Rozdział 13
Zerwałam się na równe nogi już z samego rana. Indira pochrapywała w swoim łóżku po nocnej imprezie, z której wróciła dokładnie o drugiej szesnaście. Wiedziałam to, ponieważ wtedy nie spałam. Nie spałam również wtedy, gdy o trzeciej cztery wstała do łazienki, podczas czego potknęła się o moją torebkę. Zaśmiałam się pod nosem, próbując udawać, że śpię, aż w końcu naprawdę usnęłam. Przebudziłam się dwie godziny później, czyli dwadzieścia minut temu.
Wiedza na temat hasła ciążyła mi niemiłosiernie. Pół nocy zastanawiałam się, co zrobić z tą informacją, aż w końcu coś wymyśliłam. Planowałam pójść do Doriana, musiałam z nim porozmawiać raz jeszcze, wybadać co sądzi o powrocie Pen. Myślałam o niej niemal nieustannie odkąd wróciłam z imprezy i nie potrafiłam pozbyć się przeczucia, że coś było bardzo nie tak. Tristan zasiał we mnie jeszcze większy niepokój, niż odczuwałam wcześniej.
Wyszłam z pokoju chwilę przed szóstą po szybkim prysznicu.
Znajdowałam się już na korytarzu dyrektora. Nie miałam pewności, czy nie spał, jednak nie mogłam dłużej siedzieć w pokoju, bez powodzenia próbując zasnąć. Musiałam coś zrobić. Przystanęłam przed różowymi drzwiami, które prowadziły do jego gabinetu. Były uchylone a z wewnątrz dochodziły czyjeś głosy.
— Przykro mi, Dorianie.
Stanęłam nieruchomo, usłyszawszy baryton pana Petrova, nauczyciela historii. Dlaczego było mu przykro? Co robił tutaj tak wcześnie?
— Domyślaliśmy się od samego początku. W głębi serca wiedziałem, że to nie ona, ale tak bardzo nie chciałem w to wierzyć... — Puls przyśpieszył mi tak gwałtownie, że przez zmęczenie zakręciło mi się w głowie. Nie miałam wątpliwości co do tego, że mówili o Penelopie. — O.L.P.O wiedziała co robi. Gdybyśmy zareagowali kilka dni później, możliwe, że udałoby jej się znaleźć hasło i zdobyć kamień od Iwanowów. Wyciągnęłaby wszystko od Navinne.
— Navinne? Podejrzewasz, że ma hasło?— Zaskoczenie pojawiło się w głosie nauczyciela. — Może powinniśmy z nią porozmawiać. To my powinniśmy pilnować kamienia, Dorianie. Nie ufam Iwanowom. Nie wiemy, co planują, to się może źle skończyć.
— Stefanie, nie możemy oceniać tych dzieci przez pryzmat ich rodziców. Wierzę, że tak samo jak my, chcą trzymać kamień z daleka od Irminy oraz Alberta.
W głowie pojawiły mi się słowa Tristana wypowiedziane w bibliotece. Ostrzegał, że gdy poznam hasło, mam nie pozwolić, by Dorian sięgnął do mych myśli. Podsłuchując jednak jego rozmowę, zaczynałam ufać mu nieco bardziej niż dotychczas. Dorian pragnął tego samego co my. W jego głosie wyczuwałam szczerość, prawdziwą oraz głęboką. Myśl, że mógł chcieć wykorzystać kamień w złym celu wydawał się nagle absurdalny. Tristan był ostrożny, ale nie wydaje mi się, by miał namacalne dowody, by wierzyć w swoje teorie spiskowe.
— Nie możemy powierzać dzieciom naszego losu, przyjacielu. Ich rodzice są nieobliczalni, sprytni i mają za sobą całą armię O.L.P.O. Z pewnością wiedzą, że kamień znajduje się za murami akademii, a my nie możemy pozwolić, by nam go odebrali. Powinniśmy go zabrać, a następnie zniszczyć. — Pen Petrov wydawał się wzburzony. Słyszałam szybkie, rytmiczne kroki, jakby niespokojnie chodził w tę i z powrotem. Nie odważyłam się jednak wystawić głowy, by to sprawdzić. Stałam z boku, ukryta za drzwiami, by lepiej słyszeć. Ostatnio dosyć często zdarzało mi się podsłuchiwać. Powoli wchodziło mi to w krew...
— Ufam Navinne. Jest bystra, była ostrożna wobec... tej kobiety — Podczas pauzy odchrząknął. Wiem, że chciał powiedzieć „Pen", jednak to byłoby kłamstwo. Ponieważ osoba, która pojawiła się w akademii nie była moją siostrą. Świadomość ta raniła mi serce, to tak, jakbym straciła ją ponownie. Chociaż tak naprawdę nigdy jej nie odzyskałam. — I ufam Tristanowi. Jest silny i nie chodzi mi o siłę fizyczną. Nie raz sprzeciwił się rodzicom, nie pozwoli, by kamień wpadł w nich ręce, nie musimy martwić się, że z nimi współpracuje. A jego rodzeństwo, choć nie należy do ludzi wartych zaufania, podąża za nim. Zawsze.
— Więc jaki jest plan? Pozwolimy im na posiadanie tak potężnego przedmiotu? — Ton nauczyciela stał się bardziej nerwowy.
— Mniej więcej — odpowiedział niewyraźnie Dorian, a ja mogłam sobie wyobrazić, jak właśnie włożył cygaro między usta. — Wejdź, mała Chambler! Nie czaj się tak za drzwiami!
Na policzkach zapłonął mi rumieniec wstydu, a serce wywinęło koziołka. Nie wierzę, że Dorian od samego początku był świadomy mojej obecności. Oraz że się tego nie domyśliłam. Przecież potrafił wyczuwać czyjś umysł, a mój... cóż, musiał wrzeszczeć setką myśli. Weszłam, wykrzywiając usta w czymś, co miało być luźnym uśmiechem. Twarz pana Petrova zmiękła, gdy tylko przekroczyłam próg. Z nerwowej zmieniła się prawie że w zatroskaną. Wyglądał teraz jak zmartwiony ojciec.
— Przykro mi, Navinne — powtórzył to, co kilka chwil temu rzekł Dorianowi. Mówił o mojej siostrze. Wzięłam drżący, krótki oddech nim odpowiedziałam:
— Dziękuję. Dobrze było znów zobaczyć ją chociaż przez chwilę, nawet jeśli... to nie była ona.
— Zostawię was. Do zobaczenia, Navinne. — Pan Petrov mijając mnie, uścisnął mi ramię jakby w pocieszającym geście. Skinęłam głową z niemrawym uśmiechem.
Dorian odłożył cygaro do specjalnego pudełka. Wyglądał na spokojnego, choć na ułamek sekundy smutek zabłysnął w jego oczach. Z ciężkim westchnięciem usiadł przed biurkiem. Głową dał znak, bym i ja zajęła miejsce.
— Patrzenie na nią przez te dni było torturą — wyznał, wpatrując się przed siebie. Krzaczaste brwi ściągnął w konsternacji. Jakaś myśl pojawiła się w jego głowie, ale zacisnął usta, nim zdążył wypowiedzieć ją na głos. — Oglądanie osoby, którą się kocha z wiedzą, że nie jest prawdziwa, cholernie boli, prawda?
— Tak — szepnęłam, bo nie stać mnie było na mocniejszy ton. — Kiedy pan się domyślił?
— Podejrzewałem od pierwszego dnia. Jej umysł, choć idealnie odwzorowany, miał pewne luki, które z dnia na dzień się powiększały. Drugiego byłem już niemal pewny, ale pozwalałem jej wierzyć, że się nie domyślam. To agentka Iwanowów, która potrafi wcielić się w każdą osobę, przejąć część jej wspomnień, myśli, zachowań. Nazywa się Mera.
Zimny dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa. Przed oczami stanęła mi postać Mystique. Choć w filmach mnie fascynowała, spotkanie takiego Odmiennego w prawdziwym życiu przyprawiało mnie o zawrót głowy. Myśl, że rozmawiałam z obcą osobą, a nie z siostrą, prawie wycisnęła ze mnie łzy. Mimo wszystko żywiłam nadzieję, że to Pen, tyle że nieco odmieniona. Wolałam myśleć, że ktoś majstrował przy jej mózgu i zrobił z niej szpiega, niż że naprawdę odeszła.
Znów byłam sama. Nie miałam rodziny, przyjaciół, nikogo kto pomógłby mi nieść ten cholerny ciężar. Ponownie byłam zdana na siebie. Cząstka wiary, która zapaliła się wraz z przybyciem Penelopy, zgasła, pozostawiając po sobie jedynie duszący dym.
Mogłam niemal poczuć go w płucach. Och, to.. Dorian znów zapalił cygaro.
— Możesz na mnie liczyć, mała Chambler — szczerość w głosie dyrektora poruszyła mnie do głębi. Od dawna nie słyszałam tych słów. Uścisnął mi dłoń, szybko, niemal niezauważalnie, ale to sprawiło, że smutek, który w sobie nosiłam, zmalał. Bo wiedziałam, że on dzielił go ze mną. — I na litość boską, przestań mówić do mnie „pan".
— Tak jest, Dorianie. — Pozwoliłam sobie na lekki uśmiech.
— Wracaj do łóżka. Jest po szóstej, a ty wyglądasz... źle. — Wzrokiem omiótł moją twarz.
— Delikatnie to ująłeś. — Kącik ust drgnął mi w kolejnym uśmiechu. Wyglądałam jak gówno, a czułam się równie okropnie. — Dziękuję, Dorianie. Za prawdę i za zaufanie.
Zaglądaj częściej, mała Chambler. Ale tym razem nie czaj się za drzwiami.
***
Tym razem czaiłam się za drzwiami Tristana. Śniadanie zaczynało się za trzydzieści minut, ale nie miałam zamiaru rozmawiać o tak istotnych sprawach na stołówce. Dorian mi ufał, ufał również Iwanowowi, to znaczyło, że mogłam bez zmartwień podzielić się przemyśleniami na temat hasła.
Zapukałam niepewnie. Chwilę później drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem. Widok Tristana w samych bokserkach na ułamek sekundy sprawił, że zapomniałam, co tak właściwie tutaj robiłam. Pozwoliłam sobie przez chwilę zawiesić oko na jego szczupłym brzuchu, który kusił lekkim zarysem mięśni. Na żebrach miał wytatuowanego feniksa. Jego ogon zdobiły płomienie, a pod nim widniał napis tak mały, że w słabym świetle nie potrafiłam go odczytać. Gapiłam się nieco zbyt długo, bo dopiero chrząknięcie przywróciło mnie na ziemię.
— Przyszłaś tylko po to, żeby się na mnie pogapić? — Jego drwiący ton przypomniał mi, z kim miałam do czynienia. Z głębi pokoju usłyszałam czyjeś niezadowolone prychnięcie, a to z kolei przypomniało mi, że znajdował się tutaj również Ivar. Mimowolnie zerknęłam w jego kierunku. Opierał się o ścianę z kołdrą zsuniętą do bioder. Przyglądał mi się z czymś na wzór gniewu wymieszanym ze skruchą. Przed oczami pojawiło się wspomnienie wczorajszego wieczoru, przez co serce zabiło mi mocniej. Wciąż widziałam go na tej kanapie w obecności klejących się do niego dziewczyn. Czułam niepokój, gdy tylko przypominałam sobie jego zaborczy uścisk na korytarzu oraz dzikie, niebezpieczne spojrzenie. Zadrżałam na myśl, co by było, gdybym dała się odprowadzić do pokoju. Wyrządziłby mi krzywdę? Siłą zaciągnąłby mnie do łóżka?
Poczułam nagle przypływ ciepła, a gdy uniosłam wzrok, od Tristana dzieliło mnie jedynie pół kroku. Miałam wrażenie, że jego ciało płonęło. Czy bycie Ognistym sprawiało, że jego temperatura była wyższa? Z jakiegoś powodu zapragnęłam przejechać dłonią po jego torsie, by sprawdzić, czy faktycznie tak było. Otrząsnęłam się, widząc jego wyjątkowo łagodne spojrzenie, jakby wiedział, że chwilę wcześniej myślałam o wydarzeniu na korytarzu.
— Pen już nie ma — powiedziałam w końcu, zaczynając temat, z którym tutaj przyszłam. — Rozmawiałam z Dorianem.
— Dowiedziałaś się czegoś ważnego?
— Kobieta, która wcieliła się w Pen, nazywa się Mera. — Wypowiedziawszy imię, oczy Tristana zabłysły. Znał ją, łatwo było odgadnąć, co czaiło się za tymi jasnymi oczami. Miał z nią wcześniej do czynienia? Może niegdyś się przyjaźnili? Za czasów, kiedy jeszcze żył z rodzicami. — Oprócz tego, że jest im przykro, nie powiedzieli nic innego.
— Im? — Przekrzywił nieznacznie głowę, a kosmyk blond włosów opadł mu na czoło.
— Dorian rozmawiał z Petrovem.
— No tak... — parsknął pod nosem. — Ta cała pieprzona rada.
— Nie rozumiem — mruknęłam ze zmarszczonymi w konsternacji brwiami. O jakiej radzie mówił? I skąd to nagłe rozdrażnienie na jej wzmiankę?
— Może zamiast rozmawiać szeptem w progu, zaprosisz Navinne do środka, bracie? — Na pytanie Ivara, Tristan przewrócił ostentacyjnie oczami.
Siedzenie z tą dwójką było ostatnią rzeczą, na jaką w tej chwili miałam ochotę. Sekundy dzieliły mnie od odwrócenia się na pięcie, ale w momencie, w którym chciałam powiedzieć, że wrócę innym razem, Tristan odsunął się, by zrobić mi miejsce. Zerknęłam na korytarz, by upewnić się, czy aby na pewno nikt nie kręcił się w pobliżu. Z ciężkim westchnięciem weszłam do środka.
Siadając na wolne łóżko, wzrokiem natrafiłam na spojrzenie Ivara. Miałam wrażenie, że coś się w nim zmieniło. Zupełnie, jakby wczorajszego wieczoru pokazał mi swoją prawdziwą twarz i teraz nie próbował jej ukrywać. W jego oczach czaiła się złość, której powodu nie rozumiałam. Złość, od której włoski stawały mi dęba. Nie było śladu po miłym chłopaku, który wpadł mi w oko.
— Rada składa się ze wszystkich nauczycieli i zaufanych ludzi Doriana. Wszystkie te osoby wiedzą o kamieniu i o tym, że moi rodzice razem z O.L.P.O pragną go odnaleźć za wszelką cenę. — Materac ugiął się pod ciężarem Iwanowa, gdy siadał obok mnie. Kiedy mówił, potrząsał rytmicznie nogą, a jego kolano ocierało się przy tym o moje. Czułam ciepło, jak zawsze przy tak bliskim kontakcie z nim. — Zamiast wyznać uczniom prawdę, aby przygotować ich na ewentualny atak, pozwalali im wierzyć, że to Akademia Złych stanowi zagrożenie. Nie mają pojęcia, że może czekać ich coś znacznie gorszego.
— Nie rozumiem, dlaczego ukrywają coś takiego — wyznałam w zastanowieniu. Jaki mieli w tym cel? Czy nie lepiej przygotować tych biednych uczniów na walkę z O.L.P.O? Dorian kochał tą akademię, ludzi, których do niej przyjął. Przygarnął ich oraz uratował, dlaczego więc wybrał okłamywanie ich? Aby ich chronić? Byłam żywym przykładem, że kłamstwo było najgorszym wyborem.
— Może w taki sposób łatwiej będzie im zgarnąć kamień — szorstki głos Ivara zmusił mnie, bym ponownie na niego spojrzała. Miał przekrwione, lekko opuchnięte oczy, ale dostrzegłam w nich prawdę. Wierzył w swoje słowa. W to, że Dorian razem z nauczycielami chcieli kamień na wyłączność. A ja nie mogłam się z nim zgodzić. Ufałam dyrektorowi bardziej niż jemu.
— Mniejsza z tym — odezwał się Tristan, ignorując słowa brata. — Czymś jeszcze chcesz się ze mną podzielić, Chambler?
— Z nami — burknął nieuprzejmie Ivar. — Chcesz się czymś z nami podzielić?
Prawie wrzasnęłam z frustracji. Przyjście tutaj było okropnym, OKROPNYM błędem. Trzeba było złapać Tristana na osobności. Może zastałabym go wieczorem w ukrytej biblioteczce. Tak byłoby o niebo łatwiej. A teraz musiałam zmagać się z gburowatym zachowaniem Ivara, bo nagle coś mu odbiło.
— Obaj wiemy, że wcale nie przyszła do ciebie. — Tristan uśmiechnął się zadowolony z siebie, jedynie dolewając oliwy do ognia. Och, na cholerę ja tu weszłam? Trzeba było się wycofać, kiedy była ku temu okazja. — Znajdź sobie inną ofiarę, bracie, bo nie mamy czasu na twoje zabawy. Są ważniejsze sprawy.
Ivar roześmiał się okropnym, pozbawionym wesołości śmiechem. Jego oczy rozbłysły jeszcze większym gniewem.
— Znowu to robisz, co?
— Niby co takiego? — Tristan pochylił się, a wraz z jego rozdrażnieniem, rosła temperatura jego ciała. Powoli zaczynałam się pocić.
— Zabierasz mi dziewczynę. To samo zrobiłeś z Indirą — wytknął mu, a szok uderzył we mnie tak niespodziewanie, że niemal się zachłysnęłam. Że co, proszę? Jak mógł sugerować coś tak absurdalnego? Nikt mnie nie zabierał! Po za tym, do diaska, nie byłam nawet jego dziewczyną. A Indira? Co to za jakiś dziwaczny trójkąt?! Czworokąt tak właściwie, biorąc pod uwagę Victorię. To chore! Nie przyszłam tu, aby wysłuchiwać tych szalonych kłótni. Mieliśmy obgadać poważny temat. Kamień był o niebo ważniejszy, niż ich, a raczej nasze, miłosne zagwozdki.
— Daj spokój — burknął Tristan, kręcąc rozdrażniony głową. — Pokazałem jej, jaki jesteś naprawdę. To był jej wybór. Poza tym, jakbyś nie zauważył, od dawna kocha się w naszej siostrze.
— Wiecie co, chyba sobie pójdę — wtrąciłam się i już miałam wstawać, kiedy ciepła, duża dłoń Tristana wylądowała na moim udzie, przygważdżając mnie do łóżka na dobre.
— Siedź, Chambler — rozkazał, nawet nie zerkając w moją stronę. Był zajęty mierzeniem się na spojrzenia z bratem.
— Przecież siedzę — mruknęłam pod nosem.
— Przestań się wtrącać w moje życie — warknął Ivar, pochylając się do przodu. Miał napięte mięśnie, wyglądał, jakby lada moment miał wybuchnąć.
— Nie wtrącam się w twoje życie. Wtrącam się w życia dziewczyn, którym łamiesz serca. One mają uczucia, bracie. Wykorzystywałeś je o wiele za długo...
Zaciskałam mocno szczękę. Prawdopodobnie wstrzymywałam też oddech. Ta rozmowa... Nie powinno mnie przy niej być. Często kłóciłam się z siostrą i nigdy, przenigdy nie chciałam, by ktoś w tym uczestniczył. Na jaw wychodziły wtedy rzeczy, które powinny pozostać ukryte przed całą resztą. Tak jak w przypadku Iwanowów. To, co działo między nimi było pogmatwane. Przez to jednak zrozumiałam, dlaczego Indira tak bardzo odradzała mi zakochiwanie się w Ivarze. Również Tristan kazał trzymać mi się od niego z daleka.
— Obaj jesteście nieźle popieprzeni. — Strząsnęłam dłoń Tristana, która wciąż znajdowała się na moim udzie. — Nie będę brała w tym udziału. Zobaczymy się po zajęciach. — Wstałam, starając się ignorować wściekłe spojrzenie Siłacza, odprowadzające mnie aż do drzwi. — Kiedy już ogarniecie swój problem, zajmiemy się kamieniem.
Wyszłam, trzaskając drzwiami. Odetchnęłam głęboko, bo dopiero na korytarzu poczułam, że mogę normalnie oddychać.
To jeden z najdziwniejszych dni mojego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro