37.Patelnia
Wzięłam Amelię za rękę, a chłopak zamknął drzwi. Poprawiłam jej kaptur i uśmiechnęłam, a ta to odwzajemniła.
-------
Po dłuższym czasie dotarliśmy na miejsce. W oczach dziewczynki widoczne były iskierki. Uśmiechnęłam się, a ta pociągła mnie w tamtą stronę. Podeszłam do kasy i zapłaciłam za całą naszą trójkę. Widząc jak Kastiel piorunuje mnie wzrokiem parsknęłam śmiechem i pociągnęłam w stronę atrakcji.
-Koło! -krzyknęła blondynka-
-Nie boisz się wysokości? -kucnęłam przy niej-
-Tlochę, ale chocmy, plose. -zrobiła maślane oczy-
Zaśmiałam się i chwyciłam ją za rękę. Odwróciłam się i spojrzałam pytająco na czerwonowłosego. Ten skinął głową. Wszyscy ruszyliśmy na wybrane przez Amelię, koło młyńskie. Już po chwili siedzieliśmy w wagonie i jechaliśmy coraz wyżej. Dziewczyna zadowolona oglądała widoki w ogóle nie wzruszona wysokością. Co innego do mnie. Złapałam ręką mocno siedzenia, a moje serce zaczęło bić kilka razy szybciej. Szczerze, nie wiedziałam dlaczego tak zareagowałam. Takie wysokości nigdy mi nie przeszkadzały. "Może dlatego, że drzewa i skały się nie ruszają, a na dokładkę możesz zejść w każdej chwili".
Nagle poczułam na swojej dłoni coś ciepłego. Jak się okazało Kastiel złapał mnie za rękę, uśmiechając się pod nosem. Nie skomentowałam tego, aczkolwiek zrobiło mi się ciepło na sercu. Poczułam się bezpieczniej. Spojrzałam na niego, ale ten miał głowę odwróconą w innym kierunku.
Kiedy w końcu znaleźliśmy się na ziemi dalej trzymaliśmy się za ręce. Po chwili zwróciła uwagę na to Amelka, przez co natychmiastowo zabraliśmy od siebie swoje dłonie. Ta nie rozumiejąc zaśmiała się.
-Shailia! Shaila!
-Tak?
-Kupis mi popcoln?
-Co takiego?
-Popcoln! -wskazała palcem na popcorn-
-Rozumiem...Jas...
-Czemu pytasz Shai, a nie mnie? -wtrącił Kass-
-No bo Shaila jest milsza od Ciebie, ładniejsza, fajniejsza i...i...bo tak!
-Bo tak? -zaśmiał się-
-Z tym argumentem nie zwyciężysz. -parsknęłam śmiechem-
-To Shaila pójdzie z Tobą po popcorn, a ja zaraz wrócę. -puścił mi oczko-
Nie za bardzo rozumiejąc wzięłam dziewczynkę za rękę i stanęłam w zasadzie małej kolejce po przysmak. Już po chwili blondynka jadła słoną przekąskę. Usiadłyśmy na ławce. Mała dalej ucieszona jadła, a ja wypatrywałam Kastiela. Nagle przede mną stanęła duża wata cukrowa. Od razu przypomniało mi się jak to pierwszy raz chłopak kupił ją. Uśmiechnęłam się, a ten usiadł obok mnie tak, aby nie pokleić mi włosów.
-Ona ma popcorn, my mamy watę.
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się-
Kiedy wszystko zjedliśmy kuzynka szarookiego zaciągnęła nas jeszcze na kilka atrakcji. Po kilku godzinach chodzenia oraz korzystania z zabaw postanowiliśmy wrócić do domu. Usiadłam na miejscu pasażera, a Kass posadził małą z tyłu. Zanim dojechaliśmy na miejsce zasnęłam.
Obudziłam się czując coś mokrego na twarzy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą wielkiego psa. Pisnęłam wystraszona i zamieniłam się w kota wyskakując jak najwyżej na półkę. Od razu nastroszyłam swoje futro sycząc na zwierzę. Nagle do pokoju wszedł Kastiel. Stanął w drzwiach jak wryty. Zaczęłam sobie wszystko szybko analizować. Kiedy przypomniało mi się, że zasnęłam w jego aucie zeskoczyłam z wysokości i zmieniłam się. Oczywiście byłam w formie kitsune.
-Przepraszam Shaila. Zapomniałem, że Demon spał dziś w domu. -zaśmiał się-
-T-To nic. Po prostu pierwsze co zobaczyłam to jego pysk nad sobą i wiesz...
-Masz. -rzucił mi jakąś koszulkę- Jak się przebierzesz zejdź na dół.
Wyszedł wraz z Demonem, a ja stałam jak wryta trzymając jego czerwoną koszulkę z jak mniemam grupą artystów muzycznych. Wzruszyłam ramionami i zdjęłam swoją koszulkę, która była od wczorajszej waty oraz śliny psiaka. Założyłam ubranie czerwonowłosego. Było na mnie trochę za duże. "Pewnie już na niego za mała". Uśmiechnęłam się i zeszłam na dół. Syknęłam cicho schodząc po schodach, ponieważ w tym samym czasie Demon znowu wybiegał na górę i zdeptał mój ogon. Przewróciłam oczami i powędrowałam do kuchni. Szarooki gestem dłoni kazał mi usiąść i podał mi przed nos tosty z dżemem. Skinęłam głową i zaczęłam jeść.
-W końcu mi nie powiedziałaś.
-Czego?
-Dlaczego byłaś na komisariacie policji.
-Nie powinnam Ci mówić. To prywatna sprawa Max'a. Ja mu tylko pomogłam wraz z Sebastianem.
-Ale nic nie wymajstrowałaś?
-Nie. -zaśmiałam się-
Rozmawiałam jeszcze trochę z chłopakiem przy okazji pijąc herbatkę, która swoją droga była wyjątkowo dobra. Po śniadaniu jak i rozmowie zeskoczyłam z krzesła i przeciągnęłam się.
-Chyba pójdę pobiegać do lasu.
-Co?
-Jako kot. -parsknęłam śmiechem-
-Chcesz się potem spotkać?
-Możesz później do mnie wpaść.
-Będę dzwonił.
-Dziękuję za wszystko, do potem.
Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam delikatnie po czym zamieniłam w kota i wyskoczyłam przez okno. Od razu ruszyłam przed siebie. Na moje nieszczęście na zewnątrz było strasznie dużo osób. Nie chcąc sobie coś zrobić pobiegłam na około. Niedługo później znalazłam się w lesie. Miauknęłam i wbiegłam w jego głąb.
Około trzy godziny później zmęczona wspięłam się na drzewo. Leżałam na nisko osadzonej gałęzi machając ogonem i odpoczywając ciesząc się naturą. Dwadzieścia minut później między drzewami dostrzegłam dosyć znajomą sylwetkę. Zeszłam na ziemię i poszłam w tamta stronę. Nagle stałam przed Amber. "Co ona tutaj robi? Zachciało jej się kontaktu z przyrodą? Ha! Dobre. Pewnie się z kimś umówiła". Nagle jej wzrok padł na mnie. Uśmiechnęła się i schyliła po czym złapała zanim zdążyłam zareagować. "Spierdalaj, bo ugryzę".
-Kotek! Ale słodziak! (dop.aut.W tym ff mama Nataniela nie ma uczulenia)
Już chciałam ją chapnąć, ale ta wepchała mnie do torebki i zapięła, zostawiając otwór, abym się nie udusiła. "No to mam problem". Ucieszona od razu pobiegła do wyjścia i zadzwoniła po kogoś. Kilkanaście minut później wsiadła zapewne do samochodu, który ruszył chwilę później. Moje serce automatycznie zaczęło bić kilka razy szybciej.
Kilkadziesiąt minut później uderzyłam głową o materiał. Następnie do moich uszu dobiegło trzaśnięcie drzwiami.
-Wróciłam! -krzyknęła, a ja miauknęłam-
-Amber co ty tam masz? -usłyszałam Nataniela-
-Kota!
Dziewczyna otworzyła torebkę, a ja od razu z niej wyskoczyłam. Schowałam się za nogami chłopaka i zaczęłam fuczeć na tą żmije. Nat spojrzał na mnie zdziwiony po czym wziął na ręce głaszcząc delikatnie po futrze. Nagle do pokoju wszedł starszy mężczyzna. Zapewne ojciec. Kiedy mnie zobaczył zaczął wrzeszczeć na syna i uderzył go tak, że aż zleciałam na podłogę. Kiedy ten dalej dalej go szarpał zagotowała się we mnie krew. Oburzona Amber poszła na piętro. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Pobiegłam do kuchni i nie kontrolując się zmieniłam w kitsune. Wzięłam pierwszą lepszą rzecz w rękę i pędem wróciłam do przedpokoju. Jako, że oboje mnie nie zauważyli zamachnęłam się na bruneta. Po chwili upadł na ziemię, a Nataniel wlepił we mnie wzrok. A ja? Ja stałam nad nieprzytomnym dorosłym z patelnią w ręce.
-------------------------------------------------------
1053 słów.
Ta patelnia będzie mnie rozwalać do końca życia XDDD
Spodobało się?
Za niedługo ogłoszę pewien rozdział co do osobnej książki z Sebastianem i Max'em.
*Zostaw po sobie ślad :P
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro