IV
SALLY
Codziennie pomagałam dziewczynom w opiece nad małą Catherine. Wiadomość o tym, że Operator ma dziecko, została zaakceptowana dość szybko. Większość dziewczyn nie miała z niemiwlęciem żadnego problemu. Jedynie na Ninę reagowała płaczem.
-Czego ten bachor ciągle ryczy? Uspokój się!!!-wrzasnęła pewnego dnia, szarpiąc Bogu ducha winne dziecko. Osiągnęła tylko tyle, że mała zaczęła płakać jeszcze bardziej.
-Co Ty wyprawiasz?-krzyknęłam, podbiegając do niej i próbując zabrać małą.
-Zostaw! Jesteś za mała, aby opiekować się nią!-odkrzyknęła, w dalszym ciągu szarpiąc dziecko.
Nagle ktoś zabrał jej zawiniątko z rąk.
-Uspokójcie się dziewczyny! Nina, nie nadajesz się wcale do opieki nad dziećmi!-powiedział Jeff.
Ja zdążyłam już usiąść w fotelu i patrząc na chłopaka, wyciągnęłam z nadzieją ręce.
Jeff podał mi ją na ręce, pokazując jak prawidłowo trzymać dziecko.
-Skąd potrafisz zajmować się niemowlętami?-zapytałam, gdy dziewczynka już się uspokoiła.
-Pomagałem ciotce przy młodszym kuzynostwie. Poczekaj, ja przygotuję mleko.-odparł, po czym wyszedł do kuchni.
Gdy zniknął, Nina powiedziała:
-Ty też nie nadajesz się do dzieci. Sama zawsze będziesz tylko ośmioletnim duchem.-potem wyszła, trzaskając drzwiami, na co Kat znów zapłakała.
Tuliłam ją do siebie. Wreszcie przyszedł Jeff, zabierając ją i karmiąc. Wreszcie zasnęła. Przyprowadziłam wózek, w którym spała za dnia.
Po pół godzinie drzwi rezydencji się otworzyły. To Toby wrócił z zakupami.
-Nigdy więcej nie idę na te powalone zakupy! Niech Slender robi je sam. Nie mam zamiaru stać dwie godziny w kolejce!
Razem z Jeffem, odwróciliśmy się w jego stronę, uciszając go.
-Przepraszam.-powiedział już ciszej, podchodząc do wózka.
-Słodka. Ciekawe, do kogo podobna.
-Z twarzy na pewno nie do Slendera.-stwierdził Jeff, na co cicho się zaśmialiśmy. Dzień minął szybko. Na szczęście, nie doszło już do żadnych kłótni i szarpanin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro