XVII
CATHERINE
Byłam zdziwiona tym, co powiedział mi Toby o związkach uczuciowych z Proxy. Myślałam, że przesadza albo mnie zbywa. Następnego popołudnia nadarzyła się okazja, by dowiedzieć się czegoś więcej. Jeff poprosił mnie, abym zaopiekowała się Smile Dogiem podczas jego pobytu na misji. Postanowiłam wybrać się z nim na spacer. W tym samym czasie Masky i Hoodie trenowali na pobliskiej polanie. Poszłam w tamtym kierunku, odpięłam smycz i puściłam zwierzaka wolno. Podeszłam do chłopaków.
-Cześć Kat! Co Cię tu sprowadza? Chcesz podszkolić się w zabijaniu?-zapytał Tim, czyszcząc swój pistolet.
-Nie...Przyszłam raczej Was o coś zapytać. Mieliście kiedyś dziewczyny?-zapytałam jakby nigdy nic.
Chłopcy popatrzyli na siebie zdziwieni.
-No, kiedy jeszcze byłem człowiekiem, miałem jedną. Nazywała się...
-Nie o to mi chodzi.-przerwałam mu-Pytam, czy w czasie, od kiedy mieszkacie w rezydencji...-teraz przerwał mi Tim.
-Nie, od tego czasu nikogo. Poza tym, Proxy nie mogą być w takich związkach.-odparł, na e przerywając ani na moment swojej czynności.
A więc to prawda.
-Ale dlaczego?-Nie mogłam tego zrozumieć.
-Tego nie wiem. Nie ja tu rządzę. Jeśli chcesz wiedzieć, pytaj swojego ojca. A właściwie... Po co Ci tą informacja?
-Tak bez powodu. Wczoraj dowiedziałam się tego od Toby'ego i chciałam wiedzieć, czy to prawda.
Chłopak przejrzał mi się uważnie.
-Powiem Ci coś... ale nie słyszałaś tego ode mnie, jasne?-zapytał po chwili.
Potwierdziłam sumieniem głowy.
-On Cię lubi. Ale nie może złamać zasad Slendera, rozumiesz? Lepiej będzie dla Was, jeśli już nigdy nie wyjdziecie razem poza rezydencję. Tyle chciałem Ci przekazać. A teraz wybacz, wracam do treningu.
-Ok.-zawołałam Smile'a i ruszyliśmy w drogę powrotną. Miałam już własną "misję". Przekonam jakoś tatę, aby zmienił tą zasadę.
TICCI TOBY
Nie miałem tego dnia żadnych zadań od Slendermana. Siedziałem w swoim pokoju, ostrząc siekierki. Prawie skończyłem, gdy ktoś zapukał do drzwi. Była to Amy.
-I jak tam po wczorajszej randce?-zapytała bez zbędnych powitań.
-To nie była randka. Już o tym rozmawialiśmy.-przypomniałem jej.
Stała obok z założonymi rękami, co oznaczało, że temat nie jest zakończony.
Westchnąłem tylko i powiedziałem:
-Słuchaj, już Ci mówiłem o zasadach panujących u Operatora. Nawet gdybym chciał, nic z tego nie będzie.
-A nie chcesz?
-Tego nie powiedziałem.
-A więc spróbujcie ukrywać się przed Slenderem, przynajmniej na razie.
-Jak Ty to sobie wyobrażasz?!? Przecież on umie czytać w moich myślach.-byłem już trochę zdenerwowany.
-Ale w jej myślach nie.
-Amy, daj wreszcie spokój. Ja będę służyć Slendermanowi, póki nie zostanę zabity. A nie zamierzam zginąć z ręki zwykłego człowieka. Ona jest śmiertelna. Nie jest jedną z nas.
-A więc tu tkwi problem, tak?!? Myślałam, że jesteś mądrzejszy. A jesteś taki, jak większość ludzkości. Patrzysz tylko na siebie. Liczysz się tylko Ty i twoje ego!!!-krzyknęła, po czym wyszła, trzaskając drzwiami.
"Może ma trochę racji...Ale gdyby nawet spróbować, Slender prędzej czy później to odkryje. A wtedy rak czy inaczej, już po mnie."-pomyślałem, chowając siekierki za łóżko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro