Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXVIII. Droga do ciebie

Rozdział XXXVIII. 

~Thomas~

Manuel o nic nie pyta. Zabiera mi z rąk torbę i zaprasza do środka. Wyłącza telewizor i przez chwilę przygląda mi się w milczeniu.

- Gregor mieszka parę pokoi dalej – informuje mnie, jednocześnie wyciągając dodatkowy koc z szafy.

- Wiem – odpowiadam i siadam na łóżku.

Znowu nastaje cisza. Patrzę w kierunku okna. Śnieżnobiałe firanki oddzielają pomieszczenie od idealnej czerni nieba, pod którym, teraz, zapewne spaceruje Gregor.

- Poszedł z Timonem, prawda? – to ja nie wytrzymuję.

Przez ostatnie miesiące ciągłe udawanie obojętności, mijania się z Gregorem wymęczyły mnie. Chcę chociaż na chwilę przestać udawać.

- Tak – Manu marszczy brwi, ale nie drąży tematu. On nie wie, chyba nikt poza mną nie zdawał sobie sprawy, jak silna więź łączyła psychologa ze swoim podopiecznym – dawno się nie widzieli.

- A wiesz gdzie? – dopytuję.

Mężczyzna wzrusza ramionami obracając jeden z pierścieni na swoim palcu.

- Od tamtego... incydentu nie rozmawiamy z Gregorem za dużo – oznajmia, a potem kąciki jego ust unoszą się nieznacznie – ale chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś zazdrosny nawet o psychologa...

Kręcę głową, chociaż czuję wewnętrzną wściekłość, to nie jest przypadkowy psycholog, to facet, z którym Gregor sypiał przez parę lat. Fizycznie, a przez pracę Timona, psychicznie również nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Takie spotkanie po latach, to chyba dobry powód do świętowania.

- Ja widzę, że musicie porozmawiać – Fetti pochyla się nade mną, poprawiając ciemną grzywkę.

- Naprawdę – prycham, a moją uwagę przykuwa nowy tatuaż na ciele mężczyzny – może to ty powinieneś zastąpić Mulena, co?

- Wtedy na pewno byłbyś zazdrosny – mówi to z lżejszym uśmiechm, opiera dłonie o swoje kolana.

- Może – wzruszam ramionami.

On tylko kręci głową i nie spuszczając ze mnie wzroku, z kieszeni reprezentacyjnej bluzy wyjmuje paczkę papierosów.

- O ile mnie pamięć nie myli, to ty nie palisz, ale... – mówi, jednocześnie wysuwając kartonowe opakowanie w moim kierunku.

- To źle pamiętasz – odpowiadam i częstuję się jednym, mężczyzna sięga po zapalniczkę.

- Możliwe – przygryza wargę i sam wkłada sobie do ust papierosa.

Po chwili w pokoju jest pełno dymu, ale żaden z nas nie wstaje, aby otworzyć okno. Siedzimy i po prostu patrzymy się na siebie. On stara się wyczytać coś z moich oczu, ja natomiast staram się dostrzec jak najwięcej detali na jego koszulce i tatuażach na dłoniach, których ilość znacznie zwiększyła się przez te ostatnie cztery lata.

- Zazdroszczę ci – oznajmia nagle Manu i prostuje się – możesz sobie tutaj tak po prostu przyjechać, porozmawiać z nim. Jeżeli będziesz miał ochotę to nawet tej nocy wylądujecie razem w łóżku. Wiem, że go kochasz, Thomas, wiem, że tego chcesz, nawet jeżeli ty jeszcze tego nie rozumiesz, albo nie chcesz zrozumieć. Pragniesz go ukarać, za tych parę pocałunków. Dobrze, twoja sprawa. Pewnie zrobiłbym dokładnie to samo na twoim miejscu. Tylko jest jeden problem. Ja nie mam kogoś, komu mógłbym to zrobić, bo... facet, którego kocham jest w stu procentach hetero...

Zaskoczony jego monologiem podnoszę brwi.

- Oczywiście, możesz spać tutaj. Jakoś się zmieścimy, ty, ja i Clemens. Młody na pewno się ucieszy – prycha i wyjmuję kolejnego szluga. Zapala go i patrzy na mnie wyczekująco.

- Jednym słowem, delikatnie dajesz mi do zrozumienia, że powinienem do niego pójść za jakiś czas, tak? – pytam i gaszę niedopałek.

- Mniej więcej – odpowiada – nie mówię, że macie się od razu pieprzyć, ale... - przeciąga ostatni wyraz i patrzy na mnie znacząco.

- Mhm – mruczę i rozkładam się na łóżku – pójdę do niego, ale to za jakiś czas. Znając ciebie masz na pewno jakieś dobre wino...

- Jestem abstynentem – odpowiada szybko.

- Jesteś starym pijakiem a do tego sknerą, Fetti – wskazuję na nie go palcem, uśmiechając się.

- Jestem olimpijczykiem, Thomas, mnie pewnych rzeczy po prostu nie wypada.

- Jesteś oszustem – śmieję się – dawaj co tam masz.

- Nie będę przyczyniał się do twojego pijaństwa – wzbrania się, ale już widzę jak jego wzrok ląduję na jednej z licznych sportowych toreb.

- Nie chce się upijać, ja po prostu chcę być jeszcze przez chwilę szczęśliwy – odpowiadam szczerze.

- Pozbywając się trzeźwości?

- Jeżeli to jedyne rozwiązanie, to sam przyznasz, że warto trochę pocierpieć – przygryzam wargę w najbardziej seksowny sposób jaki potrafię.

On tylko wzdycha i z przerysowaną niechęcią, niemiłosiernie ociągając się, idzie w stronę jednej z toreb.

- A potem będzie, że cię upiłem i zaciągnąłem do łóżka – marudzi.

- Po prostu trzymaj swoje pomazane łapy z dala od mojego misiowatego ciała – prycham.

- Misiowatego? – jego wzrok ląduje na mojej bluzie, mniej więcej na wysokości mojego brzucha – moim zdaniem prezentujesz się całkiem seksownie.

Ironiczny ton jego głosu. Ten uśmiech i błysk w oku. Przypominają mi się dobre czasy w drużynie.

- Gregorowi się to podoba – odpowiadam lekko urażony.

- Nie wątpię – przytakuje Manu, podając mi butelkę – pozwoli pan, że nie będę teraz szukał kieliszków.

- Których i tak nie ma – kręcę głową i moje usta dotykają zimnego szkła.

- Thomas – głos Manuela poważnieje – przecież ty nigdy nie piłeś.

- Pijam. W wyjątkowych sytuacjach – uśmiecham się smutno – tym razem na odwagę.

***

Budzę się w środku nocy. Z jednej strony mam śpiącego Clemensa, który wieczorem pomagał się mnie i Manuelowi ogarnąć, a z drugiej właściciela wina. Zdecydowania jest mi za duszno między tymi dwoma skoczkami. Siadam i z potwornym bólem głowy próbuję wstać.

Nie jest to proste. Mam zawroty głowy i z trudem trzymam się na nogach, jednak udaje mi się ominąć śpiących chłopaków i prawie telemarkiem ląduję na podłodze, o mały włos nie zaliczając podpórki. Z małymi problemami prostuję się i w ciemnościach staram się odnaleźć butelkę wody. Po paru zmarnowanych chwilach decyduję się na tę prosto z kranu.

To tylko wydaje się proste. Dochodzę do tego wniosku, gdy mylę drzwi od łazienki z tymi wyjściowymi. Zamiast małego pomieszczenia i włącznika po prawej stronie, moim oczom ukazuje się jasny, przestronny hol. Teoretycznie powinienem zawrócić, ale praktycznie przypominam sobie, że przecież miałem jeszcze odwiedzić Gregora. Na miękkich nogach robię parę kolejnych kroków, słysząc, jak za mną zatrzaskują się drzwi. Po paru zachwianiach, uporczywego szukania ściany stwierdzam, że moje poświęcenie dla miłości powinno zostać nagrodzone, a ja nawet wiem przez kogo...

- Gdybyś, Gregorku wiedział, co ja teraz dla ciebie robię – mruczę do siebie, odliczając dwoje drzwi, zatrzymując się przed tymi, które chyba powinny należeć do pokoju mojego ukochanego.

~Gregor~

Budzę się w momencie, kiedy coś ciepłego i ciężkiego ląduje na łóżku obok mnie, a czyjaś ręka kładzie się na moim brzuchu. W pierwszej chwili myślę o Timonie, w kolejnej o Michim, ale kiedy odwracam się, a moja dłoń natrafia na szorstki, kilkudniowy zarost i rozpoznaję leżącego obok mnie mężczyznę nie mogę w to uwierzyć.

Słyszę jego ciche pomruki. Czuję znajome perfumy, papierosowy dym oraz alkohol i słyszę skrzypnięcie łóżka kiedy stara się wygodniej ułożyć. Najchętniej sam objąłbym go całego i zaczął całować, jednak podejrzewam, że mężczyzna jest w takim stanie, że i tak nie pamiętałby nic następnego dnia. Dlatego po prostu leżę z szeroko otwartymi oczami. Wsuwam dłoń w jego włosy, a drugą pod koszulkę, czując ciepło jego skóry.

- Kocham cię, Thomas – szepczę cicho – nawet nie wiesz jak bardzo...

- Wiem – nieoczekiwanie mi przerywa – a teraz nie pieprz tylko śpij.

- Jak zwykle romantyczny – myślę i przytulam swój policzek do jego, nie mogąc się doczekać ranka.

***

Szarpnięcie za ramię nie jest wymarzoną formą pobudki. Może nie oczekiwałem buziaka w policzek czy czułych słówek, ale na pewno czegoś więcej niż wyciągnięcie rękawa mojej koszulki i...

- Gregor, wstawaj, przyjechałem z tobą pogadać, a nie patrzeć jak śpisz – jęczy.

Siadam niemal natychmiast, uderzając głową o jego szczękę.

- Jak zwykle delikatny – mruczy, masując się po obolałej twarzy.

- Przepraszam – klękam przed nim.

Najpierw chcę go pocałować w to miejsce, przecież wiadomo, że to najlepsze lekarstwo na ból, ale w ostatnim momencie się powstrzymuję, nie powinienem. Kolejnym moim odruchem jest wymasowanie jego szczęki, ale również nie decyduję się na to. Po prostu przed nim siedzę ze spuszczoną głową. Nie wiem, co mam zrobić, co teraz powiedzieć.

- Ej – czuję jego dwa palce na swojej brodzie – wszystko ok... Tak fizycznie.

Unoszę wzrok i przyglądam mu się dokładniej. Przybyło mu parę zmarszczek i zarostu. Widzę, że się umył i przebrał. Ma na sobie świeżą, moją koszulkę i swoje dresy. Ale oprócz tego... Zresztą, co się mogło zmienić przez kilka ostatnich dni...

Mężczyzna zauważa mój wzrok na jego ciuchach.

- Powinieneś kupować trochę większe rozmiary - śmieje się.

    W pierwszej chwili nie rozumiem o co mu chodzi, dopiero po chwili dochodzi do mnie sens jego słów.

- Czy to znaczy, że my... To znaczy ty, ale że ze mną? - pytam, doskonale zdając sobie sprawę, że mężczyzna nie za wiele zrozumiał z mojwj wypowiedzi.

- Spokojnie - mówi i niepewnie kładzie mi dłoń na ramieniu - to nie takie proste...

    No tak. To właśnie tego powinienem się spodziewać. Więcej problemów niż pewności... Jednak nic mówię, po prostu patrzę w jego oczy, starając się z nich wyczytać, czego powinienem się spodziewać.

- Gregor, nie patrz tak na mnie - prosi i wstaje. Zaczyna chodzić po pokoju.

- Przyjechałem tutaj, bo związek stwierdził... - zaczyna, a ja przygryzam wargi, starając mu się nie przerywać - ... że potrzebujesz wsparcia. Kogoś, kto cię ,,naprawi", naprowadzi na właściwe tory, kogoś, kto zwróci ci radość skakania.

- I myślisz, że po takim wstępie stanę się najszczęśliwszym skoczkiem pod słońcem - prycham, chociaż obydwaj wiemy, że i tak jestem w niebie, przez sam fakt jego obecności tutaj.

- Chciałem być szczery - wzrusza ramionami i zatrzymuje się na chwilę, przyglądając mi się uważnie - nie chcę kłamać, że sam wymyśliłem i zorganizowałem swoją podróż tutaj. Gdyby nie Mirjam, Alex, Andi, Hainz i... No wiele innych osób, po prostu by mnie tu nie było. Ale przyznam, że sam o tym myślałem.

- Ok, rozumiem - kiwam głową. Czego się właściwie spodziewałem? Gnanego tęsknotą i uczuciem Thomasa, organizującego sobie wszystko na ostatnią chwilę?

- Od razu mówię, że nie umiem cię naprawić. Nie jestem ani trenerem, ani psychologiem, mogę tutaj po prostu być i o ile to wystarczy... Wiesz o co chodzi - mówi i jedną ręką opiera się o stolik - a uszczęśliwić? Chyba musimy dla naszego i Lily dobra znaleźć wyjście z tej sytuacji.

- Masz jakąś propozycję? - pytam bardziej dla formalności, bo odpowiedź zdradza mi jego ciało.

- Tak, ale nie zdziwię się, jeżeli odmówisz - kiwa głową - to jest trochę... No, po prostu układ. Seks bez zobowiązań.

- Słucham? - nie wierzę w to co słyszę.

- Gregor, ja... nie wiem czy jestem gotowy znowu stworzyć z tobą taki prawdziwy związek oparty na zaufaniu. Uważam, że obecnie, to najlepsze rozwiązanie.

- Czyli na nic więcej nie mogę liczyć? - pytam zawiedziony.

- Teraz nie - podchodzi i znowu siada na łóżku - może kiedyś... Musisz zrozumieć, że...

    Nie pozwalam mu dokończyć. Nie chcę tego słyszeć, dlatego pochylam się w jego stronę i składam pocałunek na jego ustach. Łapię za jego koszulkę i przyciągam do siebie, mocniej naciskając na jego wargi, zmuszając go, aby je otworzył.

- Masz dzisiaj kwalifikacje - mruczy, kiedy udaje mu się trochę odsunąć.

- Trudno - wzruszam ramionami, wracając do pocałunku.

- Gregor... - stara się oddalić.

- Co? Thomas, wchodzę w ten układ - odpowiadam i przechodzę do jego szyi, zaczynając robić malinki - a że to ja zawiniłem, to ja przepraszam.

- Ale... - mężczyzna jest trochę zdezorientowany.

- No po prostu seks na zgodę, tak? - unoszę brwi, udając zniecierpliwienie.

Hej. To był przed lub przedprzedostatni rozdział. Mam nadzieję, że przypadł do gustu, trzymajcie się kochani😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro