Rozdział 12
Grievenstel posiadało jedną, obskurną galerię handlową pozbawioną klientów. Przechadzając się po sklepach, miałam wrażenie, że mijałam jedynie uczniów akademii. A jeśli już natrafiałam na kogoś innego, byłam obdarzana podejrzliwym, nieufnym spojrzeniem, od którego ściskało mnie w żołądku. Choć szanse na bycie zaatakowaną przez mieszkańców miasteczka wynosiło niemal zero, spinałam się za każdym razem, gdy tylko ktoś podchodził zbyt blisko.
Siorbiąc końcówkę mrożonej kawy, wzrokiem przeczesałam okolicę. W maleńkiej kawiarni oprócz mnie oraz Indiry siedziały jeszcze trzy osoby, starsze małżeństwo oraz mężczyzna wciśnięty w róg pomieszczenia. Z głowy zsuwała mu się czapka, którą poprawiał co kilka sekund. Czytał pod nosem książkę, wolno przewracając kartki. Jego usta zamarły, kiedy dostrzegł, że mu się przyglądam. Przewrócił kilka stron na raz, na co zmarszczyłam brwi. Dlaczego ominął fragment książki? Obserwowałam go w milczeniu, ignorując słowa Indiry. Zauważyłam kroplę potu spływającą mu po czole, którą wytarł, gdy znów poprawiał czapkę. Co jakiś czas prawie niezauważalnie poruszał ustami.
— Powinnyśmy iść — szepnęłam z udawanym uśmiechem, wstając jak gdyby nigdy nic.
Indira zmarszczyła brwi, upijając łyk swojego smoothie. Posłałam jej poważne spojrzenie, żałując, że nie mogłam porozumieć się z nią w myślach. Gdybym mogła, ostrzegłabym o tym dziwnym gościu gadającym do siebie. Może miał w uchu słuchawkę? A jeśli pracował dla O.L.P.O i poinformował ich o naszym pobycie w mieście? Musiałyśmy spadać, natychmiast.
Chwyciłam Faye pod rękę, kierując się w stronę wyjścia z kawiarni. Kątem oka dostrzegłam, że mężczyzna szybciej porusza ustami, a wzrokiem błądzi po podłodze. Nie wiedziałam, czy zorientował się, że jesteśmy Odmiennymi. Jeśli tak, miałyśmy przechlapane. Miałam nadzieję, że popadałam w paranoję, ale kiedy będąc już na korytarzu, zobaczyłam, że koleś wstaje z miejsca, przyspieszyłam kroku. Indira bez słowa dała mi się prowadzić na miejsce, w którym miałyśmy się spotkać z resztą grupy. Tego dnia towarzyszyła nam pani Might, która siedziała na ławce z Ivarem. Na ich widok odrobinę mi ulżyło.
— Powinniśmy jak najszybciej się stąd wynosić — poinformowałam nauczycielkę, spoglądając za siebie. Mężczyzna stał u szczytu ruchomych schodów, podpierając się o filar. Wciąż trzymał w rękach książkę, udając, że czyta. Spojrzał prosto na mnie, a potem odwrócił wzrok. Tym razem nie poruszał ustami. — Facet na górze w kawiarni cały czas mówił do siebie. Obserwował nas.
Pani Might spięła się, ale nie spojrzała w kierunku, który jej wskazałam. Skinęła jedynie głową i uśmiechnęła się, jakbym powiedziała jej coś miłego. Ivar u jej boku zerknął w tamtą stronę, a w jego oczach błysnęło zrozumienie. Miałam wrażenie, że go rozpoznał, ale mogło mi się to jedynie wydawać.
— Indiro, jesteś w stanie skontaktować się z uczniami? — zapytała, a gdy Faye skinęła, Anastazja wstała, aby mnie przytulić. Z perspektywy obserwatora wyglądało to tak, jakbyśmy się żegnały. — Zajmę go, macie wszyscy czekać w vanie. Pilnuj ich, Ivarze — poinstruowała, a wtedy się rozeszliśmy.
Indira wysłała wiadomość pięciu innym osobom. Minęłyśmy dwie dziewczyny z akademii, które skinęły niemal niezauważalnie w naszym kierunku. Udawaliśmy, że się nie znamy, by nie wzbudzać podejrzeń. Nie wiedzieliśmy, ile osób nas śledziło. Serce waliło mi jak szalone, kiedy we trójkę zmierzaliśmy na parking. Czułam dłoń Ivara na plecach. Delikatnie acz stanowczo popychał mnie do przodu, bym przyspieszyła kroku. Kobieta z wózkiem zerknęła na nas, po czym wyszeptała coś do dziecka. Kiedy jednak zajrzałam do środka, ujrzałam jedynie zwinięty koc.
Oblał mnie strach. Oczami wyobraźni widziałam, jak grupa O.L.P.O wpada na nas z bronią. Co by nam zrobili? Skuli w kajdany? Zabiliby na oczach tej garstki nieświadomych ludzi? Pot zrosił mi czoło, gdy pospiesznie mijaliśmy kilka zaparkowanych aut. Nasz van stał na szarym końcu. Starałam się nie myśleć o tym, że być może gdzieś tam na dachu czeka snajper, by oddać strzał. Wysadziliby samochód z nami wszystkimi w środku?
Mocno ściskałam w dłoni torbę z zakupami. Powinnam ją wyrzucić i biegiem puścić się do lasu, tam trudniej byłoby mnie złapać. Ciepła dłoń Ivara na plecach uniemożliwiała mi jednak ucieczkę. Choć w jego oczach krył się taki sam niepokój co u mnie, jego postawa — w przeciwieństwie do mojej — była opanowana.
Kyle i Amara idą za nami niewidzialni. Jesteśmy już wszyscy.
Głos Indiry w głowie sprawił, że prawie wrzasnęłam ze strachu. Nie powinno się tak zaskakiwać osoby, która była gotowa uciec gdzie pieprz rośnie przy pierwszym podejrzanym dźwięku. Rozejrzałam się, by zobaczyć, czy ktoś nas śledził, ale oprócz rodziny wysiadającej z auta, nie dostrzegłam nikogo.
Ivar otworzył nam drzwi. Indira wskoczyła na swoje miejsce, a ja usadowiłam się obok niej, przyczepiając się jej ramienia jak koła ratunkowego.
— Jakieś wieści od Anastazji? — zapytał Iwanow przyciszonym głosem, zerkając ze zniecierpliwieniem na wejście do galerii. Trzęsłam się na swoim miejscu, nie mogąc pozbyć się obrazu wysadzanego auta. Słowa Indiry do mnie nie docierały, udało mi się zrozumieć jedynie tyle, że byliśmy bezpieczni. Ja jednak wcale się tak nie czułam. Niepokój przyczepił się do mnie prawie tak mocno, jak ja do ramienia współlokatorki. Drgnęłam, gdy drzwi od strony pasażera otworzyły się i zaraz zatrzasnęły. Dopiero po chwili na siedzeniach pojawiły się znajome twarze. No tak... Amara i Kyle szli zaraz za nami.
— Widzę ją — powiedział ktoś z tyłu. Wychyliłam głowę, by przez ramię Ivara dostrzec zmierzającą w nasza stronę panią Might. Szła szybko, ale nie biegła, mogło to więc oznaczać, że nikt nie gnał za nią z bronią. Zajęła miejsce za kierownicą, a wtedy Iwanow zamknął przesuwane drzwi, siadając obok mnie. Ruszyliśmy ostrożnie, bez pisku opon. Jednak dopiero, gdy znaleźliśmy się dobre kilkaset metrów od galerii, odetchnęłam z ulgą. Nikt nie próbował nas zabić.
— Chyba przez jakiś czas darujemy sobie wycieczki do miasta — mruknęła ponuro nauczycielka. — Brawa za spostrzegawczość, Chambler.
Z przymrużonymi oczami oparłam głowę o zagłówek. W samochodzie panowała gęsta cisza, a w powietrzu unosił się zapach potu. Zmarszczyłam w obrzydzeniu nos. Z pewnością to ja cuchnęłam najbardziej. Bluzka przykleiła mi się do pleców, a palce wciąż kurczowo zaciśnięte na ramieniu Indiry pewnie zostawią na jej białej koszuli mokre plamy.
Znajdowaliśmy się już niedaleko akademii, a ja nadal czułam niepokój, który nie pozwalał mi na rozluźnienie mięśni. Z na wpół otwartymi oczami obróciłam głowę w stronę Ivara, który trącił mnie dłonią w udo. Przybliżywszy się z lekkim uśmiechem, wyszeptał mi na ucho słowa, dzięki którym serce ponownie zabiło mi szybciej:
— Będziesz wyglądała rozpraszająco w tej sukience.
Jego dłoń odnalazła moją. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, delikatnie wsunął palce między moje. Ciepło jego skóry rozgrzało mnie aż do kości. W tej chwili żałowałam, że znajdowaliśmy się w zapakowanym na maksa samochodzie. Gdyby było inaczej, wpiłabym się w jego usta, które tak słodko mnie kusiły. Jedno spojrzenie na jego wargi wymazało z głowy niedawny niepokój.
Nie chciałam się zakochiwać. Nie teraz, kiedy potrzebowałam zachować trzeźwość umysłu, by skupić się na ważniejszych sprawach. Ale nie mogłam nic poradzić na to, że jego spojrzenia na stołówce, uśmiechy, którymi mnie obdarzał oraz słowa, którymi pieścił moją duszę sprawiły, że zaczęłam coś czuć. Powinnam stłamsić to uczucie w zarodku, bo przecież wiedziałam, jaki był Ivar — a przynajmniej tak zdawało mi się z opowieści innych. Nie potrafiłam jednak oprzeć się temu dziwnemu przyciąganiu.
Kiedy zaparkowaliśmy przed stodołą, Ivar pomógł mi wyjść wciąż trzymając mnie za dłoń. Indira, która szła ze mną ramię w ramię, spojrzała na nasze splecione palce ze zmarszczonymi brwiami.
Nie zakochuj się w nim.
Ten irytujący głosik w mojej głowie nie należał do mnie. Znałam go aż za dobrze, bo dzień w dzień słyszałam go w pokoju.
Powstrzymałam chęć przewrócenia oczami. Nie ukrywam — Indira była przecudownym człowiekiem, ostatnio odrobinę się do siebie zbliżyłyśmy i myślę, że mogłyśmy nazywać się już dobrymi koleżankami, ale... No właśnie, było jedno wielkie ALE. Ta dziewczyna uwielbiała wtrącać się w moje życie miłosne, co rusz wytykając kto nie był dla mnie odpowiedni. A jej zdaniem tym kimś był właśnie Ivar. Czasem nie ogarniałam jej zachowania. Chciała, abym dała szansę Victorii, która na moje oko była największą zołzą na całym świecie, ale nie pozwalała zbliżyć mi się do jej brata.
— Robię wieczorem imprezę. Wpadniecie? — Ivar pociągnął mnie lekko za dłoń, wciąż uwięzioną w jego luźnym uścisku. Psotny uśmiech będący jego nieodłączną częścią, zdobił jego wąskie wargi.
Zerknęłam za siebie, na resztę uczniów pogrążonych w rozmowie. Pani Might śmiała się z czegoś, co mówiła Amara. Wszyscy zachowywali się, jakby przed chwilą nie wydarzyło się nic szczególnego. A przecież wydarzyło, prawda? Czy może przesadzałam? To prawie tak, jakby śledzenie nas w centrum handlowym przez podejrzanych typów było czymś na porządku dziennym. Co jeśli ci ludzie nas wytropią, a wkrótce zostaniemy zaatakowani w akademii?
Nie przejmuj się. Zabezpieczenia są zbyt dobre, by ktoś mógł się przez nie przedrzeć. Ci ludzie z galerii nie stanowią zagrożenia.
Wzdrygnęłam się, usłyszawszy wyluzowany głos Indiry w głowie. Skarciłam ją wzrokiem.
Przestać czytać mi w myślach. To nieludzkie.
Wysłałam jej wiadomość, wiedząc, że skoro siedzi w moim umyśle, od razu ją odczyta. Próbowałam nie myśleć o jej umiejętnościach, ale teraz sprawiały, że spięłam się niekontrolowanie. Jak często czytała mi w myślach, gdy nie zdawałam sobie z tego sprawy? Odkryła coś, czego nie powinna? Co jeśli regularnie wchodziła do mojej głowy?
Przepraszam. Naprawdę. To pierwszy raz, kiedy to robię, obiecuję. Myślałam, że to... całkiem cool gadać z przyjaciółką w myślach. Do tej pory tego nie robiłam, bo wiedziałam, że się tego boisz. Ale myślałam, że... Zresztą nieważne, już wychodzę, przepraszam.
Przez jej skruszony ton zrobiło mi się przykro. Jeszcze nie do końca przywykłam do tego, jak na co dzień funkcjonują Odmienni. Dla nich porozumiewanie się w taki sposób to norma. Non stop używają swoich mocy w codziennych czynnościach. Raz widziałam, jak jeden Ognisty podgrzewał sobie obiad na stołówce dłonią. A Danika, która jest Wodną, zagotowała mi kawę, kiedy zrobiła się zimna. Nie powinno mnie więc tak odtrącać rozmawianie w myślach. Pewnie gdybym nie ukrywała tyle rzeczy, sprawy miałyby się inaczej. Jednak to, co pojawiało się w mojej głowie było ściśle tajne.
— Przyjdziemy. Muszę w końcu napić się z Indirą, prawda? — zwróciłam się do koleżanki z uśmiechem, próbując rozluźnić atmosferę między nami. Twarz jej się rozjaśniła, kiedy potakiwała głową.
— Świetnie. Widzimy się za dwie godziny w salonie, muszę coś załatwić. Do zobaczenia, Navi. — Posłał mi szeroki uśmiech, a nim puścił moją dłoń, kciukiem pogładził skórę, powodując przyjemny prąd rozchodzący się po całym ciele. Gdy odszedł, Indira chwyciła mnie pod ramię, kierując w stronę chatki prowadzącej do akademii. Weszłyśmy do „szafy", która zawiozła nas na piętro mieszkalne.
— Nie chciałam cię zdenerwować — odezwała się Faye, kiedy dotarłyśmy do pokoju. Z ciężkim westchnieniem usiadła na swoim łóżku. Rzuciłam się na swoje, obracając twarz w jej stronę.
— Wiem, przepraszam, że tak zareagowałam. Muszę do tego przywyknąć.
— Więc między nami dobrze?
— Tak — przytaknęłam z uśmiechem. — Lubię Ivara — zmieniłam temat i usiadłam, opierając się plecami o ścianę. — Wiem, że z jakiegoś powodu ci się to nie podoba, ale naprawdę go lubię.
— Po prostu się boję, że cię zrani — przyznała z zatroskaną miną.
— Przeżyję, jeśli to się stanie. — Nie byłam w nim zakochana po uszy, nie uważałam go za swoją wielką miłość, nie planowałam z nim żadnej przyszłości, po prostu wpadł mi w oko. I sprawiał, że czułam się dobrze w jego obecności. Jeśli nasza relacja wkrótce ma się zakończyć, to w porządku, nie będę rozpaczać, nie pęknie mi serce. Ale najpierw coś by musiało się zacząć, a jeszcze nie zaczęło, prawda? Póki co byliśmy tylko znajomymi, których do siebie ciągnęło.
— Oki doki — westchnęła nieprzekonana, ale nie drążyła tematu. Zamiast tego zaczęła opowiadać mi o Victorii. Niekoniecznie chciałam o niej słuchać, ale Indirze sprawa ta ciążyła na sercu i jak twierdziła, musiała się komuś wygadać, bo inaczej w końcu by wybuchła. Kiedy zaczęła wychwalać ją nad niebiosa, ciężko było mi uwierzyć w choć jedno słowo, ale nawet udało mi się nie przewrócić oczami. Gdy doszła do momentu historii z Samarą, przez kilka minut siedziałam nieruchomo z ustami rozwartymi w ogromnym, naprawdę OGROMNYM szoku. Victoria z nią chodziła.
— O mój Boże — wydukałam, gdy na koniec dodała, że trzy dni temu pocałowała Iwanow. Indira była zadurzona w tej wiedźmie. Jak?! Dlaczego?! — Co było dalej? — dopytałam ponaglająco, otrząsając się z szoku. Pierwszy raz prowadziłam taką rozmowę i nie sądziłam, że tak bardzo się w nią wkręcę. Nawet z Artis nie rozmawiałyśmy tak szczerze o swoich miłosnych problemach. Pewnie dlatego, że nie miałyśmy ich za wiele, a Artis... cóż, nie była typem romantyczki. Nie zakochiwała się, jedynie polowała na facetów, jakby to była jakaś gra.
— Powiedziała, że nie jestem nią — ściszyła głos niemal do szeptu, bawiąc się palcami, w które wbijała wzrok. W oczach zalśniły jej łzy. — Kazałam jej o tym zapomnieć i uciekłam. Od tego czasu jest między nami dziwnie. Rozmawiamy tylko, gdy to konieczne.
— Powiedziała ci tak? — niemal wykrzyczałam. Naprawdę były lepsze metody, by kogoś odtrącić. Mogła powiedzieć cokolwiek innego. Do cholery, przecież Indira jest naprawdę wrażliwa, to musiało ją zranić na całego...
— Tak jakby. — Zaczęła skubać rąbek bluzki, z której wystawały pojedyncze nitki. — Niechcący przeczytałam jej myśli. Nie chciałam, ale ona tak długo milczała... Zastanawiałam się, co o tym wszystkim myśli. A ona wtedy myślała o Samarze. I o tym, że nie jestem jak ona.
— Czyli nie powiedziała ci tego wprost? — Zmarszczyłam w zastanowieniu brwi.
— Wcale nie musiała. Jej myśli były jasne jak słońce.
— Ale może wcale tak nie myślała naprawdę? — zasugerowałam, wygodniej usadawiając się na materacu. — Spójrz na to z jej strony. Niedawno zginęła jej dziewczyna, nie zdążyła jeszcze pogodzić się z jej śmiercią. Nie była gotowa na ten pocałunek, ale to nie znaczy, że cię nie lubi, prawda? — Sama się sobie dziwiłam, że broniłam właśnie Victorii Iwanow. Prawdopodobnie nigdy nie przyznam się do tego na głos. — Myślała wtedy o tym, że nic do ciebie nie czuje?
— Nie, ale...
— No właśnie — przerwałam jej. — Prawdopodobnie nie powinnaś mnie słuchać, bo nie mam pojęcia o miłości, ale może powinnaś dać jej trochę czasu? Ciebie nie da się nie kochać, Indira.
— Boziu, tak bardzo, bardzo ci dziękuję. — Indira wstała gwałtownie z łóżka, doskakując do mnie w dwóch krokach. Zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku, szokując mnie do tego stopnia, że przez chwilę siedziałam nieruchomo. Dopiero po chwili objęłam ją równie mocno, co ona mnie. To było... miłe. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz przytulałam się z kimś innym niż z siostrą. — A teraz błagam, chodźmy się napić.
***
Przebrane w sukienki stałyśmy przed masywnymi drzwiami na piętrze, gdzie znajdowały się nasze pokoje. Było cicho, za cicho jak na trwającą imprezę i aż musiałam sprawdzić godzinę, by się upewnić, że było już po dwudziestej. Może to wcale nie był salon, o którym wspomniał Ivar?
— Pokój jest wyciszony. Sama zobaczysz — wytłumaczyła Indira, sięgając po klamkę. Kiedy pociągnęła ją do siebie, od razu zaatakował mnie hałas. Głośna muzyka dudniła z głośników, mieszając się z gwarem rozmów.
Nieźle.
W salonie znajdowało się około czterdziestu uczniów. Pod jedną ze ścian stał długi stół zastawiony rzędem butelek. Na środku ustawione były ogromne kanapy oraz pufy. Sam salon był znacznie większy, niż się spodziewałam. Pomieściłby znacznie więcej osób, niż było w nim teraz. Najwidoczniej tylko nieliczni dostali zaproszenie od Ivara.
Rozejrzałam się, szukając wzrokiem Iwanowa. Siedział na sofie otoczony znajomymi, w dłoni trzymał butelkę jakiegoś alkoholu, a drugą ręką obejmował jakąś dziewczynę. W sercu poczułam lekkie ukłucie zazdrości, ale przecież nie mogłam być zazdrosna o chłopaka, który wcale nie był mój, prawda? To, że wcześniej czule trzymał mnie za rękę, nic nie znaczyło. Prawdopodobnie robił to w przyjacielski sposób. A ja przecież nie miałam teraz głowy do umawiania się. Miałam zbyt wiele spraw do rozwiązania.
— Wódki? — Ktoś zawiesił się na moim ramieniu, a znajomy głos przywołał na moje usta uśmiech.
— Simon, czytasz mi w myślach.
— Taki już jestem — zachichotał w charakterystyczny dla siebie sposób, ciągnąc mnie w stronę stołu. Skórzane spodnie szeleściły z każdym jego krokiem. Czarny top opinał jego szczupłe ciało, a czarna kredka na linii wodnej podkreślała błękit oczu. — Masz ochotę, kotku? — Zwrócił się w stronę Indiry, która sama zabrała się za robienie drinków.
— Zawsze — odparła radośnie, rozlewając alkohol do trzech czerwonych kubeczków. Z małej zamrażalki stojącej pod stołem, wyjęła lód. Wrzuciła po kilka kostek, a później dolała żurawinowego soku. — Zdrowie! — Wykrzyknęła, przykładając drinka do ust.
— Za wolność! — zawtórował Simon, opróżniając połowę kubeczka.
Z uśmiechem upiłam kilka łyków, zerkając w stronę kanapy. Ivar pił prosto z butelki, wpatrując się we mnie spojrzeniem tak intensywnym, że aż dostałam gęsiej skórki. Nie wstał, nie przywitał się, siedział w tej samej pozycji co wcześniej, gapiąc się jakbym była jakąś zdobyczą. Dziewczyna, którą obejmował, całowała go po szyi. Odwróciłam wzrok, natrafiając na Victorię. Stała oparta o ścianę, zabawiając się z jakąś blondynką. Wow, to rodzeństwo naprawdę miało ze sobą wiele wspólnego. Zerknęłam na Indirę. Z zaciśniętą szczęką wpatrywała się w przyjaciółkę.
— Zaczynam żałować, że tu przyszłyśmy — mruknęła pod nosem, opróżniając do końca swojego drinka.
— Zajmę się wami, dziewczynki. Pij, pij, Navinne. — Ponaglał mnie Simon, odstawiając swój pusty kubek na stół. Wzruszyłam ramionami i poszłam za jego przykładem. Tym razem to on zrobił nam drinki w proporcji pół na pół. Skrzywiłam się, czując ostry smak wódki. Paliło mnie w gardło, a mięśnie powoli zaczęły się rozluźniać.
Simon zaprowadził nas do swoich znajomych. Usiadłyśmy z Indirą na podłodze, sącząc powoli drinki. Obie nie miałyśmy nastroju do rozmów, więc siedziałyśmy w milczeniu, wpatrując się przed siebie. Indira co rusz zerkała w stronę Victorii, ja z kolei wolałam nie patrzeć na Ivara. Prawdopodobnie poszedł w ślady siostry i pożerał jakąś blondynę. Prawie wcale mnie to nie ruszało. Prawie.
Im więcej alkoholu piłam, tym więcej myśli pojawiało się w mojej głowie. Nie dotyczyły jednak one Ivara. Próbowałam przypomnieć sobie hasło. W odmętach umysłu szukałam jakichkolwiek wskazówek od Penny. Pen... Ciekawe co teraz robiła? Czy siedzenie na imprezie chwilę po jej powrocie, czyniło ze mnie złą siostrę? Nawet nie pomyślałam o tym, by do niej napisać. Nie widziałam jej cały dzień, a zamiast się z nią spotkać, piłam drinki wśród ludzi, z którymi nawet nie rozmawiałam. To zdecydowanie nie było w porządku.
— Spadam do pokoju — poinformowałam, sama nie wiem kogo. Indira piła kolejnego drinka, powoli zaczynając dołączać się do rozmowy ze znajomymi, którzy nawet nie zwrócili uwagi, że wstałam. Jedynie Simon spojrzał na mnie, by przesłać mi buziaka w powietrzu. Pomachałam mu i nie oglądając się, wyszłam na korytarz. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zastała mnie spokojna cisza. Przynajmniej dało się usłyszeć tutaj własne myśli.
Byłam już w połowie korytarza, kiedy do moich uszu dobiegł czyjś głos.
— Hej, czekaj! — Ivar doszedł do mnie w kilku szybkich krokach. Wzrok miał nieco nieobecny i miałam wrażenie, że lekko się chwiał. Ciekawe ile wypił. Pół butelki? Całą? — Nie podobało ci się?
— Niekoniecznie — odparłam z bladym uśmiechem. — Jestem zmęczona, wracam do pokoju. — Już odwracałam się, by odejść, kiedy poczułam mocny uścisk na nadgarstku. Zbyt mocny. — Ivar... — zaczęłam ostrożnie, próbując wyrwać rękę. On jednak zacisnął palce mocniej.
— Odprowadzę cię — zaproponował, przybliżając się, a odór alkoholu uderzył we mnie, gdy tylko otworzył usta. Czy zdawał sobie sprawę z tego, że niemal łamał mi kości?
— Poradzę sobie — odmówiłam, a nuta rozdrażnienia wdarła się do mojego głosu.
— Och, daj spokój. Tylko cię odprowadzę, chwilę pogadamy, będzie miło... — Gdy zrobił krok do przodu, ja zrobiłam dwa w tył. Coś w jego spojrzeniu kazało mi uciekać. Był pijany, a w jego tęczówkach pojawił się niepokojący błysk. Nigdy nie widziałam go po alkoholu, praktycznie w ogóle go nie znałam, nie miałam pojęcia co czaiło się teraz w jego głowie.
— Wracaj na imprezę. — Siliłam się na spokojny ton, głos jednak zadrżał mi z nerwów. Poruszyłam dłonią, ta jednak wciąż była uwięziona w coraz bardziej bolesnym uścisku. Prawie czułam, jak strzela mi kość. Czy był świadomy swojej siły? Nie kontrolował jej będąc pijanym? Może dla niego to jedynie delikatny chwyt, który miał mnie zatrzymać? Nie dopuszczałam do siebie myśli, że chciałby skrzywdzić mnie świadomie.
— Właśnie, bracie, wracaj na imprezę. — Dopiero dostrzegłam, że drzwi obok których staliśmy, otworzyły się na oścież, a o framugę opierał się Tristan. Ze skrzyżowanymi na klatce rękami, posyłał Ivarowi ostrzegające spojrzenie. W jego oczach czaiła się pewna władczość. Zdaje się, że nie tylko ja ją dostrzegłam, bo młodszy brat puścił mój nadgarstek, chwiejnie robiąc kilka kroków w tył.
— Jak zawsze próbujesz mnie kontrolować. — Ivar prychnął pod nosem, gniewnie patrząc na brata.
— Nie robiłbym tego, gdybyś potrafił się zachowywać jak należy. — Tristan podszedł do brata, stając jedynie dwa kroki przed nim. Patrzył na niego z góry i choć był znacznie szczuplejszy, to właśnie on wydawał się w tym momencie panem sytuacji. Nie robił sobie nic z płonącego z furii spojrzenia Ivara, wyglądało to tak, jakby był nim rozbawiony.
— Przestań bawić się w ojca — fuknął, cofając się chwiejnie. Przez chwilę martwiłam się, że runie na ziemię jak długi.
— Jeszcze nawet nie zacząłem — odpowiedział obojętnie Tristan w oddalające się plecy brata.
Palcami lewej dłoni dotknęłam pulsującego nadgarstka. Bolał jak diabli, a czerwone ślady wkrótce pewnie zamienią się w siniaki. Nie sądziłam, że chłopak, który mi się podoba pogruchota mi rękę. Tak tutaj podrywało się dziewczyny? Bo jeśli tak, to kończę z randkowaniem.
Żeby nie patrzeć na Tristana, wbiłam wzrok na obraz na ścianie. I bynajmniej nie był to dobry pomysł. „Gwiaździsta noc" przypomniała mi tylko o siostrze, wprowadzając mnie w jeszcze podlejszy humor. To zadziwiające, że ten obraz był wszędzie. Na każdym piętrze wisiało ich co najmniej po pięć. To... to nie mógł być przypadek. Tylko Penelopa byłaby w stanie rozwiesić go w całej akademii. I gdyby faktycznie to zrobiła, miałaby w tym jakiś cel. A niech mnie... Obraz! To on był hasłem! Jak mogłam wcześniej tego nie dostrzec? Przecież to coś, co było naszą małą, wspólną tajemnicą.
— Wszystko dobrze? — Otrząsnęłam się dopiero, gdy Tristan stanął przede mną, zasłaniając dzieło, które mogło być odpowiedzią. Otworzyłam usta, żeby podzielić się z nim odkryciem, ale zaraz je zamknęłam. Czy naprawdę chciałam mu to wyjawić? Ufałam mu na tyle, by faktycznie zacząć z nim współpracować? Zamiast do niego, powinnam od razu pobiec do siostry, albo do Doriana. Musiałam to przemyśleć, nie mogłam działać zbyt pochopnie.
— Tak... — odchrząknęłam. — Tak, wszystko super. Dzięki, muszę lecieć.
Gwiaździsta noc. Cholerna „Gwiaździstanoc". Pen, jesteś genialna!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro