Rozdział 22
Próbowałam zmusić się do snu, ale przed oczami wciąż pojawiał się obraz martwych mężczyzn. Ilekroć zamykałam powieki, wracało czerwone, oślepiające światło. Pierwszy raz byłam świadkiem użycia mocy przez Victorię. Nie do końca rozumiałam, co potrafiła. Pamiętam krew wypływającą z każdego otworu mężczyzn. Z uszu, oczu, nosa, ust. Co ona im zrobiła? Nie wyglądała na zmęczoną, wstrząśniętą czy zrezygnowaną po odebraniu komuś życia. Czy to dlatego, że widziała już na oczy niejedno morderstwo? Przecież właśnie na takich ludzi wychowali ich rodzice. Bezwzględnych.
Zaczęłam zastanawiać się, co będę czuła, gdy będę zmuszona kogoś zabić. Zeżre mnie poczucie winy? A może przejdę do tego na porządku dziennym, tak jak rodzeństwo? Wolałam o tym nie myśleć. Nie chciałam nikogo zabijać, dopóki nie będzie to konieczne.
Z westchnieniem obróciłam głowę w stronę okna. Lecieliśmy już dwie godziny. Ivar spokojnie spał obok mnie, Victoria oglądała serial na wbudowanym ekranie przed nią, a Tristan, który siedział sam rząd obok, co chwila posyłał mi spojrzenia o różnych znaczeniach. Puste miejsca obok niego mieli zajmować nasi towarzysze. Teraz już martwi.
Nagle głowa Ivara znalazła się na moim ramieniu. Miękkimi włosami wtulił mi się w szyję, przyjemnie łaskocząc. Westchnęłam pod nosem, mimowolnie spoglądając na Tristana. Wpatrywał się w nas z zaciśniętą szczęką. Dobiegł mnie wredny chichot Victorii, ale nawet on nie zmusił mnie do zerwania intensywnego kontaktu wzrokowego. To co czułam... Było cholernie pogmatwane. Żadne z nas na siebie nie zasługiwało. Vic miała rację, któreś z nas skończy ze złamanym sercem. Wolałabym, aby padło na mnie.
— Satysfakcjonuje mnie twoje cierpienie — skomentowała cicho Victoria z leniwym uśmiechem. Ani na chwilę nie oderwała wzroku od ekranu.
— Wcale nie cierpię — mruknęłam pod nosem, ale obie nie wierzyłyśmy w moje słowa.
— Oj, cierpisz. Wszyscy cierpicie. — Zadowolenie na jej twarzy wywołało we mnie irytację. Myślcie, co chcecie, ale nie chciałam tego. Nie miałam zamiaru kręcić z braćmi, nie taki był mój cel w akademii. Ostatnią rzeczą, jaką pragnęłam, to zranienie kogoś. Ivar, cóż, pojawił się z tym swoim czarującym uśmiechem i na chwilę zawrócił mi w głowie. A Tristan... Z nim sprawa przedstawiała się z goła inaczej. Od samego początku nie pałaliśmy do siebie sympatią. Ten pocałunek wydarzył się nagle, wywracając świat do góry nogami. Nie powinien się wydarzyć. Nie powinien też aż tak mi się podobać.
— Też kiedyś cierpiałaś.
— Tak — przyznała, nagle pochmurniejąc.
***
Wylądowaliśmy o godzinie osiemnastej pięćdziesiąt, wyjście z samolotu zajęło nam około pół godziny. Skorzystałam z łazienki, bo gdyby ktoś nas zaatakował, nie miałam zamiaru umierać z pełnym pęcherzem. Żenujące byłoby zginąć i przy okazji posikać się w spodnie. Za cel wzięłam odejść godnie.
Gdy wróciłam, Iwanowie szeptali coś między sobą. Najwyraźniej się o coś kłócili. Przestali, kiedy stanęłam obok, odbierając od Ivara moją torbę. Spojrzałam po nich z uniesionymi w wyczekiwaniu brwiami. Zignorowali mnie. W milczeniu ruszyli przed siebie do wyjścia z lotniska.
Na Brooklyn dojechaliśmy taksówką. Tristan wyjął spory plik gotówki. Skąd miał przy sobie tyle kasy? Nie miałam zielonego pojęcia. Może kogoś okradł, może dostał od Doriana, a może planował ucieczkę, stąd takie przygotowanie? Skoro mowa o Dorianie...
— Nie powinniśmy dać znać Dorianowi, że wszystko w porządku? I wspomnieć, że zabiliście dwóch jego zaufanych ludzi? — zapytałam, kiedy przemierzaliśmy zatłoczone ulice Nowego Jorku. Moje mieszkanie znajdowało się mniej więcej pięć minut drogi z miejsca, gdzie wysadził nas kierowca.
— Jego zaufani ludzie nie mieli w sobie ani grama zaufania — odpowiedziała mi Vic, która szła ze mną ramię w ramię. Nie skomentowałam tego, jak blisko się znajdowała ani jak wzdrygała się za każdym razem, gdy jakiś przechodzień przypadkiem ją dotykał. Albo bała się tłumów, albo obawiała się ataku. — Uzgodniliśmy, że nie powinniśmy się z nim kontaktować.
— A to niby dlaczego? — zapytałam zaskoczona. I kiedy zdążyli to uzgodnić? W mojej przerwie na siusiu?
— Wysłał z nami ludzi rodziców. Źle to wygląda.
— Nie sądzicie chyba, że nas zdradził. — Jedno spojrzenie na jej twarz utwierdziło mnie w przekonaniu, że tak właśnie podejrzewali. Przecież to obłęd! Dorian w życiu by nam tego nie zrobił. Działał w dobrej wierze. Tak jak my wszyscy.
— Daleko jeszcze? — zmieniła nagle temat, rozglądając się po budynkach.
— Nie, to już tutaj. — Wskazałam ręką niewielki blok mieszkalny.
Czułam się dziwnie, znów przebywając w tym miejscu. Zapach spalin, smród kanalizacji oraz hot dogów z budek sprawił, że zakuło mnie w piersi. Ile bym oddała, by znów zamieszkać w tym paskudnym miejscu, które było dla mnie całym światem. Tęsknota uderzyła we mnie mocno. Ze ściśniętym gardłem weszłam do środka, powoli kierując się na trzecie piętro. Ostatnim razem ślizgałam się na zakrwawionych podeszwach butów. Zakręciło mi się w głowie od przyspieszonego tętna, czułam pulsowanie w skroniach, gdy sięgałam do klamki. Przywołując moc, otworzyłam zamek. Mieszkanie wyglądało dokładnie tak, jak je zostawiłam. Zdemolowane przez ludzi Iwanowów. W miejscu, gdzie leżało martwe ciało Pen ziała pustka. Zabrali ją. Ciekawe, co zrobili z jej zwłokami. Spalili? Zakopali? Wykorzystali do jakichś chorych badań? Łzy zapiekły mnie pod powiekami, gdy wchodziłam w głąb salonu.
— W porządku? — usłyszałam szept Tristana przy uchu, a jego ciepłe ciało dało mi niewytłumaczalne poczucie bezpieczeństwa.
— Tak — odpowiedziałam i odchrząknęłam, by oczyścić gardło. — Zróbmy to szybko.
Od razu udałam się do swojego pokoju, próbując nie ugiąć się pod nawałnicą wspomnień. Obraz wisiał na swoim miejscu. Och, ależ miałam ochotę otworzyć butelkę wina, usiąść na łóżku i gapić się godzinami na „Gwiaździstą noc". Tak jak lata temu. Nie było jednak na to czasu. Ostrożnie zdjęłam kopię, obracając ramę. Z tyłu przyklejona była karteczka. Kilka łez spłynęło mi po policzku, kiedy przeczytałam hasło.
„Michael Fassbender to ciacho".
Zaśmiałam się pod nosem. Oczywiście, że pamiętała moją obsesję.
— Jest w tym trochę racji — skomentowała Victoria, która nagle pojawiła się za moimi plecami. — Mamy hasło. Co dalej? Aktywujemy kamień tutaj?
— Powinniśmy się gdzieś przespać, zanim wyruszymy w drogę. Nie wiemy, gdzie znajduje się księga. Może być na drugim końcu świata. — Tristan miał rację. Byliśmy zmęczeni i musieliśmy odpocząć. Przynajmniej ja odczuwałam wykończenie. — Zniszczcie telefony, żeby nikt nas nie namierzył. Navinne, podaj hasło, musimy je spalić.
Podałam mu karteczkę, która zmieniła się w popiół, gdy tylko zetknęła się z jego palcami.
— Navi, gdzie możemy się zatrzymać? — zapytał Ivar, rozglądając się po moim pokoju. — Twoje mieszkanie odpada. Znajdą nas tu za kilka godzin.
— Nie wiem. — Pokręciłam głową zrezygnowana. — Moja przyjaciółka mieszka kilka ulic dalej. Może nas przenocować — zaproponowałam niewiele myśląc. Czy naprawdę chciałam, by Artis widziała mnie wśród trójki dziwnych, nieznajomych dla niej ludzi? Znając ją, zacznie zadawać zbyt wiele niewygodnych pytań. Ale, cholera, jeśli miałam wkrótce umrzeć, chciałam zobaczyć ją po raz ostatni. Musiałam powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham i przeprosić za zniknięcie.
— Tylko na kilka godzin. Później ruszamy — zgodził się Tristan.
Zanim wyszliśmy, do torby schowałam kilka rzeczy należących do Pen. Jej zdjęcia, szczęśliwe breloczki i pamiętnik, który chowała pod materacem, a którego nigdy nie odważyłam się przeczytać. Najwyższy czas, by do niego zajrzeć.
Victoria zniszczyła nasze telefony. Nie mieliśmy już kontaktu z Dorianem ani z nikim z akademii. Teraz działaliśmy na własną rękę. Przeczucie, że postępowaliśmy nierozsądnie, towarzyszyło mi przez całą drogę do Artis. Wbiłam kod do bloku drżącymi palcami. Cholernie się stresowałam. Wraz z uspokajającym oddechem zapukałam trzykrotnie w drzwi. Już po kilku sekundach usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka.
— Ty pieprzona gnido! — wykrzyknęła na wstępie, jeszcze nim dobrze nam otworzyła. Pewnie zerknęła przez Judasza, inaczej by nie otworzyła. Artis nigdy nie otwierała obcym. — Tęskniłam! — wyznała, nim rzuciła mi się w ramiona. Upuściłam torbę na podłogę, by móc ją objąć równie mocno co ona mnie. Choć przewyższałam ją wzrostem, uniosła mnie lekko nad ziemią. Siły nigdy jej nie brakowało. — Co ty tu robisz? Myślałam, że już nigdy nie wrócisz — wymamrotała niewyraźnie z twarzą zatopioną w moich włosach. — Mam ochotę skopać ci tyłek, ale jest tak idealny, że trochę mi szkoda. Przez twoją nieobecność zaczęłam zauważać innych ludzi. Wszyscy są do dupy — wypaliła wszystko na jednym wdechu, minimalnie się ode mnie odsuwając. Szczupłymi palcami chwyciła mnie za oba policzki. Teraz miałam czas, by jej się przyjrzeć. Zmieniła kolor włosów na wiśniowy, eksperymentowała też z makijażem, zdaje się, że miała fazę na mocny styl.
— Też za tobą tęskniłam — wyszeptałam zalana poczuciem winy. Och, okropna ze mnie przyjaciółka. Tak bardzo pogrążyłam się w sprawach Odmiennych, że oddaliłam się od dawnego życia. — Po śmierci Pen musiałam wyrwać się z miasta. Dużo podróżowałam i natknęłam się na rodzeństwo — wyjaśniłam prędko, nim ktokolwiek z Iwanowów zdążył powiedzieć inną wersję. Mniej więcej to samo napisałam jej, gdy tylko odzyskałam telefon. — Poznaj Ivara, Tristana oraz Victorię.
— Cześć. — Ivar uśmiechnął się promiennie, wychodząc przed szereg. Uścisnął dłoń Artis, składając na jej skórze delikatny pocałunek. Tristan na ten gest przewrócił oczami. — Navinne sporo o tobie mówiła — skłamał, bo być może wspomniałam o niej tylko raz. Kolejny powód, by nazywać mnie złą przyjaciółką.
— Słuchaj, mam prośbę. Możemy zatrzymać się u ciebie na kilka godzin? Wiem, że wpadliśmy bez zapowiedzi, ale byliśmy w okolicy i pomyślałam, że dobrze będzie się spotkać — przeszłam w końcu do sedna, nieco przekłamując rzeczywistość.
Twarz Artis rozjaśniła się.
— No, kurwa, jeszcze pytasz! Wchodźcie śmiało, rodzicie zostawili mi chatę.
Otworzyła na oścież drzwi, robiąc nam miejsce. Chwyciłam torbę i weszłam do środka. W mieszkaniu Kyungów nic się nie zmieniło. Jakby czas się tutaj zatrzymał. Pomimo tego, że minęło kilka miesięcy, odnosiłam wrażenie, jakbym od wieków nie odwiedzała tego miejsca. Kolejne wspomnienia boleśnie uderzyły mnie prosto w twarz.
— Napijecie się czegoś? Piwo, wino... — wymieniała, a kiedy spojrzała na Vic, uśmiechnęła się pod nosem. — Wódka?
— To kiep...
— Tak — odpowiedzieli równocześnie Vic z Ivarem, przerywając Tristanowi. Zgadzałam się z nim — pomysł należał raczej do tych kiepskich. Powinniśmy być w pełni sił, picie mocniejszych trunków niekorzystnie wpłynie na dalszą podróż. A przecież jeszcze nie wiedzieliśmy, dokąd mieliśmy się udać. A co, jeśli ktoś na zaatakuje, a oni będąc zbyt skacowani, by móc się obronić? Najwyraźniej mieli to gdzieś, bo podążyli za Artis do kuchni, gdzie już zaczęli przygotowywać mocne drinki.
— Ja podziękuję — odmówiłam, kiedy przyjaciółka wyciągnęła kolejną szklankę.
— A twój przystojniak? — Wskazała Tristana, który nagle pojawił się blisko mnie. Nie uszło mojej uwadze, że przy wszystkich nazwała go „moim".
— Przystojniak jest drętwy. — Ivar nachylił się do Artis, gdy „szeptał" te słowa do jej ucha.
— Raczej odpowiedzialny — sprostował, przewróciwszy poirytowany oczami. — Gdzie mogę się położyć? — zapytał, poprawiając ciążącą mu torbę. Artis bez słowa wskazała mu pokój po prawej stronie. Należał do niej, ale pewnie teraz zajmowała sypialnię rodziców, bo ci mieli bardziej wypasiony sprzęt.
Obserwowałam, jak Tristan znikał za drzwiami, a kiedy zatrzasnął drzwi, podeszłam do robiących drinki przyjaciół. Cóż, przynajmniej dwójkę z nich mogłam tak nazywać. Victoria podsunęła mi szklankę pod nos, żebym spróbowała. Starając się ukryć zdziwienie, że o mnie w ogóle pomyślała, upiłam dwa małe łyki. Zakaszlałam. Stworzyli mocne cholerstwo.
Przenieśliśmy się do salonu na ogromną, najwygodniejszą kanapę na jakiej kiedykolwiek siedziałam i włączyliśmy muzykę, by leciała w tle. Siedzieliśmy tak przez jakąś godzinę, nim Vic zaproponowała, byśmy położyli się spać. Najwidoczniej była rozsądniejsza niż sądziłam. Ivar postanowił zostać z Artis. Obiecałam jej, że gdy wrócimy z „wycieczki", odwiedzimy ją na dłużej. Nie myśląc wiele, wspomniałam nawet, że wkrótce znów przeprowadzę się do Nowego Jorku. Było to jednak odległe marzenie.
— Nie będę z tobą spać, więc spadaj do Tristana — powiedziała burkliwie Vic, gdy za nią kierowałam się do sypialni państwa Kyung. Następnie zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
Świetnie, naprawdę świetnie. Wręcz, kurwa, cudownie. Spojrzałam na sofę. Artis i Ivar żywo rozmawiali, popijając drinki, nie było więc opcji, by zrobili mi miejsce na spanie. Victoria to okropna żmija, mogę się założyć, że specjalnie postawiła mnie w takiej sytuacji. Odetchnęłam głęboko kilka razy, nim odważyłam się wejść do pokoju, w którym spał Tristan. Pomieszczenie oświetlał blask lamp z zewnątrz, więc panował tylko lekki półmrok.
— Śpisz? — zapytałam półszeptem, wchodząc w głąb pokoju.
— Nie — odparł, podnosząc się do pozycji siedzącej. Spojrzał na torbę, którą kurczowo ściskałam w dłoni, na co przechylił lekko głowę. — Kładź się — powiedział, przesuwając się bardziej na bok, by zrobić mi miejsce.
— Chciałam spać z Vic, ale mnie wygoniła, a Ivar z Artis nadal piją w salonie — wyjaśniłam tylko po to, by nie pomyślał, że sama wpadłam na pomysł, żeby z nim spać.
Czy chciałam? Nie wiem, chyba tak. Na samą myśl o jego rozgrzanym jak kaloryfer ciele przechodził mnie dreszcz podniecenia, którego nie powinnam czuć. Wiem, że jeszcze niedawno mówiłam sobie, że trzymanie się od niego z daleka będzie najlepszą opcją, ale nie mogłam ignorować tego, jak czułam się w jego obecności. Okłamywałam samą siebie twierdząc, że nie darzyłam go żadnym uczuciem. Coś czułam. Coś, co powodowało ciepło w podbrzuszu.
Zrobiłam krok w stronę łóżka, ale zatrzymał mnie jego lekko zachrypnięty głos.
— Zdejmij spodnie.
Przełknęłam nerwowo ślinę. Zadrżałam pod intensywnością jego spojrzenia. I choć rozsądek podpowiadał mi, bym tego nie robiła, zimnymi z pożądania palcami sięgnęłam do zamka. Powoli rozpięłam guzik i nie przerywając kontaktu wzrokowego, który robił z moim ciałem niewytłumaczalne rzeczy, pozbyłam się odzieży. Zostałam w skąpych, koronkowych majtkach i bluzce. Podeszłam do niego o miękkich nogach i wślizgnęłam się pod ciepłą kołdrę. Przytulił mnie od tyłu, dużą dłoń umieszczając na moim biodrze. Rozgrzanymi palcami zataczał kółeczka, zahaczając o materiał majtek. Ledwo udało mi się powstrzymać jęk rozkoszy.
— Byłem w błędzie — wyznał, a jego oddech ogrzał mi plecy. Sunął dłonią wyżej, wsuwając ją pod bluzkę. Tym dotykiem drażnił wszystkie nerwy. Miałam ochotę przylgnąć do jego klatki piersiowej i błagać o więcej.
— Tak? — To jedyne co udało mi się wydusić. Nie mogłam skupić się na słowach.
— Tak. Nie chcę zapominać o tym pocałunku. Nie potrafię zapomnieć — wyszeptał, wsuwając zgrabne palce pod fiszbinowy stanik. — Zawładnęłaś moimi myślami, Navinne.
Jęknęłam, kiedy palcami ścisnął nabrzmiały sutek. Bawił się nim, doprowadzając mnie do szaleństwa. Pocałował mnie między łopatkami, powodując, że na chwilę przestałam oddychać. Boże, tak bardzo go pragnęłam. Gorąco emanujące z jego ciała potęgowało jedynie moje pożądanie. Jego palce sunęły coraz niżej, a od samej tej czynności przeszedł mnie dreszcz. Zamarłam w oczekiwaniu, gdy dłonią objął mnie w miejscu, które było na niego tak bardzo gotowe.
— Powiedz mi, Navinne, czy on dotykał cię tak samo? — zapytał, drugą dłoń umieszczając na karku. Przysunął moją głowę, zaciskając mocno palce.
— N-nie — wyjąkałam, wciągając gwałtownie powietrze, gdy zaczął zataczać kręgi na łechtaczce. Koronka drażniła mnie, potęgując przyjemność.
— Chcesz, żeby to on cię dotykał? — kolejne pytanie, na którym ledwo potrafiłam się skupić.
— Nie — jęknęłam w odpowiedzi, a kiedy wsunął we mnie gwałtownie dwa palce i pociągnął mocno za włosy, byłam bliska błagania, by mnie zerżnął. — Chcę ciebie — wyznałam drżącym głosem, poruszając biodrami w rytm jego ruchów. Na pośladach czułam jego twardą męskość. Przycisnął ją mocniej do mojego tyłka.
Nagle z mieszkania dobiegł nas głośny huk, przerywając tą błogą przyjemność. Tristan wyjął ze mnie palce i rzucił się po swoje ubrania. Poszłam za jego przykładem, prędko wkładając spodnie. Wciąż roztrzęsiona i o miękkich nogach ruszyłam do drzwi. Powstrzymała mnie jego silna dłoń na ramieniu. Pokręcił powoli głową i dał znak, że pójdzie to sprawdzić. Cokolwiek to było, nie brzmiało dobrze. A kiedy usłyszałam krzyk Artis, rzuciłam się do przodu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro