Rozdział X Bliskość
~ Thomas ~
- Zadowolony? - pytam Gregora i całuję go w czoło.
On tylko potakuję. Splata swoje palce z moimi i mocno ściska, jakby chciał przekazać mi, coś tym gestem.
- Proponuję prysznic - uśmiecham się lekko - a potem na basen.
- Wrócę do treningów, ale teraz - młody jęczy i spuszcza wzrok.
- Nie chcesz popływać ze mną? - przytulam go mocniej do siebie i wygodniej układam w ramionach. Patrzę mu w oczy. Widzę, jak lśni w nich coś, jakby szczęście.
- To nie tak, - zarzuca mi ręce na szyję - ale to twoja wina, że nie mam siły się ruszyć.
- Nie no, pewnie, zwal wszystko na mnie. To ja jestem ten... - śmieję się, ale on poważnieje.
- Już ci kiedyś mówiłem, że... - przerywa mi, ale ja składam pocałunek na jego ustach.
- Dawno temu doszedłem do wniosku, że dużo prościej by było, gdybyś nie mówił.
- Nie dam się zdominować. Jestem pełnoprawnym obywatelem i mogę wygłaszać swoje opinie - udaje naburmuszonego i prycha, kiedy ja przewracam oczami.
- Co nie zmienia faktu, że czasami jesteś...
- Nie kończ, aby potem nie żałować - mruczy.
Dochodzę do drzwi za którymi powinny być prysznice. Z małymi trudnościami udaje mi się je otworzyć.
- No, no widzę, że cię tu nie rozpieszczają. Trzy ciasne kabiny? Co my zrobimy?- unoszę brew.
- Teraz się umyjemy, a potem zaniesiesz mnie do łóżka - odpowiada.
- Zero fantazji - kręcę głową. Nie stawiam go jeszcze na ziemii.
- No wiesz... Gdybyś jeszcze miał figurę skoczka...
- Wcześniej ci to nie przeszkadzało - prycham. Udaję, że ostatnia uwaga nie zakłuła w czuły punkt. Trudno jest, się przyzwyczaić do takiego ciała, kiedy wcześniej było się odtłuszczonym sportowcem.
- Nadal nie, ale sam przyznasz, że tak było wygodniej - uśmiecha się i zsuwa się na kafwlko - jeżeli będziemy tylko stać...
- Lepsze to niż nic - wzruszam ramionami. Upewniam się, że chłopak pewnie stoi i sam odchodzę do środkowej kabiny. Wyciągam do niego ręce.
- Złapiesz mnie? - pyta cicho, jakby się tego wstydził, a przecież to całkowicie naturalne, że po takim wypadku potrzebuje czasu, aby znów być w pełni sił.
- Jasne - uśmiecham się.
On spuszcza wzrok i powoli idzie, kuśtyka. Ręce ma wyciągnięte na boki, ukierunkowane trochę do przodu, asekuracyjnie. Gdzie się podziała jego gracja i lekkość?
- Jestem kretynem - mówi, kiedy wtula się we mnie, a ja czuję, płynące z jego czoła kropelki potu - przestałem ćwiczyć. Wcześniej było lepiej.
- Mięśnie się rozleniwiły - szepczę i odkręcam wodę - trochę je pobudzimy.
***
Siedzę na parapecie w sali Gregora. Wyglądam za okno, patrzę na wszechobecną zieleń. Rozmyślam nad tym, jak niewiele kiedyś dla mnie znaczyła. Przyzwyczajony do wiecznego, białego śniegu, nie doceniałem czegoś tak subtelnego. Przymykam oczy. Marzę, aby kiedyś położyć się tak po prostu na trawie obok Gregora, a w tle słyszeć głos Lily. Mieć przy sobie, dwie najważniejsze osoby.
Nie jestem śpiący, może trochę zmęczony, ale nie potrafię jak Gregor, przytulić się do poduszki i oddać w ramiona Morfeusza. Zeskakuję z parapetu i kieruję się do drzwi, po cichu, aby nie obudzić chłopaka wychodzę.
- I jak? - prawie w progu łapie mnie Christoph i ciągnie w kierunku swojego gabinetu.
- Chyba dobrze, obiecał, że od jutra już będzie grzeczny - rozsiadasiadam się wygodnie na szerokim krześle, które podsunął mi fizjoterapeuta.
- Nie wiem, co zrobiłeś, ale jestem ci za to wdzięczny. Mi na nim cholernie zależy pod kątem medycznym. Wiem, że jestem w stanie mu pomóc, sprawić, aby zaczął chodzić, ale on mi nie ufa. Do dzisiaj nie wierzył we własne możliwości, a on naprawdę ma szansę.
- Coś się musiało jeszcze stać - mruczę.
- Słyszałem o tej dziewczynie, ale...
- Mam dziwne wrażenie, że nie koniecznie tylko o nią chodzi - patrzę mężczyźnie w oczy.
- Czyli nie jestem osamotniony - kiwa głową.
Przez chwilę panuje absolutna cisza, zastanawiam się, czy może nie powinienem już opuścić tego, całkiem przytulnego pomieszczenia, tym bardziej, że i mnie, powoli zaczynają kleić się powieki, co by nie powiedzieć, był to męczący dzień.
- Przepraszam, - Christoph znów skupia moją uwagę - może chcesz się czegoś napić, albo zjeść, chociaż z tym drugim bym nie ryzykował.
- Nie, przepraszam, ale jestem trochę zmęczony. Pójdę już.
- Poczekaj - szatyn znów utyka we mnie swój chłodny, ale przyjazny wzrok - Gregor jeszcze o tym pomyśle nic nie wie, ale jego psycholog... Wpadł na ciekawy pomysł i moim zdaniem, to ma nawet szansę się udać.
- Który z psychologów? - przygryzam wargę na wspomnienie Mulena.
- Raf. Stwierdził, że chłopak musi się otworzyć na ludzi. Dlatego od przyszłego tygodnia chcę, aby rozpoczął lekkie treningi tenisa z moim przyjacielem, a na jesieni spędził trochę czasu z młodzikami z ,,kuźni talentów", w której sam, spędził parę, ładnych lat - czeka na moją reakcję, a ja tylko kiwam głową. Jestem tylko ciekawy, co na to Gregor.
Po ostatnich słowach w staję i uśmiecham się do mężczyzny. Odwracam się i idę do drzwi. Chcę, jak najszybciej znaleźć się w przytulnej sali swojego kochanka i przytulić do niego.
- Jeszcze jedno, Thom - Christoph woła za mną - może podzielisz się, jak przekonałeś Gregora, w przyszłości...
Urywa, kiedy widzi rumieńce na moich policzkach.
- Nie było pytania - mamrocze, a ja uśmiecham się pod nosem i kiwam mu głową na pożegnanie.
~ Gregor ~
Budzę się w środku nocy. Duży, jasny księżyc oświetla nasze łóżko, przez niezasłonięte okno. Siadam i przypatruję się Thomasowi. Nieopierając się pokusie, zanurzam dłoń w jego cudowne włosy. Mężczyzna mruczy cicho, a ja się uśmiecham.
Dodatkowe kilogramy nadają mu trochę misiowetego wyglądu. Wszystko w nim jest jakby łagodniejsze i pełniejsze. Nie ma w nim już ostrych ,,krawędzi". Liczę, że to samo jest z jego charakterem.
Niechętnie zostawiam jego włosy w spokoju. Odrzucam swoją część kołdry i patrzę na swoje nogi. Blade i chude. To już nie są kończyny skoczka, sportowca. Chociaż już wcześniej podjąłem decyzję, że wrócę do treningów, to teraz tylko utwierdzam siebie w tym przekonaniu. Wystarczająco ilość czasu marnuję.
Przed oczami stoi mi scena, kiedy w łazience z trudem robiłem kroki, a przecież wcześniej było lepiej. Ten krótki dystans nie powinien mnie zmęczyć, a na moim czole pojawiły się kropelki potu. To się nie może powtórzyć. Thomas ma rację, muszę wrócić. Dla siebie i dla niego.
Sen zostawia mnie samemu sobie. Nie czuję senności, dlatego ześlizguję się z łóżka i kurczowo trzymając oparcia łóżka, po omacku, przy ścianie szukam kul. Uśmiecham się, kiedy pod palcami czuję znajomą gumę, uchwyt na ręce. Przyciągam je do siebie i wygodnie układam.
Najpierw ćwiczę tylko na sali, ale robi się jakoś tak ciasno. Odchylam drzwi, prowadzące na korytarz i upewniając się, że nie budzę tym Thomasa, wychodzę.
Korytarz jest pusty, punktowe lampy, słabym światłem oświetlają, uśpione przejście. Biorę głęboki wdech i zaczynam swój spacer. Uderzenia kul i zdrowej nogi o podłogę, rozchodzą się cichym echem po korytarzu, ale nikt nie wychodzi z żadnej z sal.
***
Nie wiem, ile czasu trwa ten spacer. Czuję zmęczenie, ale także satysfakcję. Mięśnie trochę bolą, zdrowa noga jest chyba lekko przeciążona, ale oprócz tego nic mi nie jest.
Zmieniam trochę drogę powrotną. Zachęcają mnie do tego otwarte okno w innym korytarzu. Potrzebuję świeżego powietrza. Jest mi trochę duszno.
Kiedy przysiadam na jednym z parapetów, słyszę, dobiegającą z sąsiedniej sali, przyciszoną rozmowę. Najpierw ją ignoruje, co mnie obchodzą losy, nieznanego mi, innego pacjenta szpitala. Podciągam zdrową nogę pod brodę i bezmyślnie patrzę się w pustą przestrzeń przede mną.
Nagle z lekkiego letargu, wyciąga mnie moje własne imię, otrząsam się i szukam źródła głosu. Jednak nikogo nie ma. Jestem sam. Czyli głos musi dobiegać z tamtej sali.
Zastanawiam się co mam zrobić, jednak mój problem sam się rozwiązuje. Na korytarz wychodzi Christoph w zwyczajnym stroju. Co prawda jego błękitna koszulka na ramiączka jest trochę pogięta, ale tak to wygląda zupełnie zwyczajnie. Pomijając oczywiście fakt, że na pewno jest sporo po północy. Czy ten facet nie sypia?
- Nie możesz go oszukiwać - mężczyzna nie widzi mnie jeszcze. Ciągle patrzy w głąb sali, z której dobiega drugi głos - On na pewno chce się z nim spotkać. Tyle razy mi o nim opowiadał...
- Ale w tym wszystkim nie chodzi tylko o niego. Młody zawsze przeżywa spotkanie z nim i... Nie mogę pozwolić, aby ta relacja się rozwijała.
- On teraz potrzebuje bliskiści wszystkich ważnych, dla niego, osób.
- Tylko dlatego nie wparowałam do jego sali...
Choć głos kobiety jest stłumiony, równocześnie wydaje się znajomy. Czekam na kolejną wymianę zdań, bo czuję, że zaraz poznam właścicielkę głosu. Wystarczy jeszcze tylko parę słów.
Jednak zamiast tego, jedna z moich kul upada na ziemię, a mnie przechodzą ciarki. Nie chcę, aby ktokolwiek posądzał mnie o podsłuchiwanie. Nie chcę stracić przyjaźni z Christophem.
Gwałtownie odwracam się, tak, aby prawym uchem dociskać, jak najmocniej do szyby. Będę, wtedy, praktycznie głuchy, ale za to wiarygodny.
Tak jak przypuszczam, już po chwili czuję dłoń fizjoterapeuta na swoim ramieniu. Udając zaspanego odwracam się w jego kierunku. Widząc, że właśnie zamyka usta, dotykam prawego ucha, dając mu sugnał, że nic nie słyszałem.
- Nie ważne - kręci głową, niby obojętnie, ale widzę na jego twarzy ulgę - A nie, poczekaj, co ty tu robisz?
Udając lekko zmieszanego, odpowiadam półprawdę, że Thomas zmotywował mnie do ruchu, obudziłem się w środku nocy i postanowiłem pochodzić, kłamstwem, był tylko ten fragment, gdzie wspomniałem o tym, że tu zasnąłem.
- No, wiedziałem, że on ci posłuży, ale nie przypuszczałem, że aż tak - uśmiecha się i pomaga mi stanąć.
- Ja też nie - przyznaję - szkoda tylko, że za parę dni, to wszystko się skończy.
- Jak to? - mężczyzna marszczy brwi.
- Przecież kiedyś Michi wróci - sam dopiero sobie, to uświadamiając.
- Powiesz mu? - pyta Christoph.
- Powinienem - przygryzam wargę, bo niestety zdaję sobie sprawę, jak trudne mnie czeka zadanie.
- Powinieneś - zgadza się mój fizjoterapeuta.
- Tylko, że...
- Trudno jest zranić osoby, które tyle dla nas zrobiły - wchodzi mi w półsłowa.
- Dokładnie - kiwam głową i idę obok niego, zastanawiając się, co u niego, kryło się za tymi słowami.
Coś ostatnio mi chyba wychodzi. Może bliska perspektywa wakacji, tak na mnie wpływa?🤔 W każdym razie liczę, że rozdział przypadł Wam do gustu, bo mam milion pomysłów na kolejne 😍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro