XXV
-Gavi-
Na szczęście nasz gość wybierał się już do domu. Jak się niezmiernie cieszę. Goszczenie go u nas nie było w cale przyjemne. Popatrzyłem się na niego ostatni raz i zaszyłem się w swoim pokoju. Nikt mi nie będzie przeszkadzał. Po chwili ktoś zapukał do drzwi i jeszcze raz zobaczyłem jego twarz.
- Trzymaj się mały - pogłaskał mnie po głowie. - Szczęścia życzę i przepraszam za mamę - odwrócił się i chciał odejść, ale pobiegłem za nim i go przytuliłem. Lekko pogłaskał moje plecy. - No już.. nie rozklejaj mi się tutaj.. - zamknąłem oczy i chwilę tak stałem. Akurat przechodził trener.
- Kapitan zawsze będzie kapitanem huh? - powiedział patrząc na nas. Pokiwał głową i zostawił nas samych. Dalej przylepiałem się do Hiszpana.
- Czy to znaczy, że mi wybaczasz? - powiedział z nadzieją, a ja lekko pokiwałem głową. - Zorientowałem się, że zdradziłem najlepszą kobietę na świecie i że to wszystko moja wina. Wiem, że nie odda Ci to matki, ale mogę.. mogę czasami do Ciebie wpadać i spędzać z tobą czas.. - z moich oczu popłynęły łzy, które od razu otarłem.
- Byłoby miło - wyszeptałem. Okazało się, że planował pojechać jeszcze do Shakiry z kwiatami. Zostałem sam, ale nie byłem już taki zły. Przeszło mi. W tedy zadzwonił mój telefon.
- Hej z tej strony Courtois.. - zaczął mężczyzna po drugiej stronie telefonu. - Wpuścisz mnie? Chciałbym zabrać Marca na randkę - ooo jak słodko. Rozłączyłem telefon i zbiegłem na dół. Otworzyłem mu drzwi naszego hotelu. - Dzięki Gavi, na Ciebie zawsze można liczyć - lekko pogłaskał mnie po głowie i udaliśmy się do kuchni.
- No nikt mi nie pomaga w tym domu - Lewandowski kroił marchewkę do sałatki, a ter Stegen siedział na telefonie, popijając alkohol. - No wszystko robię sam! - Niemiec nie spuścił wzroku z urządzenia.
- Pomóc Ci? - zapytałem, kiedy Thibaut podszedł z tyłu za Stegena. Lewandowski się na mnie spojrzał z uśmiechem.
- Nie, nie trzeba, ja sobie radzę, a ty usiądź i odpoczywaj - zrobiłem to, co mi kazał. - No nikt mi tu kurwa nie pomaga! - chyba oni po prostu tak mają. Belg objął mocno swojego chłopaka i pocałował go w policzek. Marc się wzdrygnął, ale uśmiechnął się na jego widok.
- Cześć Thi - pocałowali się w usta. - Przyjdziemy na obiad - powiedział w stronę Polaka i skierował się na górę ze swoim gościem.
- No oczywiście, a do mnie to ta Francuzka bagieta nie przyjechała - mruknął pod nosem. Kolejny telefon tym razem do Lewego. - Czego? No tak jestem.. halo? - odłożył urządzenie. - Taka to z nim rozmowa. Tym razem do kuchni wpadł Karim, a za nim Pedri.
- Cześć kochanie - Robert się odwrócił w jego stronę z uśmiechem. - To dla Ciebie - dostał kwiaty i szeroko się uśmiechnął. - Kocham Cię głupi Polaku - wpił się w jego usta, a my z Pedrim wymieniliśmy tylko spojrzenia.
- Też Cię kocham bagietko - odłożył nóż, a ja miałem wrażenie, że Benzema zaraz weźmie go na blacie, więc pociągnąłem Pedriego i opuściliśmy pomieszczenie.
♥ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـﮩﮩﮩﮩـ٨ﮩﮩـ٨ﮩ♥
Rozdziału nie było od 17 lipca, a więc jest i on. Ktoś jeszcze pamięta o tej książce?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro