Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10 - „Tęsknota"

Poprzednio:
Chłopcy szybkim krokiem zmierzali do swojego dormitorium. Rozbawieni całą sytuacją, śmiali się z biednego woźnego i jego nie odwzajemnionej miłości. Nabijali się też z „strasznej zemsty" pewnej nie zbyt mądrej ślizgonki. Otworzyli drzwi i położyli się na kanapie w pokoju wspólnym. Tym razem to Draco leżał na kolanach Leviego i bawił się jego loczkami zakręcając je sobie na palce. Levi zapatrzył się w szaro-niebieskie oczy blondyna. Był jego i tylko jego. Jakie on miał szczęście, że Malfoy odwzajemniał jego uczucia. Chłopak bał się, że zaraz się obudzi z tego pięknego snu. Draco miał wyrzuty sumienia, on nie chciał zranić młodszego chłopaka, gdyby tylko jego relacje z Potterem były inne... On wszystko utrudni. To jego wina, że musiwykorzystać uczucia Leviego. Tak sobie to tłumaczył. Lepiej zwalić winę na kogoś innego niż się do niej przyznać.

Minęły cztery miesiące od ostatnich wydarzeń. W tym czasie dwójka ślizgonów spędzała bardzo przyjemnie czas i jakby się wydawało „zakochiwała się w sobie bardziej". Ich związek nie był tajemniczy, cała szkoła o nim wiedziała. Podczas, gdy związki innych rozkwitały, komuś jego własny zaczynał działać na nerwy. Nie komuś tylko sławnemu Harremu Potterowi. Miał jechać z Ronem i Hermioną na święta do Nory, ale zrezygnował z tego pomysłu, gdy uświadomił sobie, że będzie tam Ginny. Postanowił zostać w Hogwarcie nie chcąc spotkać dziewczyny.

Blondyn w tym roku też nie wybierał się do swojego domu na święta i zmuszony był zostać w zamku. Levi, jak większość uczniów pojechał do domu rodzinnego, do ojca i swojej młodszej siostry. Niestety nie zapowiadało się na to, by były to jego najlepsze święta. Bliznowaty długo przekonywał swoich przyjaciół do tego, by odpuścili mu i zostawili go w spokoju. Jego wymówką była nauka eliksirów, by poprawić stopnie u znienawidzonego nauczyciela. Hermiona, jak Harry przewidział szybko zrozumiała i pomogła mu przekonać rudzielca do słuszności wyboru. „Nauka zawsze na pierwszym miejscu Ron" i tym podobne.

****

Nadchodził dzień, gdy wszyscy uczniowie mieli opuszczać mury hogwartu i spędzić czas ze swoją rodziną. Levi razem z Draco właśnie szli na pociąg, zresztą tak samo, jak złota trójka. Levi pożegnał swojego chłopaka i poszedł szukać wolnego przedziału. Harry przytulił po raz ostatni Hermione i swojego rudowłosego przyjaciela. Poczekał aż pociąg odjedzie i zebrał się w stronę wyjścia z peronu. Gdy szedł tak zamyślony wpadł w czyjeś plecy.

— Patrz gdzie łazisz ty niezdaro! — wyższy chłopak wydarł się na okularnika po czym, gdy zobaczył kto na niego wpadł trochę się uspokoił i powiedział spokojnym głosem — Potter.

— Malfoy — zmierzył blondyna wzorkiem — zostajesz w Hogwarcie na święta? — zapytał bawiąc się rękawem bluzy.

— Owszem. A ty? Gdzie zgubiłeś szlamę i Weasleya? —rozejrzał się po peronie — Już od ciebie uciekli? — uniósł kącik ust.

— W tym roku nie chciałem spędzać świąt u Weasley'ów, po za tym muszę podciągnąć się z eliksirów — podrapał się po karku.

— Potter takie wymówki to zostaw dla tej szlamy, a nie dla mnie — uniósł brew.

— Skąd wiesz, że ściemniam? — zdziwił się.

— Blefowałem — wzruszył ramionami. Zdziwił się, że Harry zignorował uwagę o swojej przyjaciółce — a ty się na to złapałeś. Głupi gryfon — wyśmiał to.

— Aha... jak chcesz to możesz mi dotrzymać towarzystwa w drodze powrotnej do hogwartu — sam nie wiedział czemu mu to zaproponował.

— Nie mam nic lepszego do roboty, więc co mi tam, niech stracę — Draco bardzo ucieszył się z propozycji bliznowatego, oczywiście nie dał po sobie tego poznać i oboje ruszyli w stronę swojej szkoły.

****

Kto by się spodziewał dwójka największych wrogów właśnie razem szła spokojnie w kierunku hogwartu. Nie rzucali na siebie żadnych klątw ani nie obrażali. Rozmawiali tak, jak zwyczajni „znajomi".

Harry sam zdziwił się, że blondyn jednak nie jest najgorszy. Całkiem przyjemnie rozmawiało się w jego towarzystwie. A wzroku nie można było oderwać od tych szaro-niebieskich oczu w których się zatracał. Draco Malfoy był cholernie przystojny, przyznał bliznowaty sam przed sobą. Malfoy z uwagą słuchał tego co mówił do niego jego „ulubiony" gryfon. Oczywiście zgrywał te pozory niesłuchania i chłodnej uprzejmości. Może jednak te święta nie będą dla niego takie złe. Okazja, by zbliżył się do wybrańca sama pojawiła się przej jego nosem.

— Malfoy... chcesz może um... — popatrzył w bok nie wiedząc, jak zacząć.

— Wyduś to z siebie Potti — szturchnął go w ramię.

— Chcesz może spotkać się dzisiaj w bibliotece i em.. bo ja wiem, że jesteś dobry z eliksirów i może byś mi pomógł to zrozumieć... wiesz wytłumaczył... — co mu odwaliło czy on właśnie prosi o coś Malfoy'a?

— Zgoda. Przynajmniej Snape będzie miał mniej takich nieuków, jak ty na głowie — posłał mu chytry uśmieszek.

— To do zobaczenia o szesnastej w bibliotece. Będę na ciebie czekał — udał się w stronę wieży gryfindoru.

— Do zobaczenia — skierował się w stronę lochów.

****

Draco szedł spokojnie w kierunku swojego dormitorium, gdy spotkał na swojej drodze Snape'a. Profesor pociągnął go za sobą do swojej klasy i zamknął drzwi.

— O co chodzi profesorze? — spytał zaciekawiony blondyn.

— Słyszałem, że musisz zostać w hogwarcie na święta. Lucjusz prosił żebym ci przekazał żebyś „się nie martwił o niego i matkę" — wywrócił oczami. Nie miał ochoty na rozmowę z nastolatkiem.

— Nie martwiłem się. Są dorośli i wiedzą co robią i jak ryzykują będąc po stronie czarnego Pana. Przecież mnie to nie dotyczy — wzruszył ramionami.

— No właśnie, niestety, ale plany się zmieniły i będziesz musiał wrócić na spotkania z nim... — słychać było w jego głosie powagę.

— Żartujesz sobie?! To, że mój ojciec i matka są śmierciożercami nie oznacza tego, że ja też muszę! — wstał z krzesła, a ono się przewróciło.

— Draco ty już jesteś smierciożercą... masz przecież mroczny znak. Sam go przyjąłeś — złapał go za rękę na, której widniał wspomniany znak.

— To nic nie udowadnia... — zakrył przed ramię rękawem szaty — Czyli co? mam teraz chodzić razem z wami na te spotkania? Ja mam dopiero piętnaście lat kurwa! Jestem piętnastolatkiem nie chce skończyć w Azkabanie! — krzyknął zdenerwowany.

— Ciszej Draco — rzucił zaklęcie wyciszające na pomieszczenie w którym się znajdowali i kontynuował temat

****

Po upływie godziny zdenerwowany Draco opuścił gabinet swojego nauczyciela i udał się do swojego pokoju. Po wejściu zamknął drzwi zaklęciem i padł na łóżko. Nikt nie będzie chciał wejść, Levi jest u rodziny i pewnie świetnie spędza święta, nie przejmując się żadnymi obowiązkami, które na nim spoczywają przez rodziców. Oj, jak Draco się mylił w tej kwestii. Blondyn z obrzydzeniem popatrzył na swoją rękę gdzie znajdował się mroczny znak. Chciałby żeby go tam nie było, ale co się stało to się już nie odstanie. Spojrzał na zegar, za dwie godziny miał zobaczyć się z Potterem. 

****

Harry był szczęśliwy, nie spodziewał się zawieszenia sporu z Malfoy'em. Jakie było jego zdziwienie, gdy wchodząc do pokoju wspólnego gryfonów ujrzał tam rudowłosą. Ginny w jednej chwili znalazła się przy chłopaku i czule go pocałowała. Harry nie wiedział co robi tu jego „dziewczyna", był rozczarowany jej obecnością. Odsunął ją lekko od siebie i powiedział starając się na spokojny ton.

— Ginny dlaczego nie jesteś w drodze do Nory? — zdjął jej ręce z jego ramion.

— Głuptasie, nie chciałam żebyś został sam, a skoro tak ważna jest dla ciebie nauka to zostanę tutaj z tobą i dotrzymam ci towarzystwa — uśmiechnęła się.

— Ale... — nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo Ginny go przytuliła i złączyła ich usta w nieprzyjemnym pocałunku.

Nie odepchnął jej. W środku się w nim gotowało. Nie chciał żeby ruda została w hogwarcie, miała być daleko od niego. Chciał przemyśleć sobie ten związek na spokojnie. Teraz musi użerać się z nią sam na sam bez swoich przyjaciół. Od kiedy Ginny go zaczęła irytować? Kiedy przestał ją kochać. Przecież była idealną partnerką dla wybrańca. Siostrą jego najlepszego kumpla i córką przemiłej Molly i Artura Weasleya.

****

Levi wpatrywał się w krople deszczu spływające po szybie. Nie umiał skupić się na niczym. Stresował się spotkaniem z ojcem i siostrą. Czy wiedzieli już o jego „chłopaku"? Parker okropnie tęsknił za Draco i swoim przyjacielem Harrym od chwili wyjazdu. Okularnik i on byli naprawdę dobrymi kolegami. Mieli dużo wspólnych tematów o których mogli rozmawiać godzinami. W jednym momencie brunet zrobił się strasznie senny i oparł głowę o szybę. Nie zauważył kiedy udało mu się zasnąć.

Po kilku godzinach obudził się na wiadomość o dotarciu pociągu do celu. Zabrał swoje walizki i udał się do wyjścia. Zobaczył w oddali wysokiego mężczyznę i niską dziewczynę obok niego. Ciągnąc walizkę za sobą podszedł do nich. Gdy podszedł bliżej dziewczyna rzuciła mu się na szyje witając go ciepło. Chłopak odwzajemnił jej mocny uścisk i odstawił ją zwracając uwagę na swojego ojca.

— Synu — powiedział chłodno mężczyzna

— Witaj Tato — popatrzył wprost na zielone oczy swojego taty, które wpatrywały się w niego z obojętnością. Takiego go zapamiętał. Chłodnego i bezuczuciowego Williama Parkera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro