VI
-Gavi-
Ubrałem za duża bluzę z kapturem spod, której wystawały mi trochę włosy. Spuściłem głowę i wszedłem do kawiarni. Wyglądam conajmniej dziwnie, ale chce mieć chociaż chwilę spokoju z Viníciusem.
- Cześć kochanie - wstał i mnie przytulił. Tak się jeszcze nie witaliśmy. Uśmiechnąłem się. Jest słodki.
- Hej skarbie - kelnerka popatrzyła na nas dziwnym wzrokiem. Jej źrenice zaczęły się rozszerzać, bo spojrzała na moją twarz. Cholera jasna.
- Jak dacie mi państwo autograf będziecie mieli spokój i darmową kawę - dala nam swój notes i długopis. To w sumie uczciwe. Podpisałem się na nim i dałem długopis Viníciusowi. - Dziękuję, proszę się jeszcze zastanowić, co co zamówienia - uśmiechnęła się do nas. Miła dziewczyna.
- Jaka miła - usiadł i wskazał mi miejsce przy sobie. Nie było po co siadać na przeciwko siebie. Tak będzie wygodniej. Zająłem miejsce koło niego.
- Jak tam Benzema? - położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Bardzo dobrze, teraz pewnie tuli się do poduszki z Lewandowskim - ah jak cudownie. Do poduszki z kim?
- Serio? - o Boże on naprawdę jest zdolny do wszystkiego. Jejku tego jeszcze nie grali.
- Wiem jak to brzmi, ale tak - objął mnie ramieniem. No to ciekawie się tam dzieję.
- Na dzisiejszym treningu udawaliśmy was - parsknąłem śmiechem. Brazylijczyk spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem. - Nie robiliśmy praktycznie nic, albo się nie staraliśmy - kiwnął głową. Mam nadzieję, że to go nie dotknęło. Znaczy wiem, że on też ma jakieś poglądy o nas i no..
- Courtois często udaje Ter Stegena - uśmiechnął się. - Albo tłumaczy tak to, że czegoś nie obronił - wsunął rękę pod mój kaptur i zaczął miziać moje włosy. To musiało wyglądać dziwnie.
- Ciekawie - zdjął mój kaptur. - Vini.. - spojrzał rozbawiony w moje oczy.
- To tylko ludzie spokojnie - zaczął bawić się moimi włosami. Jeśli zaraz będą nam robić zdjęcia i trafimy na usta całych mediów społecznościowych będzie zajebiscie.
- Eh no dobrze - oparłem głowę o jego ramie. Plecy mnie będą potem boleć, ale chuj z tym.
- Wiesz, bo jak już kogoś udajemy to ja - jebnął śmiechem. Oho czyżby to coś związanego ze mną?
- Ty? - no jestem ciekawy co powie. Bardzo ciekawy.
- Byłem tobą - cmoknął mnie w skroń. To nic nie znaczy. Zwykle mnie tak przeprasza.
- Z powodu? - no co powiesz? Co wymyślisz?
- Jesteś słodkim, agresywnym, nerwowym chłopaczkiem - ja jestem agresywny? Ja jestem kurwa nerwowy? Tak owszem nie oszukujmy się. Przypierdoliłem Lewemu jak zjadł mój jogurt. TO BYŁ MÓJ JOGURT KURWA.
- Hmm no dobrze - przytuliłem się do jego ramienia. Chcę tak zostać.
- O BOŻE VINÍCIUS JÚNIOR Z PABLO GAVIRĄ! - oderwałem się od niego ze strachem. Ci ludzie.. no i cóż kawki nie było, a my musieliśmy spierdalać.
- Długo im to zajęło - powiedział Vini łapiąc mnie za biodra, żebym nie upadł. Ledwo stałem. On trzymał się dodatkowo poręczy.
- Ci ludzie.. to potwory.. - wydyszałem. Dobrze, że nie zrobili nam zdjęcia. Dobry Boże to by było..
- Tak wiem, odwiozę Cię - rozejrzałem się i zobaczyłem, że stoimy na parkingu. Zrobiliśmy jebane kółko? O Boże..
- Ale ja mogę na piechotę.. - otworzył mi drzwi i byłem zmuszony wsiąść. To bardzo miłe z jego strony, ale jeśli ktoś zobaczy mnie w jego samochodzie.. położył rękę na moim udzie i tak jechaliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro