Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piąty

Dziękuję za ponad 200 wyświetleń ❤️. EDIT przy korekcie: dziękuję za ponad 150 tysięcy wyświetleń.

Isabella

Siedzę oparta o pierś Alexandra i czuję się w jego ramionach zadziwiająco dobrze. Napełnia mnie poczuciem bezpieczeństwa, jakiego nie czułam od czasu, kiedy ON... Natychmiast odrzucam wspomnienie, skupiając się na mężczyźnie, o którego się opieram. Jego zapach jest męski, coś jak pomieszanie zapachu piżma i lasu i działa absolutnie zniewalająco na moje zmysły. Nie wiem dlaczego akurat jego zapach tak wyraźnie czuję, jak żadnej osoby wcześniej, ale nie zagłębiam się teraz w ten problem. Przymykam oczy i pozwalam sobie na rozluźnienie mięśni. Dlaczego moje ciało, aż tak bardzo reaguje na ochroniarza? Przecież do tej pory nigdy nie miałam takiego problemu. Szybki numerek na imprezie to było coś co lubiłam, ale nigdy nie czułam się dopasowana do żadnego z tych przygodnych partnerów. Nie chciałam emocjonalnej bliskości, tylko zaspokojenia popędu, który z każdym dniem we mnie wzrastał. Przy Alecu wszystko jest inaczej, tak jakby moje ciało usiłowało dostosować się do jego. Z resztą nie tylko ciało, mam wrażenie, ze moje serce próbuje bić jednym rytmem z jego, a to akurat mnie niepokoi. Wzdycham cicho, wiedząc, że odpowiedzi na męczące mnie pytania może udzielić mi tylko sam Alec, ale on chyba nie do końca kwapi się do tej rozmowy. Z resztą nawet informacji o Julianie udzielał mi niechętnie. Właśnie! Przez ten cały bałagan w mojej głowie, na śmierć zapomniałam sprawdzić co u mojego brata. Prostuję się gwałtownie, co sprawia, że uderzam czubkiem głowy w podbródek Aleca. Moje policzki momentalnie przybierają kolor dojrzałych pomidorów, ale pomimo zawstydzenia, nie chowam się przed jego wzrokiem.
– Wszystko w porządku, Isabello?
– Muszę sprawdzić co z Julianem, w końcu spałam kilka godzin.
Ku mojej uldze Alex tylko kiwa głową i pozwala mi wstać, po czym sam podnosi się z łóżka. Idę w kierunku drzwi, a chłopak podąża za mną niczym cień, co jest w pewien sposób uspokajające. Od niego czuję potrzebę zapewnienia mi bezpieczeństwa, co daje mi w pewien sposób wiele komfortu. Nigdy nie sądziłam, że po tym co ON robił będę czuć się swobodnie w sytuacjach prywatnych przy jakimkolwiek mężczyźnie, poza bratem i ojcem, ale w osobie Alexandra jest coś takiego, że mimowolnie pragnę być koło niego. Delikatnie naciskam klamkę do pokoju Juliana, a drzwi ustępują bez żadnego oporu. Biorę uspokajający oddech i wchodzę, pomimo strachu. Boję się, że to wszystko to tak naprawdę szopka dla zmydlenia mi oczu i Julian tak naprawdę umiera.
Przestań w tej chwili tak myśleć Isabello!
Karcę sama siebie. Ze mną naprawdę robi się coraz gorzej. Rozglądam się niepewnie po pokoju i pierwsze co zauważam to chłopaka stojącego przed łóżkiem mojego brata, przyczajonego w obronnej pozie, gotowego do zaatakowania intruzów. Na mój widok chłopak minimalnie się rozluźnia, ale napięcie opuszcza go dopiero wtedy, kiedy dostrzega Alexandra stojącego za moimi plecami. Staje w normalnej pozycji i uśmiecha się do nas.
– Witaj Isabello – podaje mi rękę, którą z pewnością ujmuję.
Zasada numer jeden w mojej pracy to nigdy nie pokazywać słabości i niepewności. Chcąc, nie chcąc, mam wiele nawyków z pracy, które przenoszę na życie codzienne. A jednym z nich jest wieczne noszenie maski osoby pewnej siebie. Do moich uszu dociera cichy warkot od strony Alexandra, ale to chyba wyobraźnia płata mi figle, prawda? Żaden człowiek nie umie warczeć. Widzę jak rozbawione spojrzenie chłopaka przede mną mknie do twarzy mojego ochroniarza i jednocześnie facet puszcza moją rękę i odsłania Juliana.
– Proszę nie mów do mnie pełnym imieniem, czuję się wtedy jakbym była dzieckiem, które coś przeskrobało. Możesz używać zdrobnienia Izzy albo Bella. – Uśmiecham się promiennie, chociaż w ogóle nie czuję tego spokoju, który mam jak jestem z samym Alexem.
– Jestem Rafael Arcenau, ale mów mi Rafe. Jestem młodszym bratem tego przygłupa, który jest twoim ochroniarzem. – W jego głosie słychać śmiech i miłość.
– Przygłupa? Ja ci zaraz pokażę, mały pomiocie szatana, kto jest przygłupem!
Alex wygląda na oburzonego, ale wyczuwam że tylko droczy się z bratem. Przestaję zwracać na nich uwagę, kiedy zaczynają się szturchać. Spoglądam na twarz Juliana i zauważam, że nabrała zdrowszych kolorów, a kiedy chwytam go za rękę orientuję się, że gorączka która go trawiła znacznie spadła. Wzdycham cicho i delikatnie gładzę Julesa po policzku.
Otwórz oczy braciszku!
O niczym innym nie marzę. Patrzenie na niego w tym stanie jest katorgą dla mojego serca. Mam ochotę krzyczeć z bezsilności. Ciężko mi widzieć brata tak słabego i bezbronnego, kiedy to on zawsze był silny. Nagle czuję czyjąś dłoń na ramieniu, na co automatycznie sztywnieję. Po chwili dociera do mnie zapach Aleca i moje ciało rozluźnia się, co wprawia mnie w zdumienie. Przecież od kiedy ON odszedł nie toleruję męskiego dotyku, w sytuacjach które nie dotyczą bezuczuciowego zaspokojenia fizycznych potrzeb, nie licząc taty i brata. Ale ręka Alexa na moim ramieniu niesie mi pocieszenie i łagodzi ból trawiący mnie od środka.
– Wszystko będzie dobrze, ma petite. – Dlaczego on tak mnie nazywa i co to w ogóle znaczy? - Twój brat niedługo wyzdrowieje, możesz mi wierzyć.
– Skąd to wiesz? – Domagam się wyjaśnień, niby wcześniej coś o tym mówił, ale nie do końca jego wyjaśnienia do mnie trafiły.
– Obiecuję Ci, że to wyjaśnię, ale nie tutaj i nie teraz. – Kiwam głową, zgadzając się i mój wzrok napotyka spojrzenie Rafaela, który posyła mi pokrzepiający uśmiech.
– Możesz wierzyć mojemu bratu, Bella. Wie o czym mówi. Nie raz widziałem go wśród naszych ludzi i jest naprawdę dobry w tym co robi.
Czy tak łatwo mnie odszyfrować, że Rafe w przeciągu kilku sekund zorientował się o czym myślę? Ponownie kiwam głową, niezdolna do wypowiedzenia chociażby słowa. Otacza ich aura tajemnicy, którą pragnę poznać. Ich wypowiedzi są nieścisłe i nie zawsze rozumiem dlaczego są tacy tajemniczy. Zerkam na braci, którzy cicho o czymś rozmawiają i mam wrażenie, że cała ta szopka z unikaniem pewnych odpowiedzi jest tylko ze względu na mnie.
– Chyba powinnam pozwolić Julianowi odpoczywać – mówię niechętnie, zwracając ponownie ich uwagę na siebie, chociaż wcale nie spieszy mi się do opuszczenia fotela przy łóżku mojego brata.
– Powinnaś się zrelaksować, Bella – odpowiada Alec, a troska w jego głosie zaskakuje mnie. – Ostatnie dni nie były dla ciebie spokojne. Rafe na pewno poinformuje nas, jeśli coś zacznie się dziać, albo Julian się wybudzi.
– Masz to jak w banku, Izzy. – Rafael puszcza do mnie oczko, a jego brat rzuca mu mordercze spojrzenie. – Nie spuszczę Juliana z oka i będę cały czas tutaj siedział. Obiecuję, że poinformuję was, jeśli coś zacznie się dziać.
Z jego tonu bije szczerość, więc nie kłócę się, bo pewnie i tak bym nie wygrała. Posyłam im słaby uśmiech i wstaję. Skoro mam się zrelaksować to czas na spacer.
Tak, spacer do lasu to dobry pomysł.
Od zawsze czułam się dobrze w lesie, a czasami całymi godzinami maszerowaliśmy z Julianem po okolicznych terenach, poznając las od podszewki. Mój brat, tak samo jak ja, czuje się w lesie, jak ryba w wodzie. Oboje tam przynależymy, chociaż wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bardzo.

~***~

Las wiosną jest niezwykle piękny. Wszystko dookoła budzi się do życia, drzewa liściaste pokrywają się liśćmi, a drzewa iglaste nabierają żywszej i intensywniejszej barwy. Unoszę twarz i rozkoszuję się uczuciem wolności. Ciepły wiatr owiewa moją twarz i rozwiewa włosy na wszystkie strony. Wciągam powietrze do płuc i staram się rozluźnić. Tak, zdecydowanie tego jest mi trzeba, żeby, chociaż na chwilę, przestać myśleć o bałaganie, jakim jest moje życie. Po prostu relaks na łonie natury. Nie słyszę obecności Alexandra za sobą, chociaż czuję, że tam jest. On tak samo jak ja dopasowuje się do lasu, jest jego częścią. Rzucam na niego okiem i przyłapuję go na wpatrywaniu się we mnie. Jego spojrzenie wyraża fascynację. Co dziwne, nie panikuję pod jego spojrzeniem, tak jak to miało miejsce wcześniej.
– Możesz się tak na mnie nie patrzyć?
– Jak?
– Jakbym była twoją zagadką, którą usilnie próbujesz rozwiązać?
Alexander wybucha śmiechem, a dla mnie to brzmi jak najpiękniejszy dźwięk na świecie. Czuję jak przenika do głębi mojego jestestwa i mam nadzieję, że będzie dane mi częściej go słuchać. Nie wiem czemu, ale pragnę żeby był szczęśliwy. Coś we mnie pragnie, by zaznał szczęścia i miłości.
Najlepiej ze mną.
Natychmiast wyrzucam niepotrzebną myśl z umysłu. Chyba naprawdę muszę zacząć cenzurować swoje myśli, bo przychodzą mi do głowy zupełne głupoty.
– Nie jestem w stanie zapanować nad tym jak na ciebie patrzę. Jesteś piękna, Isabello.
Uśmiecham się niepewnie, bo ON oduczył mnie przyjmowania komplementów. One są tylko po to, żeby zbałamucić kobietę, a następnie ją złamać. Emocjonalny dystans, to jest to, czego mi trzeba.
– Nie prawda, nie jestem piękna. Nie ma we mnie nic pięknego.
– Bella, ma petit, wszystko w tobie jest piękne. Jesteś śliczną kobietą z cudownym charakterem. Wiem, że nie spędziliśmy wiele czasu razem, ale zarówno mój tata, jak i twój wiele mi o tobie opowiadali, tak że czuję się jakbym znał cię wieki. Po za tym to w jaki sposób integrujesz się z lasem jest dla mnie niezwykle intrygujące. Jesteś jego częścią, dopasowujesz się i współgrasz z nim. To najbardziej niezwykła rzecz jaką widziałem kiedykolwiek u człowieka.
Uśmiecham się delikatnie i już chcę odpowiedzieć, kiedy postawa Alexandra całkowicie się zmienia. Z rozluźnionego i nawet żartującego staje się spięty i czujny. Podaje mi swój plecak, który dopiero teraz zauważyłam, po czym wychodzi przede mnie. Czujnie skanuje otoczenie dookoła, a ja próbuję dostrzec powód jego dziwnego zachowania. Staję tuż za jego plecami, tak bym nie była widoczna dla potencjalnego wroga. Do moich uszu dociera warkot, którego autorem na pewno jest stojący przede mną mężczyzna.
Co do cholery?
Przecież ludzie tak nie warczą. Pod ramieniem Aleca próbuję dostrzec co wprawiło go w stan pogotowia, ale niczego, ani nikogo nie dostrzegam.
Czyżby jakieś głupie ćwiczenia?
Nagle, bez zapowiedzi, następuje atak. Przychodzi on z naszej prawej strony, ale w postaci innej niż się spodziewałam. Bo jak wyjaśnić, do licha ciężkiego, że atakuje nas potężny wilk, wielkości niedużego konia? Ja śnię prawda? Zaraz się obudzę i będę śmiać z głupoty moich sennych mar.
No dalej, Selvaggio, wymyśl coś żeby się obudzić.
Próbuję szczypania, tarcia oczu, liczenia palców, ale nic nie przynosi skutku. Cały czas widzę potężnego siwego wilka, który został odrzucony przez mojego ochroniarza. Alex cały drży, a po chwili jego ubrania opadają wokół w strzępkach, a na jego miejscu stoi potężny, czarny jak smoła wilk, jeszcze większy niż ten szary. Robi się coraz dziwniej. Chyba powinnam udać się do najbliższego psychiatryka, bo na moich oczach ludzie zmieniają się w wilki. Zawsze wiedziałam, że nie jestem do końca normalna, ale teraz to już przegięłam. Zwariowałam do końca. Szlag by to wszystko wziął! Począwszy od przeklętych idiotów dybiących na moje życie, poprzez nadopiekuńczego tatuśka, który zatrudnia ochroniarzy, a skończywszy na przystojnym i gorącym ochroniarzu, który zmienia się w wilka.
Naprawdę Isabello? Teraz myślisz o tym, że twój ochroniarz jest gorący i masz na niego ochotę?
Mam ochotę prychnąć, ale stoję cicho. Bądź, co bądź, ale tamten drugi wilk usiłował nas zaatakować.
Jacques! Rafael! Wyklęty przedarł się na nasze tereny! Zaostrzcie ochronę nad Marcello i Julianem oraz wyślijcie więcej patroli.
A co z wyklętym? Ten głos zdecydowanie brzmi jak Rafael.
Zajmę się nim, braciszku.
Dobra, którędy do wariatkowa? Ja już nawet słyszę głosy w głowie! Normalna to ja na pewno nie jestem. Rozglądam się niepewnie dookoła, ale nie zauważam niczego więcej. Nagle dwa wilki przede mną ożywają. Wcześniej tylko stały, jakby oceniały nawzajem swoje siły. Dokładnie w tym samym momencie oba wyskakują w powietrze, warcząc i kłapiąc groźnie kłami. Zaczynają turlać się po ziemi, zaciekle drapiąc swoje ciała nawzajem i usiłując, jeden drugiemu, przegryźć tętnicę. Powolutku, by nie zwrócić na siebie uwagi tych dwóch istot, zaczynam przesuwać się w kierunku najbliższego drzewa. Daleko nie mam i już po kilku sekundach czuję korę drzewa pod plecami. Przesuwam wzrok z powrotem na toczący się pojedynek, ale ciężko jest mi wywnioskować kto wygrywa, bo oba zwierzaki poruszają się w zastraszającym tempie. I nie wiem dlaczego, ale myśl o tym, że Alec, czy też wilk, który jeszcze przed chwilą nim był, może odnieść rany, powoduje, że moje serce zaciska się boleśnie, a ja sama zaczynam rozglądać się za jakąś bronią. Muszę mu jakoś pomóc! Nie mogę pozwolić, żeby to drugie zwierzę go zraniło. Nie rozumiem tego, co się dzieje w mojej głowie, ale muszę w jakiś sposób przechylić szalę zwycięstwa na stronę czarnego wilka. Coś we mnie gorączkowo tego pragnie i niemal popycha mnie do działania. Bezwiednie zaciskam ręce i uświadamiam sobie, że nadal trzymam w rękach plecak należący do Alexa. Otwieram go i pierwsze co rzuca mi się w oczy to ubrania.
Ubrania?
Na cholerę zabrał zapasowe ubrania, skoro szliśmy tylko na spacer? Ale natychmiast przestaję się głowić nad tym problemem, przecież teraz to nie jest ważne. Przeszukuję torbę, aż natrafiam na coś twardego. Wyciągam rzecz, która okazuje się być nożem. Piekielnie ostrym nożem. Zastanawiam się co z nim zrobić, bo przecież nie rzucę w walczące wilki. Znając moje szczęście trafię w Alexa. Gorączkowo główkuję nad tym problemem, aż przypomina mi się coś co kiedyś powiedział tata.
Głodne wilki, kiedy wyczują krew przestają logicznie myśleć, pragną tylko dojść do zdobyczy. To czyni ich podatnymi.
Wtedy nad tym nie myślałam, ale teraz błogosławię tatę za zamiłowanie do przekazywania mi szczegółów z życia lasu. Bez wahania przecinam skórę na nadgarstku, modląc się jednocześnie, żeby wilk, którym jest Alec nie był głodny. Aromat krwi rozchodzi się po polanie i sama jestem zdziwiona, że go wyczuwam i jednocześnie nie przyprawia mnie on o mdłości. Szary wilk zaprzestaje walki, wpatrzony w krew kapiącą z mojego nadgarstka. Ten moment wykorzystuje czarny wilk, rzucając się na niego i rozszarpując mu gardło. Po sekundzie truchło pada do łap czarnego wilka, a on swoje spojrzenie przekierowuje na mnie.
Cholera jasna!
Oto moje szczęście, wpadłam z deszczu pod rynnę. Z pyska czarnego wilka kapie krew, ale jej zapach jest brzydki i śmierdzący. Próbuję się cofnąć, ale moje plecy natrafiają na drzewo, o które chwilę wcześniej się opierałam. No pięknie, już po mnie. Zginę zamordowana przez wilka, którego próbowałam chronić. Zwierzę jakby dostrzega moją panikę, bo staje w miejscu i przekrzywia lekko łeb. Jego ogon porusza się na boki, jakby próbował zamachać nim, a długi jęzor wystawia na bok, w dziwnej formie wilczego uśmiechu.
Och? Coś mnie ominęło?
Robię kilka kroków w kierunku zwierzęcia, po czym wystawiam rękę i zanurzam ją w gęstej sierści. Wilk wydaje z siebie zadowolony pomruk i przymyka oczy. Nie wiem ile tak stoimy, ale mój strach ulotnił się niczym zeszłoroczny śnieg. Niepewnie cofam rękę, a zwierzę natychmiast otwiera oczy. Widzę w nich smutek i jakąś tęsknotę, ale zrzucam to na karb mojej zbyt bujnej wyobraźni. Wilk przejmuje ode mnie plecak, po czym chowa się za drzewami. Niecałą minutę później wychodzi zza nich w pełni ubrany Alexander. Mężczyzna trzyma ręce przed sobą, jakby chciał mi pokazać, że jest niegroźny, ale ja, wbrew zdrowemu rozsądkowi, nie boję się go. Nie potrafię i nie chcę się go bać. Paradoksalnie, czuję się przy nim bezpieczna i chroniona. Za nim zdążę się powstrzymać, zadaję mu pytanie, które krąży po mojej głowie od momentu, w którym zaatakował nas szary wilk.
– Czym ty, do diabła, jesteś?






Witajcie ❤️!

Rozdział już po korekcie, mam nadzieję, że się Wam spodoba 😊. Sama jestem nim nieco zaskoczona. Czasami mam wrażenie, że ja wcale nie mam wpływu na losy bohaterów i oni po prostu stoją mi nad uchem i krzyczą, gdy coś pisze nie po ich myśli 😂😂.

Koniecznie dajcie znać co sądzicie o rozdziale, nie zapomnijcie zostawić gwiazdki ⭐️ i komentarza 💬.

Do następnego,

Wasza Sasha 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro