Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

★1★

Chanel's pov

Rozglądam się po moim apartamencie, w którym spędziłam ostatnie pięć lat. Wspaniałych pięć lat spędzonych na nauce, imprezowaniu i odpoczynku. Parę dni temu byłam szczęśliwą dziewczyną, a teraz jedynie co czuję to pustkę. I szybko się tego nie pozbędę. O nie.

Sięgam po ostatni karton z podłogi w moim już byłym pokoju i powoli schodzę na dół, uważając aby się nie spaść z nich. Kiedy jestem już na parterze, swoje kroki kieruję się do przedpokoju, który już nigdy nie będzie taki sam. W końcu to w tym pomieszczeniu dowiedziałam się o śmierci moich rodziców.

— To wszystko? — przede mną wyrasta młody mężczyzna o umięśnionej postawie i czarnych włosach, uroczo opadających na czoło oraz oczy w kolorze ciemnej zieleni.

— Raczej tak — wzdycham i pod wpływem chwili przytulam się do niego. — Będzie mi tego brakować — dodaję, trzymając się kurczowo szyi Nicka, mojego najlepszego przyjaciela.

— Tego? Czy ja się zaliczam do tego czegoś? — pyta, próbując poprawiać mi wisielczy humor.

— Jasne, głupku — uśmiecham się smutno i odrywam od niego. — Z kim ja teraz będę jeść lody podczas okresu albo kto mi je będzie kupował?

— Wreszcie mu portfel nie będzie taki chudy — śmieje się, a ja udając oburzenie uderzam z otwartej dłoni w jego klatkę piersiową.

— Jesteś idiotą, wiesz? — parskam, mijając go i opuszczając mieszkanie.

Oglądam się za sobą i wypuszczam głośno powietrze z płuc. Nick chwyta karton i zamyka drzwi, tym samym zamykając rozdział w moim życiu. Schodzimy na sam dół, oddaję klucze właścicielowi, który posyła mi delikatny uśmiech. Wywracam oczami, wychodząc z wieżowca.

Mam dość tego, że każdy obnosi się ze mną, jak porcelanową lalką. Ciągle ktoś pyta, jak się czuje, czy możemy mi w czymś pomóc. Oczywiście wiem, że się martwią i w ogóle, ale pomogą jeśli zaczną traktować mnie normalnie. Nie potrzebuję sztucznego współczucia. Czasami nie wspominanie tego jest po prostu lepsze.

Na parkingu stał już zaparkowany samochód mojego przyjaciela. Wsiadam do niego i zamykając drzwi, opieram głowę o boczną szybę. Przymykam powieki i czuję ogarniające mnie zmęczenie. Od dnia w którym się dowiedziałam o tym, minął prawie tydzień i od tamtej pory nie przespałam praktycznie wszystkich nocy. Teraz są tego skutki.

Brunet po chwili zajmuje miejsce obok mnie za kierownicą i wyjeżdża na ulicę. Mijamy piękne krajobrazy Miami, a ja już zaczynam tęsknić za tym miastem. Do mojej głowy napływają różne wspomnienia z tym miejscem. Wszystkie dzikie imprezy w największych klubach, opalanie oraz kąpiel na tutejszych plażach i pierwsze, nieudane randki. Ehh, dużo się tu zdarzyło.

W końcu definitywnie zamykam oczy i odpływam, wiedząc że czeka mnie parę godzin drogi.

— Chanel — przy swoim uchu słyszę męski głos i czuję ciepły oddech na policzku, więc unoszę delikatnie powieki.

Mrugam nimi i spoglądam na niego pytająco. On zaś uśmiecha się i wskakuje na coś za szybą. Obracam się w tamtą stronę. Jesteśmy. Właśnie stoimy na podjeździe mojego rodzinnego domu i starego miejsca zamieszkania. Chrząkam cicho, kiedy napływ wspomnień atakuje mój mózg. Szybko przenoszę wzrok na Nicka.

— Dziękuję — mruczę jedynie i otwierając drzwi, wysiadam z samochodu.

Z pół godziny zajmuje nam przeniesienie kartonów i walizek do domu. Żegnam się z brunetem długim uściskiem i po chwili zostaję całkiem sama w niewielkiej willi, należącej do moich rodziców. Poprawiam wysokiego kucyka i zanoszę swoje rzeczy do swojego starego pokoju. Nic się nie zmieniło. Jasne ściany, ciemne panele, czarno białe meble. Stojące łóżko na przeciw wejścia, puchaty dywan, drewniane biurko po lewej stronie pod wielkim oknem oraz szafa po prawej.

Rozpinam walizkę i wyjmuję ulubione dresy oraz męską bluzę, należącą niegdyś do Nicka. Udaję się do łazienki na korytarzu, aby wziąć prysznic. Na dworze jest już ciemno, a zegar wskazuje parę minut po dwudziestej pierwszej. Zmywam makijaż, ubieram wcześniej wybrane ubrania i wiąże włosy w luźnego koka. Zabieram się za ogarnianie syfu, by mieć to z głowy następnego dnia, bo i tak muszę zacząć szukać pracy.

Ogarnięcie wszystkich kartonów zajęło mi z trzy godziny i dopiero po północy kładę się na łóżku. Przez całe sprzątanie starałam się nie zatrzymywać większej uwagi na rzeczy, które jakkolwiek przypomnieć mi o tych beztroskich chwilach w dzieciństwie. Tęsknię za tym. Tęsknię za tymi czasami, gdzie największym problemem był brak wymarzonej zabawki. Teraz żałuję, że nie doceniałam jakie idealne życie w porównaniu do aktualnego miałam.

Następnego dnia wstaję równo z budzikiem, czyli o szóstej rano. Gramolę się z łóżka i stawiam stopy na zimnych panelach, przez co przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze. Ogarniam włosy z czoła i podchodzę do okna. Odsłaniam je i wpuszczam do pokoju promienie słoneczne. Kąciki moich ust podnoszą się lekko do góry. Mimo wszystko, to Toronto zawsze będzie moim rodzinnym miastem. Miastem, do którego zawsze będę wracać.

Powolnym krokiem schodzę do otwartej kuchni, połączonej z jadalnią oraz salonem. Szykuję sobie kubek, do którego wsypuję ziarenka rozpuszczalnej kawy, którą zalewam gorącą wodą. Połykam pierwszy łyk i zabieram się za śniadanie. Jajecznica. To jest coś co od razu wpada mi do głowy. Po paru minutach nakładam ją już na talerz i zaczynam jeść. Zazwyczaj nie jem śniadań, bo nawyk ze studiów został. Po prostu nie miałam czasu na zjedzenie nawet kromki chleba, a wakacje wstaję zazwyczaj na porę obiadową. Ale dzisiaj muszę pozyskać siły, bo czeka mnie ciężki dzień szukania pracy. Oj, będzie ciekawie.

***
Hej...

Zwaliłam ten rozdział. Wiem, ale obiecuję, że każdy następny będzie o wiele lepszy od poprzedniego. Przynajmniej się będę starać, aby tak było. No i oczywiście będą one znacznie dłuższe. Ale potraktujcie ten rozdział jako taki wstęp.

Do zobaczenia w następnym rozdziale.

Ps. Chciałam się rozpisać pod tym rozdziałem, ale na razie nie mam żadnych informacji. Chyba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro