Rozdział XXXVII. Stare błędy
~ Gregor ~
To nie był mój pierwszy raz a bolało. Pocałunki parzyły, a ja po prostu czułem, że nie chcę tu być, robić tego z nim. Ale jednocześnie bałem się, że jeżeli nie odwzajemnię pocałunków, jeżeli moje ręce przestaną błądzić po jego ciele, to on po prostu zniknie. Znów zostanę sam. Dlatego pozwalałem na wszystko. Sam prowokowałem i udawałem, że tego, że jego właśnie pragnę. Jego ciała, jego dotyku, jego obecności, którą wiązała się tylko z jednym.
Byłem nastolatkiem. Wcześniej wierzyłem w inny rodzaj miłości, że TEGO nie można robić bez uczuć, ale właśnie uczyłem się i przekonywałem, że świat wygląda zupełnie inaczej. Sięgałem po To jak po lek na gorszy dzień, humor. I on traktował to tak samo, mimo że wierzyłem, że jemu na mnie zależy. Był przecież nie tylko kochankiem, był również moim psychologiem...
***
Wspomnienia są istotne. Te piękne sprawiają, że uśmiech czy niewinny rumieniec ozdobi naszą twarz. Te przykre wyłaniają się z zakamarków naszej pamięci w najmniej odpowiednich momentach, atakują, kiedy mieliśmy nadzieję, że udało nam się od nich uwolnić. Czasami przybierają ludzką formę i wtedy zaczynają się kłopoty.
Mój jest wyjątkowo przystojny i jak zwykle szarmancki. Przynajmniej pozornie. Nie naciska, nie wypomina, po prostu zawsze przypatruje mi się, w sposób, którego nie da się nie zauważyć czy pominąć milczeniem. On chce być zauważonym i robi wszystko, abym to ja odezwał się pierwszy. Forma gry czy zabawy?
Wraz ze wspomnieniem, przystojnym wysokim mężczyzną w eleganckim szarym płaszczu wraca sentyment. Chociaż wiem, że to tylko wymysły i pragnienie bliskości drugiej osoby, to coraz częściej zastanawiam się jakby to było wrócić do tego co było, przecież nie było nam aż tak źle...
- Gregor, Füver nie może teraz poprowadzić zajęć, Raf jest u moich dziewczyn... Twoje indywidualne sesje, zostały pominięte w rozpisce, więc jesteś na mnie niejako skazany - Mulen staje w drzwiach mojego pokoju z lekkim uśmiechem na ustach.
Bordowy golf opina jego idealnie wyrzeźbione ciało, szerokie, muskularne barki i ramiona. Zaplata ramiona na piersi, jeszcze bardziej napinając mięśnie.
- Skoro nie ma ich w rozpisce, to znaczy, że uważają, że już ich nie potrzebuję - odpowiadam, patrząc mu w oczy.
- Wiem, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, nasz wspólny lot samolotem, był dla ciebie rozczarowujący, ale to nie moja wina - wchodzi do pomieszczenia i siada na krześle na przeciwko mnie - nastawiłeś się na towarzystwo Thomasa, chciałeś wierzyć, że on ci wybaczy, albo w inny magiczny sposób pojawi się nagle na lotnisku i pojedzie z tobą na Igrzyska.
- I co w tym złego? - pytam, nie chcąc mu wprost przyznawać racji.
- Tylko tyle, że przeżywasz teraz ogromne rozczarowanie. Dekoncentrujesz się przed jednym z najważniejszych startów w swojej karierze - uśmiech nie znika z jego twarzy.
- Nie chcę o tym mówić - chcę tylko, aby mężczyzna opuścił to pomieszczenie.
- Wiem, po tym co między nami było, ja też czułbym się niekomfortowo gdybyś przez cały czas nawijał o wszystkich zaletach, które niewątpliwie posiada Thomas. O tym, jak to bardzo żałujesz tego, co było między tobą a Michim - unosi lekko brwi, ale głos pozostaje spokojny - jestem psychologiem Gregor i wiem, że taka rozmowa, ze mną, by ci tylko zaszkodziła.
- Przynajmniej w tym się zgadzamy - mruczę i poprawiam opadające mi na czoło włosy.
- Dlatego przyszedłem ci zaproponować coś innego. Mały spacer, jakaś kawa i rozmowa o niczym - mówi.
- Zaskakujesz mnie - przyznaję - nie poznaję cię, ostatnio kiedy...
- Powiedzmy, że po prostu chcę to naprawić - mruży oczy i wyciąga w moją stronę rękę.
- Powiedzmy, że się zgadzam - przygryzam wargę, zastanawiając się, na jak wiele względem niego mogę sobie teraz pozwolić - ale obiecaj mi, że to ja wybiorę, gdzie pójdziemy i nie będziesz narzucał tematu rozmowy.
- Sam mi się wygadasz - mruga, a ja widzę u niego ten charakterystyczny błysk w oku.
***
Zabieram go w miejsce, które równie dobrze mogłem odwiedzić w każdym innym mieście, przy każdym innym konkursie, to, że robię to tutaj, ukazuje jedynie to, że wcześniej nie miałem odwagi.
- Zamierzasz go przekupić - pyta, kiedy przepuszcza mnie w drzwiach w sklepie jubilerskim - czy już zupełnie zidiociałeś i zamierzasz mu się oświadczyc?
- Wiesz, niektórzy naprawdę potrafią kochać i... - zaczynam wykład zauważając ładną obrączkę z wygrawerowanymi liśćmi.
- Chcą tę drugą osobę do siebie przywiązać więzłem małżeńskim, bo na pewno tak to działa - prycha.
- Nie - przygryzam wargę - po prostu chcę pokazać, że mi zależy.
- Najprościej - kręci głową, ale wskazuje na sygnet ze śnieżynką - ten jest niezły.
- Myślałem raczej o obrączce, którą mógłby nosić na szyi, przy sercu - odpowiadam, ale nie odrywam wzroku od ładnej błyskotki.
- Aby cały czas o tobie myślał i artefakt waszej miłości ogrzewał ciepłem własnego ciała, jakie to romantyczne, Gregor, widzę, że trochę się nauczyłeś - kpi, ale jego spojrzenie przesuwa się dalej po pierścieniach, sygnetach i obrączkach.
- Na pewno nie od ciebie - tym razem mój wzrok ląduje na biżuterii z motywem ładnych, czarnych kwiatów.
- Na pewno. Nie sentymentalnym mięczakiem - zgadza się i pochyla się nad moim uchem - ja nauczyłem cię paru bardziej praktycznych rzeczy.
- No tak, jedyna płaszczyzna, w której się wyrózniałeś.
Nie odpowiada, a ja patrzę w jego oczy. On stoi tak blisko, że czuję jego oddech na policzku. Jego palce delikatnie przesuwają się po moim pasku od spodni. Sprawdza mnie. Bada, na ile może sobie pozwolić. Ile się zmieniło przez te ponad pięć lat.
Mógłbym teraz tak po prostu mu się oddać. Pozwolić na wszystko, znieść wszystkie granice. Może jeszcze parę miesięcy temu by tak było. Jednak teraz patrząc w jego oczy nie widzę ciepła, nigdy to tam nie było. Kiedyś by mi to nie przeszkadzało, ale teraz... Uśmiecham się do niego delikatnie i odsuwam. Thomas sprawił, że jestem bardziej wybredny, bo teraz wymagam uczuć, ciepła i poczucia bezpieczeństwa, aby przełamać bariery. A z doświadczenia wiem, że za tę chwilę przyjemności przyszłoby mi naprawdę dużo zapłacić.
- Przeszedłem tu po pierścionek dla swojego chłopaka, z którym planuję spędzić resztę życia, Timon - przypominam mu.
- W wierności - dodaję po chwili, chcąc pozbawić go wszelkich wątpliwości.
~ Thomas ~
Między konkursami indywidualnymi na IO.
Widziałem ich z daleka. Złączone ciała. Jego, tego którego kochałem i którym pragnąłem się opiekować i tego, którego nawet nie znałem, a już nienawidziłem, bo znajdował się zdecydowanie bliżej mojego ukochanego niż ja sam...
***
Na lotnisku wita mnie Hainz z szerokim uśmiechem na ustach. Przytula do siebie.
- Naprawdę bałem się, że już nie przyjedziesz - mówi i zabiera mi moją niewielką podróżną torbę.
- Zaskoczyliście mnie - odpowiadam i biorę głęboki wdech, kiedy wreszcie wychodzimy na świeże powietrze.
- To był pomysł psychologów i Pointnera, chyba sam rozumiesz, że z początku podszedłem do niego sceptycznie - wyjaśnia i w jednakowym tempie schodzimy po oblodzonych schodach.
- Mhm - przytakuję.
- Jednak związkowi się ten pomysł spodobał. Nie oszukujmy się. Gregor jest naszą ostatnią szansą, chociażbym miał z tych Igrzysk przywieźć jedynie medal drużynowy - wypuszcza w powietrze kłąb pary
- Nie wiem, czy on jest w stanie pomóc wam w czymkolwiek - kręcę głową - ostatnia kontuzja, napięcie między nami...
- Wiem, ale jednak widać u niego przebłyski. Może wystarczy mały bodziec, aby go obudzić - mówi to z pozorną pewnością, jednak ja nie mam wątpliwości, że to jedynie pozory.
- Wątpię. Zamiast mnie powinieneś ściągnąć tu Christophera - odpowiadam.
- Ściągnąłem zamiast niego kogoś bardziej wykwalifikowanego jeżeli chodzi o psychologię - przygryza wargę, a ja już wiem, że wybór nie należał do niego.
Patrzę na niego pytająco.
- Timon Mulen - wyjaśnia po chwili
- Ale... - nie wiem, co mam powiedzieć, bo przed oczami staje mi wieczór, gdy po raz pierwszy zobaczyłem ich razem.
***
W hotelu dowiadujemy się, że Gregor wybrał się na dłuższy spacer z jednym z psychologów. Pragnę wierzyć, że chodzi o Rafa, albo Victoria.
- Chcesz klucze do jego pokoju? - pyta Hainz , kiedy stajemy przed recepcjonistą.
- Nie - kręcę głową.
- Ucieszyłaby się z takiej niespodzianki - niby mówi to lekko, ale i tak wyczuwam, że to nie jego słowa.
- Po tych miesiącach milczenia? - przymykam oczy. Miriam miała rację, powinniśmy to wszystko sobie wyjaśnić zdecydowanie wcześniej.
- Czekał na ciebie na lotnisku - Kuttin borze swój klucz i opiera się na łokciu o blat.
- Wolę, aby był zaskoczony na neutralnym gruncie - odpowiadam, zastanawiając się, czy Gregor nadal oczekuje na mój przyjazd, czy znalazł pocieszenie, tym razem w ramionach psychologa - poczekam w bufecie.
- A jak jadł kolację na mieście? - Hainz stara się mnie przekonać.
Dlaczego aż tak mu zależy? Przecież to wszystko jedno, a może mężczyzna stara się wypełnić jakiś scenariusz któregoś z psychologów. Patrzę mu prosto w oczy. Kiedyś bił z nich spokój, optymizm i doświadczenie, teraz na pierwszy plan wybija się zmęczenie i niepewność. Czy łatwo było nim kierować? Czy po latach silnego, niepodzielnego władcy, Pointnera nastał czas na marionetkę w rękach związku? Na kogoś, kto będzie tylko wypełniał polecenia, nie dodając nic od siebie? Czy po wielkich wizjach i marzeniach o najpotężniejszej, najlepiej zgranej drużynie w historii, przyszedł czas na zwykłych zawodników, z zupełnie zwyczajnym przygotowaniem i taktyką?
- To spotkam się z nim jutro - wzruszam ramionami - przygotowaliście dla mnie pokój, prawda?
- Gregor dostał jedynkę - Hainz spuszcza wzrok a ja staram się zachować spokój.
- W takim razie po proszę Manuela, aby mnie przenocował - odpowiadam i wyjmuję telefon.
- Thomas - Kuttin łapie mnie za nadgarstek - proszę, od ciebie tak wiele zależy, on musi być gotowy przynajmniej na drużynówkę.
- Ale ja go nie naprawię - staram się ukryć irytację.
- To przynajmniej przywróć mu radość życia, spraw, że naprawdę będzie chciał tutaj być. Niech przynajmniej raz, szczerze się uśmiechnie - prosi.
Moi kochani, jak widzicie odwlekam w nieskończoność nieuniknione, dlatego dzisiaj życzę Wam tylko przyjemnego tygodnia i do napisania:-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro