Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX Następna próba

Parę miesięcy później, lipiec

~ Thomas ~

- Nie możesz go zamknąć - mówię do Michaela, krew we mnie buzuje, tak samo, jak emocje. Wracam po tygodniu i...

- Mogę go chronić, przed tobą - warczy i pcha mnie na ścianę szpitala - on nie zasługuje na to, abyś co tydzień odwiedzał swoją byłą. Rozdzielał swój czas między niego a dziecko. Właśnie... pomyślałeś w ogóle o swojej Lily, o swoim dziecku?

- Nie...

- On jest jeszcze młody, ma szansę zbudować coś wspaniałego, na partnera, który będzie mógł być przy nim nie zależnie od sytuacji...

- Jesteś skoczkiem, wiem, jak to wygląda i dobrze wiesz, że...

- Jedno jego słowo i to zostawię, jeden gest i już na zawsze będę tylko jego, aby wreszcie mógł być szczęśliwy, ale aby to się stało musisz odejść. Raz na zawsze, przestać wchodzić w nasze życie.

- Nie wiesz czego on pragnie...

- A ty? Wiesz? - to pytanie zbiło mnie z tropu. Zbyt dawno się w tym pogubiłem, aby mieć jakąkolwiek pewność w tym względzie. Spuszczam oczy i wzdycham.

- Michael, ale on nigdy nie pokocha ciebie, jak kochał mnie...

- No właśnie Thomas, czas przeszły - mówiąc to odsłania kawałek bladej skóry, gdzie jaskrawą barwą odcina się malinka.

Teraz mam już pewność, koniec gry.

***

Telefon od Christopha mocno mnie niepokoi. Coś musiało się stać. Nie jestem najbliższą rodziną, więc... Kolejny czas głuche sygnały. Gregor ode mnie nie odbiera, fizjoterapeuta też nie daje znaku życia, teoretycznie mam jeszcze numer Michaela, ale nie mam pewności, że opiekun skoczka powiadomił także jego chłopaka, z tego co pamiętam, to nie wspominał o blondynie.

Parkuje w ulubionym miejscu. Zatrzaskuję drzwi i wzdycham, jako były zimowy sportowiec raczej nie przepadam za tak wysokimi temperaturami. Kieruję się w stronę wejścia ku upragnionej klimatyzacji. Ocieram dłonią twarz, poprawiam włosy.

- No wreszcie - już w progu wita mnie uśmiechnięta, rudowłosa dziewczyna łapie mnie za rękę - pan Christoph czeka na pana, my czekamy, a pan Gregor... to taki... nieswój... niech się pan ruszy...

- Poczekaj - mówiąc to, prawie za nią biegnę - Co się tu dzieję? Przez telefon się niczego nie...

- Zaraz panie Thomasie - dziewczyna z rozmachem otwiera drzwi do znajomej mi sali, w której nie byłem od paru miesięcy.

Chcę jeszcze coś dodać, ale głos staje mi w gardle. Nie mogę wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Stoję przy drzwiach. Przygryzam wargę. Chcę płakać z bezsilności, na widok twarzy chłopaka, bo do wystających kości już jestem przyzwyczajony, ale tego oblicza bez wyrazu... Do nienaturalnej bladości i pustych oczu... nikt mnie nie ostrzegł...

- Podejdź - słyszę cichy głos Christopha. Kiwam głową.

Siadam na skraju łóżka, biorę rękę mężczyznę w swoją. Patrzę się na niego. On powoli odwraca twarz, oczy, które nie wyrażają nic utyka we mnie.

- Jesteś... jednak jesteś... a może znowu mnie zostawisz... widzisz jaki słaby jestem, do niczego się nie nadaję, nie ma twojej zabaweczki... nie ma humoru - mówi to jednostajnie, niczego nie akcentuje, ale pomimo to boli. Każde słowo, jak sztylet wbija się w moje serce.

- Gregor, mnie nie było, bo... - chcę to jakoś ubrać w słowa.

- Byłeś u swojej dziewczyny, potem u Kristin, bo przeze mnie znowu utrudnia cię kontakty z małą. Christoph, to nie był dobry pomysł, on mi nie pomoże, Michi miał rację, to zamknięty rozdział.

- Ale jego tu nie ma, mnie nie chcesz nic powiedzieć, co ja mam zrobić. Nie wstajesz z łóżka, nic nie jesz, psycholog jest bezradny, a... - pierwszy raz widzę fizjoterapeutę w takim stanie. Zawsze pełen życia - teraz się poddaje.

- Przekona mnie do treningu... wątpię - prycha i znowu się odwraca.

- Nie możesz się teraz poddawać, nie możesz...

- Nie Thomas, nie muszę, już nic. Chcę, aby wszyscy dali mi wszyscy spokój. To wszystko. Nie obchodzi mnie nic poza tym. Mogę już całe życie leżeć, ale...

- Zamknij się, nie wiesz co to znaczy - niespodziewanie wybucha rudowłosa dziewczyna. Patrzy z nienawiścią na skoczka. Następnie wybucha płaczem, cicho przeprasza i wychodzi z sali.

- Zostaw nas samych - Gregor zwraca się do fizjoterapeuty, ten prawie z ulgą porywa się z krzesła. Patrzę prosto w zimne oczy mężczyzny. Nigdy nie obawiałem się rozmowy tak bardzo jak teraz...

~ Gregor ~

- Nie mogę ci tego obiecać - pochylam głowę - nie możesz wymagać, abym tak po prostu zaczął się uśmiechać.
- Potrzebujesz bodźca? - pyta Michi i owijając się ręcznikiem, stara się zachować spokój. Na jego miejscu już dawno przestałbym się starać.
- Trudno mi na to teraz odpowiedzieć.
- Potrzebujesz Thomasa? - głos mu drży, a ja tylko patrzę, chyba nie jest to odpowiedni moment, żeby powiedzieć mu, że trafił w sedno.
- Nie... Zupełnie mi wystrczasz, tylko się muszę przyzwyczaić. Wiem, że to ciągnę, ale musisz dać mi jeszcze czas.

***

Opuszcza mnie cała odwaga i twardość. Czuję łzy w oczach na widok Thomasa. Nie wiem czy chcę, aby odszedł czy został. Czy jest za daleko czy blisko. Nie wiem. Nie potrafię określić tego...
- Czemu to robisz? - zaczyna - kiedy ostatni raz cię widziałem, przynajmniej udawałeś szczęśliwego.
- Wiele się zmieniło od tamtego czasu. To było parę miesięcy, przez które znów dla ciebie nie istniałem. Tak, wiem, musiałeś załatwić swoje ważne sprawy, a teraz łaskawie znów masz dla mnie czas. Przepraszam, że nie witam cię z wyszczerzonymi kłami. Lepiej by wyglądało, tak?
- Jak zwykle wszystko przeinaczasz.
- A może po prostu mówię prawdę i to cię boli. Nigdy tego nie lubiłeś. Szczerość nie była cechą, którą ceniłeś.
- A ty się nie poddawałeś. Byłeś cholernie ambitny, kiedyś zrobiłbyś wszystko, aby wygrać, a teraz leżysz i użalasz się nad sobą.
- Łatwo ci oceniać - mówię, chociaż doskonale wiem, że nie mam racji - Ty odszedłeś...
- Poczułem, że to mój czas, aby zakończyć, że nie ma dla mnie dalszej drogi, że muszę poszukać szczęścia gdzieś indziej - przysuwa się, chociaż wcale go o to nie proszę, mimo że jeszcze nie wiem czy tego chcę.
- A może ja też tak mam. Nie możesz tego wiedzieć - kłamię, ale nie mogę inaczej, bo i tak nie mogę spojrzeć mu w oczy.
- Dobrze wiesz, że nie, jesteś w stanie wrócić i ja ci pomogę. Będę przy tobie, przez cały czas, o ile będziesz tego chciał...

Tak pięknie to brzmi, szczególnie w jego ustach. W jego oczach widzę to dobro, światło, co parę lat temu, lecz teraz on daje mi gwarancję, coś mi obiecuje... Tak pragnę to wykorzystać... Ale to on. Rozum każe się wycofać, ale nagle dochodzi do mnie jedna rzecz, że w sumie tylko tego pragnę, na to mam ochotę, bo to jest to, za czym tęskniłem

- Christoph może tu wejść w każdej chwili - mówię, ale on już składa pocałunek na moich wargach.
- To chodźmy na basen - uśmiecha się.
- Słucham? Tam może wejść każdy.
- A do twojej przebieralni?
- Christoph...
- To co najwyżej grzecznie przeprosiny. Chodź. Nie mam ochoty robić tego na szpitalnym łóżku.
- No wiesz? To takie romantyczne - przygryzam wargi i pozwalam, aby wziął mnie na ręce.
- I teraz musimy przejść pół szpitala? - pyta.
- Mniej więcej.
- To może pójdziesz tam na własnych nogach, powiemy, że miałeś ochotę na spacer.
- Nie ładnie kłamać - szepczę, ale łapię go mocno za ramię, kiedy tylko mężczyzna opuszcza mnie na ziemię.

***
Stoimy sami w ciasnej szatni. Kluczyki do pomieszczenia są bezpieczne w kieszeni mojej bluzy, wiszącej na jednym z wieszaków przy wejściu.
Opieram się plecami o ścianę, mężczyzna dociska mnie biodrami do zimnej powierzchni. Jest ciemno, więc, aby znowu utrwalić sobie kontury jego twarzy, dotykam idealnie ogolonych policzków. Jedynymi jasnymi punktami w tym pomieszczeniu są jego oczy.

Ich blask przypomina mi o wszystkich nocach, cieszę się, że znowu dane jest mi w nich tonąć, dlatego łapię go za rękę. Nie chcę, aby wszystko działało się zbyt szybko. Pragnę cieszyć się tymi najmniejszymi szczegółami, jakby tylko one się liczyły, bo tak się boję, że znowu znikną.
- Nie poznaję cię - mówi cicho, mimo że jesteśmy sami.
- To, że się mi nie śpieszy jeszcze o niczym nie świadczy - odpowiadam.
- To może, po prostu połóżmy się obok siebie?
- Chciałbyś. Za długo na to czekałem. Chodź i odnajdź mnie.

Jako że skromność nie jest moją mocną stroną, to muszę przyznać, że udał mi się ten rozdział i jestem z niego zadowolona. Piszcie, co wy o tym myślicie. Do napisania😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro