Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Przeglądam dokumenty związane z nową inwestycją, która niepotrzebuje takiego nadzoru. Jednak był to dobry fortel by odejść z tamtego miejsca i wywieźć mordercę stamtąd. Jeśli on podążał za mną. Pukam paznokciami o wypolerowany blat stołu w hotelu i znowu spoglądam na tabelki, liczby i wykresy. Przez chwilę unoszę wzrok spod papierów i zauważam, jak światło odbija się od wypolerowanej powierzchni stołu. Mimo monotonii cyfr i danych w tych dokumentach, wciąż tkwi iskra nadziei na coś więcej, na odkrycie czegoś nieoczekiwanego. Jednak dokumenty są dobre, a plan przygotowany wcześniej również nie był głupi. Trzeba jedynie zatwierdzić kilkoma podpisami i moja praca tutaj jest skończona. Wtedy będę mogła zająć się sprawa morderstwa pani Queen.
Nie mogę jednak skoncentrować się nad raportem końcowym. Wciąż przywołuję rozmowę z Lucyferem. Jego zachowanie było dziwne, ale jakie miało by być. Byłam martwa dla nich. Póki nie pojawiłam się jak królik wyciągnięty z kapelusza. Aczkolwiek coś w jego zachowaniu wydawało się oczywiste. Analizuja rozmowe w glowe krok po kroku, ale doskonale wiem, że rozmowiałam z Lucyferem. Gdybym rozmawiała z Demonem prawdopodobnie zaciągnął by mnie siłą do domu i zakuł w smycz. Lucyfer jest żmiją, ale przewiduje kilka kroków na przód. Teraz, jeśli pamięta co się wydarzyło na cmentarzu zastanowią się jak wykorzystać wiedzę na swoją korzyść.
Telefon zaczął dzwonić, a na wyświetlaczu pojawią się nazwa "Szeryf". Przez głowę przechodzi mi myśl, by odrzucić połączenie, ale konsekwencji byłyby okropne.
- Długo odbierałaś telefon - mówi tubalny głos w słuchawce. Przewracam oczyma. - Słucham co masz do powiedzenia?
- Czytam właśnie raport dotyczący finansów, gruntów oraz sama nie wiem co czytam - mamroczę przewracając kartkę w raporcie dolepiając karteczkę samoprzylepną z literami "Zzz", jako znak, że zaczęłam przysypiać w tym momecie.
- Morderca jakoś próbował się odzywać?
- Nie.
- Okłamujesz mnie?
- Nie, po co bym miała? - Odzywam się z przekąsem.
- Żebym dał Ci spokój.
- Gdyby morderca się odezwał albo bym była martwa albo bym wracała do Pana, Szeryfie. Więc po co kłamać? - Rzucam niezainteresowanym tonem.
Zapada cisza w słuchawce, która działa kojąco na moje nerwy.
- W takim razie dobrze - odzywa się dziwnie spokojnie, co wzbudza moje zainteresowanie. - Do usłyszenia.
Zanim zdążę odpowiedzieć rozłącza się, a ja odkładam telefon z mlaśnięciem.
Zamawiam jedzenie do pokoju i dokańczam czytanie raportu do momentu, aż obsługa hotelowa przyniesie jedzenie. Podpisuje dokumenty jakie mi zostały do podpisania i wkładam do koperty adresując do Doriana oraz kopie do nowego inwestora.
Jem zamówiony posiłek wpatrując się w ładny kawałek złożonego papieru. Z każdym przełknietym kęsem moją frustracja do kawałku papieru narasta. Chwytam go kolejny raz i przyglądam się napisowi. Przyglądam się napisowi "XZ308-13 " jakbym mogła dostrzec jego drugi sens, ale niestety przekaz jest zbyt łatwy, zrozumiały dla osób do jakich był skierowany. Czuję obecność Luny i Rudej, ale one nawet się nie odezwały widząc o co chodzi.
Muszę w końcu coś zrobić. Biorę kartę i wypisuje wszystkie osoby związane z tym zleceniem. Razem ze wszystkimi wychodzi koło dwudziestu osób. Następnie wykreślam osoby, które zostały zlikwidowane. Zostały trzy osoby w tym ja, co wiedzą o tym zleceniu. Po chwili swoje imię również wykreślam, zostawiając na liście tylko przękletych bliźniaków. Przyglądam się tej liście i wzbiera we mnie gniew. Zaciskam dłonie na długopisie wpatrując się w nazwiska. Wspomnienia same zaczyna się wydostawać z ciemnego, mrocznego obszaru mojej pamięci. Tyle bólu, złości, nienawiści, którą ludzie czuli tuż przed końcem. Nie rozumiałam na początku dlaczego, czego się boją. Przecież to pójście w lepsze miejsce, jednak nie dla wszystkich wierzeń... Najtrudniejsze było to, że nie rozumiałam ich lęku.
Blade nazwał to "wypaczeniem", by to wszystko zrozumieć. Angel uważał, że jesteśmy bez uczuć. Prawda była gorsza... XZ308-13 było wyrwaniem z tego stanu w jakim wszyscy byliśmy...
Trzask i ból w dłoni wyrywają mnie z otchłani wspomnień. Krew spływała po mojej dłoni. Otwieram i wyjmuję kawałki plastiku. Przez chwilę próbuje sobie przypomnieć to dziwne uczucie fascynacji, kiedy pierwszy raz zobaczyłam krew...
Wstaję i idę opatrzyć ranę oraz spalić listę zapamiętując wszystkich z listy.
Spoglądam w lusto i dostrzegam zagubienie na własnej twarzy.
"Nigdy nie przeraża nas przeszłość ani przyszłość, lecz nasze wspomnienia i nasze nadzieje" odzywa się w mojej głowie Scarlett się spokojnie, jakby cytaty Juliusza Cezara miał mnie w czymś uspokoić.
- Trzeba przeciwstawić się strachowi - odzywam się patrząc w lustro. Wychodzę szybko z łazienki i zaczynam przeszukiwać torbę z ubraniami, by pójść do jaskini lwów.
Znajduję w końcu coś w czym nikt mnie nie pozna. Ubieram w srebrną, obcisłą sukienkę odsłaniającą moje plecy. Maluję swoją twarz zdecydowanie, tworząc maskę, która niemal ukrywa moją tożsamość. Ostatnim akcentem jest założenie peruki - długie, czarne loki opadające na moje ramiona, z grzywką dodającą tajemniczości mojemu wyglądowi. W ten sposób tworzę nową postać, która kusi z daleka, ale trudniej jest ją rozpoznać z bliska. Obracam się tyłem do lustra. Dostrzegam na swoich plecach tatuaż, który również ukrywa moją tożsamość. Przez chwiel przyglądam się pięciu malutkim smoką dwie pary są na dwóch barkach, a ostatni jest na karku. Każdyz tych smoków jest delikatni inny. Dotykam karku z nostalgią jakbym mogła wyczuć tatuaż pod palcami.
Przyglądam się sobie w lustrze robiąc kilka obrotów i jestem zadowolona z efektu jaki osiągnęłam. Moje ego zostaję mile połechtane, bo w końcu czuję się dobrze we własnej skórze, tak jakby właśnie ukrywanie swoich intencji było moim żywiołem. Wychodzę z pokoju i wsiadam do taksówki, która zawozi mnie do klubu.
Podchodze do bramkarza, który kręci głową na dziewczyny stojące przed nim i niemalże błagają by ich tam wpuścił. Mijam bramkarza, zatrzymuję mnie. Świdruje mnie swoim spojrzeniem, ale po chwili wpuszcza mnie.
Wchodze do czarnego korytarza oświetlonego ledami przy podłodze. Słyszę dudnienie muzyki. Dochodzę do wielkiej sali pełnej tańczących ludzi. Naprzeciwko mnie na drugim końcu sali jest bar i ściana z podświetlonymi butelkami oraz wejście do gabinetu właściciela.  Aczkolwiek wciąż jest za mało zamieszania, by się tam wślizgnąć. Pomieszczenie jest przesycone kolorowymi światłami. Są jeszcze tancerki, które tańczą na barze i koło stanowiska DJ. Muzyka sama wprawia mnie w rytm. Nie przeszkadza mu chyba nic. Rozpycham się jeszcze łokciami bym miała więcej miejsca. Balony nawaszerowane różnym gownem lub zwykłym jadalnym brokatem. Nigdy nie wiadomo. Gdy balony pękną nie wystawiaj języka po zawartość przypominam sobie jedną z zasad jakie kiedyś mnie obowiązywały.
Dalej moje ciało zaczyna wić się w rytm muzyki. Wszystko zaczęłobyć takie znajome zapach, dźwięk, światła. Czuje na sobie spojrzenia, ale nie przejmuje się tym. Jestem teraz tylko ja. Kiedy muzyka zaczyna prowadzić moje ciało, odczuwam wir emocji. To jak wędrowanie przez światło i cienie, czując się jednocześnie potężnie i delikatnie. Euforia tańca łączy się z poczuciem harmonii i pełni, tworząc wewnętrzną siłę i spokój. Jakieś dłonie lądują w mojej talii co momentalnie wyrywa mnie z tańca.
- Śliczna jesteś - odzywa się Lucyfer, a ja sztywnieje ze strachu, aczkolwiek po chwili pozwalam by docisnął moje placy do swojej klatki piersiowej. Pozwalam porwać się w rytm jego ruchu.
Muzyka naglę przestała grać, ale jego dłonie nie puszczają mojej tali.  Stało się przeraźliwie głucho. A wszyscy patrzą na stanowisko DJ. DJ jest wysokim ciemnoskórym chłopakiem. Podnosi mikrofon. Jego ruchy są wyważone, a oczy skupione na tłumię. Po chwili jednak zauważa Lucyfera i uśmiecha się porozumiewawczo do niego. Robi mi się nie dobrze.
- Teraz proszę o uwagę. Widziałem w  tłumie zakochanych. – Serce zaczyna mi kołatać. Muszę stąd uciekać.
Z całej siły nadeptuje na stopę Lucyfera, on krzyczy zaskoczony i puszcza mnie. Pcham się jak najdalej od niego, ale ludzie nie pozwalają mi przejść. Za późno reflektor zaczyna szukać swoich ofiar. Byle się nie zatrzymał na mnie. Zatrzymuję się, niedaleko nas. Gdy czuję ścisk w płucach zdaje sobie sprawę, że wstrzymuje powietrze.
- O to nasi zakochani! – Krzyczy do mikrofonu DJ. Wszyscy zaczynają klaskać, gwizdać. Zakochana para całuję się i idzie do miejsca dla VIP. Młodzi, szczęśliwi, zadowoleni i pełni radości. Nie wiedzą co tam ich czeka. Dostaje dreszczy, gdy sobie to przypomnę. Złość wypełnia moją głowę i chce ich zatrzymać, ale nie mogę. Sami przypieczętowali swój los. Nie muszą tam iść, ale sami chcą. Przełykam gule goryczy i zaczynam lawirować między ludźmi. Zatrzymuję się przed barem. Obracam się wypatrując się w VIP.
Muzyka znowu rozbrzmiewa w sali. Podchodzę do baru. Kurtyna do części VIP zostaję odsłonięta i dostrzegam Demona z blondyną na kolanach. Coś wewnątrz mnie skręca się na ten widok. Przez chwile obserwuje jak wpycha dziewczynie jezyk do buzi, a jego dlonie wpycha pod kusą spodniczkę. Nie czuje gniewu, wstrętu, bo wcześniej był taki... Naginał zasady, bo mógł, chciał... Kurtyna opada, a ja jeszcze wpatruję się miejsce, gdzie widziałam Demona. Mrugam parokrotnie.
Nie mogę stracić celu.
Odetchycham z ulgą, kiedy moje spojrzenie przypadkowo napotyka na pustą tacę. To doskonała okazja, aby znaleźć pretekst do omijania barmana. Zdecydowanie podchodzę w tamtym kierunku, unosząc tacę i udając, że szukam jej właściciela. Moje kroki są pewne, a serce bije mi szybciej z determinacją, gdy zbliżam się do drzwi przy barze. Barman nie zwraca na mnie uwagi.
Przechodzę przez drzwi mijajac inna kelnerkę, która tylko marszczy brwi, ale nic nie mów. Idę do końca korytarza i wchodzę na metalowe schody na samą górę. Stukot kroków na metalowych schodach ginie pośród głośnej muzyki. Dochodzę na pierwsze piętro i idę długim czerwonym korytarzem z drzwiami do prywatnych pokoi. Na samym końcu korytarza znajduje się gabinet.
Przechodzę szybkim krokiem do końca korytarza, ale drzwi do gabinetu otwierają się gwałtownie. Zatrzymuję się przy pierwszych lepszych drzwiach i próbuje je otworzyć udając pijaną.
- Palant! Debil! - odzywa się wściekła dziewczyna blond włosach. - Idiota!
Z gabinetu wylatuje jakiś łysy chłopak ze znudzona miną skupiający się na dziewczynie.
- Uspokój się! - Krzyczy na nią, doskakuje do niej w kilku susach i chwyta gwałtownie. - Zamknij się!
- Puszczaj mnie! - Dziewczyna uderza w polik chłopaka i schodzi szybko po schodach. Głowa chłopaka odskakuje na bok, a na poliku tworzy się czerwony ślad. Chłopak również schodzi na dół z wkurzona miną.
Wpuszczam powietrze i szybkim krokiem skręcam odległość do gabinetu.
W gabinecie panuje duszno, a światło Ledów rozświetla każdy kąt. Szare ściany doskonale kontrastują z czarnymi meblami, tworząc elegancką atmosferę. Na wprost, w rogu pomieszczenia, znajduje się duże biurko, otoczone kilkoma regałami z segregatorami. Po przeciwnej stronie znajduje się szklany stolik z odciskami, kanapa z rozrzuconymi poduszkami oraz mini bar. Dostrzegam również dwa monitory jeden z kamerami, oraz drugi wygaszony. Nie zawracam sobie tym głowy. Nie będę tracić czasu na zgadniecie hasła, które zmienia się co miesiąc. Przeszukuję biurko, szuflady, ale nie znajduję tego czego potrzebuje. Podchodzę do regałów i szybko przeszukuję nazwy segregatorów. Po kilku minutach znajduje segregator podpisany jako wynajem lokalu. Szukam listy wynajmu lokalu sprzed około dwóch lat na imprezę świąteczną. Tracę kolejne cenne minuty przeszukującą dokumenty z nazwiskiem zleceniodawcy, ale wszystkie dane odnośnie danych osobowych są zaszyfrowane przez algorytm. Zaciskam zęby wściekła. Sprawdzam listę dostawców, ale oprócz nazwisk jakie sama znałam nic, więcej nie znajduję. Szybko odkładam segregator i wychodzę z pokoju. Wracam do sali klubu.
Przechodząc przez tłum, skierowany ku wyjściu, nagłe ukłucie w moim ramieniu przykuwa moją uwagę. Gwałtownie odwracam głowę, zauważając niewielką kroplę krwi. Mimo uczucia skrępowania i bólu, kontynuuję posuwanie się do przodu, przeciskając się przez tłum. Chociaż incydent wywołuje we mnie zaniepokojenie. Muszę wyjść stąd jak najszybciej. Światła wirujace w sali oraz głośna muzyka sprawia, że krzywię się od ilość bodźców. Dostrzegam kątem oka rudą kitkę. Odwracam się w tamtym kierunku.
Widzę zakrwawioną Scarlett stojącą kilka kroków ode mnie. Dotyka krwawiącego brzucha i patrzy z pogardą na krew. Wyciąga rękę w moim kierunku i dotyka mojej twarzy. Dostaję dreszczy. Uśmiecha  się przy tym słodko, obraca się i idzie kręcąc prowokująco biodrami.
Nie mogę jej stracić z oczu. Przebijam się przez tłum tańczących. Widzę gdzieś ją, ale znika z oczu tak samo szybko jak się pojawiła. Słyszę jej szept w głowię „baw się za nas obie”. Ulegam jej. Tak jak zawsze ulegałam. W pomieszczeniu sufit się świeci. Wygląda jak rozgwieżdżone niebo. Tańczę w rytm dzikiej muzyki. Tańczę z jednym chłopakiem, później z drugim. Jednak w głowie wciąż mam słowa Scarlett.
Nie wiem ile to trwa. Patrzę na sufit i uświadamiałam sobie, że balony wciąż przybywają na sufit. Lecę do tyłu i wpadam na jakąś osobę.  Odwracam się ze śmiechem, ale zamieram. On też. Wysoki, szatyn, o srebrno-czarnych oczach ze zwężonymi źrenicami. Umięśniony, pod marynarką ma kaburę pistoletu.
Wszystko cichnie, wszystko przestaje istnieć, nawet bicie mojego serca. Nie umiem powstrzymać drżenia rąk. Zaczynam się trząść. On nie może oderwać spojrzenia ode mnie. Czuję niemal jego ciepły dotyk na skórze, wydobywa się jęk z moich ust. Ale chwilę później patrzy na moją szyję, dłonie oraz fryzure. Wypuszcza wstrzymane powietrze. Dotykam szyi. Nie ma naszyjnika. Na dłoniach mam dużo pierścionków. Nie poznaję mnie. 
Uśmiecha się z ulgą oraz z widocznym żalem. Ból w jego oczach jest niczym cios w brzuch. Nie poznał mnie. Demon mnie nie poznał. Ręce mi się spociły, wycieram je o sukienkę. Przełykam ślinę, duszno mi. Idę do wyjścia chwiejnym krokiem. Czuję się jakby oberwała w brzuch. Potykam się. Ląduję na podłodze. Czuje jak ktoś przez przypadek stąpa na mnie. Podnoszę się z ziemi. Wstaję na drżących nogach. Ktoś na mnie wpada i znowu upadam. Jestem na czworakach, podłoga faluję mi przed twarzą. Czuję jak zbiera mi się na wymioty. Nie potrafię utrzymać równowagi. Czuję ciepłe silne ręce, które łapią mnie w tali i pod zgięciami kolan. 
Ktoś podnosi mnie z ziemi i niesie. Słyszę równe bicie serce. Słyszę jak muzyka cichnie, osoba wzdycha ciężko. Przytyłam? Nie odżywiałam się dobrze od jakiegoś czasu, ale bez przesady. Próbuję podnieść głowę, ale jest ciężka i chyba ołowiana. Czuję jak próbuje otworzyć drzwi. Klnie, a ja się krzywię. Widzę chodnik mało wyraźnie. Staram się nie stracić przytomności, ale powieki robią się takie ciężkie.
- Zaopiekuje się Tobą - odzywa się nieznany mi głos, od którego mam ciarki. Chce uciec, ale moje ciało jest zbyt ciężkie na jakikolwiek ruch.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro