Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

-Gavi-

Wszedłem do kuchni już rano. Kiedy zobaczyłem tam tego Belga wszystko się wyjaśniło. Wlazłem na blat i wyciągnąłem szklankę z półki średnio zwracając na niego uwagę.

- Gdzie zgubiłeś Ter Stegena? - odezwałem się w końcu nalewając sobie soczku. Spojrzał się na mnie i delikatnie uśmiechnął.

- Nie może chodzić - wzruszył ramionami. No tak to przecież logiczne. Dalej szukał czegoś w szafce. Pominę to, że nie miał koszulki. - Ej Gavira wiesz może, gdzie są tutaj szklanki? - jebłem śmiechem. Obtarłem łzy i w końcu się odezwałem.

- Tam w szafce po prawo - kiwnął głową i ją otworzył. Wyjął z niej jedną sztukę. Widać, że Marc będzie go teraz wykorzystywał. No cóż. Takie życie z naszym bramkarzem.

- No tam nie szukałem - rozejrzał się prawdopodobnie szukając wzrokiem wody. Otworzyłem szafkę koło siebie i mu ją podałem. - Oo dzięki młody - nalał ją do szklanki i powędrował do pokoju. No pocieszny jest no. Się André trafiło.

No zrobiłem sobie śniadanie, które miałam zrobić. Jeszcze herbatkę dodatkowo. Usiadłem przy stole, a do pokoju wpadł Robert.

- Piedriego ukradli! - wyplułem swoją herbatkę. Naszego Pedriego!? Ukradi!? O cholera.

- Kto!? Kiedy!? - nie ręczę za siebie jeśli to..

- Nie wiem, ale go nie ma! - zaczęły się poszukiwania.

-Pedri-

Obudziłem się w miękkim łóżku. Nie mam pojęcia, gdzie jestem, a dodatkowo nie mogę chodzić. Cholera jasna teraz mnie porwali. Jacy sprytni, albo sprytny.

- Obudziłeś się! - do pokoju wszedł.. o kurwa.. JAKIM CUDEM DAŁEM SIĘ MU PORWAĆ!? Jestem czubem.

- Co ja tu robie? - Brazylijczyk podszedł do łóżka i mocno mnie przytulił. Posadziłem go sobie na kolanach uważając na nogę. Zarumienił się.

- Czy to ważne? - zaczął głaskać mnie po głowie. No cóż. Nie będę go wnerwiać, bo może być niebezpieczny. Choć może..

- Zamknij oczy - wykonał grzecznie moje polecenie. Położyłem go na łóżku i mimo nogi nad nim zawisłem. Pocałowałem jego usta, a on dopiero otworzył oczy. Przecież z łatwością mogę go zdominować. O tak jest już mój.

- P-pedri? - wyszeptał cicho. Zacząłem całować jego szyję, a on rozpiął sobie ochoczo koszulę. Przeleciałbym go, ale ta noga. Dzięki Militão. Zostawiłem go w końcu, bo przecież nie mogę się z nim zabawić.

- Bardzo chętnie bym się z tobą pobawił, ale nie mam jak - westchnąłem i podtrzymując się krzesła zacząłem myśleć, co ja mam zrobić. Spojrzałem się na drzwi. - Masz gdzieś mój telefon? - podał mi go. Jaki grzeczny.

- Proszę - uśmiechnął się słodko i zostawił mnie samego w pokoju. No tak fajnie.

- Dziękuję - mruknąłem i wybrałem numer do Gaviego.

- CICHO PEDAŁY PEDRI ŻYJE - usłyszałem w słuchawce. - Cześć kochany, gdzie Cię wcięło? - w sumie nie wiem, gdzie jestem. Wyjrzałem przez okno. Wszystko wiem.

- Madryt, hotel tych debili - dobrze, że się chociaż zorientowali, że mnie nie ma. Miło.

- Napisze do Viníciusa to odstawi Cię do nas w jednym kawałku - oho znowu ten Vinícius. No dobra fajnie, że się lubią to mnie odstawią w jednym kawałku. W sumie jął Gavi go.. to ja też go lubię. Tyle, że Gavi robi to trochę inaczej niż ja będę. Ja serio będę go tylko lubić.

- Dzięki.. - rozłączył się, a ja zamarłem widząc postać stojąca w drzwiach. O cholera jasna..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro