Rozdział XXIX. Pierwszy Taniec
~ Gregor ~
Oddychasz szybciej niż zwykle, kropelki potu lśnią na twojej twarzy, uśmiechasz się delikatnie, rozczesując palcami wilgotne włosy. Milczysz, nie komentujesz tego, co się między nami, przed chwilą, wydarzyło. Nie wiem, jak mam to interpretować, czy ta, panująca cisza jest złym czy dobrym znakiem.
Patrzę w twoje oczy, ale nie widzę odpowiedzi, nagle wybuchasz śmiechem i niespodziewanie przyciągasz mnie do siebie.
- Cholera, patrząc ile zarabiamy, to naprawdę mogliśmy zdecydować się na jakiś hostel - całujesz mnie w policzek, a ja wiem, że do szczęścia nie potrzebuję już niczego i nikogo innego.
***
Przypomina mi się tamta chwilą, gdy kołysząc się leniwie, w rytm tkliwej melodii, tańczymy we trójkę, ja, Morgi i wciśnięta między nas Lily. Jedyna kobieta, której jestem w stanie wybaczyć tulenie do mojego Thomasa.
Jest mi po prostu dobrze i chociaż powinienem myśleć i zachwycać się, naprawdę piękną młodą parą, która swoim urokiem osobistym skradła serca nawet najbardziej wybrednych gości. To myślę tylko o naszej trójce, zastanawiając się, czy przynajmniej w myślach, tak nieśmiało, mogę nazywać już nas rodziną.
- Mała zasnęła - szepcze mi do ucha Thomas, a ja otrząsam się i wracam na ziemię - położę ją i wracam do ciebie skarbie.
- Pójść z tobą? - pytam odsuwając się od nich. Rozczula mnie widok śpiącej dziewczynki.
- Nie, zostań tutaj, poradzę sobie - uśmiecha się do mnie.
Kiwam głową i patrzę jak mężczyzna oddała się z jasną główką Lily na ramieniu. Widok mnie rozczula. Naprawdę ich kocham. Przygryzam wargę ostatnio znów jest lepiej.
Tamta chwila, rozmowa, gdy wyrzuciłem z siebie złość związaną ze związkiem Glorii i Christopha, rozpoczęła dyskusję, co prawda jeszcze nie jest tak, jak chcę, ale... Nie można mieć wszystkiego.
- Gregor? - czuję na ramieniu czyjąś dłoń. Odwracam się błyskawicznie.
- Michi - jestem zaskoczony, nie tym, że on tu jest, członkiem drużyny, ale dlatego, że do mnie podszedł.
- Promieniejesz - zaczyna - zmiana partnera dobrze ci robi. Chcesz o tym pogadać?
- Michi...
- Proszę, chodźmy na dwór - patrzy mi prosto w oczy.
Chociaż jakiś wewnętrzny głos we mnie krzyczy, że nie powinienem, ale nie słucham go. Jakaś część mnie się za nim stęskniła.
Wychodzimy z sali, przeciskając się przez tłum gości. Wychodzimy na hol, gdzie kelnerzy biegają w obie strony w eleganckich czarnych smokingach. Na nasz widok lekko unoszą kąciki ust. My natomiast już wychodzimy z hotelu. Jest już dosyć ciemno. Podczas zabawy z Thomasem straciłem poczucie czasu.
- Ładnie tutaj - zaczyna Michi poprawiając ciemno niebieską marynarkę, która solidarnie z jego błękitną koszulą, podkreśla niesamowitą barwę jego oczu.
- Mhm - potakuję, z rozczarowaniem zauważając, że tej nocy jest idealnie ogólny.
- Gregor, ja wiem, że nie rozstaliśmy się tak, jak powinniśmy, ale... To nie moja wina. Po prostu pozwoliłem ci odejść - blondyn wydyma lekko usta, lubię jak to robi.
- Wiem i dziękuję - wzruszam ramionami, starając się nie zauważyć, że on przybliża się nieznacznie - teraz, jak sam zauważyłeś jestem szczęśliwy i...
- Nie chcesz tego zmieniać, rozumiem. Nie poprosiłem o tę rozmowę, aby o to prosić, ale... Ustalić parę rzeczy. Nadal skacze y w jednej drużynie, Gregor - uśmiecha się delikatnie, odległość między nami jest już naprawdę niewielka.
Dociera do mnie zapach jego perfum. Drażni i kusi jednocześnia, sprawia, że sytuacja, w której obydwoje się znajdujemy, przestaje być jednoznaczna. Mój oddech w niekontrolowany sposób przyspiesza. Dlaczego? Jest mi z Thomasem naprawdę bardzo dobrze.
- Mam nadzieję, że mój widok ze Stephanem nie będzie dla ciebie szczególnie bolesny - jego dłoń zbliża się do mojej, ale wiem, że nie może jej dotknąć.
- Zabierałem Thomasa na zawody nie licząc się z twoim zdaniem - odpowiadam, zaciskając zęby, czemu w mojej głowie rodzą się wątpliwości.
- Ale to chyba co innego, nie był na każdym konkursie, nie skakał z nami, nie przebywał w pomieszczeniach, zarezerwowanych tylko dla zawodników. Przestał być jednym z nas. A mnie i Stephan będziesz musiał znosić cały czas, bo przecież wracasz na stałe - tłumaczy, unosząc lekko brew, gdy odsuwam się trochę. Czy on prowadzi ze mną grę?
- Dam radę, Michi, potrafię się cieszyć szczęściem przyjaciela - uśmiecham się prawie szczerze, jednak bruzda na czole mężczyzny zmusza mnie do przemyślenia ostatniego słowa.
Tak, kiedyś wierzyłem, że to Michi jest moim jedynym przyjacielem. Bezinteresownym i prawdziwie oddanym. Nasze relacje, według mnie, były czyste. Nieskalane przeszłością. Miały w sobie to coś, czego brakowało między mną a Thomasem. Ale tak nie było, albo skończyło się dosyć szybko. W momencie, kiedy, Michi, po alkoholu, zdobył się na odwagę, pocałował i wyznał miłość.
Sam nie pozwoliłem, aby był tylko moim przyjacielem, gdy leżałem po wypadku, otoczony obcymi, tak panicznie bałem się samotności, że pozwoliłem Michiemu na zbyt dużo. Przekraczając kolejne granice, aby po prostu go przy sobie mieć. Niszczyłem siebie jak i jego. A on odrzucony, później, odpłacał się tym samym. Jak mogę teraz nazywać go przyjacielem, co teraz rozumiem przez jego szczęście?
- To dobrze, Gregor - głos i jednoczesny dotyk mężczyzny przegrywają moje rozmyślania - nie chciałbym, aby było niezręcznie, tak jak jest teraz, jesteśmy profesjonalistami i musimy to wszystko, do cholerny wygrać. Igrzyska na nas czekają.
Igrzyska. Dociera to do mnie w momencie, gdy jego dłoń ląduje na moich plecach a wargi na moich ustach. Na ostatnich Thomas powiedział, że kończy ze skokami. Michi wbija się coraz mocniej, jakby chciał na szyję wepchnąć język do mojego gardła. W Sochi Thomas oznajmił, że mnie zostawia, ale że zawsze będzie wspierał. Potem opuścił mnie, zdradził, odrzucił. Przestaję stawiać Michaelowi opór. Tak będzie prościej. Zapomnę o wszystkim na jedną noc.
Zaciskam powieki, ale na policzkach i tak już lądują moje łzy. Thomas przecież wrócił. Na moje wezwanie. Zrobił wszystko byśmy trwali. Zdobywał, starał się odbudowywać naszą relację. Odnajdywał nasze uczucia. Walczył, ze mną, ze sobą, zawsze dla nas. Zależało i zależy mu na mnie. Wreszcie, po tylu latach to on się stara, a nie tylko odwzajemnia płomienne, łączące nas uczucie.
A ja to niszczę. Odpycham od siebie Michaela. Zaczynam płakać. Zakrywam twarz dłońmi i czuję, jak ktoś obejmuje mnie silnymi ramionami. Ale robi tego od przodu, tylko od tyłu. Przykładając suchy, ciepły policzek do mojego wilgotnego.
~ Thomas ~
Stoimy w milczeniu. Chcę ogarnąć go całego. Dać mu tyle ciepła ile w tym momencie potrzebuje, żeby się już nie wahał, żeby nie cierpiał, żeby usta Michiego już nigdy dotykały jego słodkich warg, które należą do mnie.
Gregor płacze, a ja nie wiem, co mam powiedzieć, bo nie ma słów, które mogłyby opisać w całości i oddać sens scenie, która przed chwilą miała miejsca, do której sam dopuściłem.
Mogłem podejść do nich od razu. Złapać Gregora za rękę i zaciągnąć do pokoju, ale wolałem zobaczyć rozwój wydarzeń. Pozwolić, aby Michi wykorzystał chwilową słabość Gregora, to, że chłopak udaje tylko szczęśliwego, wewnątrz bardzo cierpiąc.
Odwracam go przodem do siebie. On sam, obejmuje swoje ramiona, stojąc przede mą ze spuszczoną głową.
- Przepraszam - mówi.
A ja tylko kręcę głową, czego on już nie widzi. Dotykam twarzy. On wzdryga się i niechętnie podnosi wzrok.
- Wróćmy do pokoju - mówię cicho, znów otaczający go ramionami.
Gregor chce jeszcze coś powiedzieć, ale przyciskam go do siebie jeszcze mocniej, dając do zrozumienia, że to teraz nie potrzebne, że nie zamierzam męczyć go, gdy znajduje się w takim stanie. Już mamy odejść, gdy przypominam sobie o obecności Michaela. Podnoszę wzrok.
Michi stoi przede mną. Dumny, wyprostowany. Przygląda się nam. Nie wiem co o tym myśli. Nie obchodzi mnie to.
- On chciał mnie pocałować, Thomas - mówi do mnie, głosem zupełnie obojętnym - tylko, że to jego chore uwielbienie pod twoim adresem zmusiło go do odsunięcia się. Ciebie wielbi, mnie pożąda.
To wystarcza. Odskakuję od Gregora i w jednej chwili znajduję się przy Michim. Staję na przeciw niego. Nasze oczy spotykają się. Chwyta go za marynarkę.
- Nie wiesz o czym mówisz - syczę i uderza go pięścią w brzuch.
On zatacza się. Ale chwilą słabości Michaela nie trwa długo. Już jest przy mnie. Chwyta mnie za marynarkę. Chce przewrócić, ale nie udaje mu się to.
- Gdyby nie to, że to wesele mojego przyjaciela - zaczynam, ale tylko kręcę głową.
***
Gregor przypatruje się całej scenie w milczeniu. Widzę smutek w jego oczach. Przynajmniej strach już ulatuje. Wracam do niego obejmuje go.
- Chodźmy na górę - prosi mnie chłopak. Potakuję mu.
Ujmuję jego dłoń, on ściska ją zaskakująco mocno.
- Przepraszam - powtarza.
- To...
- Nie powinienem z nim wychodzić - mówi - ale...
- Nie musisz mi się tłumaczyć - sam jestem zaskoczony swoimi słowami - to twój kolega z kadry.
Milczy, przepuszcza mnie w drzwiach. Kierujemy się do schodów. Dobiegają nas dźwięki z sali balowej.
- Andi i Mirjam...
- Zrozumieją - odpowiadam, bo wiem, że tak jest, ale mam nadal wyrzuty sumienia, bo przynajmniej dzisiaj powinienem wspierać przyjaciół.
- Nie chcesz iść złapać welonu? - pyta.
- Ty byś łapał, lepiej skaczesz - uśmiecham się, ale on nie odpowiada. Wydaje się zamyślony.
- Możemy dzisiaj się do siebie zbliżyć? - pyta nagle.
- Lily jest dzisiaj z nami - szybko znajduję pretekst.
- Mamy dwa pokoje - zależy mu.
- Gregor, przepraszam, ale... Po prostu nie - odmowa przychodzi mi z trudem.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że on nie ma teraz łatwo, ale po prostu nie potrafię. Po tamtej nocy... Ciągle mam do siebie żal, że wtedy uleglem. Potrzebuję czasu...
Widzę w jego oczach żal, smutek, ale już nic nie mówi, przygryza tylko wargę.
- Ale możemy zatańczyć - proponuję nagle.
- Chcesz zejść tam na dół? - Gregor jest zdziwiony.
- Nie, tutaj, sami dobierzemy muzykę, będziemy tylko we dwoje - tłumaczę.
Gregor uśmiecha się. Wyjmuje telefon. Szybko wybiera wolny, nie znany mi kawałek. Wyciąga w moim kierunku dłoń.
- Mogę pana prosić o pierwszy wolny, wspólny taniec? - pyta mnie z uroczym uśmiechem.
- Oczywiście - kładę dłoń na jego.
On mocno pociąga mnie do siebie. Prawie na niego wpadam. Gregor składa delikatny pocałunek na moich ustach.
- Mieliśmy tańczyć - upominam go.
- Trzeba dobrze zacząć - kładzie dłonie na moich biodrach.
- I skończyć - mruczę.
- Jak sobie życzysz - odpowiada kładąc głowę na mojej piersi.
- Pamiętaj, że...
- Nie zrobię niczego, czego byś nie chciał - obiecuje - ale będziemy się całować?
- Potem będziemy spać - odpowiadam na co odpowiada mi ciche jęknięcie - poza tym ty się już dzisiaj nacałowałeś.
- Jesteś wredny.
- A nadal mnie kochasz.
- To prawda - odpowiada jakoś tak smutno i wtula się we mnie jeszcze mocniej - tylko ciebie kocham.
Proszę wybaczyć, do tego rozdziału podchidzilam pięć razy. Proszę mi wierzyć ja lepiej nie umiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro