Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XX

~ Gregor ~

     Patrzę w jego oczy, które już nie posiadają tego chłopięcego uroku co kiedyś, które skrywają więcej tajemnic, niż nie jednego staruszka. Tyle lat... A jednak rozpoznaliśmy się w parę sekund. A teraz, w ten zimowy wieczór, a może i noc idziemy razem, obok siebie, bacznie obserwowując zmiany, które w nas zaszły.

     Obydwaj myślimy o tamtych nocach, zdaniach, które wtedy padły. Byliśmy swoją przygodą, ale niczym więcej. Pozostaliśmy w swoich głowach jako przystanki na trasie do dorosłości. Bez idiotycznego ,,kocham", bez ,,zostań na dłużej", nie byliśmy swoimi pierwszymi miłościami, a jednak siebie pamiętamy... Mimo że na naszych drogach było więcej przystanków o charakterze przelotnym. Nie byliśmy, nawet, dla siebie punktem zwrotnym, a i tak pełnym pożądania

***

   Stoję na wzgórzu. W dłoniach trzymam aparat. Gwiazdy lśnią nad moją głową, a przede mną Thomas i Lily tarzają się w śniegu. Mieliśmy lepić bałwana, ale... jak to przy dzieciach bywa zaszły pewne zmiany.

    Pstrykam kolejne zdjęcia, ale nie ma mnie z nimi tutaj. Myśli kołaczą się w przeszłości. Jestem na tamtym balkonie, kiedy Thomas zrzucił bluzę, a moje nastoletnie serce zabiło miliard razy szybciej. Jestem w tamtym lesie, kiedy po raz pierwszy tak się do niego zbliżyłem. W głowie nadal mam tamte zdjęcia, które mimo że wcale nie są jakoś wyjątkowo intymne, to dla mnie i Thomasa są jakimś symbolem sekretu.

    A potem przecież było tylko gorzej. Z romantycznej ścieżki za szybko zabłądziliśmy, nawet na chwilę nie zahaczając o przyjaźń, popadając ze skrajności w skrajność.

- Kocham cię, Thomas - szepczę w pustkę, bo nie ma szans, aby mnie usłyszał.

   Ale czyni to ktoś inny. Staje obok mnie, nawet przez chwilę nie dotykając, czy muskając mojego ciała.

- I właśnie dlatego nie możemy wrócić do tamtych nocy, Gregor - mówi - za dużo obaj stracimy, za dużo mamy do przegrania.

- Wiem - odpowiadam - ale to nie znaczy, że tak po prostu zapomnę.

***

- I aby ten nowy rok był najwspanialszym jaki dotąd przeżyłeś, abyśmy nie zepsuli tego na co obydwaj pracowaliśmy i... - Thomas bierze głębszy oddech, czekam aż skończy, ale zamiast tego on po prostu całuje mnie mocno - to chyba wszystko. Liczę, że nie wymagasz niczego więcej.

- Nie - chichoczę - chociaż nie, chciałbym...

- Dasz mu palec, to całą rękę utnie - fuka Morgi i odwraca się tyłem do mnie, stojąc po kostki w śniegu, wdychając, czyste, górskie, austriackie powietrze, patrząc na barwne fajerwerki, na tle ciemnego nieba - dopiero tutaj czuję moc tego całego powiedzenia: ,, święta, święta i po świętach". Niedługo stąd wyjedziemy, a ty za kilkanaście dni wracasz na skocznię.

- Nie cieszysz się? Przecież sam mówiłeś, że powinienem wrócić i... - zaczynam, ale urywam. Nie wiem co jeszcze mogę dodać. Dotąd wszystko było takie proste, a teraz, tym jednym zdaniem on wszystko podważa.

- Bo musisz, Gregor. Tylko po prostu będziesz miał dla mnie mniej czasu. No i tam będzie ON - wzdycha, ale ciągle stojąc do mnie tyłem, nie mogę zobaczyć jego twarzy - przepraszam, ale jemu nie ufam, tobie tak, ale...

   Wybucham śmiechem, nie ruszam się z miejsca, lubię patrzeć na jego plecy, na oszronione, śniegiem włosy.

- To jest nielogiczne, Thomas. Dopóki ja nie będę chciał, to do niczego nie może mnie zmusić.

- A jak będziesz pijany?

- Bez ciebie nawet kropelki - prycham.

- A jak będzie chciał, abyś go pocieszył?

- Od czegoś jest w tej ekipie Manu, prawda? - podchodzę i chcę objąć go od tyłu, ale...

- A jak tak po prostu będziesz samotny? - pyta cicho, nie odwraca się. Nadal. Nie widzę jego oczu. Nie wiem, czy mężczyzna chce, abym go objął.

- Nie, Thomas, nawet wtedy... - decyduję się w końcu przerwać tę okropną ciszę.

- Ale ja nawet nie będę mógł mieć wtedy do ciebie pretensji, obaj wiemy, jak jest na zawodach...

- Ale będziesz miał żal - szepczę.

- Nie o to mi chodzi - teraz on prycha.

- Wiem, tylko... Staram to sobie poukładać, bo...

- Dla własnego dobra musisz wrócić do skakania. Wrócić w Wiśle i zrobić powrót mistrza. Wiemy, że tak jest najlepiej, tylko ja się nie spodziewałem, że to będzie takie trudne. Ale pamiętaj, że zawsze na ciebie czekam...

- Z obiadem - przerywam mu i przytulam się od tyłu - nie pieprz. Nie będę samotny i na pewno pocieszenia nie będę szukał w niczyich ramionach. Mam twoje.

- Nie będzie mnie na każdym konkursie.

- A ja nie zawsze będę z tobą w domu, ale przecież od czegoś jest telefon i od czegoś jest nasz kochany związek. Niech przynajmniej raz się przyda - przewracam oczami, ciesząc się, że mężczyzna tego nie widzi.

- To tak nie działa.

- To niech zacznie.

- Gregor...

- Co?

- Zachowujesz się...

- Jak nastolatek, tak wiem. Nieprzerwanie od dziesięciu lat.

- Nic się nie zmieniłeś.

- Za to ty przytyłeś.

- Czy ty chociaż raz nie możesz być romantyczny?

- Ależ mogę, tylko nie dzisiaj, bo jaki nowy rok, taki cały rok.

~ Thomas ~

    Nie odpowiadam, tylko gwałtownie się odwracam i biorę go na ręce. On odruchowo łapie moją szyję i że zdziwieniem patrzy w moje oczy.

- Trzeba to było skończyć, to ja, jako starszy, mądrzejszy i bardziej doświadczony, właśnie to robię - uśmiecham się słodko i ostrożnie, starając się, ani go nie upuścić, ani samemu się nie przewrócić, przedzieram się przez śnieg w kierunku domu.

- Wiesz, że Alicja nas udusi, po raz kolejny zostawiliśmy jej dzieciaki na głowie - Gregor całuje mnie w policzek, krzywiąc się, bo rzeczywiście, ostatnio, golenie jest ostatnią rzeczą jaką się przejmuję.

- No właśnie, chyba musimy porozmawiać o... - zaczynam.

- Timmim? Temat jest skończony. On był tylko przelotną przygodą.

- Która na długo pozostała w pamięci...

- Jesteś zazdrosny?

- A mogę nie być? Postaw się w mojej sytuacji.

- Przynajmniej wiesz, co czuję, za każdym razem, kiedy jedziesz do Kristin, albo Sabriny - prycha.

- Kristin jest matką Lily i muszę się z nią widywać.

- A Sabrina?

- Gregor...

- Nie musisz mieć z nią najmniejszego kontaktu, możesz go uciąć raz na zawsze.

- Mała jest do niej przyzwyczajona.

- To się odzwyczai.

- Gregor...

- Co ,,Gregor", taka prawda, ale tobie jest wygodnie inaczej.

- Sabrina to też moja przyjaciółka - mówię w końcu.

- Ciekawe od czego? - widzę jak czerwieni się na twarzy.

- Czy ty mi coś sugerujesz?

- Ja nie sugeruję, tylko nie rozumiem, dlaczego to ty mi robisz sceny zazdrości? To ty masz w swoim stałym towarzystwie dwie swoje byłe.

- Obie to przeszłość i zamknięty rozdział. Gdybym ja miałbym być zazdrosnym o wszystkich i wszystkie twoje byłe to...

- Masz mnie za dziwkę? -cedzi przez zęby - natychmiast postaw mnie na ziemi.

   Robię to szybko, mimo wściekłości pamiętając o jego chorej nodze.

- Nic takiego nie powiedziałem, ale skoro...

- Skoro...

- Nie ważne - macham rękę i odwracam wzrok, samemu się wstydząc poprzedniej myśli.

- Znowu nie chcesz rozmawiać na trudne dla ciebie pytanie, to mnie zaczyna męczyć, Thomas.

- To przestań sobie utrudniać życie - mówię za nim pomyślę.

- Ja nie uciekam od problemów.

- Od kiedy? - prycham.

- Jesteś żałosny - odpowiada.

- I co z tym faktem zrobisz?

- Będę spał na kanapie.

- Czekając aż Timmi przyjdzie?

- Gdybym był kobietą, to bym cię spoliczkował - kręci głową i utyka w kierunku domu, gdzie jeszcze palą się światła.

- To zrób to. Skoro to ma ci pomóc.

- Życzę ci dobrej nocy. Jutro wracam własnym samochodem.

- Zadzwoń po Michiego.

- A ty po Sabrinę.

- Jestem w stanie sam wrócić do domu.

- A byłem przekonany, że zawsze ktoś cię musi trzymać za rączkę.

- Nie pogrążaj się.

- Sam tego nie rób.

    Fuknęliśmy w tym samym momencie nawet na siebie nie patrząć. Siadam na śniegu. Przez chwilę panuje cisza. On nawet nie drgnie, chociaż cel jest aż za blisko.

- Myślałem, że się zmieniłeś - rzuca i dopiero wtedy słyszę, jak znów zaczyna iść.

- Myślałem, że wydoroślałeś - odpowiadam.

***

    Wchodzę na górę. Lily śpi na moim łóżku przykryta kołdrą i kocykiem. Usteczka ma uroczo rozchylone, a włosy zakręcają się na poduszce, jest naprawdę pięknym dzieckiem.

    Jej widok naprawdę mnie uspokaja, ulatują że mnie wszelkie złe emocje. Przestaję myśleć o tym co się stało przed kilkonastoma minutami. Albo przynajmniej, tak przed sobą udaję.

   Układam się koło niej i mocno przytulam. Ona przez sen kładzie rączkę na twojej twarzy.

- Kocham cię Lily, naprawdę cię kocham.

- Spać - mruczy przez sen.

      A ja uśmiecham się przez łzy. Ten nowy rok nie zapowiada się najlepiej. Dlaczego zawsze wtedy, kiedy wszystko zaczyna się układać, coś musi się rozpadać? Czemu dzieje się coś, przez co nie może być jak wcześniej?

     Nigdy nie kłóciliśmy się w ten sposób. Mam dziwne wrażenie, że tym razem to nie potrwa paru godzin, a nawet dni, zapowiadają się całe ciche tygodnie, aż do jego wyjazdy, albo naszego rozpadu...

Jestem po długiej przerwie z powrotem. Spowodowane to było moim bardzo chwiejnym nastrojem, wieloma niewyjaśnionymi, niestety nadal, sprawami, ale teraz już jest lepiej i myślę, a prawie, że jestem pewna, że doprowadzę ją do końca. W tym tygodniu nie mam za wielu sprawdzianów, więc może uda mi się coś jeszcze wstawić. Mam nadzieję, że rozdział sam w sobie się podobał, a notatka nie wyszła dłuższa niż on sam. Całuski.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro