Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Siedziałyśmy z Indirą w pokoju Tristana i Ivara — pozwoliłyśmy się wprosić oraz podkraść po piwie w oczekiwaniu na powrót Vic. Podejrzewałyśmy, że oboje tu przyjdą i taką zresztą miałyśmy nadzieję. Nie sądziłam, że aż tak potrzebowałam towarzystwa, a tymczasem od kilkunastu minut rozmawiałyśmy o Simonie, wspominałyśmy go, próbując razem wyłapać jakieś niezgodności. Miło było porozmawiać z kimś, kogo ta zdrada zabolała równo mocno co mnie. „Przyjaźnili się" jeszcze przed moim przybyciem, Indira znała go znacznie dłużej. Twierdziła jednak, że ani razu nie wydarzyło się nic, co mogło wskazywać na jego zdradę. Był więc świetnym aktorem. Wyśmienitym wręcz.

Przycisnęłam poduszkę mocniej do piersi, wciągając zapach Tristana. Tak bardzo żałowałam, że go tu nie było. Ciekawe, czy jakby kamień nigdy nie istniał, a ja chodziłabym do akademii razem z Pen, to nasze ścieżki by się skrzyżowały. Myśl, że w innej rzeczywistości bylibyśmy normalnymi nastolatkami (cóż, prawie, w końcu wciąż należelibyśmy do Odmiennych) działała na mnie w kojący sposób. Ile bym dała, żeby żyć względnie zwyczajnie, bez tych wszystkich spisków, zdrad i walk.

— Przepraszam, że byłam dla ciebie taka niemiła. Od początku sądziłam, że ucieknę stąd, jak tylko będzie po wszystkim — oznajmiłam, przykładając butelkę do ust. Upiłam kilka łapczywych łyków.

— Nie winię cię. Sprawa z kamieniem musiała być nieźle pogmatwana. Dużo przeszłaś. — Uśmiechnęła się pocieszająco, uśmiechem tych rozjaśniając wszystko wokół. — Też cię przepraszam. Byłam zazdrosna, że ciągle jesteś wokół Iwanowów. Wiesz, wokół Vic.

— Zawsze z przymusu, nie dobrowolnie, pamiętaj — zażartowałam i podniosłam wzrok na drzwi, gdy tylko te się otworzyły.

Ivar przystanął w miejscu zdziwiony, po czym z pustym wyrazem twarzy podszedł do lodówki. Wyjął z niej dwa piwa, jedno z nich podał Victorii, która weszła tuż za nim. Usiadła za Indirą, przytulając się do jej pleców. Ciekawe, czy powie jej prawdę o tym, co zrobiła. Powinna. Należało jej się to po tych wszystkich kłamstwach, którymi ją karmiliśmy. Vic spojrzała na mnie i jakby czytając mi w myślach, skinęła krótko głową. Chwila, czy ona właśnie...

Tak. Głośno i wyraźnie usłyszałam w głowie jej głos. Jasna cholera! Zdobyła umiejętności Psychika! Coś mi mówiło, że to nie koniec niespodzianek a dopiero ich początek. Wszechświat chyba również wyłapał moją myśl, bo jak na zawołanie do pokoju wpadła zdyszana Silver. Szeroko otwarte w szoku oczy niemal wypadły jej z oczodołów. Zanim zdążyła wysapać jakiekolwiek słowa, Victoria gwałtownie podniosła się na równe nogi.

— Tristan jest ranny — poinformowała zmartwiona, odczytując myśli Silver.

Och, nie, tylko nie to. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że ich rodzice od razu wyłapią podstęp. Odstawiłam piwo na stolik i pognałam w krok za Victorią, Ivar pobiegł zaraz za nami, depcząc nam po piętach. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie tak właściwie zmierzaliśmy, ale ufałam Vic. Przerażała mnie jednak jej mina, nigdy przedtem nie widziałam u niej tak ogromnego niepokoju. To mogło oznaczać, że jego rany były śmiertelne. Na samą tę myśl zabrakło mi oddechu, a w połączeniu z szaleńczym biegiem, prawie straciłam równowagę. Zatrzymaliśmy się nagle przed kolorowymi drzwiami prowadzącymi do sypialni Doriana. Podparłam się ściany, łapczywie łapiąc powietrze.

Krzyki dochodzące z wewnątrz postawiły mnie do pionu. Już raz widziałam poranionego Tristana, wtedy w mieszkaniu Artis, przedtem jednak nie zdzierał sobie gardła przeraźliwym wrzaskiem. Strach przed tym, że mogę go stracić, zmotywował mnie do otwarcia drzwi. Naparłam na klamkę i wpadłam do pokoju, od razu zatrzymując się w progu na widok rzucającego się w łóżku chłopaka. Nigdy przedtem nie widziałam tyle krwi, sączyła się z dziesiątek ran, a kremowa pościel tonęła w czerwieni. Dorian pochylał się nad jego ciałem, wycierając mu twarz niegdyś białym ręcznikiem.

Szumiało mi w uszach, czułam się, jakbym nagle znalazła się pod wodą. Czyjś głos próbował dotrzeć do moich myśli, ale jedyne na czym mogłam się skupić, to krew. Czerwień przysłoniła mi widok, pochłonęła wszystko wokół.

— Navinne! — Donośny głos, wymierzony siarczysty policzek i twarz Victorii ratująca mnie przed widokiem cierpiącego Tristana sprawiły, że sparaliżowanie minęło. Pulsowanie skóry odciągnęło moje myśli od panującego chaosu. — Musimy tamować krwawienie, dopóki nie wróci twój ojciec.

Okay, okay, dam radę to zrobić. O drżących nogach podeszłam do szafki, na której leżały dwie otwarte apteczki. Chwyciłam za gazę i przycisnęłam ją do większej rany, miejscowo ją uciskając. Krew przelatywała mi przez palce.

Modliłam się w duchu, by ojciec zdążył na czas. Carmel nie żyła, skończyły się zapasy leków, nie mogliśmy więc ulżyć mu w bólu, wlewając fiolki z magicznymi lekarstwami. Musieliśmy działać jak ludzie. Używać opatrunków, tamować krwawienie, uciskać rany. Było ich jednak zbyt wiele, byśmy mogli uratować go w pojedynkę.

Starając się nie patrzeć na poharatane ciało Tristana, podniosłam wzrok na Victorię. Stała nieruchomo, ściskając w dłoni czysty ręcznik. Wypuściła go z rąk i nagle spojrzała w moim kierunku. Coś na jej twarzy się zmieniło, troska zniknęła, ustępując miejsce zaskoczeniu. „Co?" zapytałam, poruszając bezgłośnie ustami. Nie byłam zdolna wypowiedzieć słów na głos.

Pochyliła się nad bratem, układając płasko dłoń na jego klatce piersiowej. Wzięła głęboki, drżący oddech, a jej oczy zaszły łzami, jak gdyby poczuła cały jego ból. Wbiła palce w jego skórę, wszystkie jej żyły się uwydatniły, a coś dziwnego, zielonego zaczęło przepływać wzdłuż jej ręki. Cokolwiek się właśnie działo, sprawiło, że z ran przestała wylewać się krew. Oczy Victorii rozbłysły na zielono, jak wtedy, gdy wchłonęła moc kamienia. Cofnęłam dłoń z gazą, wpatrując się z szokiem w powoli zasklepiające się rozcięcie. Ona... Ona go leczyła. Potrafiła uleczać, cholera.

— Co, do kurwy? — Ivar zapytał o to, co wszystkim cisnęło nam się na usta. Wiedzieliśmy już, że Vic zyskała nową umiejętność, jaką było wchodzenie nam do głów, ale kolejna zdolność nie wróżyła nic dobrego. Obeszło mnie nieprzyjemne uczucie, że kończył nam się czas, że JEJ kończył się czas. Musieliśmy jak najszybciej dowiedzieć się, co robić.

Tristan nagle podniósł się do pozycji siedzącej, zanosząc się kaszlem. Spanikowanym wzrokiem rozejrzał się dokoła. Wszystkie rany zniknęły, pozostała po nich jedynie krew.

— Hej, już dobrze, Tristanie, jesteś bezpieczny — powiedział Dorian łagodnym tonem, kładąc dłoń na jego ramieniu. Hamowałam pragnienie, by rzucić mu się w ramiona. — Co się stało?

— Chcieli zbadać kamień. Domyślili się, że go zabrałem — wyjaśnił, przecierając spoconą twarz drżącą dłonią. — Uciekałem, podpalając wszystko na swojej drodze, ale mnie dopadli. Minie chwila, zanim dojdą do siebie, ale kończy nam się czas. Gdzie kamień? Zniszczyliście go?

Spojrzeliśmy po sobie, zastanawiając się, czy to odpowiedni moment, by powiedzieć mu prawdę. Tristan przeniósł wzrok na Victorię, a jego skóra stała się jeszcze bledsza niż przed chwilą. Prawdopodobnie dotarło do niego, że wokół nie było żadnego uzdrowiciela, a jego rany magicznie zniknęły. Wiedział, że ktoś musiał go uleczyć. I wiedział, że zrobiła to jego siostra. Wszystkie emocje przemknęły przez jego twarz.

— Vic, co ty zrobiłaś? — zapytał drżącym głosem.

— Wchłonęłam jego moc — odpowiedziała bez oznak strachu, zmieszania czy niepewności. — Stałam się ich składnikiem. I prędzej umrę, niż pozwolę, by mnie dopadli.

— Zwariowałaś? Czyj to był pomysł?! — wrzasnął wściekle, rozglądając się po wszystkich z furią w oczach. Gdy zatrzymał wzrok na mnie, musiał zobaczyć odpowiedź malującą się na mojej twarzy. Nie odezwał się, zacisnął usta w wąską linię, jakby powstrzymując się od powiedzenia czegoś, co mogłoby mnie zranić.

— Powiedz wszystko, czego się dowiedziałeś — zażądał Dorian, przekierowując myśli Tristana na inny tor. Iwanow spojrzał na dyrektora, a jego spojrzenie złagodniało, jakby dopiero zdał sobie sprawę z różowej opaski na jego oczach. Nie miał jeszcze pojęcia o szkodach, jakie wyrządził tutaj Simon razem ze swoimi ludźmi. Nie wiedział o śmierci Carmel czy innych członków akademii.

— Szukają kogoś o imieniu Castiel. Rodzice chcą zmusić go do współpracy, podobno zna znacznie więcej rzeczy niż to, co jest napisane w księdze.

Dorian wypuścił głośno powietrze na tę wiadomość. Castiel Singer, Psychik, o którym wspominał, a z którym nie mógł się skontaktować. Musieliśmy znaleźć tego człowieka, zanim zrobią to Iwanowie.

— Rodzice owinęli sobie większość O.L.P.O wokół palca, ale druga część na nich poluje, wiadomość, że chcą stworzyć świat dla Odmiennych szybko rozeszła się w organizacji. Szykują się do ataku, chcą odnaleźć wszystkich, nawet tych niewinnych — dodał, a po tej wiadomości w pokoju nastała cisza.

Świetnie, nie dość, że mieliśmy na głowie Iwanowów, to jeszcze ludzie zaczęli pieprzone polowanie na Odmiennych. Czy choć raz może coś pójść po naszej myśli? Błagam, choć jedna cholerna rzecz.

— Wracajcie do siebie, odpocznijcie. Jutro po śniadaniu zwołamy zebranie.

Wszyscy przytaknęliśmy w milczeniu. Ivar pomógł Tristanowi podnieść się z łóżka. Stałam jak kołek, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić, co powiedzieć. Obaj bracia obarczali mnie winą. To ja wpadłam na pomysł, by przenieść energię kamienia, Victoria mnie podsłuchała i postanowiła zrealizować plan. Przeze mnie groziło jej niebezpieczeństwo, którego nie znaliśmy. Ale czy istniało jakieś inne rozwiązanie? Co innego mogliśmy zrobić? Kończył nam się czas, zagłada deptała nam po piętach.

Nie przejmuj się, przejdzie im. Wolą obwiniać ciebie niż mnie. Głos w mojej głowie należał do Victorii. Był miękki, łagodny, w pewnym sensie pocieszający. Nie sądziłam, że akurat w niej znajdę swojego sojusznika. Twój plan był dobry, Navi. Jeszcze tego nie rozumieją, że rodzicom trudniej będzie zdobyć mnie niż kamień.

Gdy mnie mijała, ścisnęła przelotnie moją dłoń. To był krótki uścisk, ledwie go poczułam, ale był i to sprawiło, że uścisk w klatce piersiowej nieco zelżał. Postąpiliśmy słusznie. Kamień nie mógł walczyć, Vic z nowymi zdolnościami mogła zabić ich w mgnieniu oka. Pozbędziemy się wrogów, a później wymyślimy, jak wszystko odkręcić. Castiel będzie wiedział, musimy tylko do niego dotrzeć.

Zastanawiałam się, co będzie dalej, jeśli uda nam się powstrzymać Iwanowów. Zabijemy ich, zniszczymy wszystkie ich plany, ale co z ludźmi? Czy uda nam się przekonać ich, że nie wszyscy byliśmy źli? Czy już zawsze będziemy chować się i uciekać? Nie chciałam żyć w strachu, że lada moment O.L.P.O wpadnie na trop akademii i wybije nas wszystkich. A zapowiadało się, że właśnie tak będzie wyglądała nasza przyszłość.

— Co się stało? Podobno mnie potrzebowaliście. — Drgnęłam nagle na głos ojca przy swoim uchu. Wpatrywał się w zakrwawioną pościel z przestrachem.

— Poradziliśmy sobie bez ciebie — odpowiedziałam oschle, nie mogąc powstrzymać niechęci do tego człowieka. Człowieka, który niegdyś był przy mnie dzień w dzień. Obróciłam się, stając z nim twarzą w twarz. Wyglądał obco i znajomo zarazem. Czułam się trochę tak, jakbym widziała zjawę.

— Córeczko... — zaczął łagodnie, wyciągając do mnie dłoń. Cofnęłam się. — Pozwól mi wszystko wyjaśnić, proszę.

— Nie jestem twoją córeczką. Przestałam nią być, kiedy postanowiliście sfingować własną śmierć — wyrzuciłam z siebie, prawie że z obrzydzeniem. — Wszystko, co mnie spotkało, to wasza wina. Śmierć Pen, to WASZA wina. Wszystko przez ten pieprzony kamień, który trafił w jej ręce, a potem moje. To wy powinniście pozostać martwi, nie ona. — Łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Byłam wściekła, tak bardzo wściekła, że miałam ochotę wrzeszczeć. Jak śmiał nazywać mnie córeczką? Żadne wytłumaczenie nie sprawi, że wybaczę im to, co mi zrobili. Mi i Pen. — Mogliście wyjawić prawdę lata temu, teraz jest już za późno.

Ominęłam go, nie będąc w stanie dłużej patrzeć na jego twarz. Przypominała mi o wszystkich złych rzeczach, które się wydarzyły. Wyzwalała emocje, których nie chciałam czuć. A w tym momencie marzyłam tylko o tym, by nie czuć nic.

Victoria

Umrę. Miałam tego świadomość już wtedy, gdy podsłuchałam, jak Navinne przedstawia swój plan Dorianowi. Moje moce od zawsze były... inne, wyjątkowe, tak powtarzali mi rodzice. Wściekali się, że odmawiałam ich użycia na bezbronnych ludziach czy Odmiennych. Potrafiłam znacznie więcej, niż moi bracia myśleli. Wiedziałam o tym już od dzieciństwa. Dlatego postanowiłam wchłonąć moc kamienia — nikt inny nie posiadał takich umiejętności. Kiedyś przypadkiem pozbawiłam zdolności Odmiennego, nim go zabiłam. Umiałam kraść energię już wcześniej ale nigdy nie powiedziałam o tym rodzinie. Bałam się, że będą próbowali to wykorzystać. Wtedy rodzice tak łatwo nie pozwoliliby mi uciec.

Po wchłonięciu esencji kamienia poczułam tlącą się we mnie ogromną moc. Czułam ją też teraz, nieustannie. To tak, jakby coś przemieszczało się wewnątrz mojego ciała i lada moment miało wybuchnąć. Z każdym dniem uczucie napierania od środka rosło, a wraz z tym pojawiały się nowe zdolności. Jak czytanie w myślach czy uleczanie. Wkrótce nie będę w stanie znieść tej energii, ale przecież wiedziałam, na co się piszę. Znałam zagrożenie.

Każdego dnia myślę o dniu, w którym zabiję swoich rodziców. Wyobrażałam to sobie dziesiątki a nawet setki razy, a wkrótce w końcu to nastąpi. Moje jedyne marzenie się urzeczywistni. A jeśli przy tym zginę, cóż, będzie warto.

Zabiję te dzieciaki. Zabiję całą trójkę.

Słysząc te myśli, zaciskałam pięści z całych sił. Miałam ochotę odpowiedzieć im, że ja zabiję ich pierwsza, ale musiałam się powstrzymać. Nie mogli wiedzieć, co potrafię. Wtedy domyślą się, że wchłonęłam moc kamienia i będą próbowali mnie zabrać.

Sądziłam, że potrafię wejść do czyjegoś mózgu z bliskiej odległości. Okazało się, że wystarczy odrobina skupienia, by odczytać myśli kogokolwiek, nawet jak jest na drugim końcu świata. Te, które przed chwilą słyszałam, należały do mojego ojca. To zabawne, że uważa, że jest w stanie mnie powstrzymać.

Odetchnęłam głęboko, rozluźniając mięśnie. Już zbyt długo siedziałam w głowie rodziców, teraz musiałam zrobić to, do czego się szykowałam. Musiałam odnaleźć Castiela.

Castielu, wiem, że gdzieś tam jesteś.

Choć odpowiedziała mi cisza, czułam w głowie czyjąś obecność. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale wiedziałam, że on mnie słucha.

Moi rodzice wkrótce cię dopadną. Mają księgę, ale nie mają kamienia, wchłonęłam jego moc. Są jednak przekonani, że będziesz w stanie im pomóc stworzyć nowych Odmiennych.

Znowu cisza.

Minęła sekunda, dwie, trzy, aż w końcu usłyszałam w głowie głos:

Wiem wszystko. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość. Wiem co się stanie, ty też to wiesz.

Tak, wiedziałam.

Umrzesz w ciągu tygodnia, a wtedy wraz z tobą zniknie cała moc potrzebna do stworzenia Odmiennych. A gdy umrę ja, zniknie cała wiedza. Istnieje inny sposób, by stworzyć Odmiennych, opracowałem go. Jedyną nadzieją na uratowanie ludzkości jest nasza śmierć, Victorio Iwanow.

Głos Castiela był spokojny, jakby już dawno pogodził się z myślą, że śmierć jest mu przeznaczona. Jego słowa echem odbijały się w mojej głowie, aż nagle ogarnęła mnie pustka. Zakuło mnie w sercu, bo wiedziałam, co to oznaczało. Zginął. Poświęcił się, by uratować świat. Zrobił to, co i ja musiałam zrobić.

Wkrótce będzie po wszystkim. Umrę, ale zanim to zrobię, pociągnę ich wszystkich ze sobą. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro