XV
Posłuchałam przyjaciółki. Następnego dnia od południa dorwały mnie: Sally, Nina, Laughing Jill, Jane i Nurse Ann. Na szczęście inne dziewczyny były na jakimś wyjściu. Wparowały mi, jakby nigdy nic, do łazienki. Jedna zaczęła szorować mnie gąbką, druga zejęła się włosami, trzecia paznokciami. O mało mnie nie utopiły. Nie miałam z nimi żadnych szans. Po tej "kąpieli" wyciągnęły mnie do pokoju (mam prywatną łazienkę, pamiętacie?). Sally zamknęła drzwi na klucz, Jane zaczęła suszyć mi włosy, nie myśląc o tym, że jest mi zimno. Inna dziewczyna się ulitowała i podała mi mój szlafrok. Narzuciłam go na siebie i czekałam, aż ta kosmetyka dobiegnie końca. Wkrótce można je włosy były suche. Przyszedł czas na modelowanie.
-NIE! TYLKO NIE MOJE WŁOSY!!!-wrzasnęłam, chociaż nic mi to nie dało.
Po uczesaniu, Jill przyniosła mi ubrania. Krótką, różową bluzkę w kwiatki i błękitną minispódniczkę.
-Jill, to nie jest mój styl...-próbowałam oponować.
-Będziesz wyglądała zabójczo, malutka.-stwierdziła i wcisnęła na mnie ubrania-Mówiłam? Jeszcze tylko makijaż.
Wszystkie na raz zaczęły mnie malować.
W końcu ich zabiegi dobiegły końca. Jill wcisnęła mi na nogi za małe na mnie szpilki (czerwone) i postawiła przed lustrem.
-Ślicznie wyglądasz! Najmodniejsza fryzura, makijaż i ubranko! Będziesz się wspaniale prezentować na randce z Toby'm.-zachwycały się.
-Dziewczyny, ale ja nie idę na randkę.-powiedziałam.
Szczerze mówiąc, wyglądałam jak pudel uharakteryzowany na człowieka. Makijaż sprawiał, że na pierwszy rzut oka, możnaby pomyśleć, że jestem wampirem. Blada cera i ta czerwona szminka. Nogi zaczęły mnie strasznie boleć, mam nadzieję, że nie nabawiłam się jeszcze pęcherzy.
-Świetnie. Udanej randki, kochana.-po czym prawie wszystkie dziewczyny wyszły z mojego pokoju.
Popatrzyłam oskarżycielskim wzrokiem na Sally.
-No dooooobraaaaa...To ja im powiedziałam, ale to miała być DELIKATNA pomoc.
-Ile zostało nam czasu?
-Dwie godziny. Oki, poradzimy sobie. Wskakuj do wanny.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
Gorzej być nie mogło.
-Proszę...-powiedziałam.
-Cześć dziewczyny! Chciałem zobaczyć, jak...Catherine!!! Coś Ty z sobą zrobiła?!?-chyba jeszcze nigdy nie widziałam, żeby Laughing Jack był tak zaskoczony.
Opowiedziałyśmy mu, co się wydarzyło.
Gdy wysłuchał tego do końca, wybuchł niepohamowanym śmiechem. Gdy się już uspokoił, powiedział:
-Sally, pomóż jej w łazience, a ja skoczę do Trendera po jakieś ubrania. Damy radę.
Po czym wyszedł.
-A ten skąd wiedział, że się wybieram z Toby'm poza rezydencję?-zapytałam, gdy wyszłam już z wanny.
-Nie mam pojęcia. Tym razem to nie moja sprawka.-odparła "młodsza".
-To akurat wygadał się sam zainteresowany.-odpowiedział Jack, który już na nas czekał. Wstrzymując oddech, spojrzałam na to, co ze sobą przyniósł. Po chwili odetchnęłam z ulgą.
Były to czarne, "podarte" spodnie, koszulka w kolorze fioletowym, z przodu miała jakiś napis. Do tego dżinsowa kurtka i buty na lekkim obcasie, na szczęście w kolorze czarnym.
-Dzięki, Jack.
-Nie ma sprawy.
Po wysuszeniu włosów i ubraniu się, Roześmiany zaproponował, że mnie pomaluje.
-Wybacz, ale nie chcę mieć makijażu scenicznego. Nie lubię się zbytnio malować.
-Ok, będzie delikatnie i naturalnie.
Z duszą na ramieniu poddałam się temu zabiegowi. Efekt był...wspaniały! Choć to facet, miał gust. Byłam zadowolona ze swojego wyglądu. Wrzuciłam jeszcze zeszyt od historii do torebki i czekałam na Toby'ego. Jack i Sally już się ulotnili. Kilka minut przed umówioną godziną, przyszedł po mnie mój historyk.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro