Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXV. Krok w krok

~ Thomas ~

     Chcę zdobyć jego zaufanie, ale mam wrażenie, że z każdym dniem jest to coraz trudniejsze, bo i mną targają wątpliwości. Nie wiem dlaczego, jest ostatnio całkiem spokojnie. Nasz związek zyskał stabilizację, ale na poziomie, który mnie zupełnie nie zadawala.

    Czuję się jakoś dziwnie, stojąc w oknie hotelu w Planicy, patrząc na zebrany, wokół Gregora tłum osób. Nie myślę o wiszących na nim laskach, ale o tym, że nie założył szalika, a jego ręce są czerwone z zimna. Teoretycznie mógłbym zejść, ale...

   Wzdycham. Niby tak wiele się zmieniło. Dorastamy, zmieniamy się, stajemy się bardziej rozsądni, nie rządzą już nami emocje, ale niektóre rzeczy zostały. Jak to, że nadal przed całym światem musimy ukrywać nasze uczucie, bo... Wzdycham, nie jest to tak naprawdę teraz istotne.

  Ostatni raz zerkam na swojego, jeszcze, chłopaka, który żegna się z dziennikarzami. Wyciągam z lodówki wino, z szafki kieliszki. On i tak jutro nie skacze. Możemy się upić, może tak będzie ciekawiej.

   Rozpinanam jeden z guzików koszuli, tak jak nigdy nie mogłem narzekać na nasze łóżkowe sprawy, tak ostatnio...

   Słyszę jak otwierają się drzwi. Biorę głęboki wdech i czekam. Nie trwa to długo. Patrzę jak wchodzi. Jest bardzo zmęczony. Kosmyki włosów przyklejają się do jego twarzy. Oczy przymykają się trochę, ale usta układają się do uśmiechu. Jest zadowolony, jakaś część mnie cieszy się razem z nim.

- Tęsknię za Lily, to chyba dobrze, co? - uśmiecha się i podchodzi do mnie. Przytula się w tej przepoconej bluzie, a ja tylko wzdycham. Dzisiaj znów przypomina trochę zagubionego nastolatka.

- Mhm - kiwam głową, głaszcząc jego plecy. Dzisiaj pewnie znowu skończy się tylko na mizianiu, o ile chłopakowi w ogóle uda się nie zasnąć podczas kolacji.

- Będziemy pić? - pyta chłopak, coraz mocniej mnie tuląc.

- Ale najpierw trzeba cię umyć - mówię, a on tylko chichocze, dzisiaj ma podejrzanie dobry nastrój.

- Nie mam siły - odpowiada i w końcu trochę się ode mnie odsuwa. Wbija palec w mój brzuch - ty dzisiaj nie latałeś.

- Nie. Czekałem na ciebie, zrobiłem kolację...

- Biorąc pod uwagę twoje zdolności, to bardziej byś nam się na skoczni przydał. Bylibyśmy trzeci - wydyma usta w zabawny sposób.

- Nie marudź. Do łazienki.

- Ale...

- Mam cię tam zanieść? - unoszę brew.

- Znam drogę - odpowiada.

- Gregor...

- Ja naprawdę chce zrobić to jak najszybciej, a twoja obecność mi w tym nie pomoże - uśmiecha się do mnie.

   Rusza, ale nagle potyka się. Łapię go.

- Jestem tak zmęczony, że potykam się o własne nogi - mówi cicho.

  Kiwam tylko głową.

***

   Słyszę szum wody. Powinno działać uspokajająco, ale ja się niecierpliwię. Niby dzisiaj jest lepiej, ale nachodzą mnie złe przeczucia. W końcu idę do salonu. Chcę wziąć książkę i poczytać. Jednak moją uwagę przykuwa stos ręczników leżących na krześle. Najwidoczniej mężczyzna o nich zapomniał. Wzdycham. Odkładam na bok marzenia o lekturze. Biorę ręczniki i kieruję się do łazienki.

   Nie pukam. Za długo się znamy. Zbyt dobrze znamy swoje ciała, aby miało to jakiekolwiek znaczenie. On nie ma już przede mną tajemnic na tej płaszczyźnie. Wchodzę do pomieszczenia.

     On mnie najpierw nie zauważa, zmywając z siebie pianę, stojąc do mnie plecami. W pierwszej chwili chciałem tylko wejść, odłożyć ręczniki i wyjść, ale coś przykuwa moją uwagę. Mimo pary nieźle maskującej  jego sylwetkę, udaje mi się dostrzeć jej smukły zarys zbyt smukły. Przygryzam wargę. Może jednak mi się wydaje.

   Stoję i patrzę nie za bardzo wiedząc co mam zrobić. W końcu to on się odwraca. W pierwszej chwili jego twarz rozjaśnia uśmiech. Ale w następnej marszczy brwi. Kręci głową, chce, abym wyszedł. Może bym to zrobił, gdyby nagle nie spuśćił oczu i zaczerwienił się. Podchodzę do niego bliżej.

   On już nawet na mnie nie patrzy. Nie protestuje w żaden sposób, gdy otwieram drzwi, gdy woda spływa na podłogę. Cofa się tylko coraz bardziej do ściany. Nie zamierzam jednak tam wchodzić, nie muszę.

- Thomas... - zaczyna mężczyzna, ale ja tylko kręcę głową.

- Okłamywałeś mnie, przez cały ten czas - mówię cicho.

- Nieprawda. Ja tylko musiałem...

- Wiem, jak powinno wyglądać twoje ciało, Gregor - prycham.

- Nic nie rozumiesz - on ma już łzy w oczach.

   Patrzę na niego w milczeniu. Mam ochotę wyjść, ale to przecież niczego załatwi. Jest problem, od którego nie mogę uciec, nie tym razem. Nie mogę zostawić, tak jak nie zostawiłem, gdy nie mógł chodzić, gdy powoli wracał do formy. On nadal jest chory, tylko w inny sposób.

~ Gregor ~

   Ciepło jego ramion jest jak najlepsze lekarstwo, kojarzy mi się z przytulnym, bezpiecznym schronieniem, ale wiem, że to potrwa tylko chwilę, bo ile można stać przytulnym do siebie pod prysznicem?

     Widzę, że go zawiodłem, że on czuje się oszukany. Ma prawo, tylko ja naprawdę nie odtrąciłem go spowodu kilku zgubionych kilogramów, naprawdę nie potrafiłem mu jeszcze raz zaufać. Ale on tego nie rozumie. On patrzy tylko oczyma.

- Ubierz się - mówi cicho, nadal mnie od siebie nie odsuwając - porozmawiamy.

- Thomas, nie ma o czym, to tylko kilka kilo... - nie jestem w stanie się nawet uśmiechnąć, palce kurczowo zaciskam na jego ciele.

- Tak się nie da funkcjonować, Gregor - odpowiada mężczyzna smutno i lekko się odsuwa - nie możesz mnie okłamywać. Chcesz zaufania, a...

- Ja chcę być po prostu szczęśliwy - mówię z flustracją - chcę wrócić na szczyt, chcę być taki jak kiedyś, chcę cię kochać, chcę stworzyć dom dla ciebie, dla małej, ale...

- Ciii - przytula mnie delikatnie, a następnie bierze na ręce - po kolei.

- Obiecaj, że mnie nie zostawisz - proszę w najbardziej denny sposób jak mogę, ale w sumie nie wiem, jak mam zrobić inaczej, bo w tej chwili jest to jedyna rzecz jakiej potrzebuję.

- Jeżeli tylko będziesz mnie chciał - Thomas składa pocałunek na moim czole.

***

   Łóżko jest wygodne, a ja leżę w ciepłym, w zdecydowanie za dużym dresie Thomasa, owinięty wieloma kocami i kołdrą. Normalnie byłoby mi za gorąco, ale mój organizm nie chce wytwarzać ciepła.

     Thomas siedzi na przeciwko mnie, patrzy mi się w oczy. Nawet nie wie, jak bardzo doceniam to, że nie ucieka, że tym razem widząc problem, zostaje. Może naprawdę dorośliśmy.

- Dlaczego? - pyta cicho.

- Dlaczego co? - niby pytani jest oczywiste, ale problem jest bardzo złożony, nie wiem od czego najlepiej zacząć. W sumie od wszystkiego byle nie od mojej wagi.

- Wiesz o co mi chodzi - wzdycha.

- Ale... To nie jest proste. Sam nie wiem - kłamię, bo nie potrafię jeszcze powiedzieć tego wszystkiego co we mnie siedzi.

- Gregor...

- To wyszło samo z siebie.

- Powiedz to tym wszystkim laskom, które dałyby wiele, żeby kilka, kilkanaście kilogramów stracić tak po prostu - mężczyzna stara się ukryć złość, ale za dobrze go znam.

- Thomas, proszę, to nie jest dobry moment. Obiecuję, że kiedyś na pewno, ale... Dzisiaj porozmawiajmy o nas - uśmiecham się blado.

- A jest w ogóle o czym - zaskakuje mnie tym stwierdzeniem, przecież wszystko powoli się układało, czy poczuł się aż tak dotknięty, czy chodziło o coś więcej.

- Co masz na myśli? - pytam, starając się zapanować nad drżącym głosem.

- Nie widzisz jak to wszystko wygląda? Oddalamy się od siebie. Nie ufasz mi, nie mówisz mi o niczym. Wiem, że rozstaliśmy się pokłóceni, ale wtedy przynajmniej było to napięcie, a ostatnio... - poprawia włosy, już na mnie nie patrzy, tylko błądzi wzrokiem po suficie.

- Tak wygląda normalnie życie, Thomas - mówię cicho - taka jest codzienność zwyczajnego człowieka. Uczucie nigdy nie jest jednostajnie piękne, wzniosłe, intensywne. Czasami pojawia się rutyna, przychodzi czas, kiedy to jest przyzwyczajenie, przyzwyczajenie do miłości, a my musimy się tego nauczyć. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do codzienności, zwyczajności, ale... Ja chyba tego chcę.

   Spuszczam wzrok. To co przed chwilą powiedziałem było pozbawione ładu i składu, bo właśnie takie są moje pragnienia. Nowe, do których nie jestem przyzwyczajony, takie, które muszę nauczyć wysławiać. Mężczyzna patrzy na mnie z uwagą.

- Piękne jest to co mówisz, ale... Gregor, ja nie wiem czy... Potrafię, całe nasze życie to... - bierze głęboki oddech.

- Ale nie chcesz tego? Thomas, pomyśl, kiedy to wszystko się skończy będziemy razem dwadzieścia cztery na siedem. Non stop. Na naszych oczach będzie rosnąć Lily, a może... Nie ważne, będziemy patrzeć jak się rozwija, dorasta, kształtuje się jako człowiek, jak przyprowadza pierwszych chłopaków...

- Nie rozpędzaj się - warczy Thomas, a ja cieszę się, że udało mi się oderwać go od czarnych myśli, od myśli o moim wyglądzie.

- No może dzie... - zaczynam, ale widząc jego minę urywam i szczerze zęby.

- Gregor...

- Przytul mnie.

- To wszystkiego nie załatwia - mężczyzna kręci głową.

- To samo mówiłeś o seksie, a ma wrażenie, że od kiedy się nie kochamy to jest gorzej - unoszę brew.

- Jeszcze seksowniej przekrzyw głowę, a nie będę zważał na to, że nie jesteś gotowy - grozi.

- Nie możesz mnie do niczego zmusić - droczę się, ale w głębi duszy czuję lęk, którego nie powinienem czuć.

- Cnoty już nie pilnujesz - wzrusza ramionami, ale po jego oczach już widzę, że nie dotknie mnie nawet, gdybym wyraził zgodę.

- Ktoś mi ją odebrał - przygryzam wargę.

- Bo ktoś się bardzo opierał.

- Ktoś się nie cackał.

- Ktoś wywiózł kogoś samochodem.

- Ktoś...

   Zaczynamy się śmiać, a ja z całym kokonem wszystkich warstw przysuwam się do niego i chcę pocałować go w usta, ale zbyt duża ilość materiału krępuje moje ruchy i opadam na jego kolana.

- Widzę, że czeka nas długa noc.

- Wianka ci nie oddam - mruczę w jego nogę.

- Twój wianek i tak jest mój, ale jak wolisz. Zawsze możemy porozmawiać - podnosi moją głowę.

- Spod deszczu pod rynnę.

- Sam wybrałeś...

Jak córka marnotrawna... No nie przesadzajmy, rozdział raz na miesiąc się pojawia. Zawsze jakaś regularność, no nie?

   Żartuję, przepraszam, ale nie chcę Wam wciskać byle czego i się pod tym podpisywać. Myślę, że lepiej raz na ruski rok przeczytać coś niezłego niż co tydzień chłam.

A dzisiaj jest szczególny dzień, ale podsumuję go... Nie wiem. Może wy jakoś mi pomożecie...

Ale no... Jeżeli chodzi o to ff, to oczywiście będę kontynuowała, nie wiem kiedy skończę, ale na pewno skończę, bo włożyłam w to za dużo pracy, aby to zostawić, choćby to miało trwać jeszcze dwa lata. Mam nadzieję, że wytrzymacie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro