Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVII

CATHERINE

Byłam zdziwiona tym, co powiedział mi Toby o związkach uczuciowych z Proxy. Myślałam, że przesadza albo mnie zbywa. Następnego popołudnia nadarzyła się okazja, by dowiedzieć się czegoś więcej. Jeff poprosił mnie, abym zaopiekowała się Smile Dogiem podczas jego pobytu na misji. Postanowiłam wybrać się z nim na spacer. W tym samym czasie Masky i Hoodie trenowali na pobliskiej polanie. Poszłam w tamtym kierunku, odpięłam smycz i puściłam zwierzaka wolno. Podeszłam do chłopaków.
-Cześć Kat! Co Cię tu sprowadza? Chcesz podszkolić się w zabijaniu?-zapytał Tim, czyszcząc swój pistolet.
-Nie...Przyszłam raczej Was o coś zapytać. Mieliście kiedyś dziewczyny?-zapytałam jakby nigdy nic.
Chłopcy popatrzyli na siebie zdziwieni.
-No, kiedy jeszcze byłem człowiekiem, miałem jedną. Nazywała się...
-Nie o to mi chodzi.-przerwałam mu-Pytam, czy w czasie, od kiedy mieszkacie w rezydencji...-teraz przerwał mi Tim.
-Nie, od tego czasu nikogo. Poza tym, Proxy nie mogą być w takich związkach.-odparł, na e przerywając ani na moment swojej czynności.
A więc to prawda.
-Ale dlaczego?-Nie mogłam tego zrozumieć.
-Tego nie wiem. Nie ja tu rządzę. Jeśli chcesz wiedzieć, pytaj swojego ojca. A właściwie... Po co Ci tą informacja?
-Tak bez powodu. Wczoraj dowiedziałam się tego od Toby'ego i chciałam wiedzieć, czy to prawda.
Chłopak przejrzał mi się uważnie.
-Powiem Ci coś... ale nie słyszałaś tego ode mnie, jasne?-zapytał po chwili.
Potwierdziłam sumieniem głowy.
-On Cię lubi. Ale nie może złamać zasad Slendera, rozumiesz? Lepiej będzie dla Was, jeśli już nigdy nie wyjdziecie razem poza rezydencję. Tyle chciałem Ci przekazać. A teraz wybacz, wracam do treningu.
-Ok.-zawołałam Smile'a i ruszyliśmy w drogę powrotną. Miałam już własną "misję". Przekonam jakoś tatę, aby zmienił tą zasadę.

TICCI TOBY

Nie miałem tego dnia żadnych zadań od Slendermana. Siedziałem w swoim pokoju, ostrząc siekierki. Prawie skończyłem, gdy ktoś zapukał do drzwi. Była to Amy.
-I jak tam po wczorajszej randce?-zapytała bez zbędnych powitań.
-To nie była randka. Już o tym rozmawialiśmy.-przypomniałem jej.
Stała obok z założonymi rękami, co oznaczało, że temat nie jest zakończony.
Westchnąłem tylko i powiedziałem:
-Słuchaj, już Ci mówiłem o zasadach panujących u Operatora. Nawet gdybym chciał, nic z tego nie będzie.
-A nie chcesz?
-Tego nie powiedziałem.
-A więc spróbujcie ukrywać się przed Slenderem, przynajmniej na razie.
-Jak Ty to sobie wyobrażasz?!? Przecież on umie czytać w moich myślach.-byłem już trochę zdenerwowany.
-Ale w jej myślach nie.
-Amy, daj wreszcie spokój. Ja będę służyć Slendermanowi, póki nie zostanę zabity. A nie zamierzam zginąć z ręki zwykłego człowieka. Ona jest śmiertelna. Nie jest jedną z nas.
-A więc tu tkwi problem, tak?!? Myślałam, że jesteś mądrzejszy. A jesteś taki, jak większość ludzkości. Patrzysz tylko na siebie. Liczysz się tylko Ty i twoje ego!!!-krzyknęła, po czym wyszła, trzaskając drzwiami.
"Może ma trochę racji...Ale gdyby nawet spróbować, Slender prędzej czy później to odkryje. A wtedy rak czy inaczej, już po mnie."-pomyślałem, chowając siekierki za łóżko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro