Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Jego świadomość wróciła do ciała, które odmawiało posłuszeństwa. Był unieruchomiony, jednocześnie nie czuł więzów. Dookoła była jedynie ciemność i pustka. Mimo to czuł, że leży w łóżku, słyszał dźwięki oraz czuł zapachy. Jednak nie mógł zmusić swoich powiek by się podniosły. Był więźniem własnego ciała.

Nagle drzwi skrzypnęły, a do środka weszły dwie osoby. Gdyby mógł spiął by się w oczekiwaniu na atak.

- Nie mogę powiedzieć, że jego stan jest dobry. Najgorsze jednak już za nim – odezwał się nieznany męski głos.

Następnie mężczyzna wyszedł. Druga osoba usiadła przy nim. Delikatne dłonie odgarnęły mu grzywkę z czoła. Coś skapnęło na koc, którym był przykryty. Łzy?

W umyśle chłopaka niespodziewanie pojawił się obraz Charlotte. Patrzyła na niego, jej blond włosy unosiły się w przestrzeni, uśmiechała się. Biło od niej ciepło i spokój. Musiał się do niej dostać. Musiał się obudzić! Zaczął się nerwowo rozglądać w ciemnej pustce. Charlotte stworzona przez jego umysł uśmiechnęła się szerzej i wyciągnęła ku niemu ręce.

Być może to jedyna droga, pomyślał. Jak nigdy onieśmielony dziewczyną wyciągnął ku niej rękę. Powoli zaczął ku niej płynąć. Jeśli się nie obudzi, przynajmniej zrobi t ramionach ukochane osoby.

Filip obudził się. Pierwszą rzeczą jaką zobaczył był jasny sufit. Chłopak czuł ciepło słońca padające od strony okna. Próbował się podnieść, ale w bólu opadł na poduszkę. Całe jego ciało bolało, poruszał na przemian palcami u dłoni i stup. Będzie mógł chodzić, ale będzie kosztować go to sporo pracy. Musiał dowiedzieć się co z Charlotte. Chciał też wiedzieć czemu obudził się w tym miejscu. Pamiętał, że konie wpadły w szał, potem była już tylko pustka. Chłopak zagryzł usta i podniósł się minimalnie. Bolało jak diabli, ale nie mógł tak leżeć.

Nawet nie zauważył kiedy ktoś do niego podszedł, a czyjeś dłonie delikatnie acz stanowczo kazały mu się znów położyć. Stał nad nim czarnowłosy mężczyzna z błękitnymi oczami. Miał lekki zarost, który nadawał jego twarzy powagę. Ubrany był w zwykłe brązowe, robocze ubranie. Prostą koszulę z guzikami po boku oraz proste spodnie.

- Nie możesz jeszcze wstawać, a na pewno tak gwałtownie. Nie chcesz żeby twoje rany się otworzyły, a ja nie chcę ich znów zszywać. Podać ci coś? – jego głos wydawał się Filipowi znajomy.

Chłopak otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Po chwili konsternacji kiwną głową i prawie niesłyszalnie wyszeptał „wody". Przynajmniej tak według niego miało to brzmieć. Medyk zdawał się go rozumieć, po krótkim czasie wrócił do Filipa z kubkiem wody. Mężczyzna napoił go.

- Potrzebujesz czegoś jeszcze?

- Co z Charlotte? – dzięki wodzie mówiło mu się nieco lepiej.

- Zawołam ją.

Gdy mężczyzna wyszedł Filip poczuł ulgę. Charlotte była bezpieczna i było z nią lepiej niż z nim. Skoro miała przyjść. Oczywiście mężczyzna mógł być oszustem, ale to nie tłumaczyło jego zachowania. Pomartwi się tym później. Chłopak przymknął oczy, liczyło się tylko to, że zaraz zobaczy Charlotte.

- Tak się martwiłam! – blondynka przytuliła go. Przynajmniej próbowała. – Tak się martwiłam.

- Jak długo byłem nieprzytomny? – Filip starał się panować nad głosem.

- Cóż... Kilka dni.

- Kilka dni to znaczy?

- Trochę więcej niż tydzień.

- Charlotte! Było mnie zostawić. Czemu nie wyruszyłaś sama! – krzyknął ochryple oburzony.

- Uspokój się – próbowała go z powrotem położyć. – Doskonale wiesz czemu.

- Nie jesteś małym dzieckiem. Zostaw.

- Co cię ugryzło? Tak faktycznie, siedziałam na tyłku czekając aż się obudzisz, ale weź pod uwagę, że choć mniej też byłam ranna. Nie poradziłabym sobie w drodze sama, dlatego Północny Las przybył do mnie.

- O czym ty mówisz?

- Jak tylko mogłam to nadałam wiadomość o naszym wypadku. Nim się spostrzegłam Ariri siedziała obok mnie i czekała aż się obudzisz. Nie mamy już po co udawać się do lasu. Od razu możemy zmienić kurs na Hegendor.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro