XVIII
-Gavi-
Dostałem swoje kanapki i zacząłem je jeść. Były w chuj dobre. To pewnie dlatego, że to on je robił. Usiadł przy mnie i zaczął rozmawiać z Modriciem. Fajnie się z nimi siedzi. Swoją drogą ja się z nim całowałem i.. czy to znaczy, że my? Jesteśmy czymś w stylu kochanków..?
- Ej Fede, gdzie zgubiłeś Hazarda? - Urugwajczyk się na nas spojrzał. Zaśmiał się też cicho.
- Zginął wraz z tym, jak Gavi się pojawił - aha no fajnie.. - Nie no od wczoraj go nie ma. Jak dostaniemy informacje o tym, że ktoś z drużyny tych debili został zamordowany to będzie wiadomo przez kogo - poprawił włosy. W sumie sam bym ich zlał, ale trochę nie mam tyle siły.. ale i tak jakbym w jakiegoś wbiegł tak jak umiem to złamałbym mu żebro. Chyba, że wezmę ze sobą Ramosa.. w tedy byśmy wygrali.
- Ja go będę bronić - powiedział Modrić i przetarł oczy. Ciekawe, czy Pedri się skapnął. Oho telefon dzwoni. - Daj na głośnik - mruknął i wygodniej się oparł.
- GDZIE TY JESTEŚ DO JASNEJ CHOLERY I CZEMU WZIĄŁEŚ MÓJ SAMOCHÓD!? - przeżegnałem się w myślach. Może lepiej nie będę wracać.. znaczy wiem musze, ale chyba tego nie przeżyję.
- W Madrycie i no tak wyszło? - Vini zaczął głaskać mnie po ramieniu. Już nie żyje.
- CO TY ROBISZ W MADRYCIE DO CHOLERY!? - Militão wyszedł z pokoju i przychylił się nad telefonem.
- Nie drzyj się kochanie, tu się kurwa spało - Éder poszedł robić sobie śniadanie. No nie pośpisz z Pedrim no.
- Jesteś u nich? - zapytał już spokojniej. - Było tak od razu to bym się aż tak nie martwił.. - aż tak. Mówiłem przecież Araújo.. no tak on tego nie przyjął do wiadomości, bo to Real.
- Tak spokojnie wrócę kiedyś - nerwowo się zaśmiałem. No trzeba wrócić no. Niestety będę musiał zostawić Viniego.
- Dobrze papa - rozłączył się. Jednak mnie nie zabije. O Boże.
Zacząłem gadać z Federico. Najpierw się zaczęło od ulubionych smaków lodów. Fajnie się go słuchało nie powiem. No i w końcu chciał zapytać o coś, co było dla mnie tak dziwne, że to kurwa szok.
- Eee, a jak tam Araújo? - popatrzyłem się na niego z wielkim zdziwieniem. Nawet jakby się zapytał o Dembélé to bym się nie zdziwił. Zastanawiałem się jak mu odpowiedzieć adekwatnie do osoby.
- No wiesz jest eee super - wydukałem, a on tylko pokiwał głową. Nastała chwila ciszy.
- Ma jakąś dziewczynę? - Modrić spojrzał na Urugwajczyka. Pokiwałem twierdząco głową. No coś tam przecież wspominał. - Cholera - mruknął tylko.
- Czemu pytasz? - co tu się dzieję? Vini zaczął miziać mnie po udzie. Jakby nie mógł gdzie indziej..
- A um! Tak dla formalności huh! - poprawił sobie włosy. Tak dla formalności. No, bo mu uwierzę. - Vini gdzie ta ręka? - no i mizianie mojego uda się skończyło. Dzięki Fede, dzięki. Jesteś taki super.
- Nigdzie - mruknął i objął mnie ramieniem. Tak też można. - Jesteś już spóźniony na trening? - przecząco kiwnąłem głową.
- Mam na popołudnie akurat dzisiaj - no to jedziemy do Barcelony.. przecież tu jest jego samochód.. jaki ja jestem mądry..
- Pojadę z tobą i wrócę samolotem i tak nie zagram - westchnął. Będzie chociaż raźniej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro