ROZDZIAŁ 22
Opuściłem mieszkanie Erosa w dość specyficznym humorze. Nie czułem złości, ale nie czułem też spokoju. Właściwie to czułem taki wewnętrzny niepokój, niczym taką ciszę przed nadejściem burzy.
Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem i wcale nie chodziło tutaj o samego bruneta. Owszem był jedną ze stron tego wszystkiego co działo się wewnątrz mnie. Ale wciąż to nie o niego mi teraz chodziło.
To było bardzo skomplikowane. Już sam do końca nie byłem pewien o co dokładnie mi chodziło. Może byłem najzwyczajniej w świecie przewrażliwiony?
Zastanawiałem się marszcząc swoje jasne brwi.
Jakby nie było, wiele się w moim życiu ostatnio wydarzyło. Miałem prawo czuć się nieswojo, a mojej sytuacji nie poprawiał również fakt, że chodnik którym szedłem był całkowicie pusty. Tak niepokojąco pusty, biorąc pod uwagę że mieliśmy właśnie godzinę szczytu. To było nawet bardziej niż dziwne zjawisko. No nikt nie wmówi mi, że nie.
Westchnąłem, szczelniej okrywając się płaszczem. Teraz trochę zacząłem żałować, że odrzuciłem propozycję chłopaka na temat zostania jeszcze chwili u niego, a po mojej odmowie kolejno odrzucając jego propozycję na temat zamówienia taksówki na jego, bądź mój koszt wprost do mojego akademika.
Zagryzłem wnętrze policzka, uświadamiając sobie jak nierozważną podjąłem decyzję.
Pomyślałem o telefonie, który spokojnie spoczywał sobie aktualnie w mojej kieszeni, a którego jeszcze nie tak dawno używałem do rozmowy z Nino i Asmodeusem, który wykonał połączenie równo po upłynięciu czasu jaki mu dałem.
Nie myśląc wiele, wyciągnąłem urządzenie wpatrując się z uwagą w jego wyświetlacz.
Ponownie westchnąłem.
-Naprawdę jestem przewrażliwiony…- mruknąłem pod nosem, wybierając na szybko numer do Erosa.
Nie pytajcie czemu akurat do niego. Był po prostu moją cholerną pierwszą myślą. Poza tym to przez niego miałem tą paranoję. Nigdy wcześniej mi się coś takiego nie zdarzyło.
Brunet oczywiście odebrał od razu.
-Livine?- usłyszałem zdziwiony głos w słuchawce, na którego dźwięk natychmiast się zawstydziłem i przerwałem połączenie.
Tak, wiem. To było głupie zagranie. Tym bardziej, że mój telefon rozdzwonił się niemal od razu gdy tylko się rozłączyłem.
Przełknąłem ciężko ślinę. Teraz to dopiero będzie niezręcznie.
-Hallo?- odebrałem nieśmiało, rozglądając się uważnie na boki jakby w oczekiwaniu że ktoś albo coś zaraz na mnie wyskoczy.
Jakie to było żenujące.
-Dlaczego przerwałeś połączenie?- zapytał wprost, bez jakichkolwiek pretensji w głosie. Był po prostu zdziwiony. Dlatego zapytał, nieświadomie tylko zwiększając poziom mojego zażenowania.
-Ja…- wymamrotałem nieśmiało, totalnie nie wiedząc jak się wytłumaczyć.
Brunet westchnął, słysząc moje marne starania.
-Zróbmy inaczej. Gdzie jesteś?
Padło pytanie, na które w końcu byłem w stanie odpowiedzieć normalnie z niemałą ulgą w głosie.
-Ulice dalej, niż ta którą szliśmy do twojego mieszkania. Jest tu jakiś sklep i optyk.
Podyktowałem posłusznie, bawiąc się rąbkiem swojego płaszcza. Czułem się trochę jak niesforne dziecko, które czekało na decyzję rodzica o tym czy zgarnie go z imprezy, na której wcale nie powinno go być. To był ten sam rodzaj stresu.
-Rozumiem, zaraz tam będę. Poczekaj na mnie, już zakładam buty.- oznajmił spokojnie, jakby wiedząc z czym się borykam w głowie.- Będę za pięć minut.
Po tych słowach chciał się rozłączyć, ale go uprzedziłem.
-Przepraszam. Wiem, że dopiero co powiedziałem, że sobie poradzę. Głupio mi teraz- przyznałem się zmieszany na co delikatnie się roześmiał.
To był bardzo przyjemny śmiech.
-To przecież nic takiego. Po prostu tam na mnie poczekaj. Za chwilę tam będę.
Odpowiedział wymijająco, co mi wcale nie przeszkadzało. W zasadzie była to miła odmiana. Ciężko było mi patrzeć na Erosa inaczej niż na takiego, jakim był w śnie.
Wiedziałem, że nie powinienem go oceniać poprzez pryzmat przeszłości i tego co robił dawniej. Tyle, że nie potrafiłem inaczej. Bałem się że mnie skrzywdzi, a dopiero co się podniosłem po stracie mamy. Odzyskanie siebie było ciężkim zadaniem. Wiele czasu i pracy mnie to kosztowało. Do tego masę pieniędzy na wizytę u specjalistów, których w początkowej fazie zmieniałem jak rękawiczki.
Nie mogłem tego od tak zaprzepaścić. Chodziło w końcu o nikogo innego, jak o mnie. W mojej rzeczywistości to ja jestem i zawsze będę najważniejszy. To najważniejsza lekcja jaką pojąłem w życiu. Jeśli ja zniknę, nie będzie nic. Ja jestem swoim wszystkim. Bezemnie w mojej rzeczywistości przepadnie wszystko. Właśnie tak. Ja stanowię granice i dopóki na to nie pozwolę, nic ani nikt jej nie przekroczy.
-Dobrze- wymamrotałem na zgodę, po czym połączenie się urwało.
Kolejne długie westchnienie opuściło moje gardło. Za dużo czasu spędzałem w głowie. Powinienem się trochę uziemić.
~Do tego obecność bruneta na pewno doda nam trochę pewności siebie. Lepiej się trochę ugiąć i wrócić do domu w całości, niż później tego żałować- pocieszałem siebie w myślach.
Co prawda nie wiem skąd u mnie to przeświadczenie, że z nim u boku miałbym być bezpieczniejszy. Bo jakby nie było postury to on nie miał jak u kulturysty. Raczej nikogo w ten sposób nie odstraszy. Chociaż…
Jednak nie. Szybciej niż swoją postawą to odstraszyłby potencjalnego rozbójnika swoją zimną i lekko skwaszoną miną. Właśnie tak.
Parsknąłem cicho pod nosem, opierając się plecami o ścianę budynku. Właśnie wtedy gdy się trochę rozluźniłem i opuściłem gardę, poczułem na sobie czyjeś spojrzenie. Natychmiast się najeżyłem.
Zimny prąd przeszył mój kręgosłup, kiedy zacząłem w niepokoju obracać się dookoła, szukając właściciela. Niestety w dalszym ciągu nikogo nie było. Mój oddech niebezpiecznie przyspieszył. To nie wróżyło nic dobrego.
Jak na zawołanie ponownie rozdzwonił się mój telefon. Podskoczyłem w miejscu spanikowany, jednak nie chciałem wszczynać paniki. Przecież do niczego złego jeszcze nie doszło. To mógł być tylko Eros, a ja po prostu mogłem mieć omamy i paranoję. W końcu nie dość, że się nie wyspałem to od rana byłem przemęczony. Do tego zestresowany. To naturalne, że po tak ciężkim po południu będę bardziej wyczulony na bodźce.
~To nic takiego. Po prostu nakręcam sam siebie- wmawiałem sobie. Niestety przestałem, kiedy unosząc telefon na wysokość oczu zauważyłem nieznany, zastrzeżony numer.
Przysięgam, że w tym momencie serce na moment mi stanęło. Moje uczucie niepokoju wzmogło na sile do takiego stopnia, że wręcz czułem jak włoski na karku jeden po drugim stają mi dęba.
Przełknąłem ciężko ślinę. Wiem, że nie powinienem tego robić. Tym bardziej, że wszystko mi mówiło bym to zostawił i nie odbierał, tyle że ja byłem tylko człowiekiem i jak na człowieka przystało przegrałem walkę między ciekawością a strachem. Poddałem się i po prostu odebrałem, przykładając urządzenie do ucha z nadzieją, że to tylko jakiś durny dzieciak chce sobie że mnie zażartować.
Marne były moje nadzieję.
-Cześć Aniołku…- usłyszałem znajomy, mrożący krew w żyłach głos po drugiej stronie słuchawki. Głos należący do kogoś, kogo niezaprzeczalnie znałem. Głos, który ożywił stare rany, lecz nie wspomnienia.
Sparaliżowało mnie ze strachu, podczas gdy miejsce gdzie niegdyś nosiłem na plecach skrzydła paliło mnie żywym ogniem. Jęknąłem, zginając się wpół co wywołało szyderczy śmiech po drugiej stronie połączenia.
-To budzi wspomnienia, nieprawdaż Aniołku?- szydził ze mnie, mając tutaj na myśli moje zbolałe jęki, podczas gdy ja nie potrafiłem się nawet ruszyć, czując ten agonalny ból między łopatkami. Bawiło go to- Tyle wspaniałych chwil spędzonych razem w towarzystwie mych braci. Pamiętasz ten cudowny czas?
Lodowaty dreszcz po raz kolejny przeszył moje ciało.
~To nie dzieję się naprawdę…- wymamrotałem błagalnie w myślach, bliski omdlenia.
-Chyba nie pamiętasz- odpowiedział za mnie z udawanym smutkiem- Nic nie szkodzi. Przypomnisz sobie. Jestem tego pewien. To tylko kwestia czasu
Wyszeptał miękko, a pode mną ugięły się nogi. Oparłem się ręką o ścianę.
~Nie…
-Już nie mogę się doczekać. Właściwie to nawet trochę ci zazdroszczę. Również chciałbym przeżyć to na nowo, tą ekscytację pełną satysfakcji…- rozmarzył się nieznajomy, powodując że mój żołądek zaczął niebezpiecznie się wykręcać.
Zamknąłem oczy, z trudem zachowując zmysły w tym apogeum strachu.
-O tak. Chciałbym, niestety tylko tobie przypadł w udziale ten zaszczyt. Dlatego wykorzystaj go dobrze… - poradził mi niczym dobry przyjaciel, którym nie był- W końcu nie wiadomo co przyniesie jutro. Ale bez obaw. Jeszcze się spotkamy, bądź gotów.
Szepnął obiecująco, po czym się rozłączył.
Zapadła cisza. Głucha cisza, podczas której nie potrafiłem odsunąć urządzenia od ucha. Cały drżałem, osuwając się wolno po ścianie na ten brudny chodnik. Czułem zbierające się pod moimi powiekami łzy, oraz bezsilność kiedy zaczęły swobodnie spływać po moich policzkach.
Byłem przerażony. Tak cholernie przerażony. Cichy szloch wydobył się z mojego gardła, z każdą sekundą stając się coraz bardziej niekontrolowanym.
To było okropne. Totalnie nie potrafiłem pozbierać się do kupy. Ocknąłem się dopiero kiedy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
Krzyknąłem przerażony, wypuszczając telefon z ręki, niemal się przewracając.
-Livine, to Ja.- usłyszałem zdezorientowany i nieco wystraszony głos Erosa, próbującego do mnie dotrzeć.
Udało mu się ale ja wciąż nie potrafiłem się uspokoić. Emocje wzięły nade mną górę.
-Livine oddychaj.- instruował mnie wypłoszony- oddychaj. Na miłość stwórcy, oddychaj.
Spojrzałem na niego załzawionymi oczami, widząc w jego nie mniejszy strach niż ten obecny w moich
-Co się stało?- zadał w końcu to pytanie, na które choć chciałem. To nie potrafiłem odpowiedzieć. Pokazując mu w zamian telefon, oraz połączenie od zastrzeżonego numeru.
-Ktoś do ciebie dzwonił?- zapytał tonem, jakby moja odpowiedź miała zaważyć o losie całego wszechświata.
Skinąłem głową.
-Kto. Livine, kto to był?- zapytał, łapiąc mnie mocno za ramiona. Widziałem desperację w jego oczach i jakiś dziwny, nietypowy ogień.
Pokręciłem w odpowiedzi głową.
-Nazwał mnie Aniołkiem.- zdołałem z siebie wykrztusić.
Twarz Erosa zbladła, następnie jego spojrzenie pociemniało. Wściekłość. Zimna furia. To widziałem w jego spojrzeniu.
-Podaj mi telefon. Muszę zadzwonić do Asmodeusa. Musimy działać szybko- poinstruował mnie, siłą zmuszając mnie do wstania z ziemi- Idziemy. Musimy stąd jak najszybciej zniknąć.
Mówił szybko, ciągnąc mnie w zupełnie innym kierunku niż ten do którego zmierzałem. Nie zdążyłem jednak zaprotestować, ponieważ brunet wykonywał już telefon do szatyna.
-Nie, to nie Livine… nie przerywaj mi- ich rozmowa zaczęła się interesująco- Nie mam czasu się z tobą bawić w wyzwiska… oh zamknij się w końcu.- pieklił się zirytowany chłopak- Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś irytujący? Oh, naprawdę? Ja? No kto by się spodziewał...- rzucił w jego stronę z przekąsem- Dobra wystarczy. Nie mam czasu na takie gierki. Livine jest w niebezpieczeństwie.- odparł tylko w odpowiedzi na coś co powiedział w jego stronę Asmodeus. To musiało w końcu go uciszyć, bo czarnowłosy w końcu przeszedł do sedna problemu- Omówimy wszystko w cztery oczy. Nie ufam tym urządzeniom, ale jestem pewien że domyślasz się o co chodzi. Tak, też jestem tego zdania. Dobra muszę kończyć. Pospiesz się, zaraz wyśle ci współrzędne.- informował go, uważnie obserwując otoczenie.- Tak. Tak. No tak, jest ze mną.- odpowiadał zirytowany brunet co rusz wywracając oczami- Nie… zaraz co?... CO?- wydarł się, przystając na sekundę- NIE. Na miłość boską NIE i rozłącz się w końcu nim zrobię ci krzywdę przez ten cholerny telefon- zagroził mu sfrustrowany- Tak. Na razie.
Zakończył rozmowę, po czym wymamrotał pod nosem.
-Nadęty idiota.
^^^
Od Autorki:
No i proszę. Kolejna osoba z przeszłości Livine i Erosa wchodzi na scenę.
Jak myślicie kim jest, co zrobiła i najważniejsze, co z tego wyniknie?
Swoją drogą mam ostatnio jakiś kryzys twórczy i totalnie nie wiem o co chodzi, bo prywatnie nic złego się u mnie nie dzieję. Mam jakiegoś bloka na tworzenie. Brak chęci itp. więc teraz moje pytanie do was. Macie, albo znacie jakieś fajne sposoby jak sobie z tym poradzić? Może coś mi się przyda 😅 z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi ❤️❤️
Trzymajcie się, Aggy
Data publikacji
29.03.2023r
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro