Rozdział VII Nie patrz
~ Gregor ~
Siadam na jednym z krzeseł na trybunach. Jest zimno, początek kwietnia, nigdy nie rozpieszcza. Otulam się cieplej kurtką i czekam na Christopha. Patrzę na parę kortów tenisowych przede mną. Czy fizjoterapeuta chce puścić mnie od razu na głęboką wodę?
Z rozmyślań odrywa mnie głośna rozmowa, dobiegająca od strony furtki. Podnoszę głowę, ale dopiero po chwili lokalizuje źródło głosu. Widzę mężczyznę na wózku, który energicznie gestykuluje.
- Choć do nas Gregor - Christoph ignoruje protesty swojego towarzysza i uśmiecha się do mnie szeroko. Za bardzo nie wiem, jak mam to zrobić. Chodzenie po prostym sprawia mi ból, jeszcze nie schodziłem po schodach.
Jednak udaje mi się, fakt, powoli, fakt, cholernie boli, ale jednak. Zaciskam zęby i opierając się na plastykowych krzesełkach schodzę. Idę dalej powoli kuśtykając, przeklinając w duchu swoją własną, prywatną upartość i nieuzasadnioną niechęć do kul.
- Po twojej minie widzę, że nie tylko mnie zmusili, aby tu dotrzeć. Pozwól, że poczerpię z tego przyjemność. Simon jestem - potok słów z jego ust jest ciekawą mieszanką. Bez wahania ściskam wyciągniętą dłoń.
- Gregor - kiwam głową. Patrzę na niego z zaciekawieniem, odwzajemnia się tym samym.
- No widzę, że się już zaprzyjaźniliście - Christoph kładzie ręce na naszych ramionach - to co? Spacerek?
Simon wzdycha, ale tylko kiwa głową. Następnie obraca się na wózku i rozgląda do okoła.
- Dawno mnie tu nie było - mówi - lubiłem te korty.
- A jakżeby inaczej. Zawsze ja tu byłem - mój fizjoterapeuta jest w doskonałym humorze i swoim optymistycznym nastrojem stara się nas zarazić.
- Ty akurat jesteś powodem, dla którego te korty stoją puste.
- Nie... Moim podopieczni bardzo mnie lubią, prawda Gregorku? - Christoph uśmiecha się szeroko i szczerzy trochę krzywe, ale czyste zęby.
- No tak, oczywiście - odpowiadam bez większego entuzjazmu.
- Hej no, nie wziąłem dwóch trupów, tylko...
- Dwóch inwalidów - kończy za niego Simon - miło, że widzisz tę subtelną różnicę.
Patrzą sobie w oczy, jakby jeden sprawdzał drugiego. Widać, że długo się znają i że obecność tego nowego jest wbrew jego chęciom, jakby coś, ewentualnie ktoś, kazał mu tutaj być. Dziwnie się czuję. Nie chcę znowu czuć się jak ciężar, niepotrzebne obciążenie. I tak jak na początku nawet cieszyłem się że spaceru, tak teraz nie chcę być wśród ludzi. Myślę o mojej małej spokojnej sali. Gdybym jeszcze zasłonił żaluzje...
- Gregor... - głos fizjoterapeuty każe mi wrócić myślami do rzeczywistości. Błędnym wzrokiem odszukuję jego twarz i staram się na niej skupić.
- Przepraszam, wyłączyłem się - szybko mrugam oczami. Nie chcę go martwić.
- Pytałem na jakiego rodzaju aktywność masz ochotę. Mamy rakietki, jakieś piłki, ciężarki...
- Wszystko mi jedno - odpowiadam i wzruszam ramionami - chyba powinienem wracać. Nie chcę wam przeszkadzać.
- No chyba sobie młody żartujesz. Jechałem tyle kilometrów, aby poznać jednego z najlepszych skoczków na świecie, a nie męczyć się z Christophem - Simon łapie mnie za rękę. A ja nagle nie mogę na niego patrzeć. Mało brakowało, a to ja wylądowałbym, do końca życia na wózku.
- Przykro mi - końcik ust opada mi w dół.
- Nie pieprz... - mężczyzna tylko kręci głową - jeżeli wolisz możemy pogadać tylko we dwójkę, twoją niańkę wyśle się do szpitala, aby przygotował nam coś do jedzenia.
- Ja... - zaczynam, ale Simon mi przerywa. - Świetnie, że się zgadzasz. Christoph...
Mój fizjoterapeuta nieśmiało się uśmiecha i odwraca. Niby nic, ale przecież widzę, że jest mu przykro. Wiem, że już dawno powinienem mu o wszystkim powiedzieć. Od spieprzonego początku do jeszcze bardziej idiotycznego końca. Zawsze mnie wspiera... A teraz, mam odejść na chwilę z Simonem i to z nim szczerze porozmawiać... Nie. Zaciskam wargi. To Christoph dowie się o wszystkim pierwszy. Tylko dlaczego nie jestem w stanie za nim krzyknąć, zatrzymać go i tak po prostu przyznać się do wszystkiego...
~ Thomas ~
Nie chcę tu być. Nienawidzę odoru alkoholu, który wita mnie już w progu. Jednak Stefan wpycha mnie do środka. Rozglądam się. Chęć ucieczki narasta z każdą chwilą.
- No nie wierzę, zaczęli bez nas - Krafti ciągnie mnie w głąb mieszkania. Nawet nie próbuję się opierać, mimo że jest mi niedobrze.
W salonie jest pełno ludzi. Duże okno jest na oścież otwarte, pomimo tego w pomieszczeniu unosi się gęsty, szary dym. Większość osób pali, alkohol jest dosłownie wszędzie w różnych postaciach. W skąpych strojach, po środku pokoju przechadzają się pijane dziewczyny.
- Co tu się dzieje? - szepczę do Stefana, ale ten tylko zbywa mnie machnięciem ręki. Wzrokiem staram się zlokalizować Kofiego, ale chyba go tu nie ma. Wzdycham. Ze ,,starej" ekipy namierzam tylko Manu. Chcąc, nie chcąc ruszam w jego kierunku.
Brunet siedzi na kanapie w samej koszulce. W dłoni trzyma, w połowie pełną butelkę wina. Jakaś blondynka stara się zwrócić jego uwagę, przesuwając dłonią po jego nagim torsie. Jednak on patrzy się w zupelnie innym kierunku.
- Manu - niepewnie dotykam jego ramienia. Mężczyzna gwałtownie się odwraca.
- Thomas, kurwa, wreszcie ktoś normalny - podrywa się - wyjdźmy na balkon, bo zaraz kogoś...
- Rozumiem - kiwam głową i wychodzę pierwszy.
***
- Mogę się zapytać co się tu dzieje? Jasne, my też balowaliśmy no, ale... - zaczynam.
- Bez przesady, co? Może ja jestem stary, ale to co się tu dzieje, przekracza wszelkie granice, ci gówniarze łamią wszystkie zasady... - brunet zaczyna chodzić w kółko. Sam nie wiem, co mnie bardziej dziwi. Ilość wypowiedzianych przez niego słów, czy to, jak wyraziście ukazał swoje emocje. Psycholog byłby dumny.
- Sorry Manu, ale...
- Tak, wiem, kto to mówi, ale nawet ja wiedziałem, kiedy powiedzieć dość... Albo Pointner potrafił wyznaczyć wyraziste granice. Wiem, że ty i Hainz się przyjaźnicie, ale sorry, pedagog to z niego mizerny - Fetti nie uspokaja się nawet na chwilę. Emocje w nim buzują, a ja nie wiem, co robić. Inaczej wyobrażałem sobie ten wieczór. Karty, muza, parę piw, może coś mocniejszego, ale nie to.
- Pointner nie miał...
- Czego Morgi? Miał nastolatków. Wszyscy zaczynaliśmy przed osiemnastką.
- Ale ja i Gregor...
- Cały czas byliście pod stałą obserwacją. U Hainza tego nie ma. Mamy więcej luzu, swobody. Nikt nam nie mówi, kto z kim, ile czasu. Sesje nadal są, ale nie obowiązkowe. Związek niby czuwa, ale... Bez Pointnera to się sypie. Chłopcy mają talent, ale na ile to jeszcze starczy?
- Przecież Stefan... Michi...
- Gdzie im do ciebie i Gregora. To mieli być wasi następcy, a tymczasem... Są sukcesy, ale to nic w porównaniu...
- Nie można dominować cały czas.
- To powiedz to, kurwa, sponsorom.
Zapada niezręczna cisza. Patrzymy na siebie przez chwilę w milczeniu.
- Co u Gregora? - mężczyzna zmienia temat, a ja się dopasowuję. Dochodzi do mnie, że nie powinienem się wypowiadać na temat trenera. Przecież już mnie z nimi nie ma.
- Psychicznie czy fizycznie?
- Acha - kiwa głową Manu i podchodzi do mnie - to dlatego tu przyjechałeś.
- Tak. Nie wiem, co się z nim dzieje, nie mówi mi o niczym. Michi nie pozwala mi się do niego zbliżyć... Stefan niby coś wyjaśniał, ale...
- No tak... Nadal jest rozgoryczony, ale... On też nie jest bez winy - brunet siada na ziemi i do ręki bierze jakiś kawałek szkła. Obraca nim, przeciąga palcem po śliskiej powierzchni - młody był zbyt nachalny.
- I tobie też to przeszkadzało? - wyrywa mi się pytanie.
- Czyli wiesz... No dobra... Zapowiadam tylko, że nie dam z siebie zrobić większego dupka niż jestem - unosi palec i patrzy na mnie przez dłuższą chwilę.
- Jasne. Nawet nie będę próbował - uśmiecham się lekko i opieram o drewnianą barierkę.
- No dobra, to czego nie wiesz?
- Jak Gregor poznał Sandrę? Dlaczego Michi odseparował Gregora i...
- Spokojnie... Nie wszystko na raz.
- Michi od dawna się podkochiwał w Grzegorze. Stefan to była tylko przykrywka i większość z nas o tym doskonale wiedziała, ale tylko ja miałem na tyle odwagi, aby zwrócić Kraftiemu na to uwagę. Trochę to trwało, ale nikt nie jest ze stali. Do tego między mną a Stefanem od dawna już było coś na rzeczy. Twój chłopak też w tym trochę pomógł, po odejściu tej szmaty bez problemu pozwolił Michiemu zająć jej miejsce, ale nie wiem czy w łóżku...
- Dobra, wystarczy - przerywam, na co starszy skoczek się tylko uśmiecha - powiedz mi lepiej kim była Sandra.
- Nie wiesz?
- Skoro pytam...
- Przecież to kuzynka Kristin - odpowiada, a mnie zatyka.
Nie wiem, jak wyszedł mi ten rozdział, ale chyba ok. Czekam na jakieś wskazówki. Do zobaczenia 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro