Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII [18+]

-Pedri-

Cofnąłem się widząc Militão. Dlaczego ja mam takie szczęście? Może tym razem mnie zabije? Przysunął się do mnie.

- Słuchaj kochasiu - szepnął mi do uszka. Zrobiło mi się gorąco. Ledwo stałem opierając się o szafkę. - Załatwiłbym Cię lepiej, gdyby nie to, że Rodrygo mnie do czegoś przekonał - złapał mnie za kołnierz. Już nie żyje. - Mój Rodrygo - głośno przełknąłem ślinę. Objął mnie w pasie.

- P-posłuchaj ja.. przecież nie musisz.. - dotknął mnie tam. Uciszyłem się natychmiast. Co on chce?

- Daj mi dokończyć - pogładził moje włosy. To się dla mnie źle skończy. Pokiwałem głową. - Nie chce Cię zabić, jak początkowo - wyszeptał mi do ucha. Polizał mnie po jego płatku.

- Czyli chciałeś! - uciszyłem się natychmiast potem. Co ja robię? Powinienem być cicho..

- Cii.. Pedriś, bo nie będę taki miły - wsunął rękę w moje spodnie. Stałem bez ruchu.

- Militão.. - przełknąłem głośno ślinę czując, jak wkłada dłoń w moje bokserki. Uśmiechnął się tylko na to.

- Znasz moje imie? - zaczął poruszać ręką na mojej męskości. Pokiwałem tylko głową z nadzieją, że może ktoś mnie jednak uratuje. Niestety tak się nie stało.

- Znam.. - wyszeptałem. Poczułem jego usta na swoich. Całował mnie tak agresywnie. Trochę mi się to podobało, ale jednak to on..

- Będziesz je zaraz krzyczał na cały hotel~ - czyli, że chce sprawić, że będę grzecznym, uległym chłopcem? To nawet lepiej niż śmierć, ale przecież moja noga.

- Éder.. - spojrzałem się na swoje nogi. Przewrócił oczami i znowu mnie pocałował.

- Nie uszkodze Cię uwierz mi - namiętnie pocałował moje usta.

-Vinícius-

Siedziałem z Benzim i ogólnie rozmawialiśmy. Nagle zadzwonił Gavi. Podekscytowany odebrałem. Chyba mu nie odpisałem.. ups..

- Halo? - odezwał się trochę zdenerwowany. Co się stało mojej Gavierce? Muszę się tego dowiedzieć. Dałem go na głośnik.

- Nie widziałem, że piszesz, co jest mały? - Karim pogratulował mi znaczącym uśmiechem. Jestem ciekawy, co się odpierdoliło. Zwykle to ja dzwonie.

- Pedri jest u was - Karim wypluł wodę. On u nas? O Jezus! Rodrygo..

- On go wziął tak? - Karim już wstawał. Jak my go dorwiemy no. Porywać biednego Pedriego.

- Tsa. Odstawisz mi go do nas proszę..? - powiedział tym swoim przekonującym głosikiem. Nie mogłem się nie zgodzić.

- Odstawie koteczku - rozłączyłem się. Pokryłem się rumieńcem, a Karim tylko zaczął bić brawo. - Cicho tam.. - zaśmiał się tylko.

- Chodźmy po niego, bo tu zginie - podeszliśmy pod drzwi i chyba tego żałowałem.

- Ahh~ Tak~ Éder~! - usłyszeliśmy dosłownie, jak łóżko skrzypi. - Szybciej, głębiej, mocniej~ - spojrzeliśmy się na siebie z Karimem. - Oh~! - kolejne głośne jęki. - Tak rób! Proszę! - najlepsze jest to, że jęczały dwie osoby. Przecież to jest Pedri ze swoim oprawcą. Czy ich..?

- González! Dochodzę! - wrzasnął Rodrygo. Co jest do kurwy oni sobie tutaj trójkącik..

Poczekaliśmy trochę aż w końcu wyszli. Militão wyniósł Pedriego, który jeszcze bardziej nie mógł chodzić, a Rodrygo ledwo chodził. Jezus Maria.

- Zawieziesz mnie do tej Barcelony? - pokiwałem głową. Jechaliśmy w ciszy. Do kurwy on pieprzył się z osobami, których nienawidził. W takim razie Gavi może być mój. Hahaha! Żartuje!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro