Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12 - „Zostać śmierciożercą?"

Poprzednio:
Spędzili bardzo miło czas w swoim towarzystwie. Święta z wybrańcem? Czy mogło być lepiej? O Merlinie dziękuje ci za to, że ojciec i matka musieli odwołać jego przyjazd do domu. Niech się śmierciożercy nawet w jego pokoju bawią, go to nie obchodzi. Ważne jest to, że przez to mógł zostać przy Harrym i poprawić ich relacje.

Levi cały dzień chodził poddenerwowany. To dzisiaj miał udać się z Williamem na spotkanie śmierciożerców. Nie chciał tego robić, ale był tylko dzieciakiem, które nie potrafiło przeciwstawić się swojemu surowemu ojcu. Mężczyznę nie obchodziło zdanie syna, sam wiedział co będzie dla nich najlepsze. W dzieciństwie William nie był najlepszym tatą jakiego można sobie wymarzyć. Po śmierci matki Leviego załamał się i zmienił swoje nastawienie co do dzieci. Za każde najmniejsze przewinienie karał je tak, by poczuły ból i nauczyły się na swoich błędach, by nie robić tego więcej.

Zbliżał się wieczór i godzina o której mieli się deportować. Levi ubrany w czarną koszule i płaszcz stanął obok swojego ojca i złapał go za rękę. W salonie było tylko słychać dźwięk deportowania i zbiegającą Lise ze schodów. Dziewczynka widząc brak ich obecności wróciła przygnębiona do swojego pokoju. Wiedziała, że ojciec ma swoje sprawy, ale nie chciałaby wciągał w to jej starszego brata.

Zanim się obejrzeli stali już przed Malfoy Monor. Levi stresował się coraz bardziej. Trzeba było się ukryć przed ojcem to, by go tu może nie było. Teraz już za kilka chwil będzie widział sami-wiecie-kogo i będzie prosił o zaakceptowanie go po swojej stronie. William ze swoim synem weszli do środka i podeszli do kobiety z czarnymi lokami na głowie. Bellatrix Lastrange, to ona sprawdzała kto nadaje się z młodszych na śmierciożerców. William zostawił Leviego przy innych „wystraszonych i nie do końca wiedzących co tam robią" dzieciach. Brunet przystanął obok dziewczyny, która miała brązowo różowe włosy, była bardzo blada i miała jasno zielone oczy. Wyglądała na nie wzruszoną tym co właśnie się dzieje i gdzie się znajduje. Levi zazdrościł jej tego opanowania, on przecież ledwo stał na nogach. Bellatrix wywoływała w nim uczucie strachu. Wiedział do czego zdolna jest czarownica. Nie skończyła w azkabanie za nic. Zielonooki rozmyślał tak jeszcze przez chwilę, gdy przerwał mu głos kobiety.

— Ty — spojrzała na listę — Parker? Zgadza się? — podniosła wzrok na chłopaka — i Smith — popatrzyła na dziewczynę obok — idziecie za mną, reszta ma tu czekać — powiedziała patrząc na inne dzieci i zabrała ich ze sobą.

— Tak, zgadza się — ledwo z siebie coś wykrztusił.

— Zobaczymy na co was stać i co potraficie. Ile macie lat tak dokładnie? — powiedziała bawiąc się różdżką w swojej dłoni.

— Piętnaście — odpowiedzieli jednocześnie nie patrząc w jej stronę.

— Uuuu młodzi jesteście. Świetnie się składa! Jeszcze nie widziałam, by tak młode osoby kogoś torturowały — uśmiechnęła się szeroko.

— C-co... — nie docierało do niego to co powiedziała czarownica.

— Chyba nie spodziewałeś się, że będziecie tu pisać jakieś testy z wiedzy o czarnej magi chłopczyku — zaśmiała się.

— No... nie oczywiście, że nie — Levi czuł narastającą gule w gardle.

— Pierwsza ty, Smith — popchnęła dziewczynę na środek, a do Komnaty wrzucony został jakiś starzec skuty łańcuchami — Pokaż na co cię stać — patrzyła na nią z uwagą

Levi miał mętlik w głowie. Czy on właśnie zaraz będzie miał zadawać komuś ból dla przyjemności? Świat oszalał. Spokojnie nie tylko on sobie nie poradzi, ta dziewczyna nie wyglada jakby potrafiła kogoś skrzywdzić.

— Proszę, błagam oszczędźcie mnie! Zrobię wszystko — starzec krzyczał w stronę dziewczyny.

— Crucio! — powiedziała zdecydowanym głosem.

Nim Levi zdołał ogarnąć to co się stało starzec już zwijał się z bólu. Ona właśnie użyła crucio? Chłopakowi robiło się słabo i ciemno przed oczami.

— Błagam przestań! — starzec płakał.

Młoda dziewczyna powtórzyła zaklęcie, a starszy czarodziej wydarł się z bólu. Leviemu było szkoda tego człowieka. Czym sobie zasłużył... może to jakiś przestępca? A może niewinny człowiek.

Brunetka jeszcze kilka razy powtórzyła zaklęcie lecz, gdy starzec stracił przytomność przestała. Bellatrix klaskała w ręce bijąc jej brawo i mówiąc, że coś z niej jeszcze będzie i wita ją po swojej stronie. Po tym, gdy dziewczyna wyszła z komnaty został sam z czarownicą. Wywleczono ciało starca i przyniesiono kolejną osobę, tym razem był to młody mężczyzna. Nie wyglądał na złego, na nikogo kto zasługuje na tortury.

— Długo będę musiała czekać? Działaj — popchnęła go w stronę mężczyzny.

— Um... — popatrzył w jego stronę — p-przepraszam — wyszeptał tak, by Bellatrix nie usłyszała — Crucio.

— Mężczyzna upadł na ziemię i zaczął przeklinać w stronę Leviego.

— Błagam was znacie tylko jedno zaklęcie, które zadaje ból? Wysil się chłopaku! — wydarła się na młodego czarodzieja.

— S-se... — Parker chwile się wahał czy używać tego zaklęcia, ale wzrok czarnowłosej go przekonał — sectumsempra! — krzyknął niepewnie.

Bellatrix wydawała się zaskoczona posunięciem chłopaka. Skąd znał takie zaklęcie? Napewno nie uczą takich w tej nędznej szkole. Nim się nie obejrzała mężczyzna leżał nie przytomny, a obok niego rozlewała się coraz większa plama krwi. Zobaczyła przerażenie w oczach młodego czarodzieja i różdżkę wypadającą mu z ręki.

— Co ja zrobiłem... — złapał się za głowę.

— Zaskoczyłeś mnie Parker — podeszła do chłopaka i złapała go za podbródek — wyjdziesz jeszcze na ludzi — puściła jego szczękę delikatnie uderzając dłonią jego policzek.

Levi popatrzył w jej przerażajace oczy, zobaczył w nich chęć mordu. Te oczy badały go na wylot i przyglądały się jego przerażonemu spojrzeniu. Bellatrix poklepała chłopaka po ramieniu i wyprosiła z komnaty. Levi, gdy był już za drzwiami myślał, że zaraz zemdleje. Tamten facet żył? Zabił go? Wykrwawił się? Dlaczego on użył tego zaklęcia. Chłopak siedział z innymi zebranymi do grupy młodych śmierciożerców. Podszedł do dziewczyny, którą kojarzył i usiadł obok niej.

— Jak to zrobiłaś... — popatrzył w jej stronę.

— W sensie? — przekrzywiła głowę — Jak co zrobiłam? — spojrzała w ciemne oczy bruneta.

— Jak tak łatwo rzuciłaś crucio? — dopytał przełykając ślinę.

— Nie wiem... chciałam dołączyć do czarnego pana a skoro wymagało to torturowania jakiegoś starca to... zrobiłam to — objaśniła.

— Chcesz tu być? — zdziwił się.

— A ty nie? — spytała zdziwiona jego pytaniem.

— Chcę — skłamał — jestem Levi, a ty?

— Umm... Katia — podała mu rękę.

— Miło mi cię poznać — uniósł kącik ust, dobrze było mieć kogoś po tej stornie.

— I Vice Versa — przygryzła policzek od środka.

— Jesteś tu ze względu na rodzinę prawda? — zapytał ciekawy.

— Jak wszyscy — spojrzała w bok.

— Racja — zmieszał się, dziewczyna wydawała się być taka spokojna i opanowana. Do tego była bardzo ładna.

Po upływie godziny Bellatrix wyrzuciła z posiadłości około 140 nastolatków i w pomieszczeniu zostało tylko 20 osób. Levi, Katia i kilka innych.

— Osoby, które teraz są w tym pomieszczeniu mogą liczyć na wsparcie ze strony wiernych czarnemu panu. Witam was w całkiem innym życiu niż prowadziliście do tych czas — uśmiechnęła się przerażająco w ich stronę.

Chwilę po przemowie Bellatrix, William zabrał swojego syna z komnaty gdzie przebywał i wyszli razem z rezydencji. Szatyn wyglądał na zadowolonego, wszystko poszło po jego myśli, nawet Levi go nie rozczarował. Musiał przyznać chłopak się spisał.

Jego syn odrazu po tym, gdy deportowali się do domu pobiegł do swojego pokoju. Nie chciał słuchać ojca, nie chciał słyszeć co on musiał robić, wolał nie wiedzieć, żyć w nieświadomości, obwiniał go o to wszystko. O to, że musiał używać zaklęć niewybaczalnych, że musiał ranić kogoś, by zadowolić kogoś innego. Brzydził się sobą, skoro dostał się do grupy śmierciożerców, czeka go przyjęcie mrocznego znaku. Usiadł na swoim łóżku i schował głowę w kolanach. Tym razem nie będzie się powstrzymywał od płaczu. Łzy zaczęły moczyć rękaw jego koszuli.

****

W tym samym czasie Draco siedział w swoim pokoju. Postanowił napisać list do Leviego. Spytać co u niego i tym podobne. Lubił chłopaka, nie kochał, ale dalej był dla niego kimś ważnym. Napisał na pergaminie ostatnie słowo. Nie podał listu sowie tylko schował go do szuflady. Zabrał z biurka kopertę i usiadł na swoje łóżko rozrywając papier.

Draco
Razem z matką mamy się dobrze. Jesteśmy już po spotkaniu z Czarnym Panem. Widziałem też dzieci, które chciały wstąpić w szeregi śmierciożerców. Dobrze, że masz już to za sobą synu. Mam nadzieje, że dołączysz do nas. Czekamy na ciebie w domu.

                  Lucjusz Malfoy

Draco czytał słowa zapisane na pergaminie. Nie rozumiał o co chodzi ojcu, o jakie osoby, które chcą z własnej woli stać się śmierciożercami. On bardzo żałował przyjęcia mrocznego znaku. Oby nikt inny nie musiał czuć się tak, jak on sam. Już ktoś żałował. Levi nie spodziewał się, że uda mu się zostać przyszłym śmierciożercą. Czyli teraz Harry nie może wygrać, bo chłopak trafi do Azkabanu, tak samo jak Katia i jego rodzina...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro