ROZDZIAŁ 11
Opuściłem szpital z dwoma wypisami w ręku. Oryginałem, oraz kopią potrzebną jako podkładka dla szkoły. Oczywiście wątpiłem żeby mieli mi robić jakiekolwiek wyrzuty z tego powodu. Ale lepiej jest się ubezpieczyć. W końcu oni też mają ponad sobą różne instytucje. A ostatnie czego teraz potrzebowałem to jakieś konflikty prawne.
Westchnąłem ciężko, opuszczając bramę szpitala z niespotykaną wręcz ulgą wypisaną na twarzy. Nie żebym miał coś przeciwko temu miejscu. Po prostu ciążyła mi panująca tam atmosfera choroby. Zdecydowanie lepiej czułem się na zewnątrz.
Odetchnąłem głęboko, idąc w stronę pierwszego przystanku, jaki tylko rzucił mi się w oczy. Mając w duchu nadzieję, że pojadę we właściwym kierunku. Co wcale nie było takie pewne, biorąc pod uwagę moją nieistniejącą orientację w terenie.
Skrzywiłem się.
Na początku uzgodniłem z Nino, że to on mnie stąd zabierze samochodem swoich rodziców. Lecz na końcu z tego pomysłu zrezygnowałem.
Uznałem w pewnym momencie. Nawet nie wiem dlaczego, że lepiej mimo wszystko zrobi mi spacer i samotność. Teraz zacząłem tej decyzji powoli żałować, ale no już się nie wycofam. Szkoda czasu.
Co prawda byłem zmęczony i trochę obolały po tej całej źle spędzonej nocy. Ale nie ma tego złego co by ostatecznie na dobre nie wyszło.
Grunt to myśleć pozytywnie! A tych pozytywów akurat było sporo. Chociażby spotkanie Asmodeusa uważałem za jeden z dużych plusów
Uśmiechnąłem się sam do siebie na samą myśl o spotkaniu, na które się umówiliśmy w następnym tygodniu, a dokładnie w sobotę.
Oczywiście wolałbym w tą. Ale była już zajęta.
Westchnąłem mając na uwadze ciążące nade mną widmo randki z Sebastianem, która zbliżała się nieubłaganie.
Tyle, że na tle moich ostatnich doświadczeń wcale nie reprezentowała się już aż tak tragicznie jak w dniu jej wyniknięcia.
Parsknąłem pod nosem, uznając to za naprawdę zabawne. W końcu nigdy bym nie pomyślał, że mogłoby mnie spotkać coś gorszego niż spotkanie z nerdem sam, na sam. A tu proszę jakie zaskoczenie.
Wywróciłem oczami, wkładając ręce do kieszeni płaszcza, które zdążyły mi już nieźle zmarznąć o tę chwilę przejścia między jednym miejscem a drugim.
Właśnie wtedy, nieoczekiwanie przystanąłem. Zrobiłem to całkowicie instynktownie, będąc zbyt zaskoczonym by móc iść dalej.
Powodem mojego zachowania był bliżej niezidentyfikowany obiekt, który wyczułem w środku. Nie był on jakoś szczególnie duży za to w dotyku przypominał kawałek papieru.
~Co to takiego?!- wystraszyłem się nie na żarty.
Serce biło mi jak szalone, gdy zdobywszy się na odwagę, wyciągnąłem w końcu ten zmięty świstek, jak się okazało paragonu.
Przysięgam. Czułem się jakbym co najmniej dynamit z kieszeni wyciągał, a nie paragon. To było okropne.
Potwierdzenie płatności pochodziło ze sklepu meblowego i to wcale nie wystawiony na małą kwotę.
Co gorsza, byłem pewien, że nigdy mnie w tym sklepie nie było. Ba. Ja nawet nazwy nie potrafiłem wymówić!
A jednak paragon miałem. Domyślałem się nawet po co.
Przełknąłem ciężko ślinę, odwracając świstek na drugą stronę ponownie czując jak cała krew odpływa mi z twarzy.
Wlepiłem swoje oniemiałe spojrzenie w schludne, ładnie napisane litery o pochyłej czcionce. Czytając raz po raz ich treść składającą się z zaledwie kilku krótkich słów, układających się w jedno proste zdanie "Proszę zadzwoń do mnie ~ E." Oraz numeru telefonu poniżej.
Żołądek ścisnął mi się boleśnie z podenerwowania, podczas gdy umysł pracował na pełnych obrotach, próbując zrozumieć, kiedy mogło dojść do tej sytuacji gdzie owy jegomość mógłby mi podrzucić ten świstek.
Natomiast im dłużej myślałem, tym bardziej słabo mi się robiło. Najbardziej prawdopodobna była kawiarnia, gdzie mój płaszcz został sobie samopas, z kolei ta kojarzyła mi się tylko z jedną personą.
~"Nie uciekniesz od przeznaczenia."- nasunęła mi moja podświadomość. - "Choćbyś miał uciekać całe swoje życie, prawda i tak cię doścignie. Albowiem taka jest jej rola"
Słowa, które jeszcze nie tak dawno usłyszałem, dźwięczały w mojej głowie niczym echo odbijające się od szczytu gór.
~No i masz. Dogoniła!- wyklinałem, z duszą na ramieniu- Czy on naprawdę wszędzie musi mnie prześladować?
Przegryzłem wargę, bijąc się z myślami. Z jednej strony miałem ochotę zgnieść ten durny kawałek papieru i wyrzucić go do śmieci. Po czym udawać, że taka sytuacja nigdy nie miała miejsca.
Ale z drugiej strony czułem palące przyciąganie, skryte za tak niewinną postacią jaką była ciekawość.
Przymknąłem powieki, licząc do trzech.
~Spokojnie, Livine. Spokojnie, oddychaj- powiedziałem sobie słowa, które na pewno usłyszałbym w tym momencie od swojego największego autorytetu. Czyli mojej mamy- Jesteś tutaj bezpieczny. Oddychaj.
Oddychałem, biorąc głębokie wdechy i wypuszczając długie, powolne wydechy.
~W porządku- odetchnąłem po raz ostatni. Teraz czułem się znacznie lepiej. Lecz jedna kwestia pozostawała bez zmian.
Chodziło oczywiście o paragon. Musiałem coś z nim zrobić, a jakieś absurdalna siła nie pozwoliło mi od tak się go pozbyć. Dlatego nie pozostało mi nic innego jak wykonać telefon.
~Tylko Pan Bóg jeden wie, dlaczego ja w to w ogóle brnę…- wymamrotałem, podczas gdy moje palce wpisywały na klawiaturze telefonu dopiero co znaleziony numer.
Po tej czynności, długo jeszcze wpatrywałem się w cyfry. Nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to robię.
~ Tylko raz. Zadzwonię tylko raz.- obiecałem sobie.
Następnie kliknąłem zieloną słuchawkę, mając mimo wszystko tą cichą nadzieję że osoba po drugiej stronie nie odbierze. Wtedy mógłbym przynajmniej na spokojnie, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia zablokować rzekomego "żartownisia" i żyć ze świadomością, że przecież próbowałem.
Niestety pech chciał, że nieznajomy odebrał niemal od razu, po drugim sygnale.
Wywróciłem oczami. No jakże by mogło być inaczej?
-Słucham?- odezwał się aksamitny, tak dobrze mi znany męski głos. Na sam ten dźwięk moje serce zamarło- Halo?
Dopytywał, podczas gdy ja nie potrafiłem zmusić się chociażby do tego by oddychać, już nie wspominając o wyduszeniu z siebie jakiekolwiek słowa.
Na chwilę obecną wydawało mi się to wręcz nie do wykonania. Gardło miałem tak suche i ściśnięte, że nawet jeśli jakimś magicznym sposobem udało by mi się coś z tym zrobić, to byłem pewien, że i tak by mnie nie zrozumiał.
Dlatego na dłuższą chwilę zapanowała między nami cisza. Cisza, która dla mnie stała się istną kwintesencją nieskończoności.
~To był głupi pomysł. Najgłupszy jaki kiedykolwiek miałem…- panikowałem, myśląc że ten moment już nigdy nie dobiegnie końca.
Właśnie wtedy po raz kolejny zostałem wyprowadzony w maliny, ponieważ mężczyzna po drugiej stronie niespodziewanie ponownie się odezwał.
Wypowiedział zaledwie jedno słowo.
Imię.
Tyle wystarczyło by przyprawić moje biedne, niczemu winne serce o zawał.
Przełknąłem ciężko ślinę, starając się nie myśleć o tym jak pięknie w jego ustach brzmiało MOJE imię.
Niestety na marne.
Zalał mnie rumieniec wstydu.
~Livine, masz dwadzieścia lat do cholery. Jak to możliwe, że wprawiają się w zakłopotanie tak prymitywne zagrania, jak to…- zganiłem się w myślach.
Wstyd. Po prostu wstyd
Chciałem się rozłączyć, cały czas przeklinając się za ten durny pomysł, ale on jakby czytając mi w myślach wyszeptał na tyle cicho, że gdyby nie moje skupienie. Nie usłyszałbym go.
-Proszę nie rozłączaj się, Livine…- jego głos był bardzo słaby, a zawarte w nich emocje wstrząsnęły mną do głębi.- Proszę… obiecuję, że dam ci spokój. Tylko proszę spotkaj się ze mną ten jeden, jedyny raz. Porozmawiajmy.
Chciałem móc odmówić. Chciałem móc się rozłączyć i zakończyć ten temat raz na zawsze. Ale nie mogłem. Coś w jego głosie mi to uniemożliwiło.
~Prosi o spotkanie w sposób, jakby błagał o pomoc.- zdałem sobie nagle sprawie.
Właśnie dlatego nie potrafiłem odmówić.
Myśl ta była tak druzgocąca, że aż nie wiedziałem co mam teraz ze sobą począć. Mój mętlik w głowie stał się na tyle duży, że w pewnym momencie po prostu mnie przerósł. Lecz najgorsze dopiero było przede mną, ponieważ nie potrafiłem być na niego w żaden sposób o to zły.
Czułem, że zrobił to całkowicie nieświadomie. Dlatego nie mając innego wyjścia zacisnąłem zęby, zmuszając się do jakiejkolwiek reakcji, byle nie milczenia.
-Przemyśle to, dobrze?- wymamrotałem w końcu jeszcze słabszym głosem niż jego sprzed chwili- Nie rozumiem co się dzieje. Minął zaledwie dzień. Jeden dzień od naszego spotkania, Erosie. O ten jeden dzień wydarzyło się tyle rzeczy, że aż strach pomyśleć co przyniesie ze sobą do mojego życia nasze następne spotkanie. Boję się. Ja się po prostu boję.- próbowałem się wytłumaczyć. Jednocześnie starając się nie zwracać uwagi na to jak wciągnął powietrze, gdy wypowiedziałem jego imię- Daj mi czas do wieczora. Obiecuję, że to przemyślę.
Oczywiście nie kłamałem. Podejdę do tego tematu na poważnie tak jak obiecałem, gdy tylko pierwsze emocje opadną. Dopiero wtedy podejmę decyzję. Choć już teraz czułem jaka będzie moja finalna odpowiedź.
Zacisnąłem zęby.
~Naprawdę jestem głupi…- stwierdziłem podłamany
-Dobrze, rozumiem.- odpowiedział, a ulga którą usłyszałem w jego głosie, sprawiła że znów nie potrafiłem przejść obok niego obojętnie.- Livine?
Przełknąłem ciężko ślinę, mając złe przeczucia.
-Tak?- odpowiedziałem obawiając się tego co usłyszę.
Natomiast długie milczenie z jego strony tylko mnie w tym utwierdziło.
-Przepraszam… - wyszeptał w sposób, jakby sam do końca nie wierzył w powodzenie tego słowa. To mnie złamało- Ja… Ja po prostu przepraszam, Livine
Jeśli moje serce już wcześniej odczuwało ból, tak teraz było to czyste cierpienie.
Jego przeprosiny. One po prostu uderzyły inaczej.
~Za co przepraszasz?- miałem ochotę zapytać. Niestety zabrakło mi odwagi. Chyba po prostu zbyt mocno bałem się tego co usłyszę w odpowiedni.
Jednak ona i tak padła, a to już było dla mnie zbyt wiele. Rozłączyłem się.
Jego ból stał się nie do zniesienia. Bałem się, że całe moje jestestwo rozleci się w perzyny gdy tylko dopowie jeszcze jedno słowo.
Choć już teraz było ze mną krucho. Ból. Czułem go ilekroć przypominały mi się jego ostatnie słowa, a te dźwięczały w moim umyśle nieustannie, nawet wtedy kiedy już dojechałem do domu.
~Popełniłem w swoim życiu wiele błędów. Zarówno tych mniejszych, jak i tych większych. Lecz tylko jeden z nich był szczególnie ciężki. Tylko jednego szczególnie żałuję… i tylko jednego nigdy nie byłem w stanie sobie wybaczyć.
Tym błędem byłem ja.
^^^
Od Autorki:
Część kochani!
Szczerze? Jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału, choć początkowo spisałam go na straty.
Uwielbiam w nim wszystko. Każdy detal 😅 i jestem z niego tak dumna, że aż postanowiłam wrzucić go od razu po skończonej korekcie.
Jeśli macie jakieś ciekawe teorie, albo przemyślenia dotyczące ostatnich rozdziałów, to je z chęcią przeczytam <3
Data publikacji:
03.01.2023 r.
~Całuje Aggy <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro