Rozdział 4
Już zanim otworzyłam oczy, wiedziałam, gdzie byłam. Zapach szpitalnych środków uderzył w nozdrza zaraz po tym, jak odzyskałam przytomność, a znajomy głos pani Carmel dotarł do mnie chwilę później. Z cichym jękiem uchyliłam powieki. Nadal szumiało mi w głowie, jakby lada moment miał wybuchnąć mi mózg. Uczucie to było na tyle nieprzyjemne, że miałam ochotę znów stracić przytomność, byleby go nie czuć.
Obraz mi się rozmazywał, gdy rozglądałam się po pomieszczeniu, ale pierwszą osobą, którą zobaczyłam, był Tristan. Stał nade mną z założonymi na klatce rękami i wypowiadał słowa, których nie rozumiałam. Miał skwaszoną minę, tak jak ostatnim razem, a jego niezadowolenie od razu przeszło na mnie. Przecież nawet nie kazałam mu tu stać i się na mnie gapić!
Zamrugałam kilkakrotnie, aby wyostrzyć wzrok, a wtedy zobaczyłam, że nie był sam. Obok niego z lekkim uśmiechem Ivar odpowiadał mu coś w innym języku. Po kolejnym zdaniu rozpoznałam rosyjski. Kiedy na mnie spojrzał, zabłyszczały mu oczy, ale mogło mi się to jedynie wydawać przez pulsujący ból głowy.
— Obudziła się, możemy iść? — Tristan z irytacją w głosie odezwał się do brata.
Podparłam się łokciami o materac i z myślą, że blondyn był okropnym chamem, spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek.
— Nic mi nie jest, dzięki za troskę — mruknęłam sarkastycznie, unosząc się do siadu. Oparłam się wygodnie o poduszkę.
— Mój brat się o nikogo nie troszczy, jest strasznym dupkiem — odezwał się Ivar z szerokim uśmiechem, ukazując szereg białych zębów. Tristan przewrócił na jego komentarz oczami, wyraźnie tracąc cierpliwość.
— Nie wzięłaś leków. Pij. — Pani Carmel wcisnęła mi w dłoń fiolkę z tym paskudnym płynem. Skarciła mnie z góry wzrokiem, wzdychając pod nosem.
Skrzywiłam się, odkręcając korek. Zapach delikatnie drażnił mnie w nozdrza i jeszcze nim przycisnęłam buteleczkę do warg, poczułam w ustach gorzkawy posmak. Z czegokolwiek to lekarstwo było zrobione, smakowało okropnie. Wypiłam zawartość za jednym zamachem, tylko po to, by mieć to za sobą. Ledwo udało mi się powstrzymać drżenie obrzydzenia.
— Musisz brać je systematycznie, Navinne. Gdy tylko poczujesz, że nie czujesz się najlepiej, wypij jedną, zanim stracisz kontrolę. Teraz mdlejesz przez ból, ale później twoje moce przypadkiem mogą wybuchnąć — zbeształa mnie, zabierając ode mnie pusty flakonik.
Nigdy nie byłam systematyczna. Zawsze gdy musiałam brać jakieś lekarstwa, zapominałam o nich i zamiast łykać je codziennie, przypominałam sobie o nich co kilka dni. Słysząc jednak, że moje moce mogły nagle „wybuchnąć", zakodowałam sobie w głowie, by zawsze mieć obrzydliwe leki od pani Carmel przy sobie.
— Dorian kazał przekazać, że twoje książki są w bibliotece — odezwał się Tristan obojętnym tonem, zwracając na siebie moją uwagę. Wyglądał, jakby był zły na cały świat i przypuszczałam, że właśnie tak było. On i Victoria przypominali mi ludzi, którzy byli non stop zirytowani i nawet najdrobniejsza rzecz mogła wyprowadzić ich z równowagi. Ivar z kolei z zachowania nie był do nich ani trochę podobny. Wydawał się miły, uśmiechał się, rozmawiał z innymi nie tylko po to, by pokazać, jak bardzo miał ich dość. Całkowite przeciwieństwo rodzeństwa. Nawet teraz patrzył na mnie rozluźniony z lekkim uśmiechem na ustach, podczas gdy Tristan ledwo wytrzymywał w miejscu.
Otworzyłam usta, żeby zapytać, gdzie znajdę bibliotekę, ale widząc jeszcze bardziej poirytowane spojrzenie blondyna, zacisnęłam wargi w wąską linię. Ten dupek nawet by mi nie odpowiedział, gdybym poprosiła.
— Ivar, gdzie jest biblioteka? — zapytałam, zwracając się bezpośrednio do drugiego z braci.
— Zaprowadzę cię — zaproponował z błyskiem w oczach.
— Ja to zrobię — zaoponował Tristan, posyłając bratu wymowne spojrzenie. — Ty lepiej wracaj na zajęcia, nim znów je oblejesz.
Ivar spojrzał na chłopaka rozbawiony i odpowiedział mu coś w swoim języku. Odszedł, mrugając do mnie na odchodne. Uśmiechnęłam się ledwo zauważalnie. Nie ukrywam — wolałabym, aby to on pokazał mi bibliotekę, ale musiałam zdać się na wiecznie niezadowolonego Tristana. Dopiero po raz drugi znajduję się w jego towarzystwie, a już mam go po dziurki w nosie. Roztacza wokół siebie energię, która działa mi na nerwy.
Iwanow wyszedł na korytarz, a ja, nim poszłam za nim, podziękowałam pani Carmel za opiekę i obiecałam, że tym razem nie zapomnę o lekarstwach. Cóż, przynajmniej się postaram nie zapomnieć.
Gdy zamknęłam za sobą drzwi, stanęłam twarzą w twarz z coraz bardziej rozdrażnionym Tristanem. Jeszcze kilka wspólnych chwil, a ta mina zostanie mu na zawsze. W ciszy ruszył w stronę windy tak szybkim krokiem, jakby chciał ode mnie uciec. Z głośnym westchnięciem przytrzymał mi drzwi, kiedy te zaczęły się zamykać. W tak małym pomieszczeniu jego niechęć do mnie była jeszcze bardziej namacalna, a ja zaczęłam się zastanawiać, co takiego zdążyłam mu zrobić przez te dwa dni. A może miało to związek z moją siostrą, tak jak w przypadku Victorii? Ciekawiło mnie, jakie relacje Penelopa miała z Iwanowami czy z innymi uczniami. Chciałam dowiedzieć się jak najwięcej o jej życiu w tym miejscu. Czy podobało jej się to miejsce? Jak szybko opanowała swoje moce? Czy była Srebrną, czy może kimś innym?
Myśląc nad tym, stukałam palcami o poręcz, wpatrując się w plecy Tristana. W końcu odwrócił się, gromiąc mnie wzrokiem.
— Możesz przestać? — zapytał nagle rozjuszony, rozwiewając moje myśli.
Oddychać też mam przestać?
— Wiesz co, może powiedz mi, gdzie jest biblioteka i będziemy mieli święty spokój? — zapytałam, bo tak jak on nie chciał przebywać ze mną, tak ja nie chciałam z nim. Miałam wrażenie, że utknęliśmy w tej windzie na dziesięć minut, kiedy w rzeczywistości minęło tylko kilkadziesiąt sekund.
— Na końcu korytarza w lewo, największe drzwi — powiedział, kiedy drzwi rozsunęły się z charakterystycznym piskiem.
— Bosko — mruknęłam, wymijając go. Modliłam się w duchu, by był to ostatni raz, kiedy ze sobą rozmawiamy. Nie znosiłam takich gburów.
Skręciłam w lewo, tak jak kazał Tristan i rozejrzałam się wokół. Ogromne dwuskrzydłowe drzwi ze złotymi zdobieniami, aż wołały, aby przez nie przejść. Z trudem pchnęłam jedno skrzydło. Cholerstwo było ciężkie.
Prawdopodobnie wyglądałam teraz głupio. Stałam jak kołek z rozwartą buzią, gapiąc się najpiękniejszą bibliotekę, jaką w życiu widziałam. Kochałam sztukę oraz książki, a pozłacane regały, które niemal uginały się pod ciężarem różnorodnych pozycji przywoływały mnie do siebie. Czytelnia miała dwa piętra, a na górą część prowadziły z dwóch stron szerokie schody wykonane z jakiegoś ciemnego drewna. Między regałami poustawiane były ciemnozielone kanapy, fotele oraz stoliki, na których stały lampy o różnych kształtach i kolorach. Czułam, że to tutaj będę się chowała przed światem.
Pomieszczenie było tak wielkie, że zastanawiałam się, jak ogromna musiała być akademia i ile pracy Dorian musiał włożyć w jej wybudowanie. Nadal nie docierało do mnie, że to wszystko znajdowało się pod ziemią. Musiało przy tym pracować wielu Odmiennych. Indira wspomniała, że nawet światło było stworzone przez nich. Specjalne żarówki nocą rzucały bardzo delikatną poświatę, bo bez nich panowałby tu całkowity mrok.
— Navinne Chambler, prawda? — Z zadumy wyrwał mnie czyjś melodyjny, łagodny głos i dopiero teraz dostrzegłam młodą kobietę siedzącą przy biurku.
— Tak, to ja — odezwałam się z równie przyjaznym uśmiechem, co jej.
Kobieta przytaknęła, mierząc mnie krótkim spojrzeniem. Zniknęła za półką, by po chwili wrócić ze stertą książek. Podała mi je, a ja niemal ugięłam się pod ich ciężarem. Podręczniki były grube, a na wierzchu leżał czarny notatnik z wetkniętym długopisem. Zdecydowanie nie tęskniłam za nauką.
— Dziękuję — mruknęłam, poprawiając chwyt, bo miałam wrażenie, że lada moment wszystko runie na podłogę. — Otworzy mi pani? — zapytałam, wolnym krokiem zmierzając w stronę drzwi.
— Jasne. Mów mi Silver, jestem tylko trochę starsza od ciebie — odparła z uśmiechem, a gdy sięgała po klamkę, na jej nadgarstku dostrzegłam znajomą bransoletkę. Ze zmarszczonymi brwiami przyglądałam się szczegółom, wmawiając sobie, że to nie mogła być ona. Im dłużej jednak się patrzyłam, tym bardziej miałam pewność, że była to biżuteria należąca do Penelopy. To był prezent ode mnie, jeszcze kiedy miałyśmy dobry kontakt. Obiecała mi wtedy, że nigdy jej nie zdejmie.
— Skąd ją masz? — zapytałam i zabrzmiałam zbyt oskarżycielsko, niż bym chciała.
Silver spojrzała na swój nadgarstek. Z początku wydawała się zdezorientowana, jednak gdy zdała sobie sprawę, na co patrzę, twarz nieco jej posmutniała. Palcami drugiej ręki rozpięła biżuterię, gładząc ją prawie że z namaszczeniem.
— Od twojej siostry. Była moją przyjaciółką — wyjaśniła, a łzy zalśniły jej w oczach. — Dała mi ją, zanim wyjechała. Miałam ci ją dać, bo wiedziała, że nawet jak jej nie posłuchasz, przyjedziesz. — Uśmiechnęła się blado, zapinając bransoletkę na moim nadgarstku. Gdyby nie książki, które wciąż trzymałam, prawdopodobnie wyrwałabym jej ją z rąk, by móc się jej przyjrzeć i ucałować. To była jedyna rzecz, która mi po niej została.
— Dziękuję. Naprawdę, Silver.
— Przyjdź do mnie, jak będziesz miała chwilę. Opowiem ci o niej wszystko. Penelopa coś ukrywała, wiedziała, że może umrzeć. — Przeszedł mnie dreszcz, gdy wypowiadała ostatnie zdanie. Co Pen mogła ukrywać? Z jakiego powodu umarła? — Do zobaczenia — pożegnała się z niemrawym uśmiechem, z lekkością otwierając jedno skrzydło.
— Długo ci to zajęło.
Westchnęłam, słysząc ten irytujący głos. Nie miałam ochoty na zaczepki, niemiłe rozmowy ani nawet na czyjąkolwiek obecność. Chciałam pobyć sama, zaszyć się gdzieś, gdzie mogłabym wszystko przemyśleć i poukładać sobie w głowie informacje, których zdążyłam się dowiedzieć. A tymczasem prześladował mnie niesamowicie denerwujący blondyn, który nie lubił mnie równie mocno, co ja jego.
— Nie mam ochoty na towarzystwo — mruknęłam pod nosem, idąc w kierunku (mam nadzieję) windy.
Tristan prychnął pod nosem, odbijając się od ściany, o którą się opierał. Szedł teraz obok mnie wyprostowany, podczas gdy ja skupiałam się na tym, by nie potknąć się o własne nogi. Powoli zaczęły cierpnąć mi ręce.
— To nie potrwa długo — odpowiedział, chowając dłonie do kieszeni spodni.
Skoro już postanowił mnie prześladować, mógł chociaż pomóc mi nieść te cholerne książki.
— Trzymaj się z dala od mojego rodzeństwa — ton jego głosu sprawił, że przystanęłam w miejscu.
— To groźba? — Rzuciłam mu poirytowane spojrzenie, poprawiając książki, bo podręcznik do matematyki zaczął się zsuwać.
— Przyjacielska rada. — Uśmiechnął się krzywo.
Niemal się zaśmiałam. Przyjacielska rada, doprawdy? Po kilku spotkaniach mogłam śmiało stwierdzić, że Trsitan Iwanow za grosz nie był przyjacielski. I dlaczego, do cholery, miałam trzymać się z daleka od jego rodzeństwa? Od Victorii, jasne, nawet nie musiał mnie o to prosić, ale miałam nie rozmawiać z jego bratem, bo dał mi przyjacielską radę?
— Pokaż, że jesteś mądrzejsza od siostry i się posłuchaj.
Ach, oczywiście, chodziło o Penelopę. Nie miałam pojęcia, co łączyło ją z Iwanowami, ale najwidoczniej i ona zalazła im za skórę. Odnosiłam jednak wrażenie, że za tym kryło się coś grubszego. Coś, co miało związek z jej tajemnicami. Oraz z jej śmiercią.
— Zwykle nie robię tego, co mi się każe — fuknęłam, przyglądając się jego twarzy. Stał teraz naprzeciwko mnie, a w jego oczach kryło się wiele emocji. Najbardziej widoczny był gniew, a mnie z dziwnego powodu jego złość satysfakcjonowała. Ten dupek nie miał prawa mówić mi, co mam robić. Zazwyczaj, gdy czegoś mi zabraniano, robiłam to z jeszcze większym zapałem, byleby zrobić drugiej osobie na złość. Myślę, że większość ludzi postępowało w ten sam sposób.
— Powinnaś, jeśli nie chcesz skończyć jak siostrzyczka — ściszył głos, nadając mu złowrogiej barwy. — Powtórzę to ostatni raz, Navinne. Trzymaj się od nas z daleka.
Zadrżała mi ręka, a książki z hukiem upadły na podłogę. Teraz, gdy miałam wolne dłonie, miałam ochotę przywalić mu w twarz. Ten dupek naprawdę mi groził i ewidentnie wiedział coś na temat śmierci Penelopy. Tamtego dnia, gdy umierała, mówiła, że mam komuś nie ufać. Czy chodziło jej o Iwanowów? Czy to przez nich spotkał ją taki los? Przysięgam, że jeśli ten koleś jest w to zamieszany, z przyjemnością skopię mu tyłek. I dowiem się wszystkiego na temat jego relacji z moją siostrą. Jeśli próbował mnie zastraszyć, bym trzymała się z dala, odniósł odwrotny efekt.
— Wal się, Tristan — odpowiedziałam ze złością, zaciskając dłonie w pięści.
Odsunął się z poważnym wyrazem twarzy, przez który przebijał się cień zadowolenia. Jeśli myślał, że wygrał, był w błędzie. W ciągu miesiąca dowiem się o nim wszystko i zrujnuję jego życie, nawet jeśli będzie wysyłał w moją stronę groźby. Powinien wiedzieć, że jeśli na czymś mi zależało, potrafiłam być naprawdę zawzięta. A nie zależało mi na niczym innym, jak na znalezieniu odpowiedzi.
Żałowałam, że nie potrafiłam panować nad tymi przeklętymi mocami. Gdyby tak było z przyjemnością przywaliłabym mu czymś ciężkim. Tymczasem mogłam tylko patrzeć, jak odchodził z dłońmi wsuniętymi w kieszenie spodni.
Sfrustrowana, trzęsąc się z nerwów, pozbierałam porozrzucane książki. Zatopiona we własnych myślach, nie dostrzegłam nawet pary rąk pomagającej mi w podnoszeniu podręczników. Podniosłam gwałtownie głowę, spodziewając się znów zobaczyć tego dupka. Zamiast niego mój wzrok natrafił na Silver, która w milczeniu kucała obok mnie. Jej uśmiech był nieco przygaszony, a wzrok póki co wbijała w ćwiczenia z literatury. Gdy się podnosiła, wolną ręką założyła kosmyk platynowych włosów na ucho, drugą natomiast przyciskała kilka książek do piersi.
— Wiesz, Penny nienawidziła się z rodzeństwem, ale dziwnym trafem, zawsze wszyscy kręcili się obok siebie. Najpierw się wyzywali, a chwilę potem szeptali coś między sobą — powiedziała, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął Tristan. Musiała słyszeć naszą rozmowę.
— Myślisz, że mogą coś wiedzieć? — zapytałam, podejrzliwie zerkając w tym samym kierunku co ona, jakby lada moment któryś z Iwanowów miał wyskoczyć zza korytarza.
— Myślę, że tylko oni wiedzą — odparła ponurym tonem, oddając mi książki, które zebrała. — Uważaj na siebie. — I nim zdążyłam odpowiedzieć, ruszyła w stronę biblioteki.
Z mętlikiem w głowie i myślami rozsadzającymi mi czaszkę, udałam się do windy. Po rozmowie z Tristanem oraz Silver coraz mniej miałam ochotę iść na zajęcia. Czułam potrzebę dowiedzenia się wszystkiego na temat siostry. Iwanowie coś wiedzieli, a ja za wszelką cenę dowiem się, co takiego.
Przemierzając korytarze, z dziwnego powodu czułam się jak intruz. Mijając pojedyncze osoby, miałam wrażenie, że każda gapiła się na mnie podejrzliwym, nieufnym wzrokiem. A to wszystko przez groźbę Tristana. Z tyłu głowy pojawiła się myśl, że lada moment ktoś wyskoczy na mnie z nożem. Oczywiście nic takiego się nie stało. Z westchnięciem weszłam do otwartego pokoju. Nie miałam jeszcze kluczy, więc Indira zostawiła drzwi otwarte. Stos książek z hukiem rzuciłam na biurko. Wyciągnęłam torebkę, którą Dorian odzyskał z mojego mieszkania i wpakowałam do niej te książki, które były mi potrzebne na lekcje. Za chwilę zaczynałam kolejne zajęcia, na które naprawdę nie chciałam iść. Nie mogłam jednak opuścić wszystkiego już pierwszego dnia. Znając nauczycieli, nie różnili się wcale od tych w normalnej szkole, więc pewnie porównywaliby mnie z Pen. Zawsze tak robili. Penelopa była we wszystkim najlepsza, a ja byłam tą gorszą siostrą. Przywykłam do tego już wiele lat temu. Ukończyła szkołę, do której chodziłam w Nowym Jorku kilka lat temu, a mimo to każdy ją pamiętał. Zdała z najlepszym wynikiem. Tego samego wymagali ode mnie, a ja oczywiście ich zawiodłam. Nie byłam głupia, po prostu nie byłam tak mądra jak Penny.
Przerzuciłam torebkę przez ramię i z powrotem udałam się do windy. W takich momentach, gdzie byłam całkowicie sama, brakowało mi telefonu. Zaczęłam się zastanawiać czy można było korzystać tutaj z komórki. Był tu w ogóle zasięg? Ucząc się, miałam korzystać tylko z książek? Jak miałam niby ściągać?!
Gdy drzwi otworzyły się na piętrze uczelnianym, rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Fala uczniów wylała się z sal, a mnie od razu przytłoczył hałas. Idąc przed siebie, ktoś szturchnął mnie ramieniem. Uh, szkoła tu nie różniła się niczym jak te w normalnym, ludzkim świecie. Wszyscy na siebie wpadali, jakby śpieszyło im się nie wiadomo gdzie.
Rozglądałam się za salą siódmą, która całe szczęście znajdowała się na samym początku. Połowa ławek była zapełniona, wszyscy między sobą rozmawiali, a ja nie miałam pojęcia, które miejsce mogłam zająć. Wtedy zobaczyłam energicznie machającą rękę oraz szeroki, promienny uśmiech. Ulżyło mi na widok Indiry. Przynajmniej był tu ktoś, kogo znałam.
— Nie powinnaś być na innym poziomie? — zapytałam, przysiadając się do dziewczyny.
— Poprosiłam o przeniesienie, żebyś nie czuła się samotna. — Machnęła lekceważąco ręką, jakby to nie było nic takiego. A dla mnie, nawet jeśli nie potrzebowałam niańki, to w głębi serca było coś wielkiego. — Jak było? — zapytała, podpierając łokcie na stoliku.
— To był zwariowany poranek — mruknęłam, wyciągając podręcznik do historii. — Opowiem ci w pokoju — powiedziałam, zanim Indira zdążyła wypytać o szczegóły. Nie miałam zamiaru mówić jej o groźbach Tristana, rozmowie z Silver czy o tym, czego dowiedziałam się od Doriana. Wolałam to wszystko zachować dla siebie.
— Oki doki — rzuciła z błyskiem w oku, podekscytowana.
— Można tutaj używać telefonu? — zapytałam zaciekawiona, bo jeśli ktoś miał coś wiedzieć na ten temat, to tylko Indira. Pewnie opowiedziałaby mi wszystko, łącznie z zasadami oraz warunkami.
— Jasne, że tak. Odmienni stworzyli swoją własną sieć. Nie wyślesz wiadomości do kogoś spoza akademii przez barierę, ale mamy tutaj WI-FI. Dorian pewnie ma twój telefon, żeby zainstalować ci wszystkie potrzebne aplikacje, jakie udało im się stworzyć. Nie powiedział ci? — Posłała mi na koniec zdziwione spojrzenie.
Dlaczego Dorian wziął mój telefon, nic mi o tym nie mówiąc? Przecież to naruszenie praw, do cholery!
— Dziwne — przyznała, kiedy pokręciłam głową na jej pytanie. — No ale mniejsza. Mamy Messengera, ale nim wiadomość dotrze do osoby spoza akademii, przechodzi przez główny komputer Doriana. Sprawdza, czy nie wysyłamy komuś swojej lokalizacji. Wszystko w celach bezpieczeństwa. Ogólnie jeśli spróbujesz napisać coś na temat Odmiennych czy tego miejsca, telefon automatycznie usuwa treść — wyjaśniła zafascynowana, podczas gdy mnie wydawało się to odrobinę przerażające. Dorian mógł widzieć wszystkie nasze rozmowy? To dość chore, ale mogłam to zrozumieć. Nie chciał, by ktoś ze świata ludzi dowiedział się o akademii.
Zadzwonił dzwonek, a gdy do klasy wszedł nauczyciel, wszyscy zamilkli. Wysoki mężczyzna z siwymi włosami, starannie przystrzyżoną brodą i o surowym wyrazie twarzy zmierzył uczniów twardym spojrzeniem. Dłużej zatrzymał na mnie wzrok, a jego oczy błysnęły sympatią. Skinął mi głową, a ja uśmiechnęłam się niezręcznie.
Choć pan Petrov prowadził lekcje ciekawie, ja nie mogłam się skupić na ani jednym jego słowie. Ciągle myślałam o siostrze, która miała bzika na punkcie historii. Zastanawiałam się, na którym miejscu siedziała, czy lubiła te zajęcia oraz jak często przerywała nauczycielowi, by dodać coś od siebie. Obracałam w dłoni długopis, wpatrując się pustym wzrokiem w tablice. Nagle zapragnęłam usłyszeć jej głos, nawet jeśli miała mnie za coś skrzyczeć. Zawsze narzekała, że byłam nieodpowiedzialna, leniwa i że zbyt często pakowałam się w kłopoty. Oddałabym wszystko, by znów móc wysłuchiwać jej pouczającego, zirytowanego tonu.
W notatniku zapisałam marną część z tego, co dyktował pan Petrov. Skupiałam się może na co piątym zdaniu, którego i tak nie rozumiałam. W połowie lekcji, całkowicie odpuściłam notatki. Ocknęłam się dopiero, kiedy nauczyciel zadał wypracowanie na temat Napoleona na całe pięć tysięcy słów już na jutrzejsze zajęcia.
— Navinne, zostań na chwilę — poprosił nauczyciel, kiedy nagle zadzwonił dzwonek. Choć nie poświęcałam uwagi przez całą godzinę, czas zleciał mi szybko.
Spojrzałam na Indirę, która zdziwiona jedynie wzruszyła ramionami. Szepnęła, że poczeka na mnie przed drzwiami, a gdy wszyscy uczniowie opuścili salę, podeszłam do Stefana Petrova. Poprawiłam zsuwającą się z torbę ramienia z niepewnym uśmiechem. Miał zamiar nakrzyczeć na mnie za to, że nie skupiałam się na lekcji?
— Przykro mi z powodu Penelopy, panno Chambler — powiedział współczującym tonem, sprawiając, że twarz nieco mi się rozluźniła. — Była niezwykłą uczennicą. Chciałem, by została nauczycielką historii, uczyłem ją od samego początku.
— Dobrze ją pan znał? — zapytałam, bawiąc się frędzlami torebki.
— Tylko Dorian znał ją lepiej ode mnie. — Uśmiechnął się lekko. — W przerwach między nauką, zawsze mówiła o tobie.
— Naprawdę? — zdziwiłam się, przekrzywiając lekko głowę. Sądziłam, że opowiadała jak złą i niewdzięczną siostrą byłam. Bo co innego można było o mnie powiedzieć? Zawsze byłam nieznośna, ale odkąd rodzice zginęli, stałam się jeszcze gorsza. A po zniknięciu Pen, byłam wiecznie zła. Kiedyś byłyśmy sobie naprawdę bliskie.
— Ciągle narzekała, że lubisz X-menów, a nienawidzisz Odmiennych. — Pokręcił głową rozbawiony, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. To prawda, często się o to kłóciłyśmy. Pen, choć z początku sama bała się odmieńców, później starała się ich zrozumieć i usprawiedliwiać. Pewnie była wniebowzięta, gdy odkryła swoje moce. Szkoda tylko, że zaraz po tym uciekła. Może gdyby od razu do mnie przyszła i udowodniła, że była jak oni, wszystko potoczyłoby się inaczej?
— Mówiła, że jesteś odważna i silna, tak jak twoja matka.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Moja matka? Czy ona...
— Była Odmienną. Tak jak cała twoja rodzina.
Jego słowa z początku do mnie nie docierały. Bo to absurd. Jeden wielki absurd. Moi rodzice nie mogli być Odmiennymi. W pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć, w drugiej, kiedy już wszystko nabrało sensu, ogarnęła mnie złość. Wiedzieli od samego początku i nie raczyli nawet nam o tym powiedzieć. Nie przygotowali nas na to, z czym będziemy musiały się mierzyć. Wyjeżdżali na te swoje cholerne wyjazdy, zostawiając nas w nieświadomości. Gdybyśmy miały tę świadomość już jako dzieci, nasze życie wyglądałoby teraz inaczej. Pen nadal by żyła. Cholera jasna, dlaczego to ukrywali?! To za samolubni dranie! Okłamywali nas przez całe życie. Jak mogli nam to zrobić?
— Pen dowiedziała się chwilę przed ich śmiercią. Ona też była zła, ale starała się ich zrozumieć — dodał, próbując mnie uspokoić łagodnym spojrzeniem.
Penny zawsze starała się zrozumieć każdego. Była dobra dla wszystkich. Nie mogłam jednak pogodzić się z myślą, że rodzice zginęli półtora roku temu, a ona od tego czasu również o wszystkim wiedziała. Jak zwykle powiedziano mi o tym na samym końcu. Jeszcze dwa lata temu pewnie bym w to wszystko uwierzyła, jednak po odejściu Pen przestałam jej ufać. I wtedy było już za późno. Cichy głos z tyłu mówił mi, że można było uniknąć tego całego chaosu.
— Nie obwiniaj ich. Podjęli decyzje, które uważali za słuszne. Chcieli cię chronić, myśleli, że jesteś człowiekiem. — Zacisnęłam mocno zęby na jego słowa. Nie potrzebowałam ochrony. Potrzebowałam rodziny. Odrzucili mnie, a teraz wszyscy nie żyją. Cholera, mogliśmy przecież razem wyjechać, znaleźć akademię, żyć jako Odmienni. Myśl o tym nie dawała mi spokoju i z jakiegoś powodu poczułam się zdradzona.
— Jasne — mruknęłam bez przekonania z krzywym uśmiechem. — Muszę się zbierać na następne zajęcia. Do zobaczenia.
— Do zobaczenia, Magneto — odparł rozbawionym tonem, a mnie dopadło zażenowanie. Penny naprawdę wiele mu o mnie powiedziała. — Zawsze go lubiłaś a teraz proszę, zostałaś Srebrną.
Ironia losu, co? Ale nie można mnie było winić za to, że podkochiwałam się w Michaelu Fassbenderu odkąd pierwszy raz zobaczyłam go w X-Menach.
— Powiedzieć ci ciekawostkę? — zapytał, na co od razu przytaknęłam. — Bryan Singer był Psychikiem. Jack Kirby i Stan Lee byli Ognistymi. To Odmienni ich zainspirowali.
Więc dlatego tak wielu ludzi nienawidziło X-Menów. Ciekawe, czy wiedzieli, kto stworzył komiksy oraz filmy.
— Przecież oni żyli tak dawno temu — skomentowałam. Ja dowiedziałam się o Odmiennych jako dziecko, dopiero wtedy zaczęło się robić głośno o nadludziach.
— Nasza rasa powstała znacznie wcześniej niż ci się wydaje — powiedział z lekkim uśmiechem. — Opowiem o tym na którejś lekcji. Leć na lekcje.
Przytłoczona masą informacji, jakich się dowiedziałam, wyszłam na korytarz. Dręczyły mnie myśli na temat rodziny oraz te o Odmiennych. Kiedy powstał pierwszy Odmienny? I w jaki sposób? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam i też nikt nigdy o tym nie mówił. Wszyscy przyjęli do wiadomości, że pojawili się znikąd oraz żyli wśród nas.
Indira czekała pod drzwiami, tak jak zapowiedziała. Zalała mnie falą pytań, na które nie miałam siły odpowiadać. Zbyłam ją mówiąc, że pogadamy po lekcjach, a po tym odpuściła. W ciszy odprowadziła mnie na kolejne zajęcia. Gdy weszłam do sali, ta była już zapełniona. Rozejrzałam się za pustym miejscem, zagryzając policzek od środka, widząc, gdzie się znajdowało. Ivar Iwanow z szerokim uśmiechem odsunął puste krzesło obok siebie.
— Czy ty nie jesteś na poziomie czwartym? — zagaiłam, zajmując miejsce.
— A więc o mnie pytałaś? — Posłał mi czarujący uśmiech, a ja wzruszyłam ramionami.
— Z czystej ciekawości — odparłam, a kąciki ust delikatnie mi drgnęły. W głowie echem odbijały mi się słowa Tristana, a teraz, siedząc razem z Ivarem mogłam mu pokazać, jak bardzo miałam je gdzieś. Chciał żebym trzymała się z daleka od jego rodzeństwa? Zrobię coś zupełnie odwrotnego.
— Chcesz coś porobić po lekcjach? — zaproponował, a mnie zamurowało tylko na chwilę. Sądziłam, że najpierw trochę pogadamy. Nie spodziewałam się, że Ivar zaprosi mnie tak szybko. Nie spodziewałam się nawet, że w ogóle mnie zaprosi.
— Jasne, czemu nie — zgodziłam się, wyciągając podręcznik oraz notatnik.
— Przyjdę po ciebie o osiemnastej — szepnął, kiedy do klasy weszła nauczycielka.
Uśmiechnęłam się pod nosem, obracając w palcach długopis. Gdyby zaprosił mnie ktoś inny, pewnie bym się nie zgodziła. Ale Ivar? On był całkowicie w moim typie. I przy okazji zrobię na złość Tristanowi.
Geografii przeznaczyłam tyle samo uwagi co historii, czyli wcale. Całą lekcję bazgrałam wzroki na kartce, pisałam znane teksty piosenek oraz szkicowałam czaszki. Tak zleciała mi kolejna lekcja i jeszcze kolejna. Gdy wychodziłam z sali, w której miałam matematykę, na korytarzu odnalazł mnie Ivar. Pociągnął mnie za ramię torebki, żebym się zatrzymała. Spojrzałam na niego pytająco.
— Chcesz siedzieć z nami na lunchu? — zaproponował, na co prychnęłam pod nosem.
— Twoja siostra pyta czy może Tristan? — zapytałam sarkastycznie.
Ivar zaśmiał się krótko, prowadząc mnie w stronę stołówki. Gdy przeszliśmy przez drzwi, od razu odnalazłam wzrok Indiry. Przyglądała mi się z lekko zmrużonymi oczami.
— Do zobaczenia po lekcjach — powiedział, kiedy zatrzymałam się przy stoliku współlokatorki.
— Czy ona właśnie umówiła się z Iwanowem? — odezwał się Simon ściszonym tonem, zwracając się do Indiry, pomimo tego, że właśnie usiadłam obok niego. Na talerz, który mi przygotowali, nałożył mi spaghetti. Spojrzałam krótko w stronę stolika rodzeństwa. Ivar pomachał mi, wbijając zęby w jabłko, a Tristan siedzący obok niego, prawdopodobnie próbował podpalić mnie wzrokiem. Puściłam mu oczko, co rozjuszyło go jeszcze bardziej.
— Po prostu poznaję nowych ludzi — mruknęłam, pakując do ust porcję makaronu.
— Masz mnie, po co ci inni? — obruszył się Simon, podkradając z mojego talerza spory kawał pomidora. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ten chłopak miał niesamowity vibe i już po drugim spotkaniu z nim, czułam się, jakbym przyjaźniła się z nim od dawna. Zbyt bardzo przypominał mi Artis.
— On może nie będzie mi kradł jedzenia. — Szturchnęłam go żartobliwie w ramię, gdy znów próbował dorwać się do pomidora.
— Uważaj na niego, Navinne. Wykorzysta cię i zostawi — ostrzegła Indira poważnym tonem. Czy było coś złego w drobnej zabawie? Przecież nie miałam zamiaru się w nim zakochiwać. Był przystojny oraz zabawny, ale nie planowałam ślubu. Kilka randek przecież nie zaszkodzi.
— Nie musisz się o mnie martwić — odpowiedziałam, ostatni raz zerkając w stronę Ivara. Nie spuszczał ze mnie wzroku, nawet gdy Tristan mówił coś do niego z kwaśną miną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro