Rozdział XXXII Sami
~ Thomas ~
Jedno z naszych nielicznych, wspólnych, eleganckich wyjść. Obydwoje ubrani w garnitury, starannie uczesani z dopracowanymi nawet najmniejszymi szczegółami, chociaż mnie i tak pewnie nikt nie zauważy. Siedzimy za kulisami. On zaraz wyjdzie na scenę, dziękując zgromadzonej widowni za obejrzenie filmu o nim, następnie zniknie wśród dziennikarzy, aby koniec końców wylądować na balu. Natomiast ja zostanę. Odczekam trochę i porwę go z balu. Wpakuję do samochodu i wywiązę.
- To nie jest moje pierwsze publiczne wystąpienie - Gregor mówi bardziej do siebie niż do mnie, ale kurczowo ściska moje palce - będzie dobrze. Po raz kolejny komentuje ten cholerny film.
- Jesteś cholernie seksowny, kiedy się stresujesz - właśnie to chcę mu teraz powiedzieć, ale powstrzymuję się - Gregor, wypadniesz świetnie, zresztą tak jak ma filmie, tylko pamiętaj, aby uraczyć od czasu do czasu, żeńską część widowni uroczym uśmiechem.
- Bardzo śmieszne - mężczyzna odchodzi i staje przy ścianie.
- Mówię to na poważnie - wzdycham i ruszam za nim - to, że masz partnera płci męskiej nie oznacza, że przestałeś podobać się kobietą. Moim zdaniem, niestety, wręcz przeciwnie. Wykorzystaj to, kiedy zaskarbisz sobie ich przychylność będzie ci prościej.
Mówiąc to całuję go delikatnie.
- Trzymam za ciebie kciuki i obiecuję, że nagroda będzie warta tych minut męczarni - głaszczę go po policzku.
- Tylko żeby te minuty nie zamieniły się w godziny - wzdycha i znowu ściska moją dłoń.
***
Widzę, że Gregor chciałby zapytać mnie o wiele rzeczy, kiedy wysiadamy z samochodu na jednym z wiedeńskich parkingów. Jednak trzymając mnie za rękę, widząc mój uśmiech na twarzy, nic nie mówi. Pozwala prowadzić się w milczeniu, przyglądając się okolicy.
Unosi lekko brew, gdy skręcam w wąską alejkę i wyjmuję klucze z kieszeni kurtki, która nie dokońca chroni mnie przed październikowym, chłodnym wiatrem.
- Spodoba ci się - obiecuję, kiedy otwieram drzwi od klatki schodowej i przepuszczam go w progu.
On tylko potakuje i rozgląda się. Po chwili wchodzi po kilku stopniach i staje przed drzwiami windy. Naciska przycisk. Otwierają się drzwi.
- Zapraszam - uśmiecham się lekko i na nowo chwytam go za dłoń.
- Thomas, czy... - widzę, że on znowu boi się zapytać, dlatego kładę drugą rękę na moim ramieniu.
- Zaraz zobaczysz - kiedy drzwi windy rozsuwają się, na klatce schodowej światło zapala się automatycznie - to te z numerem sto szesnaście
Szybko podchodzę do mieszkania. Kluczem otwieram zamek i popycham drzwi. Przed nami tylko czerń pomieszczenia. Gregor stoi, patrząc się na mnie pytająco. Uśmiech na mojej twarzy się rozszerza. Biorę go na ręce.
- Zawsze tak chciałem. Przenieść cię, przez próg naszego wspólnego mieszkania - całuję go w czoło.
***
Butelka wina stoi przed nami na podłodze. Jest pełna w przeciwieństwie do stojący przed nami kieliszków. Gregor nie może napatrzeć się na mieszkanie, ja natomiast śledzę zmiany na jego twarzy. Mimikę, drobne gesty. Chwila tylko dla nas. Noc, podczas której będziemy sami. A gdy ona się skończy będę musiał odwieźć go na trening. Aby znowu nastał czas rozłąki.
- Tu jest pięknie - szepcze mi do ucha, pociągając mnie za sobą na podłogę.
- Starałem się - kącik moich ust idzie do góry - tu była kiedyś moja samotnia, ale nadszedł czas aby się nią podzielić. Chyba dochodzimy do tego etapu naszego związku, kiedy pora przestać mieć przed sobą sekrety, prawda?
- A tak się da? - jego dłonie na chwilę przystają - twoje ciało może nie mieć przede mną tajemnic, ale dusza? Nigdy nie będę wiedział o tobie wszystkiego. Nawet budząc się koło ciebie, niestety nie każdego ranka, nie zdołam poznać cię tak, jak bym tego chciał. Będę odkrywał cię na nowo, ale...
- Cii - zamykam mu usta pocałunkiem, jak najlepszym argumentem - chodzi mi o to, że pora mówić sobie o wszystkim, a w szczególności korzystać z takich chwil jak ta, gdy jesteśmy idealnie sami.
- Idealnie? A co z Lily?
- Nie zmieniaj tematu - proszę - chcę...
W głowie mam bałagan, chociaż jeszcze nietknęliśmy wino. Sięgam po butelkę, może promile pomogą wyrazić to, co czuję w tym momencie. Może pomogą spowrotem odnaleźć pewność siebie, która uleciała nagle i niespodziewanie. Nalewam czerwony płyn do kieliszków.
- Chciałeś coś powiedzieć - mówi, ze zdziwieniem patrząc, jak podnoszę kieliszek do ust.
- Nie potrafię - uśmiecham się nieśmiało. Brzeg kieliszka jest coraz bliżej, jednak gdy szkło styka się z moimi wargami nie potrafię się napić.
Gregor to zauważa, wypija swoją porcję paroma większymi łykami. Siada przede mną i patrzy mi się głęboko w oczy.
- Myślałem, że To już nie jest problem - wskazuje na mój kieliszek.
- Czasami mam po prostu gorsze momenty - wzruszam ramionami, starając się powiedzieć to lekko. Nie chcę psuć tego wieczoru, moimi widmami przeszłości.
- Teraz masz gorszy moment? - pyta i przybliża się jeszcze bardziej.
Jego dłoń ląduje na moim policzku. Jest ciepła i delikatna. Uśmiecham się lekko i kręcę głową.
- Tak myślałem - mówi.
Zabiera mi kieliszek z ręki. Wypija wszystko i pochyla się nad moją szyją.
- Masz jutro trening - przypominam mu, odchylając się trochę, bo przeszkadza mi zapach wina, wydobywający się z jego ust.
- To tylko dwa kieliszki, skarbie - mruczy i przykłada wargi do mojej skóry - zdążę wytrzeźwieć.
- Ale piłeś na pusty żołądek - przypominam, uświadamiając sobie, że dzisiaj go nie przypilnowałem i najprawdopodobniej nic nie zjadł.
- Przesadzasz - czuję jego oddech na szyi, a potem czuję, jak robi mi malinkę. Cicho jęczę.
- Gregor... - odsuwam go delikatnie od siebie - zaczynasz regularne treningi i...
- Chcesz mi wmówić, że nie powinniśmy się kochać? Nie nabierzesz mnie. Skaczę od dwunastu lat i wiem, że to tylko pomaga - mężczyzna uśmiecha się, poprawia włosy i sięga po butelkę.
- Chodziło mi, że musisz przestrzegać dyscypliny - łapię jego rękę.
- Mhm, będziesz mnie teraz pilnował? - pyta, ale odstawia butelkę.
- Jeżeli to będzie konieczne - wzdycham, kiedy chłopak sięga do mojej bluzki - matko jedyna, Gregor, ile ty masz lat? Rozmawiamy, a ty...
- Ty prowadzisz monolog. Słucham. Mam podzielną uwagę - mężczyzna zaczyna ściągać mi bluzkę - ale zaraz nie będę się mógł skoncentrować, jeżeli nie pomożesz mi z pewnym problemem.
- Upiłeś się - jęczę, kiedy moja bluzka ląduje obok nas, a on z bardzo skoncentrowaną zabiera się za mój pasek od spodni.
- Jak? Dwoma kieliszkami wina? - prycha, nie może poradzić sobie z zapięciem.
- Nie wiem jak, ale ci się udało - kręcę głową, kiedy mężczyzna wzdycha z rezygnacją i zaczyna całować mój brzuch - trzeźwy to ty na pewno nie jesteś.
~ Gregor ~
Kocham go. Kiedy patrzę w jego zmęczone, ale lśniące oczy. Kiedy dotykam jego twarzy, pierwszych zmarszczek, bruzd. Kiedy moje usta spotykają się, łączą z jego ciepłymi, słodkimi wargami. Gdy mimo początkowych wątpliwości oddaje mi się całkowicie, a potem przejmuje kontrolę nad naszymi ciałami.
Nie potrafię mu tego powiedzieć, ale lubię być tym uległym. Uwielbiam, gdy to on staje się władczy, gdy stara się sprawić mi przyjemność, nie zadając bólu. Pieści, wykorzystując wiedzę o każdym milimetrze mojego ciala.
Kocham go za to. I za miliard innych rzeczy też. Kocham go, bo wiem, że dzięki jego wsparciu uda mi się wrócić na szczyt, zdobyć to, czego nie udało mi się dokonać wcześniej.
- Dziękuję - szepcze mu do ucha i całuję w policzek.
On już śpi, jego klatka piersiowa unosi się równomiernie. Kładę na niej głowę i wtulam się w niego mocno.
- Jak ja bym tak zrobił, to byś marudził, że jestem za ciężki - mruczy, a ja chichoczę cicho - śpij, a nie śmieszkuj, jutro rano wstajemy. Musisz być wyspany na trening. W ogóle nie powinienem się zgadzać na...
W pół śnie prawi mi kazanie, ale nie słucham go. Patrzę tylko na nasze dłonie, które łączę, a on udaje, że tego nie widzi.
- Ja tam się cieszę, że tak się skończyła ta noc - oznajmia mu i zamykam oczy.
Trochę długo nie wstawiałam, ale mam nadzieję, że było warto czekać
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro