XXIV. W cieniu
~ Thomas ~
Cztery lata temu, kiedy sam wspinałem się na najwyższy stopień podium, Gregor nie mógłby się przecisnąć do mnie niezauważony. Jednak w tym roku żaden z nas nie był jasną na gwiazdą, ani najjaśniejszą nawet na austriackim niebie. Nadeszli nowi, chociaż niewiele młodsi od Gregora...
Po, jak dla mnie uroczym wywiadzie, w którym Gregor stwierdził, że właśnie brązu Mistrzostw Świata, brakowało mu do kolekcji i cieszył się, co dawniej było do niego zupełnie niepodobne, z tego trzeciego miejsca jak dziecko.
Siedzimy w pokoju hotelowym we trójkę, mimo że cała drużyna świętuje w towarzystwie Polaków i Norwegów. Opieram się o ścianę, Gregor z głową na moim ramieniu, a Lily bawiąca się sznurówkami jego butów. Uroczy, cudowny widok, który mógłby już zostać ze mną na zawsze.
- Dla mnie to naprawdę dużo, ten brąz. Wiem, że Krafti i Michi liczyli na coś więcej, ale... Mnie więcej do szczęścia naprawdę nie potrzeba. Cieszę się tym co mam, cieszę się wami, waszą obecnością tutaj - Gregor mówi i mówi, a ja kładę mu palec na ustach, to wystarczy.
- Wiem skarbie, już rozumiesz, co czułem w Sochi - rzucam wesoło, bardziej ciekawy jego reakcji, niż czekając na jakieś konkretne zachowanie z jego strony.
- Chyba tak, chociaż ja wtedy... Dla mnie było to poniżej ambicji - mężczyzna kręci głową i uśmiecha się do mojej córeczki.
- Wiem skarbie - powtarzam i układam się wygodniej, on uśmiecha się do siebie i bierze do ręki kawałek kurtki, zaczyna nim się bawić.
Patrząc na niego, na szczupłą, ale już męską twarz, orli nos i lekki zarost, zastanawiam się nad tym jak wiele zmieniło się przez ostatnich dziesięć lat. Również się uśmiecham, bo byłem, a raczej ciągle jestem świadkiem tego jak on się zmienia. Fizycznie (ciągle tęsknię do jego dłuższych włosów) i mentalnie. Mogę patrzeć jak kształtują się jego wartości, priorytety. Może już są ukształtowane?
- Za rok igrzyska - zaczyna nagle mówić, a ja otrząsam się z letargu - wiesz, dlaczego jeszcze będą mi się kojarzyć, prawda?
- Mhm - potakuję - ale uwierz mi, że to była jedyna słuszna decyzja w tamtym momencie.
- W tamtym. A teraz, czy z perspektywy czasu nadal uważasz, że zrobiłeś dobrze? - pyta i wsuwa rękę pod moją bluzkę, nie przestając patrzeć mi w oczy, przysuwając swoją twarz do mojej.
- Tu jest dziecko, a ściślej mówiąc moje dziecko - szepczę, ale zaczyna mi się robić duszno i zaczynam myśleć o dzielących nas ubraniach.
- Wiem skarbie - teraz to on uśmiecha się niewinnie, leniwie przenosząc wzrok na niczego nieświadomą, niewinnie bawiącą się Lily - ja naprawdę niczego niestosownego nie planuję.
- Twoja ręka świadczy o czymś innym - mruczę, starając się niezarumienić.
Gregor nie odpowiada. Patrzy przez chwilę na dziewczynkę, uśmiecha się. Potem przenosi wzrok na mnie. Kąciki jego ust nagle się prostują, mężczyzna wyjmuje dłoń spod mojej bluzki. Siada wyprostowany. Kładzie dłonie na udach, prostuje palce. O czym myśli?
- Przepraszam - mówi nagle i wstaje.
Lily jest niezadowolona, że jej zabawka odchodzi. Marszczy nosek i patrzy na Gregora z rozdrażnieniem. Mężczyzna głaszcze ją po włoskach i odwraca się w stronę drzwi.
- Gregor?! - wołam za nim.
- To nic... Przepraszam, muszę coś sobie poukładać, przemyśleć - jąka się trochę. Palcami przeczesuje włosy - nie wiem co myślisz, ale to nie przez ciebie... To znaczy... To po prostu nie twoja wina, daj mi czas, ok?
- Nie będę udawał, że rozumiem, ale... - zaczynam, jednak on nie daje mi skończyć.
- Wiem, jak to brzmi, ale teraz naprawdę nie musisz. Wrócę... Jak się przejdę...
To nie jest zachowanie typowe dla Gregora. Nie rozumiem co się dzieje... Nie mogę jednak za nim wybiec, tak ze względu na Lily, ale chyba on nawet ode mnie tego nie oczekuje.
- I co ja mam z twoim wujkiem zrobić? - unoszę brew i biorę małą na ręce.
- Jak mama jest niegrzeczna to wujek Aleks zamyka ją w sypialni - wzrusza ramionami dziewczynka i przytula się do mnie.
~ Gregor ~
Thomas nie wie co się ze mną dzieje, tak, widzę to w jego oczach kiedy wychodzę i w pewien sposób rozumiem, to wszystko jest trudne i inne niż zwykle, pytanie brzmi tylko ,, dlaczego?".
Odpowiedź jest prosta. Nadal nie potrafię mu w stu procentach zaufać. Chociaż to on pierwszy wyciągnął i sprawił, że do siebie wróciliśmy, gdyby nie on, ma pewno byłbym w innym miejscu. Kto wie, może nawet nie Finlandii, ale... Ogarniają mnie ciągle obawy, że on to wszystko zrobił tylko i wyłącznie dlatego, że się o mnie bał, albo jeszcze gorzej, z litości...
Oczywiście. W pokoju była mała. Nie zamierzałem zrobić przy niej nic gorszącego. Nie przeszkadzała, nie przeszkadza i nigdy nie będzie przeszkadzać mi jej towarzystwo, nawet jeżeli, tak jak przed chwilą, miałem tymczasowe pragnienie bycia przy jej tatusiu tak blisko, że aż bez ubrań. Zastanawia mnie jednak coś innego, czy naprawdę ona była jedynym powodem, dla którego Thomas nie chciał niczego więcej...
Przystaję, opieram się plecami o ścianę. Zaciskam pięści i je rozluźniamy, powtarzam czynność parę razy. Nie powinienem popadać w panikę. Przecież to nie pierwszy raz się kłócimy. Tylko boję się, bo pierwszy raz w taki sposób...
***
Plusem jak minusem hotelu, w którym nocujemy są łączone balkony. Można iść długo, oddychać świeżym powietrzem i nie wychodzić z budynku. Jednak można też stać się świadkiem czegoś, czego nie powinno się widzieć.
Za późno uświadomiłem sobie, kogo widzę na balkonie. Czyje usta zaraz się złączą i czyje ręce stają się żywą plątaniną. Powinienem się wycofać, ale jakoś nie mogę. Robi się za późno, kiedy czuję na sobie wzrok jasnych, zimnych, niebieskich oczu, w których najpierw pojawia się szok, a później satysfakcja, szukam u siebie oznak zazdrości...
- Przepraszam - mówię nie mogąc uwierzyć w to co widzę, przecież przez tyle miesięcy oni nawet ze sobą nie rozmawiali, co się zmieniło?
- Tym razem nie masz za co - wzdycha niższy, odsuwa się od blondyna, jednak jego dłoń pozostaje na torsie partnera.
- Też mam prawo do szczęścia, prawda? - pyta Michi i ujmuje rękę Stefana.
- Oczywiście - zmuszam się do uśmiechu.
Powinienem się cieszyć, na tym, od dawna powinno mi zależeć, ale... Nadal mam wrażenie, jakby Michi był mój... Przygryzam wargę, nie chcę, aby oni to zauważyli.
- Coś jeszcze, Gregor, chciał... Chcielibyśmy z Michim... - brunet nie musi kończyć, doskonale wiem o co mu chodzi.
- Miłej nocy - mruczę.
***
Wracam do pokoju. Jest ciemno. Pewnie Lily chciała już spać. Ściągam tylko bluzę i w dresach ostrożnie kładę się do łóżka, uważając, aby nie przygnieść małej.
- Zdejmuj te spodnie - słyszę głos Thomasa.
- Nie ,,witaj kochanie", ,,wszystko ok" czy chociaż, ,,gdzie byłeś", tylko od razu - droczę się z nim. Chcę przytulić się do jego pleców, ale on siada.
- Najpierw szwendasz się niewiadomo gdzie, a potem chcesz w tych samych spodniach - mężczyzna sięga do moich spodni.
- No dobra, dobra, poradzę sobie - wzdycham i zaczynam się rozbierać - gdzie moja piżama?
- Nie będzie ci dzisiaj potrzebna.
- A Lily?
- Przyszli państwo Koflerowie ją zabrali, bo stwierdzili, że tak będzie bezpieczniej, ale widzę, że raczej się mylili, co? - Thomas patrzy się na mnie z troską.
- Przepraszam.
- Nie masz za co, nie musimy się kochać za każdym razem, gdy nadaży się okazja. Możemy uznać, że jesteś dzisiaj niedysponowany.
- Nawet nie wiesz, jak to idealnie do mnie, dzisiaj, pasuje - kiwam głową.
- A powiesz mi dlaczego czy siedzimy w milczeniu?
- Jak pytasz, to powiem - przytulam się.
- Kochać nie, przytulać tak? - unosi brew, ale otacza mnie ramieniem.
- Mhm.
- To co się stało? Dlaczego wyszedłeś czy...
- Niby się pogodziliśmy, niby jest tak jak kiedyś.
- Ale nie jest - kończy za mnie.
- No właśnie. Przepraszam, Thomas, ale mam wrażenie, że ty już mnie nie kochasz.
- Chcesz, abym ci o tym mówił? - pyta poważnie.
- A kochasz? - nie wiem, jak udaje mi się zachować spokój.
- Tak... - odpowiada po chwili, ale mam wrażenie, że mężczyzna się waha.
- Thomas, nie będę miał żalu, jeżeli powiesz, że nie.
- Ale kocham, tylko... Gregor, a ty... Kochasz...
- Kocham, ale nie ufam - zaskakuje siebie tą szczerością.
- Ponieważ... - nakłania mnie do rozwinięcia tematy, Thomas.
- Boję się, że wróciłeś do mnie tylko dlatego, że... Wystraszyłeś się, że mnie stracisz - wyjaśniam, patrząc w jego oczy.
Nie odpowiada, tylko jeszcze mocniej mnie do siebie przytula. Kładzie swoją brodę na mojej głowie. Zastanawia się nad tym co powiedziałem przed chwilą.
Nie popędzam go. Cieszę się, że obaj zdobyliśmy się na szczerość. Nie jest to łatwe, po tylu latach kłamstw i uciekania, nie jest to łatwe, bo paradoksalnie jeszcze się nie znamy. Dopiero siebie poznajemy, uczymy się siebie.
- Tak, bałem się o ciebie, ale i tak pragnąłem tylko, abyśmy do siebie wrócili - mówi cicho.
- Ale nie dzwoniłeś.
- Ty też nie, do tego byłeś na zawodach z Michim - słyszę jak próbuje ukryć zazdrość.
- A ty, gdzie byłeś w tym samym czasie? - wzdycham.
- Trochę sam w... po Planicy zobaczysz, a potem u mamy - odpowiada, tym razem nie ukrywam zaskoczenia.
- A wiesz, że Michi wrócił do Stefana - przypominam sobie i aż siadam, o mało nie wybijając mężczyźnie zębów.
- Ja naprawdę nie... - zaczyna, ale ja kręcę głową.
- Ale naprawdę, jak poszedłem pomyśleć, to na nich wpadłem, kiedy no... Się przytulali - opowiadam z zaangażowaniem.
- Jesteś zazdrosny? - wiem, że pyta żartobliwie, ciesząc się, że mój były jest ze swoim byłym, ale dla mnie to nie takie proste.
Dlatego nie odpowiadam. Nachylam się nad nim i całuję w usta.
- Ale dzisiaj to i tak się tylko przytulamy - zastrzegamy, a on zamyka mi usta pocałunkiem.
No i jestem, proszę bardzo wreszcie. Powiem szczerze nie jest to rozdział najwyższych lotów i jestem na siebie zła, bo może gdybym pisała to ff bardziej regularnie, jak pierwszą część, to by wyszedł lepiej, ale no... Ja się dopiero rozgrzewam.
W ogóle, to usiadłam tak dzisiaj, patrzę, XXIV rozdział i tak sama siebie zapytałam, ile jeszcze zamierzam to pisać. I nie wiem. Naprawdę. Od samego pojawienia się pomysłu w głowie wiedziałam, że ,,Na krawędzi przyjaźni" skończą się po Igrzyskach w Sochi, a tu na serio nie wiem... Tak więc będzie improwizacja
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro