Rozdział 6
Nie mogłam nic poradzić na to, że tego ranka gapiłam się na stolik Iwanowów. Z początku kryłam się z obserwowaniem ich, jednak gdy w mojej głowie pojawiały się niewygodne pytania, wzrok sam zmierzał w ich kierunku. Zawieszał się na przystojnej twarzy Ivara, który mrugał do mnie za każdym razem, gdy przyłapywał mnie na gorącym uczynku. Zahaczał o zimne spojrzenie Tristana, krzyżował się z nienawistnym spojrzeniem Victorii.
Stukając palcami o kubek parującej kawy, próbowałam wyobrazić sobie wśród nich Penelopę. Czy patrzyli na nią w ten sposób co na mnie? Na ich twarzach malowała się identyczna niechęć? Odbijała się ona również na jej twarzy? Kłócili się o rzeczy nieistotne czy też ich wrogość oraz pogarda miały inne podłoże? A Ivar? Czy traktował Penny normalnie, tak jak mnie? Mrugał do niej, gdy tylko ich spojrzenia się spotykały? Czy miał powód, by jej nie znosić jak rodzeństwo? Miałam tyle pytań, że lada moment wybuchnie mi czaszka.
— Gapisz się. — Simon trąca mnie w ramię ze śmiechem, a kilka kropel kawy wylewa się z kubka.
To prawda, gapiłam się i wcale się z tym nie kryłam. Zastanawiałam się, czy w tej akademii znajdowała się osoba, która mogła pomóc mi w moim małym śledztwie. Rozważałam rozmowę z Silver, wątpiłam jednak, by znała tajemnice Pen. Wtedy w bibliotece kazała mi przyjść, chciała opowiedzieć mi o niej wszystko, sama jednak wspomniała, że siostra coś ukrywała. Jak wiele o niej wiedziała? Czy były to rzeczy, które mogły doprowadzić mnie do prawdy? Powinnam ją odwiedzić, nawet jeśli nie mogła mi pomóc. Były przyjaciółkami, może Silver coś dostrzegła w jej zachowaniu, podsłuchała jakąś dziwną rozmowę, jak ja.
— Do jakiej frakcji należy Victoria? — zapytałam, przerywając Indirze rozmowę na temat lekcji. To przypomniało mi, że zapomniałam o dzisiejszym wypracowaniu na historię. Trudno, pan Petrov będzie miał powód, by porównywać mnie do siostry.
— To wiedźma — odparł Simon, przeciągając samogłoski. Ściszył głos do konspiracyjnego szeptu, jakby mówił jakąś niedozwoloną rzecz. Kąciki ust drgnęły mi w lekkim uśmiechu. Mogłam uwierzyć w to, że Iwanow rzeczywiście była wiedźmą. — Wariatka z niej — zachichotał, sięgając po widelec z mojego talerza. Nie tknęłam nic oprócz kawy, a dla chłopaka było to jak zaproszenie do mojego śniadania. Zaczął pałaszować moją jajecznicę jakby należała do niego. Dzielenie się jedzeniem z jakiegoś powodu miało miejsce podczas każdego posiłku. I choć z początku nieco mnie to drażniło, teraz było niemal zupełnie normalne.
— Daj spokój — skarciła go Indira, przewróciwszy oczami. I bynajmniej nie chodziło jej o okradanie mnie z posiłku.
— Jest niezidentyfikowana — wtrąciła się Danika, zerkając na Victorię, jak na dziwadło. — I faktycznie jest wariatką. — Uśmiechnęła się półgębkiem, posyłając Simonowi porozumiewawcze spojrzenie. — Oczywiście nie obrażając twojej psióły — dodała tonem zabarwionym sarkazmem.
— Dużo przeszła, wcale nie jest wariatką. — Policzki Indiry nabrały lekko czerwoną barwę. Brwi miała ściągnięte, a żuchwę zaciśniętą, złość wyraźnie malowała się na jej zwykle spokojnej twarzy. Obserwowałam ją ze zmrużonymi powiekami, nie mogąc pojąć jak ktoś tak dobry, mógł przyjaźnić się z kimś tak podłym. Zupełnie jakby anioł obracał się w towarzystwie diabła. — Nie rozumiem, dlaczego nie chcecie daj jej szansy. Nie jest złą osobą — broniła jej dalej, patrząc kolejno na każdego z nas.
Simon całkowicie się wyłączył, więc teraz bawił się falbankami swojej bluzki, ignorując słowa Faye. Danika wyglądała, jakby ktoś opowiedział jej dobry żart. A ja uniosłam sceptycznie brew. Jakbym mogła przekazywać wspomnienia, pokazałabym jej nasze pierwsze spotkanie w pokoju. W życiu nie dałabym jej szansy, co z pewnością było obustronne. Victoria od początku mnie nie lubiła, a ja nie zamierzałam pierwsza wyciągać do niej ręki. Była żmiją, ukąsiłaby mnie, nim zdążyłabym choćby kiwnąć palcem.
— Zazwyczaj jak mówisz, że ktoś jest super, ekstra i używasz innych miłych słówek, to ten ktoś okazuje się totalnym palantem. Na przykład on. — Podążyłam za wymownym, nieco gniewnym spojrzeniem Daniki, zatrzymując wzrok prosto na Tristanie. — Albo ona. — Teraz wskazała na jakąś wymalowaną rudą dziewczynę, siedzącą przy stoliku Siłaczy, a przynajmniej na takich wyglądali. — Albo on...
— Ok, zrozumiałam — obruszyła się Indira i na powrót zajęła się swoim jedzeniem z krzywym grymasem.
Indira była dobra, może nawet za dobra. Próbowała w każdym dostrzec łagodność, zapominając, że serca niektórych wiały przeraźliwą pustką.
— Czy moja siostra przyjaźniła się tylko z Silver? — zapytałam nagle po chwili ciszy, upijając łyk kawy. Indira spojrzała na mnie znad swojego talerza z nieodgadnionym spojrzeniem. To drugi raz, kiedy o nią pytałam.
— W sumie to tak, zawsze razem chodziły. Pen lubiło sporo osób, często rozmawiała z nauczycielami, kochali ją. No i jeszcze Dorian, był jej bliższy nawet od Silver — opowiadała, przekrzywiając głowę. — Iwanowie za nią nie przepadali, ale nigdy nie mówili mi dlaczego. Coś się między wydarzyło. Kiedyś się ignorowali, aż nagle zaczęłam widywać ich razem. Za każdym razem nie mieli sobie nic miłego do powiedzenia... — przerwała, kierując wzrok na Victorię.
— Przyjaźniła się z Dorianem? — zaciekawiłam się, ignorując wzmiankę o Iwanowach. Już wiedziałam, że nie darzyli się uczuciem, chyba że nienawiścią. Mimo wszystko zanotowałam, że ich relacje zmieniły się nagle.
Dorian wspomniał, że Penny była dla niego wyjątkowa, sądziłam jednak, że chodziło o jej mądrość, w końcu pan Petrov chciał, by uczyła historii. Nauczyciel napomknął też, że tylko dyrektor znał ją lepiej od niego. Z jakiegoś powodu przedtem mi to umknęło. Najwidoczniej miałam zbyt wiele spraw na głowie, by spamiętać wszystkie słowa, które wtedy usłyszałam.
— Nawet więcej. — Spojrzałam na nią zdziwiona. Chyba nie miała na myśli, że... — Spotykali się. — Och, dokładnie to miała na myśli. Moja siostra romansowała z dyrektorem? Nawet nie przyszłoby mi to do głowy! Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? Dlaczego Dorian to przemilczał?
Musiałam porozmawiać z nim ponownie. Wiedział, w jakie sprawy była zamieszana moja siostra, lecz twierdził, że wpierw muszę udowodnić, że można mi zaufać. Może z tego powodu przetrzymywał mój telefon? Żeby sprawdzić, czy czegoś nie ukrywałam.
Z westchnieniem podniosłam się z miejsca. Zabrałam swój pusty talerz, choć nie zjadłam z niego ani kęsa. Simon jadł za dwoje, choć wcale nie było po nim tego widać. Był szczuplejszy może nawet ode mnie.
Wypiłam kawę do końca, a papierowy kubek wywaliłam do kosza. Za kilka minut zaczynały się zajęcia, więc Indira postanowiła odprowadzić mnie do klasy, mimo że tego nie potrzebowałam. Mniej więcej pamiętałam już rozkład zajęć. Nie chciałam jej jednak odganiać, bo jej towarzystwo zaczynało robić się miłe.
Przez większość lekcji nie skupiałam się na tym, na czym powinnam. Zamiast zapisywać notatki z zajęć, w punktach wypisałam wszystkie wydarzenia od śmierci rodziców aż po dzisiejszy dzień. Próbowałam zrozumieć działania Penelopy, wytłumaczyć jakoś fakt, że ukryła przede mną tyle rzeczy. Całkowicie wykluczyła mnie ze swojego życia, a przecież byłam jego częścią. Wiedziała, że rodzice również byli Odmiennymi, odkryła swoje moce, uciekła, zostawiając mnie kompletnie samą. Dlaczego? Nie ufała mi wcześniej, chciała mnie w ten sposób chronić? Co jeśli nagle moje moce by eksplodowały, a ja nie wiedziałabym, co się ze mną dzieje? Powinna porozmawiać ze mną zaraz po odkryciu prawdy, nasze relacje były wtedy w znacznie lepszym stanie, może wtedy zdołałabym jej uwierzyć. Wtedy razem zmierzyłybyśmy się z tym problemem.
Ostatnim punktem, obok którego widniał wielki wykrzyknik, był kamień. Zapisałam go na zajęciach z panem Petrovem, wpatrując się w kartkę, jakby magicznie miała pojawić się na niej odpowiedź. Przerwałam pisanie w zeszycie, kiedy musiałam oznajmić, że nie przygotowałam referatu. Od tego momentu nauczyciel co chwila zerkał w moją stronę zaniepokojony. Przejmował się faktem, że nie przykładałam wagi do nauki jak siostra, czy może podejrzewał, że zajmowałam się czymś zupełnie innym?
Wyszłam z klasy jako pierwsza, żeby historyk nie wezwał mnie na rozmowę. Dziś nie chciałam rozmawiać z nim o Penny, nie potrzebowałam jego pocieszania, czy zapewnienia, że zrobiła to wszystko dla mojego dobra. Najpierw sama musiałam się z tym wszystkim pogodzić. Bo chcąc nie chcąc czułam się zdradzona, pominięta oraz oszukana.
Na zajęcia pani Might weszłam jeszcze w podlejszym humorze niż wczoraj. Nauczycielka zerknęła na mnie przelotnie, uśmiechając się złośliwie i nie przerywając rozmowy z jedną z uczennic. Usiadłam na swoim miejscu, wgapiając wzrok w łyżeczkę przede mną. Miałam ochotę wyrzucić ją przez drzwi, a potrzeba ta nasiliła się jeszcze bardziej, gdy dostrzegłam, że leżała tylko na moim cholernym stoliku. Drwiła sobie ze mnie. I łyżeczka i Anastazja Might. Zmrużyłam oczy, ze wszystkich sił próbując się skupić, ale nic się nie stało. Kawałek metalu śmiał mi się prosto w twarz, krzycząc, że jestem skończoną pokraką. I bosko, jestem pokraką, nic na to nie poradzę!
— Nie przejdziesz do następnego etapu zajęć, dopóki nie uniesiesz jej po sam sufit. — Z trudem podniosłam wzrok. Teraz zamiast mordować w myślach Bogu ducha winną łyżkę, torturowałam nauczycielkę, która tylko nie miała siły do rozemocjonowanej nastolatki nie potrafiącej ogarnąć swoich własnych uczuć. Z przeciągłym westchnięciem oparłam się łokciami o stolik.
— Nie potrafię — wyznałam, a chęć, aby stąd uciec osiągnęła apogeum.
— Potrafisz, tylko tego nie chcesz — skomentowała i dotknęła mojego ramienia. Wzdrygnęłam się na jej nagły dotyk. Choć wydawała się okropną żmiją, czerpiącą przyjemność z upokarzania swoich uczniów na oczach całej klasy, zaczynałam dostrzegać jej zalety. Mimo wszystko pragnęła tego samego co ja — żebym w końcu siłą umysłu podniosła to cholerstwo. I czasem okazywała cechy człowieczeństwa. — Wczoraj udało ci się wprowadzić łyżeczkę w drżenie. Jeśli dzisiaj nie uda ci się nią poruszyć, uda ci się jutro. Albo pojutrze. Może i na razie jesteś słaba, ale wkrótce będziesz silna. Wystarczy trochę pracy.
— Dziękuję — mruknęłam i pomimo złości na samą siebie, naprawdę byłam wdzięczna. Choć ja w siebie nie wierzyłam, ona pokładała we mnie odrobinę nadziei. To pomagało mi wierzyć, że pomimo tego, że teraz byłam najgorsza, później mogłam być trochę lepsza. Albo i najlepsza.
Po rozbrzmieniu dzwonka wszyscy zajęli swoje miejsca. Podczas gdy cała reszta roztapiała i na powrót stapiała metalowe przedmioty, nadając im nowych kształtów, ja usiłowałam podnieść sztuciec. Ktoś nawet z kuli stworzył pięknie zdobiony sztylet, by później przebić stojącą w rogu kukłę na wylot. Dziewczyna, która tego dokonała, spojrzała na mnie z drwiną.
— Możesz wyjść z zajęć wcześniej. Weź łyżeczkę i poćwicz w samotności, znajdź jakieś miejsce, w którym będziesz spokojniejsza. Jeśli ci się uda, pokaż mi jutro, czego się nauczyłaś, a wtedy też uda ci się stworzyć broń. — Anastazja stanęła przede mną, ściszając głos, by reszta uczniów nie usłyszała, że zostałam zwolniona z zajęć. Skinęłam głową i zabrałam swoje rzeczy, w palcach mocno ściskając zimny kawałek metalu. Zostałam odprowadzona prześmiewczym wzrokiem dziewczyny, której udało się wykształcić sztylet.
Z grymasem na twarzy przemierzałam korytarz, zastanawiając się, co ze sobą zrobić. W całej tej akademii nie było miejsca, w którym byłabym spokojna. Nie znałam wszystkich pomieszczeń, jedynie swój pokój, stołówkę oraz bibliotekę. Może tam powinnam się udać? Porozmawiałabym z Silver o siostrze i mogłaby pomóc mi w ogarnięciu mocy. Gdy szłam w stronę windy, na zakręcie wpadłam w czyjeś silne ramiona. Roztargniona spojrzałam w górę, a lekki uśmiech sam pojawił mi się na ustach.
— Cześć, Ivar — przywitałam się, odsuwając się o krok. Jego duże, szorstkie dłonie podtrzymywały mnie pod łokcie.
— Hej. — Delikatny uśmiech zabłąkał się na jego twarzy. — Wagarujesz? — zapytał, mrużąc oczy.
— A ty? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie, przekrzywiając nieco głowę. Roześmiał się, wciąż nie zabierając rąk z moich łokci.
— Idziesz jeść, czy chcesz kogoś zatłuc łyżką? — Spojrzał wymownie na kawałek metalu, który wciąż kurczowo ściskałam w dłoni. W jego oczach skakały wesołe ogniki.
— Jeszcze nie zdecydowałam. — Wzruszyłam ramionami, a jego uśmiech się poszerzył.
— Chodź, zabiorę cię gdzieś — zaproponował, ciągnąc mnie w stronę windy. Nie protestowałam. Łyżka mogła poczekać, moje małe śledztwo nie. Może dowiem się od Ivara czegoś, co pomoże rozwiązać mi choć jeden problem.
Będąc już w windzie, staliśmy blisko siebie. Tak blisko, że nasze ramiona się stykały, a to rozpraszało wszystkie złe myśli, które kotłowały się w mojej głowie. Zerknęłam na jego długie palce wciskające przycisk z numerem piętra, które należało do Doriana. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Chyba nie zabierał mnie do dyrektora, żeby naskarżyć, że wagarowałam, prawda? Przecież dostałam pozwolenie. Kiedy drzwi się rozsunęły, popchnął mnie w kierunku przeciwnym do gabinetu. Spojrzał za siebie, jakby upewniając się, że nikt nas widział i chwycił mnie za dłoń, prowadząc kolorowymi korytarzami.
— Spodoba ci się — szepnął, pochylając się w moją stronę z zadowolonym uśmiechem. Stanęliśmy przed jaskrawo-żółtymi drzwiami.
— Na pewno możemy tu być? — zapytałam, rozglądając się z obawą, że ktoś zaraz wyskoczy zza zakrętu.
— Mam pozwolenie — odpowiedział i wyciągnął z kieszeni jeansów klucze. Skoro dostał klucze, nie miałam powodów, by mu nie wierzyć. A nawet jeśli, złamanie zasad wcale nie było takie złe, jeśli łamało się je we dwoje. Wepchnął mnie do ciemnego pomieszczenia, zamykając za nami drzwi. Chwilę później pokój zalało ciepłe, pomarańczowe światło, a mnie na chwilę zaparło dech w piersi.
To muzeum, cholerne muzeum. Na ścianach równo wisiały obrazy z różnych epok oprawione w bogato zdobione ramy. W równych rzędach stały gabloty z rzeźbami oraz z zabytkami tymi znanymi jak i mniej znanymi. Bronie, kryształy, akcesoria należące do dawnych królów. Po środku otoczone czerwonymi bramkami widniały krzesła oraz potężne stoliki.
— Wow — wydusiłam w końcu, bo Ivar patrzył na mnie, oczekując jakiejś reakcji.
Kiedy mój wzrok natrafił na najbardziej oświetlony obraz, podeszłam w jego stronę powolnym krokiem. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w „Gwieździstą noc" Vincenta van Gogha i zaraz serce ścisnęło mi się z żalu. Taki sam obraz wisiał nad moim łóżkiem w Nowym Jorku. Dostałam go od Penny, gdy skończyłam czternaście lat. Obie kochałyśmy to dzieło, przypominało nam o wspólnych wycieczkach, gdzie nocą leżałyśmy na wzgórzu oglądając niebo. Później przestałyśmy razem wyjeżdżać, ale obraz pozostał, przypominając o tym, że wiele lat temu byłyśmy blisko. Tęsknota uderzyła we mnie nagle, aż łzy zapiekły mnie pod powiekami.
— Dorian czasami godzinami wpatruje się w ten obraz, pijąc wino — odezwał się Ivar, a ja z trudem odwróciłam wzrok.
Rozumiałam Doriana. Sama miałam ochotę to teraz zrobić. Wziąć butelkę jakiegoś alkoholu i patrzeć na jedną z nielicznych rzeczy, która przypominała mi o siostrze. Żałowałam, że nasze relacje potoczyły się w taki, a nie inny sposób. Gdybym miała okazję, naprawiłabym między nami wszystko. Oddałabym wszystko, by móc zmienić bieg wydarzeń. By być lepszą młodszą siostrą.
— To nasz obraz. Mój i Penny. Często siedziałyśmy pod gołym niebem, obserwując niebo. Dała mi taki na urodziny i kiedy nie mogłyśmy wyrwać się z domu, siedziałyśmy w pokoju, rozmawiając i oglądając „Gwieździstą noc". Piłyśmy wino, choć byłam niepełnoletnia — wyznałam ściszonym głosem, odwracając wzrok od współczujących oczu Ivara.
— Twoja siostra była dobrą osobą. Pomagała nam w wielu sprawach — wyznał, kładąc dłoń na moim ramieniu.
— Myślałam, że twoje rodzeństwo jej nie lubiło — przyznałam, bo przecież sama Indira powiedziała, że zawsze się kłócili. W jakich sprawach mogła im pomagać?
— Moje rodzeństwo nie lubi nikogo. — Uśmiechnął się, wzruszając ramionami. Gdy spojrzałam mu w oczy, odwrócił wzrok. Zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo?
— W czym wam pomagała? — dopytałam, starając się nie brzmieć podejrzliwie. Ivar jednak nie odpowiedział. Teraz on wpatrywał się w obraz.
— To nieważne — odpowiedział po chwili ciszy. Dla mnie to było ważne. Mogło to pomóc mi w dowiedzeniu się prawdy. Ta rozmowa już utwierdziła mnie w przekonaniu, że Iwanowie mieli związek ze śmiercią mojej siostry. Łączyły ich jakieś tajne sprawy.
— Chcesz pomóc mi podnieść łyżeczkę siłą umysłu? — zmieniłam temat, siląc się na wyluzowany ton. Prędzej czy później i tak dowiem się wszystkiego.
— Jasne — odparł szybko, wyrywając mi z dłoni sztuciec. Ustawił go na starej szafce obok popiersia. — Rady Anastazji są bardzo pomocne, ale zrobimy to po mojemu. — Mrugnął do mnie, całkowicie się rozluźniając. Zupełnie, jakby rozmowa przed chwilą nie miała miejsca. — Zapewne wspomniała o spokoju, jakiejś blokadzie i traumie, bla, bla, bla... Zapomnij o tym. Mam traumę od dzieciństwa, a to nie blokowało mojej siły. Tak naprawdę nie trzeba spokoju ducha, żeby wywołać moce.
— Więc czego?
— Jednej emocji, która będzie cię kierować. Nie możesz osiągnąć spokoju, bo ciągle jesteś wściekła. Pozwól, żeby to gniew cię prowadził. To na nim się skup — poradził, stając teraz za mną. Ułożył dłoń na moim ramieniu. Jak miałam się skupić, skoro stał tak blisko, a z tyłu głowy wciąż echem rozbrzmiewała nasza rozmowa?
— Pomyśl o tym, co cię wścieka — wyszeptał wprost do mojego ucha, a ja ledwo powstrzymywałam drżenie ciała.
Z westchnieniem wbiłam wzrok w łyżeczkę. Próbowałam skupić myśli na tym wszystkim, co wywoływało we mnie gniew. Byłam zła na Penny, za to, że mnie zostawiła, że mnie wykluczyła ze swojego życia, jakbym była nikim. Wściekałam się na rodziców, ponieważ przez te wszystkie lata nas okłamywali, a tajemnicę na temat tego, kim jesteśmy, zanieśli aż do grobu. Byłam zła, bo zostałam z tym wszystkim kompletnie sama i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Cała ta akademia wywoływała we mnie furię. Victoria, która powodowała żądzę mordu, Tristan, który mi groził oraz Dorian, który trzymał mnie w niewiedzy, choć doskonale wiedział, co stało się z moją siostrą. Miałam ochotę wrzeszczeć z frustracji! Jedyne czego pragnęłam to normalne życie. Czy to naprawdę tak wiele?!
Wściekłość wylała się z mojego serca, sprawiając, że mrowiło mnie całe ciało. Miałam wrażenie, jakby krew wrzała mi w żyłach. Łyżeczka lewitowała w powietrzu, a metal roztapiał się, pulsując w rytm mojego gniewu. Przekrzywiłam głowę, obserwując, jak przedmiot powoli leciał w moim kierunku. Uniosłam dłoń, a srebrna kula powoli wnikała w moją skórę, zmieniając ją w metal. Z rozwartymi w szoku ustami spojrzałam na dumnego z siebie Ivara. To, co przed chwilą było łyżką, teraz wtopiło się we mnie. Po chwili moja skóra znów była normalna, a na dłoni na powrót leżał sztuciec.
To było... przerażające i fascynujące równocześnie. Do cholery, miałam metalową dłoń!
— Udało mi się! — wykrzyknęłam ze śmiechem, ledwo powstrzymując się przed rzuceniem się Ivarowi na szyję.
— Jesteś... — zaczął Ivar, ale zaraz zamilknął, gdy zza drzwi usłyszeliśmy czyjś śmiech oraz brzęk kluczy. — Kurwa — przeklął pod nosem, ciągnąc mnie na drugi koniec pomieszczenia. Wepchnął mnie za nieoświetloną gablotkę, a ja z szoku nawet nie protestowałam.
— Myślałam, że masz pozwolenie — wysyczałam w jego stronę, a odpowiedział mi jedynie znaczącym uśmieszkiem. Przyłożył mi palec do ust w chwili, w której otworzyły się drzwi.
— Wrócę po ciebie.
— Ivar, jeśli to znowu ty, zabiję cię! — Skuliłam się bardziej za gablotą, słysząc krzyk Doriana. Iwanow mrugnął do mnie, zanim wstał.
— Chciałem tylko pooglądać obrazy — odpowiedział, a z każdym krokiem, jego głos był coraz cichszy.
— Mhm, jak zawsze — odpowiedział mu sceptycznie Dorian, a ja zaczęłam się zastanawiać co znaczyło „jak zawsze". Zatłukę Ivara, jeśli okaże się, że przyprowadzał tu wszystkie laski. Usłyszałam jeszcze przyciszoną odpowiedź Iwanowa, a wtedy światło zgasło. Wyjrzałam zza gablotki w chwili, w której drzwi zatrzaskiwały się z hukiem. Dorian zamknął je na klucz.
— Bosko — mruknęłam do siebie, z westchnięciem opierając głowę o szafkę.
Siedziałam tak w zupełnej ciemności, a minuty leciały i leciały. Nie miałam telefonu ani zegarka, żeby sprawdzić jak długo już tutaj siedziałam, ale miałam wrażenie, że minęły już godziny. Nie mógł zapomnieć. Przecież mówił, że po mnie wróci! Nie mógł zostawić mi kluczy?! Przecież mogłabym wyjść zaraz po nich.
Zapomniał. Zostawił mnie zamkniętą w pokoju muzealnym Doriana. Bosko, naprawdę bosko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro