Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XL Gdy się wszystko zaczyna

~ Thomas ~

Pozwalałem się mu we mnie wtulić. Palcami rozczesywałem włosy. Od środka zżerało mnie poczucie winy, że znowu go okłamywałem. Zataiłem przed nim moje prawdziwe zamiary.

Czułem jak trzęsie się jego ciało. Jak zaciska skostniałe z zimna palce na mojej kurtce. On jeszcze nie wiedział, że tak naprawdę się ze mną żegnał. Ja już nie planowałem nas. W mojej głowie było tylko wieczne rozstanie a w sercu pustka.

Wyobrażałem sobie mój świat bez niego. Bez tych wszystkich uczuć, które pojawiały się na sam jego widok, kiedy zaciskałem zęby ze złości, albo palce, aby zapanować nad własnym ciałem, gdy był za blisko, albo w świetle księżyca wydawał się zbyt doskonały.

Planowałem się pozbyć wszystkich naszych wspomnień. Momentów, gdy byliśmy tylko my. Gdy nasze ciała były jednością, albo gdy Gregor, jak dziecko szukał mojej obecności, biorąc mnie za swojego obrońcę.

Były momenty, gdy go nienawidziłem, gdy go kochałem, gdy tak niewiele brakowało do szczęścia, aż przychodził wybuch, który to wszystko rozsadzał i teraz miało się to zakończyć. O ile łatwiej by było, gdyby byłby mi obojętny, wtedy nawet bym się nie obejrzał. Zapomniał. Nigdy więcej o nim nie wspomniał, ale gdyby tak było nie musiałabym odchodzić.

A teraz, stojąc, przytulając go, myślałem, o tym jak będzie mi go brakować i jak mężczyzna mnie znienawidzi, kiedy otrzyma już przygotowany list. Zacisnąłem. Trzeba było to zakończyć.

***

Takie myśli towarzyszyły mi w Sochi cztery lata temu, kiedy mówiłem mu o tym, że planuję zakończyć karierę. Nie przypuszczałem, że to będzie dopiero początek i że kiedykolwiek będę z nim teraz, tutaj w Korei pod zagwieżdżonym niebem, spacerował i patrzył na jego męską, dojrzałą twarz.

- Od Sochi minęły tylko cztery lata - zaczyna Gregor, jakby czytając w moich myślach - nie ukrywam, że liczyłem, że będziesz jeszcze ze mną skakał. Ale teraz to rozumiem. To chyba taki wiek... Ja też chyba z tym skończę...

Przez chwilę nie rozumiem wypowiedzianych przez niego słów. Dopiero po kilkunastu sekundach dociera on do mnie. Patrzę na niego zaskoczony, ale Gregor patrzy już w górę.

- Wolałbym się żegnać z medalem na piersi. Wolałbym odchodzić w pełnej krasie. Ale ja już nie mam siły - kręci głową, ale zachowuje spokojny ton - chyba przyszedł na mnie czas, tak jak wtedy na ciebie.

- Nie, Gregor - zagradzam mu drogę, chcę, aby spojrzał mi w oczy - to nie tak. Ja się po prostu bałem. Nie mogłem skakać. Pamiętasz, pamiętasz, jak przyszedłem w nocy na skocznię. Bałem się, że strach przed lotem, wysokością, sprawi, że nie skoczę w konkursie. Zawiodę ciebie, trenera, chłopaków, a przede wszystkim siebie, że przegram sam ze sobą, ale tak się nie da funkcjonować na każdych zawodach. Nie mógłbym robić tak ciągle. Mijałoby się to z celem. Ale ty... Ty musisz skakać. Nie możesz się poddawać, twoja dyspozycja jestem efektem wypalenia, a nie wypadku. Musisz dać sobie czas.

- A ty nigdy tego nie czułeś? - pyta - że to, co robisz jest bez sensu, że się tylko męczysz, że nie ma w tym radości, że to już tylko automatyzm, pozbawiony emocji, adrenaliny, a przecież bez tego, tak łatwo o wypadek. Przestajesz czuć kontrolę, przestajesz czuć siebie.

- I musisz z tym walczyć - mówię to i kładę dłonie na jego ramionach - pomogę ci.

- Dlaczego? Przecież łączy nas tylko seks - prycha i opuszcza głowę - po co mam z tym walczyć? Dla kogo? Dla siebie? Nie zależy mi. Dla rodziców? Wiesz jak u mnie to wygląda. Nie mam prawdziwych przyjaciół. Jedyną rodzinę jaką mam, to Alicja, no... Ona ma własne problemy, prawda?

   Gregor wylicza dalej, ale ja go nie słucham, bo nie ma przede mną mężczyzny, tylko nastolatek sprzed dwunastu laty, wystraszony wyznający mi miłość, bojący się odrzucenia. Tak bardzo pragnę powiedzieć coś takiego, aby jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odzyskał radość życia, ale nie potrafię.

- Masz mnie - mówię tylko.

- No tak, kochanka, który chce tylko mojego ciała, który nawet nie chce być dla mnie nawet przyjacielem - szepcze - już nie mówię o niczym więcej, gdzież bym śmiał czegoś takiego żądać po tym jak cię zdradziłem.

- Gregor...

- Nie zasługuję na zaufanie, jestem zerem, chłopcem, który musi cię błagać o byle spojrzenie, dotyk, rozmowę... - wylicza wściekły.

- Nie przesadzasz trochę? - pytam nadal spokojny, ale zaskoczony jego nagłym wybuchem.

- Nawet jeżeli tak, to co? Wrócimy do Austrii, będziemy widywać się tylko nocami, gdy Lily już będzie spała, aby się do mnie nie przywiązała, ale wiesz co? Ona już jest do mnie przywiązana. Ufa mi. Jestem kimś ważnym dla niej - płacze, po jego policzkach powoli spływają łzy.

- To nie będzie tak wyglądać. Będziesz mógł się z nią widywać. Normalnie.  Gregor ten układ, to po prostu...

- Tak wiem. Najlepsze rozwiązanie.

- Tak - w końcu nie wytrzymuję i podnoszę głos - no chyba, że znasz lepsze.

- Ażebyś wiedział.

- To słucham - zaplatam ręce na piersi.

- Wyjdź za mnie - mówi cicho i spokojnie.

- Słucham? - nie wierzę w to co słyszę.

~ Gregor ~

- Wyjdź za mnie - powtarzam i patrzę się prosto w jego zimne oczy, wyciągam z kieszeni pierścionek - mam paść na kolana czy jednak je oszczędzisz?

- Gregor...

- Nie gwarantuję, że potem wstanę, bo ostatnio to, co zwykle odmawia współpracy, ale jeżeli... - wyrzucam to z siebie i czekam.

   Wiem, że szansę są niemal zerowe, ale jakiś cień nadziei nadal jest w moim sercu.

- To nie jest dobry czas - zaczyna, a ja już wiem, że zaraz mi ucieknie i temat znowu zaginie na parę lat a może na zawsze.

- A kiedy będzie? - pytam - sam mi powiedziałeś, że nie możemy być przyjaciółmi, bo wtedy pragniemy mieć siebie na wyłączność. A to jest chyba tego największym gwarantem.

- Ten pierścionek przecież niczego nie zmieni... - kręci głową.

- To co ci zależy? Dla mnie to naprawdę dużo, a skoro dla ciebie nic... -  czuję się jak tonący, łapiący się ostatniej deski ratunku.

   Każda sekunda jego milczenia przemienia się w wieczność. Łzy już dawno zaczęły płynąć po moich policzkach. Odwraca twarz, aby je wytrzeć, a kiedy znowu patrzę w jego kierunku widzę, że też coś wyjmuje z kieszeni. Jest to to małe pudełeczko, które widziałem u niego w szufladzie. Mężczyzna przygryza wargę i patrzy mi w oczy.

- To zróbmy to - mówi niepewnie. Wyciągam dłoń w jego kierunku.

     On otwiera pudełeczko, w skupieniu wyjmuje piękny błyszczący sygnet. Ujmuje moją trzęsącą się dłoń i chociaż jego również drży, wsuwa mi na palec upragnioną błyskotkę.

- Obiecuję ci, że już nigdy cię nie zostawię, ani w zdrowiu, ani w chorobie, zawsze będę z tobą rozmawiał i będziemy po prostu szczęśliwi - składa przysięgę i całuje mnie w policzek.

Teraz ja biorę jego rękę. Modlę się, aby rozmiar pasował.

- Obiecuję ci, że będziesz się liczył tylko ty. No i Lily, że będę zawsze z tobą. Nigdy już cię nie zdradzę. Nie stracę twojego zaufania i... - mówię szybko i coraz więcej łez wypływa z moich oczu.

-... i po prostu nie będę idiotą - kończy za mnie, jak zawsze romantycznie - teraz już mogę mojego pana narzeczonego.

   Całuje mnie. Ciepło,z miłością i pierwszy raz od dawna nie drapieżnie, nie targa nim pożądania czy namiętność, tylko uczucie. Jest to najwspanialszy pocałunek jakiego doświadczyłem.

- Myślałem, że te cztery lata temu wszystko się skończy. Nie będzie nas. Nie myślałem wtedy, że zostaniesz moim narzeczonym - wyznaje kiedy kończy.

- Ja też nie - potakuję i ponownie złączam nasze usta.

   Cztery lata temu zawalił się mój świat. Teraz powstawał na nowo.

Tak wiem. Wyszło tkliwie, mam nadzieję, że nie tandetnie (a jeżeli nawet to nie za bardzo), to wszystko wina tego, że właśnie jestem na etapie romantyzmu w LO.  Mam nadzieję, że ostatni rozdział przypadł Wam do gustu, bo ja wbrew wszystkiemu jestem z niego zadowolona, chociaż łzy już się cisną do oczu... No nic, jeszcze tylko epilog i podziękowania. Trzymajcie się skarby cieplutko

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro