Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 23


        Nie miałem pojęcia dokąd prowadził mnie Eros, bo jego mieszkanie minęliśmy z jakieś dziesięć minut temu. Natomiast on wcale nie wyglądał, jakby w najbliższym czasie miał zamiar się zatrzymać.

        Był też nierozmowny. Oczywiście nie ignorował mnie specjalnie. On po prostu do tego stopnia zatopił się w swoich myślach, że nie docierało do niego nic z zewnątrz. Przypominało to trochę u niego, jak przełączenie się na automat. Niby wiedział co robi, a jednak właśnie nie do końca.

        Westchnąłem ciężko, odpuszczając w końcu jakąkolwiek kontrolę. Nie było sensu naciskać skoro nie dostawałem żadnej odpowiedzi zwrotnej. Swoją drogą to i tak się pewnie wszystkiego dowiem na miejscu.

        Skupiłem zatem swój wzrok na drodze przed sobą, wracając jednocześnie do sytuacji sprzed chwili.

        Wciąż miałem dreszcze na samo wspomnienie, ale teraz gdy pierwsze emocje opadły zdołałem się uspokoić.

        Rzecz jasna wciąż czułem niepokój. Nie codziennie w końcu spotykają mnie takie sytuacje, gdzie zostaje terroryzowany przez telefon. Dlatego nie miałem do siebie pretensji o to w jaki sposób zareagowałem. Pod tym względem byłem dla siebie wyrozumiały. Bo to przecież nie tak, że nagle ktoś albo coś wyskoczy mi na ulicy i od tak skróci mnie o głowę. To nie średniowiecze.

        Tamta sytuacja owszem była niepokojąca i dziwna. Ale na dobrą sprawę osoba po drugiej stronie wcale nie musiała mówić poważnie. Dlaczego mam teraz zacząć nagle uważać na każdym kroku i zrezygnować ze swojego obecnego życia tylko dlatego, że jakiś nieznajomy bawił się telefonem?

        Nawet jeśli znaliśmy się z poprzedniego wcielenia i tam zrobił mi krzywdę, to wciąż niczego to nie zmianiło. Teraz mamy zupełnie inną technologię i żyjemy w zupełnie innym świecie. Ja również jestem już zupełnie innym człowiekiem. Nie mogłem od tak dać się zastraszyć. Tym bardziej, że zapewne o to właśnie mu chodziło. Bym bał się własnego cienia.

        Sęk w tym, że ja już dawno zrobiłem coś zgoła innego. Mianowicie pokochałem swój cień. To w końcu nic innego, jak moje nie uzdrowione części osobowości, które na jakimś etapie mojego dorastania zostały zepchnięte na bok by nie denerwowały innych ludzi w moim otoczeniu. Co prawda nie wykonałem jeszcze całej pracy, bo wiele było jeszcze przede mną. Zwłaszcza, gdy brałem pod uwagę ostatnie sytuacje i swoje wizje. Wiedziałem, że był to dopiero początek mojej drogi. Ale nie obawiałem się, ponieważ wierzyłem, że sobie z tym poradzę.

        Kto inny miałby to zrobić jeśli nie ja? No właśnie. Dlatego wciąż powtarzałem sobie, że to tylko wspomnienia i zapisane w nich emocje, z kolei nad emocjami przy odpowiednim przygotowaniu jestem w stanie mieć kontrolę. Tyle mi wystarczyło bym mógł założyć, że tym razem będzie inaczej.

        Kimkolwiek był nieznajomy. Gdy tylko między naszym dwojgiem dojdzie do spotkania, nie będę się już go dłużej bał. Przepracuję w sobie wystarczająco dużo by mieć pewność, że nie będzie mógł mieć nade mną przewagi i mnie zmanipulować. To wszystko jest do zrobienia i obiecałem sobie, że będę tym który to zrobi.

        To moja odpowiedzialność.

-Jesteśmy prawie na miejscu- poinformował mnie Eros, jednocześnie kończąc mój wewnętrzny dialog. Dzięki czemu całkowicie mogłem skupić się na rzeczywistości.

        Rozejrzałem się wokoło.

        Byliśmy na jakimś osiedlu i z tego co zdołałem zauważyć to nawet na jednym z bogatszych, na jakich miałem przyjemność być. Co prawda moje doświadczenie w tej dziedzinie nie było jakoś nie wiadomo jak duże. Ale było i to się liczy.

-Do kogo idziemy?- zapytałem, szybko korzystając z okazji gdzie brunet był przytomny i jakikolwiek rozmowny.

        Jakby nie było, nie miałem pewności co do tego na jak długo mu się tak utrzyma. Lepiej kuć żelazo póki gorące.

-Do mojego dobrego znajomego. Myślę, że po części ty również będziesz go pamiętał. Choć biorąc pod uwagę jego bieżącą sławę, to możesz mieć dość mieszane uczucia- wyjaśnił niepewnie, na co uniosłem wysoko brwi.

        Czy miałem mętlik w głowie? Być może. Ale czy oznaczało to, że zamierzałem się z tym zdradzić? Otóż właśnie nie, właśnie dlatego zarzuciłem kolejne pytanie

-Kto to?

        Eros dość długo zastanawiał się nad odpowiedzią, nim w końcu przemówił.

-To w sumie dość skomplikowane.- oświadczył, drapiąc się po szyi. Na co uniosłem wysoko brwi. Co takiego skomplikowanego mogło być w zwykłej osobie? Nie potrafiłem zrozumieć. Przynajmniej do momentu w którym mi nie odpowiedział.- Ten do którego idziemy może być zarówno kobietą, jak mężczyzną. Nie mam pojęcia, jaką postać przybierze tym razem…

        Tłumaczył z takim wyrazem twarzy, jakby bał się że zaraz go wyśmieje. O dziwo całkowicie niepotrzebnie…

        Po ostatnich wydarzeniach już mnie chyba nic nie zdziwi.

-Do sedna Erosie. Kto to?- starałem się nie naciskać na niego zbyt mocno. Ale no ciekawość mnie już zżerała.

        Chłopak westchnął

-To Lucyfer.

        No dobra, teraz zrozumiałem co miał na myśli poprzez "mieszane uczucia"...

-Oh…- udało mi się tylko z siebie wydusić- To… to fantastycznie…- odchrząknąłem, lekko się rumieniąc.

        Znów uwydatniła się ta moja głupia cecha oceniania ludzi powierzchownie. Wiem, naprawdę wiem że nie powinienem tak reagować… ale ludzie! To Lucyfer! On mi się tylko z jednym kojarzy…

-Nie musisz udawać Vie. Mówiłem, że niezłą reputację sobie wyrobił, a może wyrobiła? Nigdy nie wiem, jak mam go w danej chwili odmieniać.- wytłumaczył z słabym uśmiechem- Nie musisz się też niczego obawiać w razie czego. Nie skrzywdzi ani ciebie, ani mnie. Właściwie to wydaje mi się że ciebie to nawet ugości lepiej niż mnie- zaśmiał się cicho, prowadząc mnie między alejami w tylko sobie znanym kierunku.

        Wciąż nie byłem do końca przekonany czy to aby na pewno dobry pomysł. Ale nie było sensu zawracać skoro i tak byliśmy praktycznie na miejscu. Postaram się go chociaż wysłuchać

-Dlaczego tak uważasz?- zapytałem z ciekawości.

        Znów usłyszałem ten przyjemny dla ucha śmiech, nim odpowiedział

-Niebo w całej swojej egzystencji posiadało tylko pojedyncze odstępstwa od reguły, które nie żywiły do ciebie sympatii.- spojrzał na mnie wymownie, uśmiechając się subtelnie. Lecz w tym jego spojrzeniu kryło się coś jeszcze… - Cała reszta, gdybyś tylko poprosił byłaby w stanie paść ci u stup byle zobaczyć twój uśmiech i usłyszeć ciekawe historie, które zawsze miałeś przygotowane na każdą możliwą okoliczność- wyjaśnił cierpliwie, z nutą wstydu której mimo starań nie udało mu się ukryć w głosie. Wtedy zrozumiałem co kryło jego spojrzenie. Żal do samego siebie- Przybyłeś do nas jako serce stwórcy i z taką czułością też cię odbierano. Anioły uwielbiały twoje towarzystwo bo sprawiłeś, że czuły się jak w domu. Mam tu oczywiście na myśli ten prawdziwy dom. Ten sprzed przyjścia na ziemię anielskie. Samego Stwórcę. Jego obecność

        Tłumaczył, uciekając ode mnie wzrokiem w taki sposób, jakby obawiał się mojej reakcji na jego kolejne słowa.

-Zawsze byłeś uważany za ulubieńca.- powiedział cicho- Ulubieńca ludu. Ulubieńca nieba. Ulubieńca samego stwórcy. Wielu ci zazdrościło. Lecz tylko nieliczni zdołali się od ciebie odciąć- mówił dalej, spuszczając głowę. Natomiast ja od razu zrozumiałem o co mu chodzi. Był w końcu jednym z tych nielicznych- Zabawne jest to, że problem nigdy nie leżał w tobie, a nas. Tych, którzy obwiniali cię za emocje które czuli w twojej obecności.

        Spojrzałem na niego od razu zwracając uwagę na to, że powiedział "nas", zamiast "w nich". Jednak wciąż nie rozumiałem co miał na myśli, dlatego czym prędzej wyjaśnił.

-W wielu przypadkach działałeś jak wyzwalacz. Lustro, z którym nie każdy potrafił sobie poradzić.

        Przechyliłem głowę na bok. Czując się bardzo dziwnie, słysząc tyle różnych rzeczy na swój temat z przeszłości. Doskonale zdając sobie sprawę, że będzie musiało upłynąć znacznie więcej czasu, żebym mógł w końcu do tego przywyknąć.

        Jednak wśród tej całej niezrozumiałości było coś o co czułem palącą potrzebę zapytać. Nie udało mi się powstrzymać, więc moje pytanie od razu wyciekło na światło dzienne.

-Skoro byłem wyzwalaczem. To co takiego wyzwoliłem w tobie, że nie potrafiłeś wytrzymać nawet minuty w moim towarzystwie?- zapytałem, wpatrując się w niego szczerym, zaciekawionym spojrzeniem.

        Oczywiście nie miałem niczego złego na myśli. To była zwykła ludzka ciekawość. Nie przytyk. Nie kpina, a właśnie ciekawość. Element mojej człowieczej natury.

        Brunet z kolei nie wydawał się być niezadowolony z sytuacji w jakiej go postawiłem. Właściwie to odpowiedział mi bez większego problemu, choć po dłuższym namyśle.

-Jako porządnie pragnąłem i próbowałem wszystkiego byle poskromić swoje pragnienie posiadania.- zaczął ostrożnie, nieco zwalniając kroku- Byłem uparty i dumny. Dlatego tym bardziej ciężko było mi przyznać samemu przed sobą, że ktoś taki jak ty. Ktoś tak niezaprzeczalnie dobry, będący definicją spełnienia i dobrobytu może nie być stworzony dla mnie. Że na ciebie nie zasługuje.- głos miał wyjątkowo cichy, jakby słowa te ledwo były w stanie przejść mu przez gardło- Nie potrafiłem zrozumieć tego, dlaczego ilekroć byłeś w pobliżu, czułem się gorszy. Irytowało mnie niesamowicie, to że widziałem każde swoje niedociągnięcie i każdą wadę, gdy tylko cię widziałem. Ale wtedy nie potrafiłem jeszcze tego nazwać. Dlatego żyłem w przekonaniu, że to Ty byłeś problemem. Broń boże nie ja.

        Wyznał bez ani grama wesołości w głosie. Natomiast ja czułem jak wiele emocji się w nim obecnie kotłowało i być może właśnie dlatego powoli było mi źle ze świadomością, że to ja spowodowałem tą lawinę informacji.

        Ciężkich dla niego informacji.

- Byłem taki głupi, myśląc że jesteś po prostu naiwny. Albo że szukasz atencji- roześmiał się, przecierając twarz- Wmówiłem sobie, że jesteś natarczywy i wciąż utrzymywałem się w  przekonaniu, że robisz wszystko byle zrobić mi na złość, podczas gdy Ty jedyne czego wtedy chciałeś to żebym spędził z tobą choć odrobinę swojego czasu. - jego ton niebezpiecznie się załamał.- Livine… nawet pojęcia nie masz jak ogromny gniew czułem za każdym razem, kiedy mimo mojego okropnego zachowania Ty wciąż pozostawałeś dla mnie taki sam. Wciąż tak samo dobry. Wciąż tak samo wyrozumiały. Wciąż tak samo pomocny.

        Spojrzał na mnie. Pierwszy raz odkąd zaczęliśmy tę rozmowę, spojrzał na mnie. Niestety to co zobaczyłem w jego oczach wcale nie przyniosło mi satysfakcji, a żal.

-Nie masz pojęcia, jaki ogrom negatywnych emocji czułem za każdym razem, kiedy zrobiłem coś co cię zraniło, a ty od tak mi wybaczyłeś. Raz, za razem i nie zależnie od okoliczności za co później też cię obwiniałem bo nie potrafiłem zrozumieć, czemu taki byłeś.

        Słuchałem go uważnie, czując z czasem coraz większe współczucie. Ostatecznie nie mogąc już dłużej znieść emocji, które w jego obecności czułem jak własne, odezwałem się.

-Byłem dla ciebie lustrem.- przerwałem mu delikatnie, jasno dając do zrozumienia że nadszedł czas w którym to ja czułem potrzebę się wypowiedzieć- Nie byłeś w stanie zaakceptować siebie. Tym bardziej nie potrafiłeś pokochać tego kim byłeś i chyba poniekąd tego kim dalej jesteś. Bo to wciąż w tobie siedzi- zacząłem powoli, ubierając w słowa każdą swoją myśl- Emocje, które za każdym razem kierowałeś w moją stronę, oraz te wszystkie twoje sprzeczne działania. One również były odpowiedzią na to co czułeś do samego siebie.

        Wyjaśniłem, chcąc zdjąć z jego ramion choć odrobinę tego ciężaru który nieustannie w sobie nosił.

-Rozumiem teraz i wydaje mi się że wtedy też rozumiałem dlaczego tak się dzieje. Dlatego nigdy nie miałem do ciebie pretensji za ból który mi nieświadomie zadawałeś- westchnąłem, obejmując się ramionami- Byłem świadomy tego co dzieje się wewnątrz ciebie. Rozumiałem, że skoro sam nie potrafiłeś obdarzyć siebie miłością, to tym bardziej nie potrafiłeś zidentyfikować tego uczucia, kiedy byłeś nim obdarowywany. Było ci ono po prostu obce. Ja, miłość byłem ci obcy.

        Spojrzałem na niego smutno, wymuszając w sobie uśmiech. Bolało mnie śmiesznie to co właśnie mówiłem. Każde słowo.

        Wydawało mi się to bardzo niesprawiedliwe, że ktoś taki jak ja musiał zakochać się akurat w kimś kto nie potrafi rozpoznać tego uczucia. Co tylko tym bardziej ciągnęło mnie w jego stronę. To musiało mieć jakiś związek z powołaniem miłości w tamtym okresie. Głupi chichot losu.

        Przetarłem twarz dłonią.

-Co prawda nie usprawiedliwia to ani ciebie, ani twoich działań- uprzedziłem go natychmiast, żeby nie było w tej kwestii żadnych niedomówień między nami- Po prostu uważam, że to naturalny schemat który był przez ciebie powielany aż do skutku. Czyli do momentu w którym nie zadałeś sobie sprawy z tego, że to co robisz i jak myślisz jest błędne. Niesprzyjające twojemu rozwojowi. Wtedy nastąpiła zmiana linii czasowej.- Myślałam na głos z każdą chwilą coraz bardziej zatapiając się w sobie- jedna lekcja, zastąpiła drugą zahaczając o mnie. Ponownie.

       Dodałem, wzdychając. Podczas gdy moje spojrzenie zrobiło się dalekie.

-Wina za tą sytuację ponosi każda ze stron. Jestem pewien, że moja krzywda jakakolwiek by nie była również miała swoje znaczenie w tym wszystkim- uśmiechnąłem się smutno- Nic nigdy nie dzieje się bez przyczyny. Natomiast o tamtej przyczynie mógł nie wiedzieć nawet sam stwórca. Bo wątpię by moja krzywda z tamtego okresu była czymś co zaplanował.- posłałem mu pocieszające spojrzenie, a gdy nasze oczy się spotkały zrozumiałem, że ten temat przynajmniej na chwilę obecną został zakończony.

-Już prawie jesteśmy na miejscu- oświadczył zdławionym głosem- Widzisz tamten dom, z niewielkim ogrodem?

        Wskazał na ładny budynek, który rzecz jasna widziałem. Dlatego przytaknąłem.

-To tam.

       
^^^
Od Autorki:

Część Słoneczka!
Wesołych i spokojnych świąt wam życzę <3

Data publikacji:
10.04.2023r

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro