[ d r a m a ]
— Ty nic nie rozumiesz! — krzyknął wzburzony mężczyzna, mocno tupiąc w starą podłogę. Toris lekko się zachwiał, przerażony siłą Feliksa.
— Czy mam ci przypomnieć, z którego wieku jest ten budynek? Może w każdym momencie się zawalić! — powiedział najdelikatniej jak umiał (a umiał mówić bardzo delikatnie) brunet, po czym wycofał się i wygodnie usadowił na różowej kanapie po środku pokoju.
— Doskonale zdaję sobie z tego sprawę — odparował drugi, zaciskając usta w równą, białą kreskę przypominającą usta bałwana — Ale nie masz prawa decydować za mnie. Jestem już dorosły!
— Nie zachowujesz się jak dorosły! — krzyknął Litwin, zrywając się z kanapy — Jesteśmy partnerami, możemy sobie pomagać.
— Niech ci będzie — warknął Feliks, lekko zmieniając ton. Uspokoił oddech i zerknął na Torisa swoim codziennym spojrzeniem. — Ciastko na zgodę?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro