Rozdział XXVIII. Szczerze
~Thomas ~
Od kilkunastu minut siedzimy w samochodzie, nie odzywając się do siebie. Wymowne patrzę na zegarek. Powinien zaczynać teraz rehabilitację, jednak chłopak się nie rusza. Po prostu siedzi, patrząc w skupieniu na budynek kliniki. Nie zamierzam go wyganiać czy pytać o cokolwiek. Na pytania i odpowiedzi był czas wczoraj a dzisiaj... Po prostu nie czuję się na siłach. Zrobi co będzie uważał za stosowne.
Rozlega się dźwięk mojego telefonu. Wyjmuję go szybko, patrzę na wyświetlacz. Chrsi. Nie jestem zdziwiony. Spokojnie odbieram połączenie, a siedzący obok mnie mężczyzna nawet nie reaguje.
- Hej Thomasa, - zaczyna fizjoterapeuta z nienaturalną wesołością w głosie - wczoraj trochę posprzeczaliśmy się się z Gregorem. Powinniśmy teraz zaczynać zajęcia i... On teraz nie powinien być sam.
- Jest ze mną - odpowiadam automatycznie - zaraz go do ciebie przyprowadzę.
Dopiero teraz Gregor na mnie patrzy. Przygryza wargę i lekko kręci głową. Jednak nie zwracam na to uwagi. Wymieniam jeszcze parę zdań z Chrisem i rozłączam się. Następnie patrzę na mężczyznę.
- Nie pójdę tam - mówi cicho, ale pewnie.
- To jest wizyta lekarska. Ludzie czekają na taką miesiącami. Musisz... Musimy sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku - wymownie patrzę na jego kolana.
- Chcę zmiany lekarza - oznajmia nagle, nerwowo rozglądając się. Sprawia wrażenie, jakby chciał uciec.
- Nie ma teraz na to czasu - odpowiadam jak najspokojniej, otwierając swoje drzwi.
- Nie zapytasz, nawet, dlaczego? - zdziwiony podnosi brew.
- Pytałem. Wczoraj. Wtedy nie widziałeś sensu, aby mi odpowiedzieć wzruszam ramionami - a dzisiaj po prostu masz wizytę lekarską, na której musisz być.
Wychodzę z samochodu. Okrążam auto, cały czas czując na sobie jego wzrok. Biorę głęboki oddech i otwieram drzwi od strony pasażera. Nie powinienem tak się zachowywać, ale ta ostatnia noc...
- Wiem, że wczoraj nie wszystko było tak, jak... Jak chciałeś, ale zrozum, że wczoraj... - zaczyna się tłumaczyć.
- Stwierdziłeś, że nie ma o czym rozmawiać. Teraz idź i załatw to sam. Poczekam na ciebie- przerywa mu.
Przez chwilę, kiedy nic się nie dzieje, a mężczyzna siedzi w bezruchu, boję się, że nie pójdzie. Uprze się i postawi na swoim, a ja znowu mu ulegnę. Widzę, że coś stoi za jego zmianą, dlatego mam wewnętrzny opór przed zmuszanie go do czegokolwiek, jednak ta sytuacja nie jest kwestią grymaszenia. Zależy mi, aby poszedł na tę wizytę.
Mimo moich obaw Gregor wstaje. Wychodzi z samochodu i staje obok mnie. Przez chwilę mierzy mnie wzrokiem. Zastanawia się, co ma powiedzieć, w końcu się decyduje się na nie najlepszą wersję.
- Robię to tylko dla ciebie, Thomas - mówi, kładąc dłoń na moim torsie - mam nadzieję, że potem mi to jakoś wynagrodzisz.
Nie odpowiadam, bo nawet nie powinienem tego robić. Po prostu spuszczam głowę i patrzę się na swoje stare, sportowe buty. Słyszę jak chłopak się ode mnie oddala. Patrzę za nim. Jego chuda, wyprostowana sylwetka jest przepełniona pewnością siebie. Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiem.
***
Siedzę w samochodzie. Odpisuję Kristin na wiadomości. Obiecuję przyjechać nieco wcześniej po Lily, niż to było ustalone. Teraz nie stanowi to dla mnie problemu, a kobiecie bardzo na tym zależy. Staram się nie komplikować naszych stosunków bardziej niż to konieczne.
Pukanie w szybę auta wystrasza mnie. Zaskoczony podnoszę głowę. Widzę uśmiechniętą twarz Kofiego. Już chcę do niego wyjść, kiedy mężczyzna wskazuję miejsce obok mnie. Kiwam głową i spuszczam go na miejsce dla pasażera.
- No stary, kope lat. Nigdy nie przypuszczałem, że po tak intensywnym sezonie będzie mi ciebie tak strasznie brakować - śmieje się i przytula na przywitanie.
- No wiesz. Inne zajęcia teraz - wzruszam ramionami, uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
- Rozumiem. Ale wszyscy tęsknimy, chłopie - mówi i przeczesuje dłonią włosy - wiesz, że starej ekipy mało kto został.
- Właśnie odwiozłem Gregora do naprawy, więc od przyszłego sezonu będzie do twojej dyspozycji - wskazuję dłonią na klinikę.
- A on musi być trochę wcześniej gotowy - murga do mnie wesoło - no gdzieś tak na maj, abyście mogli...
- Cholera - zakrywam usta dłonią.
- Nie ma to jak zapomnieć o ślubie własnego kumpla, co? - kręci głową brunet - powinienem się na ciebie obrazić, ale wiem, że u was nie jest za dobrze...
- Aż tak to widać? - pytam.
- Raczej ja was za dobrze znam - klepie mnie po plecach.
- Do maja mam nadzieję, że ogarniemy się - przygryzam wargę.
- Musicie być. Bez prezentu, w reprezentacyjnych dresach, ale wiesz... Miło by mi było. Starzy kumple, atmosfera znajoma - uśmiecha się zachęcająco.
Przez chwilę siedzimy w milczeniu. Nie jest ona krępująca, ale uświadamia mi, jak ostatnimi czasy zaniedbałem starego przyjaciela, w ogóle inne znajomości też. Sto procent swojego czasu poświęcam teraz Gregorowi. Tak nie powinno być.
- Andi - zaczynam po chwili - ostatnio jestem okropnym przyjacielem, doskonale zdaję sobie z tego sprawę i wiem, że teraz tego wszystkiego nie nadrobię, że raczej nie mamy za dużo czasu, ale opowiadaj, co u ciebie.
Mężczyzna jest trochę zaskoczony. Unosi kąciki ust do góry, przeczesuje dłonią włosy. Może teraz trudniej jest mu się otworzyć niż wcześniej. W końcu ostatnimi czasy nasze rozmowy były krótkie, bardzie luźne i ogólne. Nie poruszaliśmy za bardzo jego problemów. Jakoś nie było czasu.
- Jeżeli nie chcesz, to nie mów - uspokajam go.
- To nie o to chodzi - kręci przecząco głową.
- A o co?
- Masz swoje problemy - zaczyna.
- To nie istotne - zaczynam się martwić. Wstęp mężczyzny nie jest zbyt optymistyczny.
- Ale to nic pewnego - zastrzega od razu - chodzi o moją wizytę tutaj. Lekarze mają podejrzenia, że mogę być chory. To znaczy wiedzą, że coś mi dolega, ale nie wiedzą co mi jest. Na razie chcą postawić diagnozę.
- A mają już jakiś pomysł, gorączkowo zastanawiając się czy to coś poważnego.
- Coś z układem immunologicznym - odpowiadam - straszą, że to coś poważnego, ale nie wierzę im, czuję, że będzie dobrze.
Ciemne oczy nie potwierdzają słów mężczyzny. Widzę w nich strach i smutek. Kładę dłoń a jego ramieniu.
- Czy Mirjam o tym wie, jest tutaj z tobą? - pytam.
- Nie. Myślałem, że to nic takiego. Będę musiał jej o tym powiedzieć. Chyba prościej by było, gdyby tu była.
Znowu zapada milczenie, a przez moją głowę przebiega myśl, jak bardzo zazdroszczę Mirjam i Andreasowi. Zawsze szczerzy względem siebie. Potrafią rozmaiwać o swoich problemach, podczas, gdy ja i Gregor... I pomyśleć, że i tak jest lepiej niż kiedyś.
~ Gregor ~
Dużo kosztowało mnie, aby zapukać do drzwi gabinetu Christophera. Siedząc przed drzwiami, czekając aż skończy badania poprzedniego pacjenta, sprawia, że coraz bardziej chcę z tamtąd uciec. Boję się tylko, że po ostatniej nocy nie mam nawet do kogo.
Chowam twarz w dłoniach i jeszcze raz odtwarzam nasz, pierwszy, od dawna raz. Przechodzą mnie przyjemne dreszcze, gdy przypominam sobie jego dostyk, pocałunki i przyjemność, którą mi dawał. Dlaczego i on nie mógł z tego czerpać radości, dlaczego uparł się, że musimy rozmawiać. Nie zawsze to jest rozwiązaniem.
- Zapraszam - suchy ton pielęgniarki wyrywa mnie z zamyślenia i przypomina dlaczego tu jestem.
Za drzwiami czeka na mnie kolejny mężczyzna, który chce ze mną rozmawiać. Tylko jest jeden problem, ten sam co wcześniej, ja nie chcę. Zależy mi tylko na tym, aby rutynowe badania odbyły się jak najszybciej, a potem... Sam nie wiem.
Christoph, z zaplecionymi na piersi rękoma wbija we mnie spojrzenie, kiedy wchodzę do pomieszczenia, już chce się odezwać, kiedy kręcę przeczą i głową. Nie prawa ode mnie wymagać, abym z nim rozmawiał o sprawach prywatnych, nie po wczorajszym.
- Byłoby nam łatwiej - oznajmia cicho i wskazuje miejsce na kozetce - wiesz na czym to wszystko będzie polegać, prawda?
Kiwam głową. Wiem, że mężczyzna dobrze wykona swoją pracę, a gdy panować będzie zupełna cisza, pójdzie jeszcze szybciej niż zwykle. Dlatego bez słowa się rozbieram.
- Zważę cię na koniec - informuje mnie, a mi przypominają mi się nasze pierwsze zajęcia, kiedy tak się do mnie zwracał. Trochę czasu minęło za nim powstała między nami więź.
Zaciskam zęby, wiem, że to efekt po żelu, ale kiedy mężczyzna mnie dotyka robi mi się lodowato. Wzdrygam się. On udaje, że tego nie zauważa. Profesjonalista. Tracę kolejną bliską osobę. Tylko tym razem nie ze swojej winy.
***
Kiedy wychodzę na parking mijam się z Kofim. Szybkie przywitanie, wymiana paru koleżeńskich zdań.
- Boję się, że teraz zobaczymy się dopiero w maju - odpowiada, odchodząc w swoją stronę.
- Mam nadzieję.
- Biorę wtedy ślub, więc spróbuj nie przyjść - krzyczy za mną.
Odwracam się i widzę, że mężczyzna, wsiadając do swojego auta śmieje się. Wie, że zapomniałem i w ten kulturalny sposób mi o tym przypomina.
- Pamiętasz, że w maju jedziemy na wesele do Andiego? - pytam Thomasa, wsiadając do auta.
- Tak, a co, spotkałeś go przed chwilą? - unosi brew przekręcając kluczyk w stacyjce.
- Ty też? - uśmiecham się i zapinam pasy.
- Zauważył nas i przyszedł pogadać - odpowiada.
- Głupio, że zapomnieliśmy - stwierdzam i otwieram okno.
- Ostatnio mieliśmy parę problemów - przypomina - właśnie, jak badania?
-Na oko wszystko ok, ale dokładniejsze będą za parę dni. Do tego czeka mnie jeszcze test na basenie. Dzisiaj nie było takiej możliwości - odpowiadam - miło, że pytasz.
- To chyba ja powinienem Ci dziękować, że odpowiadasz - prycha.
- Thomas... - wzdycham.
Co? Taka prawda. Ostatnio jakoś nie jesteś chętny do rozmów. Było lepiej, dlaczego się zmieniło? Co się wczoraj stało, że nie chcesz mi o tym powiedzieć? - naciska - czy na wczorajszej serii był Timon i nie chcesz, abym się denerwował?
- Zupełnie nie to - kręcąc głową, zastanawiając się czy to by nie było lepsze od tego co stało się w rzeczywistości - obiecuję, że ci powiem, ale mię dzisiaj. Sam się muszę z tym oswoić. Teraz zawieźć mnie do domu, proszę.
On przygryza wargę. Ewidentnie chce coś powiedzieć, jednocześnie starając się zachować spokój. Przez chwilę siedzimy w ciszy, aż w końcu mężczyzna bierze głęboki wdech.
- Będę spał dzisiaj w salonie - oznajmia ze spokojem.
- To nie jest konieczne - łapię go za prawe kolano. Boję się spać sam. Nie chcę tego.
- Dla mnie jest. Po tym co się wczoraj stało, nie widzę innego rozwiązania - mówi, ale nie strąca mojej ręki.
- Naprawdę tego pragnąłem, nie dlatego, że potrzebowałem pocieszenie, tylko dlatego, że cię pożądałem, rozumiesz? - tłumaczę powoli - jeżeli ktoś kogoś wykorzystał, to ja ciebie.
- Nie o to chodzi Gregor - zaprzecza - po prostu znowu uciekasz. Nie wiem czy mam siłę znowu cię gonić, po raz kolejny budować wszystko od nowa. W tym zaufanie. Z każdym razem to staje się trudniejsze. Czas szybko płynie, Gregor, a my, od pewnego czasu, stoimy w miejscu, jeżeli chodzi o pogłębianie naszej relacji.
- Rozumiem Thomas. Jednak daj mi trochę czasu. Poukładane sobie tego wszystkiego jest dla mnie ważne - odpowiadam - to nie jest proste.
- Przepraszam, ale jednego nie rozumiem. Co takiego mogło stać się między tobą i Christopherem, że nie chcesz o tym rozmawiać? - pyta - okazało się, że jednak też lubi chłopców i ci o tym nie powiedział?
Uwaga jest przepełniona ironią i złością, a Thomas nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo boli. Wzbiera we mnie gorycz, żal i wściekłość.
- Nie, pieprzył moją siostrę - odpowiadam z zaciśniętymi zębami.
Mężczyzna gwałtownie hamuje. Następnie zjeżdża na pobocze. Zatrzymuje samochód.
- Gregor, ja... Przepraszam - zaczyna cicho mężczyzna.
- Nie masz za co. Ale teraz, proszę, daj mi spokój, bo naprawdę nie ma o czym rozmawiać.
Korzystając z wolnego czasu na majówce, wstawiam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że jest ok, do napisania🤗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro