ROZDZIAŁ 8
Biegłem przed siebie, szukałem kogoś. Byłem taki szczęśliwy. Szczęśliwszy niż kiedykolwiek w życiu.
To było takie cudowne uczucie, które wraz z ekscytacją i dziecięcym usposobieniem, wręcz uskrzydlało.
Nie miałem pojęcia ile tak biegłem, na pewno długo. Miałem już zadyszkę, lecz tego, którego szukałem nie było nigdzie tam, gdzie przypuszczałem, że go znajdę. Ale nie poddawałem się.
Moje szczęście było zbyt wielkie, bym mógł stracić teraz nadzieję. A powód zbyt ważny żebym mógł go porzucić.
Odgarnąłem z twarzy wilgotne kosmyki, które w swawolny sposób opadały mi na oczy.
Czułem się tak cudownie przez cały ten czas. Nawet wtedy, kiedy słońce chowało się już powoli za horyzontem, a podmuchy powietrza stawały się coraz chłodniejsze.
Właśnie wtedy, gdy już niemal nastała noc, ujrzałem go. Moje serce zabiło szybciej, wyrywając się w jego stronę.
"Jest! Tam jest", niemal zdawało się krzyczeć.
Uśmiechnąłem się szeroko na jego widok. Ciesząc się w duchu jak szalony, mimo iż on nie zwrócił jeszcze na mnie nawet najmniejszej uwagi.
Liczyło się tylko to, że tam stał. Że w końcu go znalazłem po tak długim czasie, a miałem mu tak wiele rzeczy do przekazania.
Przyjrzałem mu się z uwagą. Miał ponurą minę i rozmawiał z kimś kogo nie rozpoznawałem na pierwszy rzut oka ze względu na ułożenie sylwetki.
Ta osoba stała do mnie zwrócona tyłem. Widziałem jedynie, że to mężczyzna, nieco wyższy od poszukiwanego przeze mnie chłopaka i włosach w odcieniu o niewiele od niego jaśniejszych.
Ale żadna z tych rzeczy nie była ważna. Liczył się jedynie ten młody chłopak, który z nim rozmawiał, a którego tak długo szukałem.
Nabrałem hust powietrza w płuca, przygotowując się. Po czym zawołałem ile sił
-Erosie!
Czarnowłosy spiął się, szybko przenosząc swoje zaskoczone spojrzenie z towarzysza na mnie, a gdy tylko rozpoznał z kim ma do czynienia, rozluźnił się. Następnie jeszcze na moment zwrócił się do swojego rozmówcy, wymienili ze sobą jeszcze ostatnich kilka słów, po czym ruszył w moją stronę leniwym krokiem.
Dłonie włożył w kieszenie swoich jasnych spodni. Nawet teraz wyraz jego twarzy wciąż pozostawał ponury. Domyśliłem się zatem, że coś musiało się wydarzyć.
Ale wiedziałem też niestety, że nie ma sensu pytać, bo i tak mi nic nie powie. Taki już był, a ja to szanowałem. W końcu znaliśmy się już tyle lat…
Właściwie nie było drugiej takiej osoby, jak ja, która rozumiała by go w podobny sposób i równie dobrze…
~Nie myśl o tym teraz.- poinstruował mnie cichy głosik w mojej głowie, mający na celu jedynie moje dobro. W końcu nadmierne myślenie o tym sprawiało mi ból. A ból był ostatnim co powinienem teraz czuć.
Doskoczyłem do ciemnowłosego w trzech susach, zalewając go bezmyślną lawiną słów.
-Erosie w końcu!- ekscytowałem się- W końcu się doczekałem!- podskakiwałem z radości, śmiejąc się w głos- Nareszcie, to ogłosili! Ceremonię przynależności!
Byłem taki podekscytowany, taki szczęśliwy. Brakowało mi wręcz słów, by móc opisać to uczucie, którym obecnie żyłem! Chciałem by poczuł to samo, ale brunet niestety nie podzielał moich emocji. Nie cieszył się wraz ze mną. Właściwie zdawał się wręcz nie rozumieć mojej radości. Była mu całkowicie obca.
Uniósł zamiast tego wysoko brwi, a jego następne słowa sprawiły, że cały mój zapał na chwilę przygasł.
-Livine.- zaczął, spoglądając na mnie z politowaniem- To przecież nic takiego. Co roku się odbywa. I co roku niczym się od siebie nie różni. Nie ma się czym ekscytować w końcu to wydarzenie takie, jak wszystkie inne.
Oznajmił, a ja poczułem się okropnie. Dla mnie to nie było wydarzenie, jak każde inne Dla mnie ta ceremonia zawsze była czymś niesamowitym. Czymś na co czekałem z utęsknieniem cały rok. Tym razem nawet bardziej, niż kiedykolwiek w poprzednich latach. Bo ta ceremonia miała być wyjątkowa, wyjątkowa dla mnie.
-Jak możesz tak mówić?- zganiłem go z żalem w głosie - Ta ceremonia jest inna niż wszystkie pozostałe.
Przypomniałem, ale chłopak stojący przede mną dalej nie rozumiał. Poczułem przez to ogromny zawód. Zawód, który w oczach chłopaka również został przeoczony.
Założył ramiona, przerzucając cały ciężar ciała na prawą stronę.
-A to niby czemu?- wypalił, nawet nie starając się ukryć swojego rozbawienia.
Dla niego to było takie niedorzeczne i zabawne. "Jak można było cieszyć się z czegoś tak nieistotnego i błahego?", wręcz zdawał się mówić wyraz jego twarzy.
-Jak to niby czemu?- powtórzyłem nie rozumiejąc, jak mógł mieć tak krótką pamięć - Przecież w tym roku to ja będę w niej uczestniczył… Jak mogłeś zapomnieć?…
Teraz już nawet nie potrafiłem ukrywać swojego rozczarowania. Tak długo czekałem, tak długo go szukałem. Myślałem, że będzie się cieszył razem ze mną. Nawet przez myśl mi nie przeszło że mogłoby być inaczej, a jednak. Prawda okazała się inna.
Tym razem dla odmiany zrozumiał swój błąd. Wywnioskowałem to po jego zaskoczonej, niemalże blednącej minie, ale czy było mi z tym lepiej? Ani trochę.
-Och, no tak…- przypomniał sobie, drapiąc się ze zmieszaniem po szyi- Przepraszam Livine, powinienem był się domyślić.
Owszem powinien. Ale jak mógłbym mu to powiedzieć? Nie miałem odwagi.
Zamiast tego wolałem się uśmiechnąć. Udać, że nic się nie stało. Że właśnie nie zburzył całego mojego szczęścia zaledwie w kilka minut.
-Daj spokój, to nic!- zapewniłem wbrew sobie, a świadomość, że nie pamięta o tak ważnych dla mnie wydarzeniach w przypadku, gdzie pamięta wszystko o każdej dziewczynie i każdym chłopaku z jakimkolwiek było dane mu spędzić noc, bolała.
~Tyle, że ty nie jesteś dla niego aż tak ważny- upomniała mnie moja podświadomość, której nie sposób było nie przyznać racji- Pożądanie pragnie tego czego mieć nie może i nie zwraca uwagi na to co być może już od dawna stoi mu na drodze, a dostrzec tego nie może. Dlatego ciesz się z tego co masz…
I to właśnie robiłem. Zawsze.
Chłopak odwzajemnił mój uśmiech, lecz w przeciwieństwie do mojego, jego nie był tak szeroki. Raczej był subtelny i delikatny.
Ale, jak na niego to i tak dużo.
-Jak myślisz, co powie nam o tobie twoja krew?- zagaił po chwili, chcąc mnie ewidentnie udobruchać.
Uśmiechnąłem się i nawet, jeśli nie był on do końca szczery, to przynajmniej przyszedł mi z łatwością. A to zawsze lepsze niż niepotrzebne wyrzuty i łzy.
Tak było po prostu prościej.
-Nie wiem.- przyznałem, wzruszając ramionami- Ale na pewno będę zadowolony ze wszystkiego co mi się objawi.- zapewniłem, spoglądając w niebo. Było takie piękne- Mogę być członkiem chóru anielskiego, albo Serafinem. Albo kimkolwiek innym.- tłumaczyłem, dalej nie odrywając wzroku od rozgwieżdżonego nieba, ze zdumieniem odkrywając, że w jakimś stopniu ten widok mnie uspokajał- Właściwe to żadna z tych "rang" nie jest dla mnie ważna. Uważam je wszystkie za tak samo wartościowe.
Wyznałem z ciepłem w sercu. Naprawdę mogłem zostać kimkolwiek, bo i tak niezależnie od wykonywanych zadań, będę je robił z całkowitą miłością i oddaniem. Tak jak to robiłem ze wszystkim do tej pory.
Brunet zaśmiał się cicho.
-A archaniołowie?- podpuścił mnie, z chytrym uśmiechem na ustach.- myślałem, że będziesz mierzył wysoko, tak jak wszyscy.- przyznał.
Tyle, że ja nie byłem "wszyscy".
Nie interesowała mnie władza, ani dobra materialne. Czy tym bardziej przywileje społeczne.
Byłem miłością. Takie podejście gryzło się z moją naturą, a on jak nikt inny powinien to wiedzieć.
-Naprawdę aż tak słabo mnie znasz?- zaśmiałem się, bez ani odrobiny pretensji w głosie. Lecz on i tak się spiął, dlatego kontynuowałem- Nie bierz tego do siebie, Erosie. Doskonale wiesz, że nie interesują mnie takie rzeczy.
-A co jeśli twoja krew pochodzi od samego stwórcy i faktycznie zostaniesz archaniołem?- zapytał szczerze zaciekawiony.
Uniosłem brwi, nie do końca rozumiejąc sens tego pytania. Ale Eros już taki był. Przyzwyczaiłem się.
-To nic nie zmienia- oświadczyłem, nie ruszając się z miejsca- Jeśli zostanę archaniołem, to taka najwyraźniej była wola stwórcy, oraz moja.- tłumaczyłem spokojnie- Nic nigdy nie dzieje się bez przyczyny. Jakiejkolwiek pracy nie miałbym wykonywać w tym życiu. Zawsze włożę w to całe swoje serce. Bo taki już jestem.
Kończąc zdanie spojrzałem na niego intensywnie. Byłem pewien, że moje oczy wręcz lśniły od pewności i swego rodzaju pasji, która brunetowi była obca.
-Wybacz, to było głupie pytanie- przyznał rozbawiony, uśmiechając się lewym koniuszkiem ust.
Owszem było, ale tego też nie miałem odwagi mu powiedzieć. Dlatego milczałem. Właściwie milczeliśmy oboje.
Zagryzłem wargę, chcąc jeszcze o coś zapytać. Właściwie to właśnie ze względu na to pytanie się tu zjawiłem.
-Erosie?- zagadnąłem niepewnie.
-Tak?- odpowiedział, wytrącony z zamyślenia. Ostatnio coraz częściej mu się to zdarzało. Ale wtedy jeszcze nie zwróciłem tak na to uwagi.
-Przyjdziesz, prawda?
Mój głos był bardzo cichy, a w oczach tliła się nadzieja. Bardzo stresowałem się odpowiedzią. Ale też bardzo zależało mi na tym by był tam ze mną i mnie wspierał. Lecz wiedziałem też, że Eros rzadko kiedy uczestniczy w takich uroczystościach. Właściwie jedyna na jakiej kiedykolwiek był, to jego własna. Bałem się, że mi odmówi.
Spojrzał na mnie. Pierwszy raz w jego oczach dojrzałem coś czego nie potrafiłem rozszyfrować przez długi, długi czas. Lecz nie dane było mi się nad tym dłużej zastanowić, ponieważ padła odpowiedź która na nowo wlała radość do mojego serca.
-Oczywiście. Jak mógłbym to przegapić?...
[...]
Otworzyłem oczy, wpatrując się tępo w sufit. To był tylko sen, a jednak coś we mnie pękło. Niezidentyfikowany dotąd ból wkradł się do mojego serca.
~Jak mógłbym to przegapić?- Powtórzyłem pusto.
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, lecz nie miałem zamiaru jej ścierać. Od tak po prostu pozwoliłem jej spłynąć. A za nią w ślad poleciało kilka następnych.
Co prawda nie było ich wiele, ale były. Zrodzone z bólu i rozczarowania
-Przegapiłeś…- wymamrotałem z nieomylną wręcz pewnością, nie do końca świadomy tego co robię.
Właściwie nic już tak naprawdę mnie nie interesowało. Nie miałem już ochoty na sen, ani nawet na wstanie z łóżka i przejście się chociażby z wymówką pójścia do toalety.
Jedyne co robiłem, to leżałem. I leżałem. I leżałem.
Leżałem tak dopóki ponownie mnie nie zmogło. A nie szybko się tak stało. Ale to nie miało znaczenia, bo ten ból, jak był. Tak dalej pozostawał.
^^^
Od Autorki:
Część słoneczka moje kochane!
Rozdział pojawił się trochę później niż miałam to w planach. Ale to tylko dlatego, że jestem świeżo po zabiegu, który miałam wczoraj. Swoją drogą rana jeszcze nie zdążyła "wystygnąć" a oni już mnie ze szpitala do domu wyrzucili 🤣🤣 ale tutaj w domu mi wygodniej 😜 więc będę miała teraz dużo czasu by dla was pisać 😎
~Całuje Aggy
20.12.2022r
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro