Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI

-Gavi-

Ubrałem za duża bluzę z kapturem spod, której wystawały mi trochę włosy. Spuściłem głowę i wszedłem do kawiarni. Wyglądam conajmniej dziwnie, ale chce mieć chociaż chwilę spokoju z Viníciusem.

- Cześć kochanie - wstał i mnie przytulił. Tak się jeszcze nie witaliśmy. Uśmiechnąłem się. Jest słodki.

- Hej skarbie - kelnerka popatrzyła na nas dziwnym wzrokiem. Jej źrenice zaczęły się rozszerzać, bo spojrzała na moją twarz. Cholera jasna.

- Jak dacie mi państwo autograf będziecie mieli spokój i darmową kawę - dala nam swój notes i długopis. To w sumie uczciwe. Podpisałem się na nim i dałem długopis Viníciusowi. - Dziękuję, proszę się jeszcze zastanowić, co co zamówienia - uśmiechnęła się do nas. Miła dziewczyna.

- Jaka miła - usiadł i wskazał mi miejsce przy sobie. Nie było po co siadać na przeciwko siebie. Tak będzie wygodniej. Zająłem miejsce koło niego.

- Jak tam Benzema? - położyłem dłoń na jego ramieniu.

- Bardzo dobrze, teraz pewnie tuli się do poduszki z Lewandowskim - ah jak cudownie. Do poduszki z kim?

- Serio? - o Boże on naprawdę jest zdolny do wszystkiego. Jejku tego jeszcze nie grali.

- Wiem jak to brzmi, ale tak - objął mnie ramieniem. No to ciekawie się tam dzieję.

- Na dzisiejszym treningu udawaliśmy was - parsknąłem śmiechem. Brazylijczyk spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem. - Nie robiliśmy praktycznie nic, albo się nie staraliśmy - kiwnął głową. Mam nadzieję, że to go nie dotknęło. Znaczy wiem, że on też ma jakieś poglądy o nas i no..

- Courtois często udaje Ter Stegena - uśmiechnął się. - Albo tłumaczy tak to, że czegoś nie obronił - wsunął rękę pod mój kaptur i zaczął miziać moje włosy. To musiało wyglądać dziwnie.

- Ciekawie - zdjął mój kaptur. - Vini.. - spojrzał rozbawiony w moje oczy.

- To tylko ludzie spokojnie - zaczął bawić się moimi włosami. Jeśli zaraz będą nam robić zdjęcia i trafimy na usta całych mediów społecznościowych będzie zajebiscie.

- Eh no dobrze - oparłem głowę o jego ramie. Plecy mnie będą potem boleć, ale chuj z tym.

- Wiesz, bo jak już kogoś udajemy to ja - jebnął śmiechem. Oho czyżby to coś związanego ze mną?

- Ty? - no jestem ciekawy co powie. Bardzo ciekawy.

- Byłem tobą - cmoknął mnie w skroń. To nic nie znaczy. Zwykle mnie tak przeprasza.

- Z powodu? - no co powiesz? Co wymyślisz?

- Jesteś słodkim, agresywnym, nerwowym chłopaczkiem - ja jestem agresywny? Ja jestem kurwa nerwowy? Tak owszem nie oszukujmy się. Przypierdoliłem Lewemu jak zjadł mój jogurt. TO BYŁ MÓJ JOGURT KURWA.

- Hmm no dobrze - przytuliłem się do jego ramienia. Chcę tak zostać.

- O BOŻE VINÍCIUS JÚNIOR Z PABLO GAVIRĄ! - oderwałem się od niego ze strachem. Ci ludzie.. no i cóż kawki nie było, a my musieliśmy spierdalać.

- Długo im to zajęło - powiedział Vini łapiąc mnie za biodra, żebym nie upadł. Ledwo stałem. On trzymał się dodatkowo poręczy.

- Ci ludzie.. to potwory.. - wydyszałem. Dobrze, że nie zrobili nam zdjęcia. Dobry Boże to by było..

- Tak wiem, odwiozę Cię - rozejrzałem się i zobaczyłem, że stoimy na parkingu. Zrobiliśmy jebane kółko? O Boże..

- Ale ja mogę na piechotę.. - otworzył mi drzwi i byłem zmuszony wsiąść. To bardzo miłe z jego strony, ale jeśli ktoś zobaczy mnie w jego samochodzie.. położył rękę na moim udzie i tak jechaliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro