczynie na początku nie spodobało się to, co wymyślił chłopak, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdziła, że to jedyny jaki mają. Ukraść różdżkę Draco i dzięki niej użyć Sectumsempry, by wrobić w to chłopaka. Plan był skomplikowany, ale wykonalny, pierwsze co musieli zrobić to kradzież różdżki blondyna. Czy Malfoy to dobra osoba jeżeli chodzi o ten wybór? Jest tyle innych uczniów, dlaczego Levi wybrał akurat go? Brunetka wiedziała, że ślizgon ma żal do chłopaka, ale żeby wrabiać go w morderstwo? Czy to nie przesada? Czy napewno Draco na to zasłużył? Przecież udawanie związku nie równa się zabiciu kogoś.
— Levi, to napewno dobry pomysł? — pociągnęła go za rękę.
— Nie wiem Katia... nie mamy lepszego — szli w stronę pokoju wspólnego slytherinu.
— Ja wiem, że go nienawidzisz, ale wrabianie w morderstwo? Levi to jest złe... — dorównywała kroku z chłopakiem.
— Malfoy sobie poradzi... — sam w to nie wierzył — ze mną mogło, by być gorzej... przecież wiesz, że to nie tak miało się skończyć, on miał żyć — przypomniał sobie to, jak się uśmiechał patrząc na krwawiącego Jacka.
— Powinieneś się przyznać... może konsekwencje nie będą aż takie złe? Powiesz, że to było w samoobronie, że to on cię zaatakował, nawet jeśli to nie prawda — próbowała mu wytłumaczyć.
— Jasne Katia, czemu o tym nie pomyślałem — złapał się teatralnie za głowę — napewno będą łagodni dla kogoś kto właśnie zabił ucznia w ich szkole, świetny pomysł, 50 punktów dla Ravenclaw — zaklaskał w ręce.
— Skończysz? Denerwujesz mnie już... — dodała już ciszej pod nosem.
— To skończ gadać takie głupoty, sama nie wierzysz w to co mówisz — wywrócił oczami, byli już przed ścianą slytherinu.
— Jakoś tego nie widzę — powiedziała to już bardziej do siebie niż do chłopaka.
— Co znowu? — usłyszał jej szept — Możesz przestać wmawiać mi jaki to zły nie jestem? Nie jesteś święta Katia, sama torturowałaś jakiegoś starca w Malfoy Manor, wtedy to cię nie obchodziło czy go to boli, nawet nie wiesz czy przeżył, zresztą pewnie nawet się tym nie przejmowałaś aż do teraz, równie dobrze on może już nie żyć — oparł się ręką o ścianę, by odciąć drogę brunetce i popatrzył na nią z góry, ponieważ był wyższy.
— Przeżył... to było tylko crucio — popatrzyła na wyższego chłopaka, stała oparta pod ścianą — crucio nie zabija.
— Może nie zabija, ale gdy ktoś rzuca je jakieś 20 razy to... chyba jest taka możliwość — lekko się do niej uśmiechnął, był pewny tego co mówi. Starzec nie miał jak przeżyć tylu zaklęć.
— Nic mu nie jest, pewnie już wydobrzał... daj mi spokój — zmartwiła się słowami Parker'a.
— Wcale nie jesteś lepsza, a patrzysz na mnie z góry, z czego ja zrobiłem to w „słusznej" sprawie, bo chodziło o ciebie — dotknął jej policzka.
— Levi... — spojrzała na jego dłoń, która zjechała na jej usta.
Czuła jego oddech na swojej skórze. Czuła zapach jego perfum. Zapach przy którym nie umiała się skupić i myśleć. Nagle zapragnęła, żeby przestały ich dzielić nawet centymetry. On chyba pomyślał o tym samym, bo jego usta znalazły się na dziewczyny w tej samej sekundzie. Na początku całowali się delikatnie. Lekko muskając się ustami. Jego ręce znalazły się na jej tali i przyciągnął ją do siebie. Ręce krukonki owinęły mu się na karku, a palce wplotły się w jego włosy. Z czasem ich wargi zaczęły ze sobą współpracować, całowali się coraz namiętniej. A ona chciała żeby ten pocałunek trwał wiecznie. Delikatnie przejechała językiem po jego wargach. Odpłacił się tym samym po czym wsunął język w jej rozchylone wargi.
I nagle oderwali się od siebie. Oboje ciężko oddychali, chociaż dla niego to nie było konieczne mimo to jednak jej nie puścił. Przytuliła się do niego i położyła głowę na jego ramieniu. Gładził ją po włosach jedną ręką, drugom cały czas obejmował, jak gdyby bał się, że ucieknie. Ale nie zamierzała tego zrobić. Miała dość powstrzymywania się. Chciała żyć chwilą i nie martwić się o konsekwencje. Chciała być z nim tu i teraz. Chciała go czuć, jego dotyk, jego oddech, ale wiedziała, że nie mogą, to jest zły moment. Nie można sprzeciwić się naturze. A wszystko każe jej nienawidzić jego gatunek. Nienawidzić tego co zrobił i tego, jak łatwo to zaakceptował.
Ślizgon wypowiedział hasło i razem weszli do jego pokoju, na ich nieszczęście Draco siedział na swoim łóżku. Zmierzył ciekawskim wzrokiem osoby, które weszły do pomieszczenia i wrócił do pisania czegoś na pergaminie.
— Posłuchaj... ty odwróć jego uwagę, a ja zabiorę różdżkę — szepnęła do ucha Leviego.
— Mhm... — podszedł bliżej Draco.
— Co? — popatrzył na chłopaka, który stał nad nim.
— Draco możemy porozmawiać? — popatrzył w bok.
— Możemy — zdziwiło go spokojne zachowanie bruneta, przecież pamiętał ten jego ostatni wybuch złości — chodź.
— Zgoda... — Popatrzył kątem oka na to co robi krukonka — Katia tam masz te książkę, później możesz zostać ja wrócę za kilka minut i do ciebie dołączę — wysilił się na spokojny ton.
— Nie chce być nie uprzejmy, ale czy wy coś razem?... jesteście parą? — popatrzył krytycznie na dziewczynę, „jestem lepszy od niej".
— Można tak powiedzieć... — nie był pewny swoich słów, a zobaczył, że był to zły pomysł po reakcji dziewczyny, pocałowali się, ale czy dla niego znaczyło to więcej niż przyjaźń?
Leviemu przez myśl przeszło, by jednak zostawić Draco, dalej czuł do niego słabość... te udawanie, że już zapomniał co zrobił mu blondyn bolało. Nie zapomniał cały czas o nim myśli, cały czas chce znowu go pocałować, chce go przytulić, dlaczego musiał się zakochać? Mógłby się przyznać, prawda pewnie i tak jakoś wyjdzie na jaw. Oliver nie odpuści śmierci brata bez wyjaśnień. Nie odpuści temu kto go zabił.. jeszcze Katia niczego mu nie ułatwia, te uczucia, którymi go darzy, to urocze czy raczej chore? Dlaczego jeszcze go nie wydała?
— Myślałem dużo o nas — weszli do pokoju wspólnego.
— Ja też trochę nad tym myślałem... p-prze...p- przepraszam — powiedział pod nosem, trudno było mu przeprosić.
— Już ci wybaczyłem — skłamał — nie chce mieć w tobie wroga... byliśmy dobrymi „kolegami".
— Naprawdę? Potrafisz mi wybaczyć? — w środku się ucieszył, lecz na zewnątrz tego nie okazał.
— T-tak — wypowiadanie tych słów było dla niego tak trudne, „obyś to ty mi wybaczył Draco".
— Czyli między nami zgoda? — dopytał.
— Zgoda... — próbował nie patrzeć w jego kierunku.
Draco podszedł bliżej Leviego i go przytulił. Chłopak nie spodziewał się takiego ruchu ze strony blondyna, zabolało go to... te uczucie, że go stracił, a teraz musi udawać, iż wszystko jest dobrze. Malfoy okropnie się ucieszył, gdy brunet mu „wybaczył", myślał o nim bardzo dużo od czasu ich „zerwania" nie potrafił żyć ze świadomością, że tamten go nienawidzi. Przez niego został śmierciożercą i przyjął mroczny znak, przecież sam tak mu powiedział. Ślizgon poczuł się okropnie, gorzej niż, gdy udawali, że się nie widzą... teraz się przytulają i te dobre „fałszywe" wspomnienia wracają.
— Draco, już — odsunął go od siebie, poczuł, że zaraz może się rozkleić i sam udaremnić swoje plany.
— Brakowało mi cię — nie łatwo było mu to powiedzieć, ale chłopak naprawdę odczuł pustkę po utracie kontaktu z Levim, był dla niego kimś ważnym.
— Mi ciebie też... — „dalej brakuje".
Katia w tym samym czasie szukała różdżki blondyna. Znalazła ją szybko, bo ten nie zdążył jej schować i leżała sobie niewinnie na jego łóżku przy poduszce. Zabrała ją do ręki i schowała pod swój sweter, miała wątpliwości czy chce ją zabrać... zawsze mogła powiedzieć Leviemu, że nie znalazła prawda? No cóż albo Malfoy albo Parker. Po tym pocałunku nie mogła przestać o nim myśleć, o jego ustach i tym przyjemnym oddechu na jej szyi. Wyszła z ich dormitorium i udała się do pokoju wspólnego gdzie dwójka ślizgonów rozmawiała, jak gdyby nigdy nic. Oczywiście na pierwszy rzut oka, bo ona wyczuła te „grę aktorską", ale czy z obu stron? Levi powiedział Draco, że wychodzi z Katią i zobaczą się później, nie wspomniał mu nic o wydarzeniach z łazienki.
****
— Masz ją — popatrzył wyczekująco na dziewczynę, byli gdzieś w głębi lochów.
— Mam... — popatrzyła niepewnie na skradziony przedmiot — jesteś pewny? Nie będzie odwrotu...
— Nie wiem... — oparł się o ścianę — ja go dalej kocham... nie potrafię — schował głowę w rękach.
— Przecież... nie musimy tego robić., przyznasz się i ja cię poprę — założyła włosy za ucho.
— Katia, wyjdzie na to, że kłamałaś i sama będziesz miała problemy... będą sprawdzać różdżki to jest pewne — popatrzył na swoją — sprawdzać jakie zaklęcia zostały użyte podczas dzisiejszego dnia, napewno użyją też Veritaserum... to nie taka łatwa sprawa, nie chodzi o jakieś małe przewinienie tylko o śmierć ucznia — podsumował.
— Skoro tak... na co czekasz — podała mu przedmiot.
— Mam znowu go użyć, prawda? — uśmiechnął się słabo — tego zaklęcia...
— Levi, wiesz, że nie musisz — popatrzyła na niego ze współczuciem, gubisz się w tym.
— Na kim?
— Na czym... — wystraszyła się — No chyba nie na mnie — „jak ja mam ci pomóc".
— Jasne, że nie! Oszalałaś? — popatrzył na nią chwile — boisz się mnie?
— N-nie... przeraża mnie ta sytuacja Levi... n-nie ty — głos jej się łamał.
— Sectumsempra — uderzył w jakiegoś szczura.
— Już... nie ma odwrotu — popatrzyła na martwe stworzenie leżące na ziemi.
— Nie ma... — schował różdżkę Draco.
— Musimy wracać... Snape! Mieliśmy się u niego zjawić już godzinę temu! — przypomniała sobie o profesorze.
— Chodź, najpierw muszę to oddać — wskazał wzrokiem przedmiot — oddać na swoje miejsce, jak gdyby nigdy nic.
Parker myślał długo o tym czy powinien się przyznać, był tchórzem. Przecież jeszcze godzinę temu wyzywał od takich Jacka, a teraz co sam idzie w jego ślady? Przecież to jego wina nie Draco. To nie on zawinił, nie on zabił i nie on użył Sectumsempry. Jak ma to teraz odkręcić? Powoli zatracał się w tych kłamstwach i nieprzemyślanych czynach.
Katia źle znosiła całą sytuacje. Czy tak naprawdę ona właśnie teraz nie broni mordercy? Dlaczego czuje do chłopaka tak dużo... dlaczego chcę mu za wszelką cenę pomagać. Jack nie żyje.. nie żyje przez niego. Dlaczego cały czas usprawiedliwia swojego „przyjaciela" i nie chcę przejrzeć na oczy? Dlaczego czuje do niego tak wiele sprzecznych uczuć.
****
Katia i Levi szybkim krokiem poszli w stronę sali profesora Snape'a. Chłopak w międzyczasie używając zaklęcia kameleona odłożył różdżkę Draco na miejsce, miał szczęście, bo blondyna nie było w dormitorium. Szli przez lochy aż do momentu, gdy brązowe drzwi były przed nimi. Chłopak zapukał i gdy usłyszał „wejść" otworzył je.
— Mieliście tu być już godzinę temu! — wydarł się na uczniów.
— Przepraszam, nie umiałam go znaleźć — skłamała.
— Nie ważne już — machnął na nich ręką zrezygnowany i wyjął coś z biurka, fiolkę — Parker, wypij to.
— C-Chwila co? — przeraził się — ja?
— Tak ty już — podał mu eliksir — musimy znać prawdę, a byłeś świadkiem.
— Mhm — przełknął ślinę i popatrzył na szklane naczynie, które trzymał w rękach, rozpoznał ten zapach.
— No już na co czekasz — pogonil chłopaka.
— Już — wypił zawartość fiołki — co to było?
— Veritaserum oczywiście — popatrzył na niego podejrzliwie — co wydarzyło się w łazience?
— W łazience... em więc to było tak, że emm... — starał się wymyślić wymówkę przez co szybko zorientował się, że to nie było prawdziwe Veritaserum tylko zostawiona przez niego samego podróbka.
— Zamilcz — zamyślił się — to nie mój eliksir — zmierzył go z góry do dołu
— Nie poczułem niczego co zmuszało, by mnie do powiedzenia jak było — przyznał.
— Nie zniosę tego — zrzucił ze stołu rzeczy — ten kto go ukradł pożałuje — zirytował się — będę musiał przyrządzić nowe... Nie mamy tyle czasu, muszę porozmawiać z Albusem — mówił sam do siebie.
— Napewno szybko znajdziecie winnego — „super kolejny który mi grozi, zajebiście".
Katia nie potrafiła zrozumieć, jak tak łatwo jest kłamać ślizgonowi, dlaczego on tak się zmienił? Pamięta go jako tego wystraszonego chłopaka z Malfoy Manor, a nie jako zabójcę, który kombinuje i wymyśla jakieś dziwne intrygi. Nie poznawała go, czy to dalej był ten Levi w którym się zakochała? Ten przy, którym czuła się bezpiecznie? Kiedy coś się zmieniło i dlaczego nie zauważyła tego wcześniej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro